0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Wyborcza.plFot. Dawid Żuchowicz...

W tekście zamieszczonym 20 sierpnia 2024 w OKO.press minister Maciej Gdula robi co może, by wykręcić się półprawdami od krytyki, która zewsząd spada na projekt ustawy o PAN forsowany przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Pan minister apeluje o dyskusję opartą na argumentach. Bardzo proszę, są poniżej.

„Minister Dariusz Wieczorek zaplanował demontaż i degradację Polskiej Akademii Nauk. Motywem przewodnim rządowego projektu jest centralizacja, likwidacja procesów demokratycznych, ubezwłasnowolnienie władz PAN i upłynnienie zasobów” – napisał w OKO.press 14 sierpnia prof. dr hab. Dariusz Jemielniak, wiceprezes PAN, ostro krytykując projekt ustawy o PAN przygotowany przez Ministerstwo Nauki. Kilka dni później na stronie PAN ukazało się oświadczenie, porównujące projekt do „rozwiązań z państw totalitarnych”. 20 sierpnia w OKO.press na zarzuty krytyków odpowiadał wiceminister resortu nauki dr hab. Maciej Gdula. Dziś głos w dyskusji na naszych łamach zabiera prezes PAN prof. Marek Konarzewski*.

Ustawa o PAN według węgierskiego modelu

Minister Gdula wielce się oburza na porównanie rozwiązań zapisanych w projekcie ustawy o PAN z zapisami ustawy, którą rząd Viktora Orbána zdemolował Węgierską Akademię Nauk (MTA). Paralele są aż nadto widoczne. Na wyraźne życzenie pana wiceministra z największą chęcią ten wątek rozwinę.

Zacznijmy od podporządkowania MTA węgierskiemu ministrowi do spraw nauki, co też zakłada projekt MNiSW. Zatem mamy mieć Budapeszt nad Wisłą, czyż nie tak? Warto przy tym z całą mocą podkreślić, że we wszystkich krajach Europy Zachodniej i w USA narodowe akademie nauk cieszą się pełną autonomią i brakiem bezpośredniego podporządkowania pod agendy rządowe będące odpowiednikiem Ministerstwo Nauki (lub innych ministerstw).

W części państw, do których statusu aspirujemy (na przykład USA, Wielka Brytania, Francja), akademie usytuowane są jako bezpośrednie zaplecze eksperckie dla naczelnych organów władzy ustawodawczej bądź wykonawczej.

Taką też rolę pełni i w przyszłości nadal pełnić powinna PAN.

Tymczasem, co wielce symptomatyczne, w projekcie ustawy uchylony został aktualnie obowiązujący zapis, zgodnie z którym „Zgromadzenie Ogólne Akademii może wypowiadać się w sprawach istotnych dla Narodu i Państwa”, co wprost podważa kluczową rolę Polskiej Akademii Nauk jako bezpośredniego zaplecza naukowego rządu. O usunięciu tego zapisu pan Minister w swoich wystąpieniach nie wspomina. Zamiast tego, szermuje ogólnikami, łatwo kojarzącymi się z kolektywizacją, pisząc, że dzięki ustawie, PAN „dołącza do uniwersytetów i szkół wyższych nadzorowanych przez MNiSW”.

Węgierski minister nauki rozdziela finansowanie instytutów za pośrednictwem powoływanej przez siebie rady. Faktycznie, w tym zakresie Ministerstwo Nauki wykazało się kreatywnością, bo u nas minister będzie rozdzielał pieniądze bez pośredników. Łatwo przewidzieć, czym się to skończy. Gdyby ustawa MNiSW funkcjonowała rok temu, Instytutu Filozofii i Socjologii PAN już by nie było. Czyż nie mamy do czynienia z próbą orbanizacji PAN, bo przecież kto dzieli pieniądze, ten jak na Węgrzech – ma władzę, nieprawdaż?

Pan minister apeluje również o dialog. Tyle że w praktyce wygląda on dokładnie tak, jak na Węgrzech.

Wszystkie postulaty zmian zgłaszanych przez węgierskich akademików do projektu tamtej ustawy były przyjmowane przez rządzących z udawaną życzliwością, a następnie ignorowane. Przykładem tego jest stanowisko Prezydium MTA z dnia 11 września 2018 roku, w którym znalazł się następujący passus: „Uważamy, że demontaż lub nawet restrukturyzacja sieci badawczej Akademii w drodze jednostronnych działań jest nieakceptowalna”.

U nas działo i dzieje się tak samo, jak na Węgrzech.

