PiS stanął na głowie, żeby medialnie „przykryć” 30. rocznicę wyborów 4 czerwca 1989 roku. Wyciągnął z rękawa kolejno: rocznicę pielgrzymki Jana Pawła II, rocznicę upadku rządu Jana Olszewskiego oraz rekonstrukcję rządu. Za co PiS nie lubi tego właściwego 4 czerwca?
Takie spiętrzenie medialnych wydarzeń konkurencyjnych wobec wielkich obchodów 30. rocznicy pierwszych częściowo wolnych wyborów trudno uznać za przypadek – rząd wyraźnie chce odciągnąć uwagę obywateli od tej rocznicy.
Dlaczego jednak w ogóle PiS miałby umniejszać jej znaczenie? Ostatecznie przecież to one zapoczątkowały drogę do w pełni demokratycznej III RP, a więc także — do zwycięstw wyborczych partii Kaczyńskiego.
Niechęć polityków PiS do tej rocznicy ma jednak zarówno powody praktyczne, jak i symboliczne.
Z praktycznego punktu widzenia jest to święto dużej części antypisowskiej opozycji. Jej politycy skwapliwie to wykorzystują.
W wyniku wyborów 4 czerwca premierem został Tadeusz Mazowiecki, jedna z najważniejszych postaci utworzonej w grudniu 1990 roku Unii Demokratycznej (a później Unii Wolności). Wielu polityków dawnej UW to dziś ważni działacze Platformy Obywatelskiej. Obchody 4 czerwca w Gdańsku stały się ich festiwalem. Na pierwszych miejscach występowali tam najważniejsi politycy opozycji, z Grzegorzem Schetyną na czele. Wystąpienie na wiecu wygłosił Donald Tusk. Taki dobór głównych twarzy obchodów sprawia, że w medialnych przebitkach obchody są właściwie nieodróżnialne od kolejnej konwencji Koalicji Europejskiej.
Tymczasem władza zdecydowała się tylko na niskiej rangi upamiętnienie w Senacie (w 1989 roku w pełni wolne były wybory do nowo powstałego wówczas Senatu i tylko częściowo wolne do Sejmu).
4 czerwca to także symbol III RP, którą partie Kaczyńskich zwalczały niemal od początku. Chociaż bracia Kaczyńscy odegrali pewną rolę w tworzeniu podstaw ustrojowych III RP - zarówno jako uczestnicy rozmów Okrągłego Stołu, jak i później bliscy współpracownicy Lecha Wałęsy - to szybko, kiedy nie spełniły się ich sny o władzy, zostali jej krytykami. (O drodze Lecha Kaczyńskiego pisaliśmy w OKO.press.) Od upadku rządu Olszewskiego, który współtworzyło Porozumienie Centrum, obaj bracia pozostawali na uboczu głównego nurtu polskiej polityki. To wtedy zaadoptowali niechęć do Okrągłego Stołu oraz III RP.
W wyrafinowanej postaci oznaczało to zaakceptowanie teorii dwojga socjologów - prof. Andrzeja Zybertowicza, który pisał o przejęciu państwa przez postkomunistyczne służby specjalne (więcej o tym pisaliśmy tutaj), oraz prof. Jadwigi Staniszkis, która pisała o „postkomunizmie” jako nie w pełni demokratycznym typie ustroju, w którym majątki i dostęp do życia publicznego rozdaje się według niejasnych reguł.
Dla Kaczyńskich Okrągły Stół stał się symbolem zdrady dokonanej przez część solidarnościowych elit, z Lechem Wałęsą - którego wówczas nienawidzili i zwalczali - na czele.
Mówili i pisali nieustannie o korupcji w III RP, nieuczciwej prywatyzacji i wpływach tajnych służb na życie publiczne. Lustracja, dekomunizacja oraz walka z „układem” oraz „szarą siecią” niejasnych powiązań były głównymi tematami politycznymi Kaczyńskich na początku lat 2000. i przyniosły im zresztą na krótko władzę w latach 2005-2007.
Władza nie ma więc powodów, żeby czcić rocznicę wyborów 4 czerwca, a ma za to dobre powody, żeby postarać się, aby miała ona jak najmniejszy społeczny oddźwięk. Wymyśliła więc trzy sposoby, żeby ją „przykryć” - czyli sprawić, żeby przestała być głównym tematem mediów.
">mówił o „porozumieniu” oraz „obudzeniu milczącej większości” (w domyśle: głosującej na PiS). „Reprezentujemy, mam nadzieję, większość Polaków” - mówił premier, nieco mijając się z prawdą (w wyborach do Europarlamentu w maju PiS otrzymał 45 proc. głosów).
W chórze polityków PiS wyróżnia się - zazwyczaj zajmujący bardziej neutralne stanowisko w kwestiach historycznych - prezydent Andrzej Duda. Podczas spotkania b. prezydentów w Gdańsku Zofia Romaszewska, doradczyni Dudy, odczytała list, w którym prezydent pisał:
„Pamiętam, jak stałem wtedy w koszulce z nazwiskiem kandydata opozycji, dobrze wam zwanego Jana Rokity z Krakowa i zachęcałem do głosowania na opozycję. Choć tamte wybory nie były wolne, wierzyliśmy, że na naszych oczach rodzi się wolna Polska. Nie wiedzieliśmy jak wielkie różnice podzielą wkrótce wybitnych wspaniałych ludzi, którzy byli twórcami wolnej Polski”.
Duda wymienił także wśród zasłużonych dla wolności postaci nazwiska Lecha Wałęsy, Adama Michnika czy Zbigniewa Bujaka - przeciwników PiS. Na uroczystym posiedzeniu Senatu prezydent mówił, że wybory to „wielkie zwycięstwo”.
W Senacie w umiarkowany sposób wypowiadał się również premier, podkreślając, że wybory były ważne - ale nie najważniejsze.
„Śmiało mogę sam przyznać, że były niezwykle ważnym krokiem na drodze ku wolności, ku wolnym wyborom, w pełni wolnym wyborom, które odbyły się dwa i pół roku później, w 1991 roku, i w wyniku których powołany został pierwszy rząd wyłoniony właśnie przez parlament wybrany w całkowicie wolnych wyborach - rząd premiera Jana Olszewskiego, z którym to rządem wiąże się inna data 4 czerwca, o której też powinniśmy pamiętać i dlatego właśnie nasza historia III Rzeczpospolitej jest taka pokręcona, niełatwa. I ten drugi 4 czerwca 1992 roku to był właśnie bardzo smutny 4 czerwca”.
Równocześnie jednak PiS powtarzał opowieść o zdradzie i przegranej. W „Kwadransie politycznym” Marek Suski (PiS) mówił o „zgniłym kompromisie” i że komuniści przeszli „suchą nogą” przez początek nowej ery.
„Bardziej święto komuny niż święto wolności” - dodał.
Także prezes IPN dr Jarosław Szarek - który we wrześniu 2018 roku porównał Okrągły Stół do Jałty, czyli do wydarzenia będącego symbolem zniewolenia Polski przez obce siły - podkreślił, że w wyborach nie chodziło o „wyzwolenie się z komunistycznego systemu”. Według niego wybory „elementem konstrukcji, żeby ludzie systemu komunistycznego zachowali swe wpływy”.
Jest to, dodajmy, nieprawda. Jak pisaliśmy wielokrotnie, nie ma żadnych dowodów na spisek przy Okrągłym Stole ani na żaden tajny układ pomiędzy komunistami oraz stroną opozycyjną.
Jak widać, taka ma być jednak „pamięć narodowa” w czasach rządów PiS.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze