0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Michal Ryniak / Agencja GazetaMichal Ryniak / Agen...

Frans Timmermans, w nowej Komisji Europejskiej odpowiedzialny za Europejski Zielony Ład, w wywiadzie dla włoskiego "La Repubblica" powiedział, że priorytetem UE powinna być walka z katastrofą klimatyczną. Bardzo wyraźnie zaznaczył, że wszystkie kraje UE będą musiały dostosować się do tego kierunku.

Według ostatnich doniesień Komisja Europejska planuje w ciągu dekady przeznaczyć ponad 3 biliony Euro na zieloną transformację i adaptację do zmian klimatycznych.

"Oczywiście są kraje z przemysłem, który bardziej zatruwa środowisko, takie jak Polska, i będą miały większe trudności z przeprowadzeniem zmian" - powiedział Timmermans.

"Jak nie praworządnością - to ekologią. Timmermans znów zapowiada nękanie Polski" - skomentował słowa europejskiego polityka jeden z prorządowych portali.

Jednak wcale nie o "nękanie" tu chodzi. Timmermans nawiązuje nie tylko do polskiego miksu energetycznego i emisji CO2, ale też do postawy i polityki klimatycznej władz ("Myślę o polskich konserwatystach i Niemcach z CDU, którzy boją się o swój przemysł").

Istotnie, rząd PiS jak dotąd nie tylko nie zalicza się do prymusów walki z katastrofą klimatyczną, ale jeszcze torpeduje starania UE w tej kwestii.

Przeczytaj także:

Innym maleje, nam rośnie

Rodzimi prawicowi krytycy często podkreślają, że Polska nie jest wcale największym emitentem CO2 w UE. Najbardziej dwutlenkiem węgla klimat niszczą Niemcy.

Warto jednak pamiętać, że gospodarka niemiecka jest większa od polskiej, a kraj jest ponad dwa razy ludniejszy. Na dodatek niemieckie emisje CO2 z roku na rok maleją, a polskie rosną.
Źródło: Wysokie Napięcie

Jak pisał we wrześniu 2019 roku portal „Wysokie Napięcie”, przyrost emisji per capita w 2018 roku był w Polsce wyższy nawet od Chin i Indii – w atmosferę wypuściliśmy 322,5 mln ton dwutlenku węgla, co dało nam niechlubne czwarte miejsce w Europie w rankingu emitentów. To znaczy, że w ciągu kilku najbliższych lat staniemy się trzecim największym w Europie emitentem CO2.

Natomiast największy spadek emisji w 2018 roku odnotowały właśnie Niemcy - 37 mln ton CO2, ponad połowę redukcji całej Europy.

Mimo spadku Niemcy wciąż emitują kilkakrotnie więcej na głowę mieszkańca niż np. Francja, której energetyka jest oparta na atomie (to kontekst, o którym należy pamiętać ilekroć słyszymy, że Niemcy są prymusem zielonej transformacji). Niestety, Polska i tak zostawia w tyle prawie wszystkich - nasze emisje per capita regularnie należą do najwyższych w Europie (można to śledzić na żywo pod tym adresem).

Zostajemy przy węglu

W lipcu 2019 roku Ursula von der Leyen, nowa szefowa Komisji Europejskiej, ogłosiła założenia Europejskiego Nowego Ładu. Są bardzo ambitne. Polityczka chce, by do 2050 roku Europa stała się „pierwszym neutralnym klimatycznie kontynentem” - ma pochłaniać tyle CO2, ile sama wyemituje. To zaś oznacza dekarbonizację europejskiej energetyki, bo to właśnie spalany węgiel i inne kopaliny są głównym źródłem emisji dwutlenku węgla.

Tymczasem polska energetyka wciąż węglem stoi, o czym mówi wydany w tym toku przez Forum Energii raport "Transformacja energetyczna w Polsce. Edycja 2019". Udział tej kopaliny w produkcji energii w Polsce w 2018 roku wyniósł 78,1 proc. To spadek zaledwie o 0,3 proc. w stosunku do 2017 roku.

Co prawda wydobycie węgla spada, ale rośnie jego import: w 2018 roku Polska sprowadziła - głównie z Rosji (ponad 78 proc.) - 19,67 mln ton węgla, o 52 proc. więcej niż w 2017 roku.

„Tradycyjna energetyka jeszcze długo będzie ważna w naszym systemie elektroenergetycznym” – mówił premier Mateusz Morawiecki w swoim exposé. „Nie godzimy się również na dyskryminację i nieuwzględnienie naszego punktu wyjścia. Musimy mieć pewne dostawy prądu” – dodał w innym momencie.

Komunikat był jasny, choć niewypowiedziany wprost: zostajemy przy węglu, choć Morawiecki ani razu tego słowa nie użył w swoim wystąpieniu.

Premier nie tylko nie podał daty odejścia od węgla, ale również nie zarysował – ani nawet nie zapowiedział – żadnego planu dekarbonizacji Polski.

Premier przeciw neutralności

Podczas rozmowy z "La Repubblica" Timmermans miał zapewne w pamięci to, że Morawiecki przyblokował już przyjęcie przez UE kursu na neutralność klimatyczną. Polska zrobiła to razem z Węgrami, Czechami i Estonią.

Ale według Tomasza Bieleckiego, brukselskiego korespondenta „Deutsche Welle” i „Gazety Wyborczej”, to właśnie polski sprzeciw był kluczowy. „Gdyby Polska zrezygnowała z swego weta, najpewniej i te kraje [Węgry, Czechy i Estonia] przyłączyłyby się do konsensusu” – napisał dziennikarz.

„Najważniejszy jest dla nas interes naszych obywateli, naszych przedsiębiorców, gospodarki i przemysłu. Polska rozwija się bardzo dobrze, ale nie możemy pozwolić na to, żeby ten rozwój teraz został stłumiony – żeby na Polskę włożono największe ciężary w zakresie polityki klimatycznej” – powiedział premier Morawiecki, wyjaśniając swoje stanowisko ze szczytu UE w wywiadzie dla PAP.

Nie wydaje się też, aby powołanie do życia Ministerstwa Klimatu, z Michałem Kurtyką na czele, zwiastowało przełom. Kurtyka, choć - co nie jest oczywiste na prawicy - nie ma wątpliwości, że za zmiany klimatyczne odpowiada człowiek, to jednak kieruje resortem od dość enigmatycznych kompetencjach (opozycja nazywa je fasadowym ministerstwem). W sprawie odejścia od węgla stosuje też raczej zachowawczą retorykę. W 2016 roku, gdy jeszcze był podsekretarzem w nieistniejącym już Ministerstwie Energii, mówił, że Polska może być liderem w obszarze „czystych technologii węglowych” (np. tzw. błękitny węgiel). „Ich umiejętne wykorzystanie pozwoli m.in. na zachowanie wysokiego stopnia bezpieczeństwa energetycznego opartego na krajowych zasobach paliw” – powiedział.

Od odejścia od węgla odżegnywał się również w lipcu 2019 roku prezydent Andrzej Duda. "Dążenie do neutralności klimatycznej powinniśmy rozumieć jako bilansowanie emisji CO2 z jego pochłanianiem, a nie postępującą za wszelką cenę dekarbonizację" - mówił na konferencji „People and Climate - Solidarity and Just Transition”.

"Nie widzimy podstaw do ogłaszania stanu wyjątkowego"

W kontekście tego wszystkiego symboliczne było zachowanie eurodeputowanych PiS podczas głosowania 28 listopada rezolucji Parlamentu Europejskiego (PE) ogłaszającej kryzys klimatu i środowiska naturalnego - zarówno w Europie, jak i na całym świecie.

W rezolucji PE oczekuje od KE tego, że wszystkie przyszłe projekty prawne i budżetowe UE będą miały na uwadze to, że koniecznością jest zatrzymanie globalnego wzrostu temperatury poniżej 1,5 st. C powyżej tego sprzed epoki przedprzemysłowej.

"Na pewno przyjęcie rezolucji zwiększa presję na premiera Mateusza Morawieckiego, by Polska wreszcie zgodziła się na przyjęcie przez całą UE celu neutralności klimatycznej do 2050 roku" - mówił OKO.press Marek Józefiak z Greenpeace Polska.

Rezolucja została przyjęta 429 głosami do 225. Od głosu wstrzymało się 19 parlamentarzystów.

Przeciwni byli wszyscy eurodeputowani PiS.

Czyli (jak podała "Wyborcza"): Adam Bielan, Joachim Brudziński, Ryszard Czarnecki, Anna Fotyga, Patryk Jaki, Krzysztof Jurgiel, Karol Karski, Beata Kempa, Izabela Kloc, Joanna Kopcińska, Zdzisław Krasnodębski, Elżbieta Kruk, Zbigniew Kuźmiuk, Beata Mazurek, Andżelika Możdżanowska, Tomasz Poręba, Elżbieta Rafalska, Bogdan Rzońca, Jacek Saryusz-Wolski, Beata Szydło, Grzegorz Tobiszowski, Jadwiga Wiśniewska, Witold Waszczykowski, Anna Zalewska i Kosma Złotowski.

Ale nie tylko - przeciw rezolucji zagłosowali również Jan Olbrycht (PO) i Marek Balt i Marek Belka (obydwaj z SLD).

Dzień później Balta i Belkę na antenie TOK FM tłumaczył Adrian Zandberg: "Rozmawialiśmy z nimi i okazało się, że w ferworze głosowań mylnie wcisnęli guziki. Złożyli wnioski, żeby ich głos został zmieniony, bo chcieli głosować za rezolucją".

Za przyjęciem rezolucji byli europosłowie PO: Magdalena Adamowicz, Bartosz Arłukowicz, Ewa Kopacz, Włodzimierz Cimoszewicz, Róża Thun i Danuta Hübner. A także eurodeputowani Wiosny: Robert Biedroń i Łukasz Kohut. "Za" była również niezrzeszona Sylwia Spurek.

Od głosu wstrzymali się Jerzy Buzek, Radosław Sikorski, Andrzej Halicki, Jarosław Duda, Janusz Lewandowski i Elżbieta Łukacijewska (wszyscy z PO) oraz Adam Jarubas i Krzysztof Hetman z PSL.

W osobnej rezolucji - dotyczącej COP25 - Parlament Europejski:

  • wezwał UE do przedstawienia strategii osiągnięcia neutralności klimatycznej najpóźniej do 2050 roku w trakcie COP25;
  • wezwał przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulę von der Leyen do włączenia celu redukcji emisji o 55 proc. do 2030 roku do Europejskiego Zielonego Ładu;
  • wezwał KE do przygotowania wniosku włączenia transportu morskiego do unijnego systemu handlu uprawnieniami do emisji (ETS);
  • oczekuje od państw członkowskich, że te zwiększą ambicje dotyczące ograniczenia emisji z lotnictwa oraz międzynarodowego transportu morskiego i włączą je do swoich krajowych planów zobowiązań;
  • wezwał państwa członkowskie UE do stopniowego wycofania wszystkich bezpośrednich i pośrednich dotacji na paliwa kopalne do 2020 roku;
  • wezwał państwa członkowskie do podwojenia składek wpłacanych do międzynarodowego Zielonego Funduszu Klimatycznego.

Jeśli chodzi o ostatnią sprawę, to PE podkreślił, że zobowiązania krajów rozwiniętych nie spełniają wspólnego celu 100 mld USD rocznie od 2020 roku.

Parlament Europejski przyjął tę rezolucję 430 głosami do 190, przy 34 wstrzymujących się od głosu. W tym przypadku eurposłowie PiS również zagłosowali na "nie".

"Nie widzimy podstaw do ogłaszania stanu wyjątkowego. Jego ogłoszenie byłoby równoznaczne z przyznaniem, że obecne instrumenty unijne i globalne są niewystarczające, a tym samym byłaby to prosta droga do kolejnego zwiększania redukcji emisji" - komentowała obydwa głosowania w felietonie eurodeputowana PiS Jadwiga Wiśniewska.
;

Udostępnij:

Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze