0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Wiktor Kubiak / Agencja Wyborcza.plWiktor Kubiak / Agen...

Kiedy pan Sławek, ojciec trójki dzieci, zginął, spadając z dachu budowy, okazało się, że nikt go oficjalnie nie zatrudniał. Co na to Państwowa Inspekcja Pracy? Uwierzyła w wyjaśnienia pracodawców i zamknęła sprawę. Nadinspektor Ryszard Andrzejczak z Okręgowej Inspekcji Pracy w Gdańsku wyjaśniał "Dziennikowi Bałtyckiemu”, że to „skomplikowany przypadek":

„Poszkodowany zgłosił się do pracy w imieniu innego podmiotu. Podmiotem była jednoosobowa firma, która wystawiła fakturę. Jednak osoba, prowadząca tę firmę, oświadczyła, że nie miała nic wspólnego z zatrudnieniem poszkodowanego".

„Badanie, dlaczego firma wystawiła wobec tego fakturę, to już sprawa dla Izby Skarbowej, a nie inspekcji pracy” - zakończył nadinspektor.

Przeczytaj także:

Dobre prawo, które nie działa

Grzegorza Ilnickiego, prawnika specjalizującego się w sprawach z zakresu prawa pracy, taka reakcja inspektora nie dziwi.

„O ile sama litera prawa jest w Polsce przyzwoita, to realne gwarancje jego egzekwowania się pogarszają”

- mówi OKO.press Ilnicki.

Jego zdaniem Państwowa Inspekcja Pracy jest instytucją niedofinansowaną i zaniedbaną jeśli chodzi o narzędzia do walki z patologiami na rynku pracy: „Wynika to między innymi z panującego od wielu lat prymatu dobra przedsiębiorcy nad dobrem pracownika. Takie podejście ma gwarantować powodzenie gospodarce, a każda kontrola w tej opowieści to zło konieczne".

„Być może pod wpływem tego klimatu politycznego PIP wyspecjalizowała się w tłumaczeniu, że nic nie może zrobić"

- mówi Ilnicki.

I dodaje: „Jest firma, która regularnie zalega z przyznawaniem ludziom urlopów. Co robi inspektor? Wlepia prezesowi międzynarodowej korporacji 1000 zł mandatu i uznaje sprawę za zamkniętą. Innym razem nakazano uzupełnienie regulaminu wynagradzania - pracodawca przez 3 lata tego nie zrobił, ale nikt tego nawet nie sprawdził”.

„Wiem, że pracownicy PIP są przeciążeni, że jest ich zdecydowanie za mało i zarabiają niewiele. Czy można w takim kontekście wymagać od kogoś dobrej pracy?” - pyta prawnik.

Inspektorka PIP: żyjemy dla statystyk

Zdaniem inspektorki PIP - woli zachować anonimowość - sytuacja finansowa w PIP w ostatnich latach bardzo się poprawiła, ale i tak nie udało się rozwiązać najbardziej palących problemów: skrajnej biurokratyzacji i pogoni za oderwanymi od rzeczywistości statystykami.

Na czym polega ten system? Inspektorka tłumaczy OKO.press:

"Inspektor rozliczany jest z liczby kontroli. Czy poprawi w jakiś sposób byt pracownika, czy coś wyegzekwuje, to z punktu widzenia statystyk zupełnie nieistotne. Cenniejsze jest odwalenie dziesięciu kiepskiej jakości prostych kontroli, niż jedna solidna, która przyniesie efekty".

Czy z tego błędnego koła jest jakieś wyjście? Zdaniem inspektorki - nie. Przynajmniej w aktualnym systemie, napędzanym przez rozbudowany aparat administracyjny Głównej Inspekcji Pracy: „To około 200 pracowników, którzy zajmują się mieleniem i przetwarzaniem statystyk. Zarabiają za to o wiele więcej niż inspektorzy pracujący w terenie".

"Nadzorująca Inspekcję Rada Ochrony Pracy jest instytucją zupełnie oderwaną od rzeczywistości, a PIP jest jak święta krowa, nie można się jej czepiać. Co roku przedstawia coraz piękniejsze sprawozdania, także oderwane od realiów, a okupione wielkim kosztem: obywatele nie mogą liczyć na pomoc instytucji, która zajęta jest produkowaniem cyferek i wykresów".

Walka ze śmieciówkami to mit

Zdaniem inspektorki jednym z najważniejszych problemów, z którymi PIP sobie nie radzi, jest uśmieciowienie rynku pracy.

[tab tekst="Czym są "śmieciówki"?"]

„Śmieciówkami” nazywa się potocznie umowy cywilnoprawne (umowa zlecenie, umowa o dzieło) używane niezgodnie z ich właściwym przeznaczeniem, które nie dają pracownikowi praw gwarantowanych przez Kodeks pracy (zasiłek chorobowy, płatny urlop wypoczynkowy, macierzyński, ochrona przed zwolnieniem etc.)