Świadkami tego byli członkowie zgromadzenia PAN, którym Minister Wieczorek obiecał – między innymi – zachowanie niezależności kanclerza PAN od ministra. I co? Okazuje się, że kanclerz co prawda będzie powoływany na wniosek prezesa PAN, ale minister będzie mógł go odwołać, gdy stwierdzi „nienależyte wykonywanie obowiązków”. Czysty woluntaryzm! W dodatku kanclerz ma być całkowicie niezależny od prezesa PAN. To tak, jakby kanclerz uczelni wyższej zarządzał jej finansami bez oglądania się na rektora. O tym kuriozum – rzecz jasna – minister Gdula nie wspomina.

Minister Gdula akceptuje zarządczy nieład

Wreszcie nieostatnia, ale warta podkreślenia, paralela z sytuacją na Węgrzech, sprowadzająca się do braku jakiegokolwiek wpływu tamtejszej korporacji na funkcjonowanie instytutów.

W Polsce istniały podwaliny zarządczego oddziaływania korporacji na instytuty, choćby w postaci ich ocen dokonywanych przez wydziały PAN. Tyle że te oceny – podobnie jak funkcje zarządcze prezesa PAN – były fikcją. W ten sposób utrwalił się niespotykany nigdzie na świecie nieład zarządczy, w którym dyrektorzy instytutów – o ile nie popełnią przestępstwa – odpowiadają jedynie przed „przed Bogiem i historią”.

Temu rozwiązaniu najwyraźniej minister Gdula przyklaskuje, powołując się przy tym na „projekt” ustawy o PAN autorstwa dyrektorów zrzeszonych w Porozumieniu Instytutów Naukowych PAN, będący w rzeczywistości dwustronicowym (!) załącznikiem do czołobitnego listu wysłanego przez to grono do ówczesnego ministra Jarosława Gowina. Tymczasem brak nadzoru merytorycznego kończy się tak, jak w Instytucie Parazytologii PAN (IP PAN), o którym zresztą pisze minister Gdula.

Kto więc ma skutecznie wkraczać w zarządzanie instytutami, gdy – tak jak w IP PAN – dochodzi do nieprawidłowości? O tym ministerialny projekt ustawy milczy. Wobec braku efektywnych narzędzi zarządczych z pewnością nie podejmie się tego korporacja PAN. Dlatego też, jeśli utrzymane zostaną zapisy ustawy całkowicie niszczące wpływ korporacji na instytuty, będę proponował rozważenie rezygnacji z powoływania dyrektorów instytutów za pośrednictwem korporacji i prezesa PAN.

Nie chcę jako prezes i korporant brać odpowiedzialności za działania dyrektorów, na które jako instytucja nie będziemy mieli żadnego wpływu.

Ustawa o PAN, czyli zmiany na opak

W swoim artykule minister Gdula stroi się w piórka krzewiciela demokracji w szeregach pracowników instytutów PAN, jego zdaniem zdominowanych przez korporantów. Najważniejszego remedium, które ma wyzwolić środowisko instytutów spod tego ucisku, upatruje w propozycji włączenia dyrektorów instytutów w skład Zgromadzenia Ogólnego PAN (z głosem stanowiącym także przy wyborze korporantów). Takie „nowatorskie” rozwiązanie nie funkcjonuje nigdzie na świecie. Tak jak recenzji profesorskich nie piszą osoby bez tytułu naukowego, tak i o członkostwie w PAN nie powinny decydować osoby spoza korporacji.

Członkostwo w akademii nauk jest najwyższym honorem akademickim i może być przyznane wyłącznie przez samych korporantów.

Równie nieprzemyślana i zdradzająca brak wiedzy zarządczej oraz znajomości struktury PAN jest propozycja poszerzenia składu prezydium PAN o 20 dyrektorów instytutów. Natomiast, zgodnie z projektem ustawy, w składzie prezydium zabraknie prezesów oddziałów PAN – regionalnych struktur Akademii. Należy dodać, że prezydium PAN podejmuje kluczowe uchwały w sprawach dysponowania majątkiem kancelarii PAN, który jest odrębny od majątku instytutów. Zatem dyrektorzy instytutów staną się de facto zarządcami nieswojego majątku.

W dalszej części tekstu jest już tylko gorzej. Wiceminister Gdula zarzuca aktualnemu kierownictwu PAN bierność w sprawie prof. Barbary Engelking zatrudnionej w IFiS PAN. Tymczasem po tym, jak ówczesny minister pozbawił IFIS finansowania, to ja – z własnej inicjatywy – zdecydowałem o przyznaniu instytutowi bezzwrotnej pomocy ze środków kancelarii PAN w wysokości 900 tys. zł. Uwagi wiceministra o braku zaangażowania Akademii w życie publiczne można zbyć, bo nasz głos publiczny został właśnie pięknie omówiony przez prof. Andrzeja Rycharda w artykule zamieszczonym w „Gazecie Wyborczej”.

Czego nie mówi wiceminister

Minister Gdula zarzuca kierownictwu PAN przemilczenia, w tym skrywanie mojego udziału w przygotowaniu projektu ustawy MNiSW. We właśnie wydanym oświadczeniu zamieszczonym na stronie PAN kategorycznie zdementowałem tę insynuację. Owszem, w dobrej wierze spotykałem się wielokrotnie z kierownictwem resortu, za każdym razem przedstawiając krytyczne uwagi do wstępnych projektów ustawy. W części tych rozmów brali także udział wiceprezes PAN, prof. Aleksander Welfe oraz byli prezesi Akademii – profesorowie Jerzy Duszyński, Andrzej Legocki i Michał Kleiber. Nasze argumenty pozostały bez echa. Stąd całkowita odpowiedzialność za zapisy spada na autorów projektu. Co zdumiewające, wciąż pozostają oni anonimowi! Zatem, panie ministrze, kto napisał ten projekt?

Minister Gdula przedstawia nowelizację ustawy również jako lek na konflikt, cytuję, „między Akademią i prezesem z jednej strony a częścią instytutów z drugiej”. Przy tym jako egzemplifikację tego konfliktu przytacza szeroko trudności z podziałem „historycznie największych środków, które ministerstwo przeznaczyło dla Akademii po latach niedofinansowania za rządów PiS”.

Otóż, owe „historyczne środki” nie wystarczyły nawet na pokrycie wzrostu płac i były o 7 punktów procentowych niższe niż zwiększenie finansowania uczelni! Co więcej, podziału tej dalece niewystarczającej sumy 180 mln zł nie dokonał – jak pan minister pisze – „Prezes i część dyrektorów”, tylko Rada Dyrektorów Jednostek Naukowych PAN – reprezentacja środowiska instytutów PAN zdefiniowana w statucie Akademii. Podważanie mandatu ustrojowych organów PAN przez urzędującego ministra pozostawię bez komentarza.

Fatalnych rozwiązań zapisanych w projekcie ustawy, a przemilczanych jest bez liku i nie ma tu miejsca na ich dokładne omawianie. Zainteresowanych odsyłam do strony internetowej PAN, gdzie zostały one poddane krytycznej analizie. Tu przytoczę in extenso tylko jeden zapis projektu, skrzętnie przemilczany przez Ministra M. Gdulę. Otóż projekt umożliwia skuteczne, jednorazowe pozbawienie PAN majątku.

Artykuł 25 projektu brzmi bowiem następująco:

„Prezes Rady Ministrów określi, w drodze zarządzenia, przeznaczenie składników majątkowych będących przed dniem wejścia w życie niniejszej ustawy w posiadaniu Szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i Prezesa PAN, przeznaczonych do realizacji zadań, które zostają przekazane niniejszą ustawą ministrowi właściwemu do spraw szkolnictwa wyższego i nauki”.

Taka regulacja umożliwia niczym nieskrępowane odebranie PAN dowolnych składników majątku. Może to dotyczyć, jak można się domyślać, atrakcyjnych gruntów oraz nieruchomości będących własnością PAN.

A zatem, jak zawsze, gdy nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze.

Reasumując, spełniając oczekiwania ministra Gduli, bez trudu przytoczyłem konkretne argumenty świadczące o orbanizacji i kolektywizacji PAN, które wynikają z zapisów projektu ustawy forsowanej przez MNiSW. Równie łatwo przyszło zdemaskowanie pozornej „demokratyzacji” PAN. Co najważniejsze – wbrew temu, co twierdzi w swoim tekście minister Gdula – krytyka projektu ustawy nie jest formułowana jedynie przez aktualne kierownictwo PAN. Świadczą o tym liczne artykuły prasowe autorstwa wielkich autorytetów (w kolejności alfabetycznej): Andrzeja Friszke, Ewy Łętowskiej, Andrzeja Pilca, Andrzeja Rycharda i Jana Woleńskiego. Trudno posądzać tych profesorów, że krytykując projekt ustawy MNiSW, mają w tym swój ukryty interes.

Jestem pewien, że siła argumentów środowiska Polskiej Akademii Nauk, a nie ministerialny argument siły, będzie decydował o przyszłości Polskiej Akademii Nauk.

*Marek Konarzewski – profesor nauk biologicznych, pracownik naukowy Uniwersytetu w Białymstoku, prezes Polskiej Akademii Nauk.

Tytuł, lead i śródtytuły od redakcji

;

Komentarze