0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Sławomir Kamiński / Agencja GazetaSławomir Kamiński / ...

Krystyna Pawłowicz opublikowała na swoim Twitterze nazwisko dyrektorki oraz adres i nazwę szkoły w Podkowie Leśnej, do której chodzi transpłciowa dziewczynka. Zdaniem Pawłowicz to 10-letni chłopiec, a nauczyciele zostali zmuszeni przez dyrektorkę do zwracania się do niego "per Agnieszka". "Wolą dyrekcji chłopiec stał się dziewczynką" - podchwyciły prawicowe media. Na twitterze zaatakowano również dyrektorkę szkoły.

"Władze naszej szkoły i miasta Podkowa Leśna są i będą otwarte na potrzeby każdego ucznia, także uczniów transpłciowych" - odpowiedział burmistrz Podkowy Leśnej Artur Tusiński. "Podstawowym warunkiem dobrostanu psychicznego człowieka jest integracja jego psychiki z ciałem oraz możliwość ekspresji zgodnie z tym, jak się czuje. Rolą dyrekcji i grona pedagogicznego w szkole jest stworzenie przyjaznego środowiska, wspierającego edukację i zdrowy rozwój dzieci".

"Gdybym w szkole była Mają, miałabym szansę pobyć dzieckiem" - komentuje transpłciowa aktywistka Maja Heban.

Przeczytaj także:

Pawłowicz atakuje

Sędzia PiS Krystyna Pawłowicz tweeta opublikowanego 6 kwietnia zaczęła wykrzyknikiem. Poinformowała w nim, że dyrektorka szkoły w Podkowie Leśnej "doprowadziła" do podjęcia przez Radę Pedagogiczną "uchwały ZOBOWIĄZUJĄCEJ nauczycieli, by zwracali się do 10-letniego ucznia, CHŁOPCA per AGNIESZKA, jak chcieli rodzice. Dane aktów stanu cywilnego zlekceważono" - alarmuje Pawłowicz.

"Obowiązkiem dorosłych jest ochrona dzieci, o czym zdaje się zapomina sędzia Pawłowicz i osoba, która wyniosła informację poza szkołę. Nie ma naszej zgody na cyniczne wykorzystywanie dzieci do politycznych rozgrywek" - komentował sytuację burmistrz Podkowy Leśnej Artur Tusiński. Poinformował też OKO.press o tym, że podane w tweecie informacje są nieprawdziwe.

"Nieprawdą jest, że dyrektorka szkoły zmusiła radę pedagogiczną do pojęcia uchwały. Takiej uchwały w ogóle nie ma" - tłumaczy Tusiński. Pawłowicz nie podała też prawdziwych informacji o dziecku. "Wątpię, żeby zrobiła to celowo, pewnie ktoś coś przekręcił" - komentuje burmistrz i podkreśla, że dziewczynka nie ma problemów z akceptacją ze strony uczniów i grona pedagogicznego, które zgodnie używało wobec niej żeńskiego imienia.

"Problemem nie są dzieciaki, tylko dorośli" - mówi Tusiński i choć nie wie, w jaki sposób cała sprawa dotarła aż do sędzi Pawłowicz, podejrzewa, że informacja mogła wyjść od któregoś z rodziców dzieci z innych klas. Dotychczas nauczyciele i dyrekcja byli zgodni, że informacji o transpłciowości dziewczynki nie należy nagłaśniać nawet w szkole, bo cisza zapewnia uczennicy komfort i bezpieczeństwo.

Wszystko zmienił wpis Pawłowicz. Niedługo po nim do szkoły zadzwoniło kuratorium, zapowiadając kontrolę następnego dnia. "Miała zostać narzucona przez samą górę" - mówi Tusiński. Sprawą zainteresowały się prawicowe media. "Wylała się fala hejtu" - mówi burmistrz, który nie uważa jednak medialnego szumu za największy problem - za parę dni temat ucichnie. Ale trudno będzie dalej zapewniać dziecku komfort i anonimowość.

"Czytałem odpowiedzi na tweeta Pawłowicz, ktoś się niepokoił - a w jakiej szatni się będzie przebierać? Domyślam się, że znajdą się w naszej społeczności osoby, które będą próbowały dowiedzieć się, o które dziecko chodzi. Boję się, że nawet ci, którzy będą to robić w dobrej wierze, chcąc pomóc, wyrządzą krzywdę. Kiedy jesteśmy w środku huraganu, lepiej zachować wszystko w ciszy" - mówi Tusiński. Zaznacza, że to nie pierwszy raz, kiedy szkolna społeczność pada ofiarą podgrzewania przez władzę atmosfery.

Poradziliśmy sobie z kryzysem uchodźczym, poradzimy sobie i teraz

Do Szkoły w Podkowie Leśnej trafiają dzieci z pobliskiego ośrodka dla uchodźców w Dębaku. "Do 2009/2010 roku ośrodków było nawet więcej. Trafiały do nas dzieci z traumą wojenną, szkoła sobie radziła. A potem był kryzys uchodźczy połączony z kampanią wyborczą 2015 roku. Zaczęło się straszenie uchodźcami, wypłynęły nacjonalistyczne nastroje. Baliśmy się wtedy o dzieciaki, że przełoży się to na nienawiść i przemoc w szkole. Na szczęście fiksowali tylko dorośli, nie dzieci" - mówi Tusiński, choć przyznaje, że ONR udało się przemaszerować przez miasto pod hasłem "Podkowa przeciw uchodźcom".

"Kiedy ogłosili zgromadzenie, odmówiłem, ale sąd uchylił moją decyzję. Taka była wtedy linia orzecznicza - najpierw muszą coś zdemolować, dopiero przy następnej okazji można odmówić. Marsz przeszedł. To było nieprzyjemne, ale dotyczyło całej społeczności. Teraz mamy sytuację bardzo indywidualną" - zaznacza Tusiński. "Dziecka cała sprawa na razie na szczęście nie dotknęła, ale obawiam się, że w końcu ją to dosięgnie".

Maja Heban: gdybym w szkole była Mają, miałabym szansę pobyć dzieckiem

W tym samym dniu, w którym Pawłowicz ujawniła szkołę, w której uczy się transpłciowa dziewczynka, małopolska kurator oświaty Barbara Nowak powiedziała na antenie Radia Maryja: "Dobrze, że Lewica widzi również potrzebę pomocy dzieciom. Mam nadzieję, że zauważyła, jak wiele zła wyrządziła, chociażby proponując odejście od nauki na rzecz wymysłów typu gender i zamieniając naukę na neomarksistowską ideologię. Wyrządziła również wiele zła, propagując eksperymenty z seksualnością młodych ludzi oraz wymyślając sztuczne płci kulturowe".

A ile zła może wyrządzić zaprzeczanie istnienia transpłciowych dzieci i transpłciowości w ogóle?

"Byłam jednym z tych dzieci, które modliły się o magiczną przemianę płci. Gdy zaczynałam dorastanie, wierzyłam, że siłą woli będę mogła zmusić swoje ciało, by dojrzewało w stronę kobiecą, nie męską. Kiedy dowiedziałam się o służbie wojskowej, postanowiłam zabić się po liceum" - napisała w odpowiedzi na sytuację dziewczynki z Podkowy Leśnej transpłciowa aktywistka Maja Heban.

View post on Twitter

"Rozumiem, że łatwiej jest udawać, że rzeczywistość jest dokładnie taka, jaką byśmy chcieli widzieć, ale to jest intelektualnie niedojrzałe. Transpłciowe dzieci istnieją, nikt nie zaczyna myśleć o swojej tożsamości w dniu 18/21 urodzin. Niektórzy z nas zawsze wiedzieli" - pisze Heban. Zwraca uwagę, że nawet jeśli - jak obawiają się niektórzy "dziecku się odwidzi", to rezygnacja z używanego przez kilka lat imienia i tak będzie mniejszą traumą niż depresja i dysforia wynikające z niemożności tranzycji.

"Gdybym mogła być Mają w szkole, nie rozwiązałoby to wszystkich problemów. Transpłciowość nadal dominowałaby moje życie aż do zakończenia tranzycji. Taki los. Ale pewnie dziś miałabym milsze wspomnienia, może nawet jakieś zdjęcia z koleżankami. Miałabym szansę pobyć dzieckiem" - pisze Maja Heban.

;

Udostępnij:

Marta K. Nowak

Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).

Komentarze