Do 2016 roku umowa zlecenie nie była objęta obowiązkowym ubezpieczeniem społecznym, zmianę wprowadzono jeszcze z inicjatywy rządu PO-PSL. Umowa o dzieło wciąż nie gwarantuje jednak zleceniobiorcy ani prawa do emerytury, ani o ubezpieczenia w publicznej ochronie zdrowia.

Niedawno informowaliśmy, że Archidiecezja Krakowska, którą kieruje abp Jędraszewski, zwolniła z pracy bez uprzedzenia kilka pracownic. Okazało się, że zatrudnione były na umowie o dzieło. Media szczególnie podkreślały fakt, że zwolnione kobiety miały na utrzymaniu rodziny.

Kuria zamieściła wkrótce kuriozalne wyjaśnienie – zwolniono tylko kobiety niezamężne. Do PIP skierował sprawę Rzecznik Praw Obywatelskich.

PIP uznał, że umowy cywilnoprawne są jak najbardziej adekwatne, a o dyskryminacji nic nie wiadomo, bo kuria usunęła informację ze strony, a pracownice nie zostały poinformowane, dlaczego je zwolniono. Nakazano kurii lepsze ewidencjonowanie godzin pracy. I już.

„Z mojego doświadczenia wynika, że jeśli ktoś zgłasza do Inspekcji, że niesłusznie zatrudniono go na śmieciówce, to PIP stanie na głowie, żeby mu udowodnić, że jednak słusznie. Albo powiedzą, że nie mogą się tym zająć, bo nie mają do tego kompetencji"

- mówi Ilnicki.

Inspektor pracy może wystąpić jako pełnomocnik "uśmieciowionego pracownika" przed sądem pracy, wytaczając powództwo o ustalenie stosunku pracy, ale inspektorka, z którą rozmawia OKO.press, nie ma złudzeń:

„Żaden normalny inspektor się na to nie zdobędzie.

Po pierwsze: mało który jest do tego przygotowany merytorycznie; po drugie: w tym czasie musi robić kontrole i wyrabiać statystyki - tylko wtedy dostanie nagrody, które są znaczną częścią naszego budżetu. Na śledztwa i długotrwałe trudne postępowania nikt nie ma czasu. Łatwiej powiedzieć: nie da się".

Zatrudniać na czarno? Jasne

Problem nielegalnego zatrudniania, szczególnie cudzoziemców, również wymyka się spod kontroli.

„Czytam: 400 tys. cudzoziemców zarejestrowanych w ZUS i płaci składki. Hurra! To znaczy, że 1,6 mln pozostałych przyjechało do Polski wypoczywać nad morzem?” - pyta inspektorka. I dodaje: „Skala naszej działalności w ogóle nie jest dostosowana do skali zjawiska".

Niedostosowane do aktualnego napływu imigrantów jest zresztą całe państwo, zaczynając od urzędów wojewódzkich, na których decyzję imigranci czekają nawet 3 lata.

Inspekcja wymaga inspekcji

Według naszych rozmówców Państwowa Inspekcja Pracy nie radzi sobie również z nieprawidłowościami wewnątrz instytucji.

Przypadkami nierównego traktowania w zatrudnieniu zajął się sąd. Inspektorka: „Są wyroki w kilku okręgach pokazujące, że dysproporcje na równorzędnych stanowiskach sięgały nawet kilku tys. zł. Bywało też, że na niższym zarabiało się o wiele więcej niż na wyższym stanowisku - uczeń zarabiał więcej niż mistrz".

Jak ratować Państwową Inspekcję Pracy? Zdaniem Grzegorza Ilnickiego kosmetyczne zmiany nic nie dadzą. Zgadza się z nim inspektorka. „Trupa leczyć się nie da. Trzeba stworzyć nową instytucję, tym razem w oparciu o realne potrzeby obywateli".

„PIP oprócz solidnego dofinansowania potrzebna jest radykalna zmiana kultury organizacyjnej” - twierdzi Ilnicki. „Potrzeba osoby z zewnątrz, która spojrzy na tę organizację z perspektywy jej zadań, a nie zwyczajów i nawyków”.

Jakie rozwiązania mogłyby istotnie poprawić funkcjonowanie PIP? Poza odejściem od biurokracji i rozszerzeniem kompetencji:

  • kadencyjność Głównego Inspektora Pracy - obecnie jego pozycja jest niestabilna, w przeciwieństwie np. do prezesa NIK może w każdej chwili zostać odwołany „Taka osoba jest uzależniona politycznie i nie jest skora do ryzyka ani narażania się politykom czy wpływowym biznesmenom”;
  • wprowadzenie domniemania istnienia stosunku pracy - w sytuacji jeśli strony nic nie ustaliły na piśmie.

A tymczasem, co mogą zrobić pracownicy, którzy zawiedli się na PIP?

„Są takie rodzaje spraw, np. zatrudnienie na czarno albo nadużywanie umów cywilno-prawnych, które lepiej zgłosić do ZUS - są dużo skuteczniejsi i bardziej zdecydowani w prowadzeniu kontroli. Inaczej niż w PIP, w ZUS nie ma obaw przed stosowaniem prawa” - radzi Ilnicki.

;

Udostępnij:

Marta K. Nowak

Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).

Komentarze