"Jesteśmy stuletnią organizacją, nie możemy sobie pozwolić na konflikt z prawem" - mówi zarząd Polskiego Czerwonego Krzyża. Informuje, że pomoc dla uchodźców dostarczana jest m.in. do Straży Granicznej. Ale lokalne struktury organizacji nawiązują współpracę z Grupą Granica
Głośną debatę na temat zaangażowania PCK w pomoc uchodźcom i imigrantom zapoczątkowała 29 sierpnia 2021 Danuta Kuroń, która wystosowała do prezesa Polskiego Czerwonego Krzyża (wtedy jeszcze był nim Stanisław Kracik) list otwarty. Działaczka wymieniała w piśmie konkretne postulaty. Chodziło o zorganizowanie przez PCK dla osób w Usnarzu Górnym żywności, środków higienicznych, odzieży, opieki medycznej, ale także zapewnienie infrastruktury - pawilonów sanitarnych oraz noclegowych.
Wezwanie Danuty Kuroń opierało się na przekonaniu, że Polski Czerwony Krzyż ma szczególne umocowanie prawne. Przede wszystkim organizacja działa na podstawie specjalnej ustawy.
Zgodnie z art. 3 punkt 2 do zadań PCK należą w szczególności "prowadzenie działalności humanitarnej na rzecz osób chronionych międzynarodowymi konwencjami, a w szczególności konwencjami genewskimi o ochronie ofiar wojny".
Zgodnie zaś z art. 5 ustawy:
"Niezrozumiałym jest zatem exodus PCK i żądanie wpuszczenia na stronę białoruską, zważywszy, że może on nie tylko poprosić, ale wręcz zażądać od polskich władz dopuszczenia do potrzebujących. Jego status regulowany jest w oparciu o prawo międzynarodowe" - pisała w opinii prawnej dr Katarzyna Cichos, na którą powoływała się Danuta Kuroń.
Dotychczasowy prezes PCK Stanisław Kracik odpowiedział na list otwarty 2 września. W piśmie zaznaczał, że Polski Czerwony Krzyż działa tylko na terenie Polski i jak każde krajowe stowarzyszenie Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca, "pełni rolę pomocniczą wobec państwa, zachowując autonomię". Od PCK i innych krajowych stowarzyszeń zrzeszonych w Międzynarodowej Federacji Stowarzyszeń Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca polecał odróżnić Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża, który działa na podstawie m.in. konwencji genewskich i zajmuje się ochroną ofiar konfliktów zbrojnych.
PCK ubiegał się o zgodę na wjazd do Białorusi z pomocą humanitarną. Bezskutecznie. Udało się jednak nawiązać kontakt z Białoruskim Czerwonym Krzyżem, który co jakiś czas od strony białoruskiej zaopatruje osoby uwięzione w Usnarzu w jedzenie, czy środki higieniczne.
W kolejnych komunikatach informowano, że Polski Czerwony Krzyż, działając we współpracy z biurem RPO, dostarcza pomoc uchodźcom i imigrantom do punktów Straży Granicznej (m.in. w Białymstoku i Czeremsze) oraz do ośrodków dla uchodźców.
25 września w Warszawie odbył się Krajowy Zjazd sprawozdawczo-wyborczy Polskiego Czerwonego Krzyża, podczas którego zatwierdzono sprawozdania programowe i finansowe oraz wybrano nowy zarząd. Prezesem od teraz jest Jerzy Bisek, brygadier Państwowej Straży Pożarnej, zaangażowany w działalność PCK od lat 90. W latach 2009-2020 był Prezesem Lubelskiego Oddziału Okręgowego PCK.
"Zjazd był zaplanowany dużo wcześniej, a prezes Kracik nie mógł ponownie kandydować" - wyjaśnia nam pracownik jednego z regionalnych oddziałów PCK.
Zmiana nie była więc podyktowana domniemanym buntem przeciwko zarządowi i jego asekuracyjnej postawie w sprawie pomocy na granicy. Niemniej, OKO.press było nieoficjalnie informowane, że w organizacji rzeczywiście występują duże różnice zdań co do charakteru możliwego zaangażowania PCK, a Jerzy Bisek wskazywany był jako jedna z osób popierających wyjście naprzeciw społecznym oczekiwaniom.
Dwa dni po zjeździe, 27 września, w warszawskiej siedzibie PCK rozpoczął się strajk okupacyjny pod hasłem „Nie ma uchodźców – są ludzie. PCK na granicę”.
Działacze Społecznego Kolektywu Obrony Uchodźców (w grupie tej była między innymi Danuta Kuroń, Rafał Suszek, Ewa Błaszczyk) domagali się udzielenia przez PCK pomocy humanitarnej wobec uchodźców i imigrantek we wschodnim pasie przygranicznym, a także podjęcia przez organizację działań związanych z identyfikacją i odnajdywaniem osób zaginionych. Trzecim postulatem było rozliczenie kierownictwa za dotychczasowe zaniechania.
29 września rano działacze kolektywu poinformowali, że zarząd nie spełnił żadnego z postulatów, w tym podstawowego, czyli dostarczenia pomocy humanitarnej osobom w Usnarzu Górnym w formie przedstawianej w liście Danuty Kuroń z sierpnia. Strajk okupacyjny zakończył się po 48 godzinach.
Również 29 września, w godzinach popołudniowych nowy zarząd zwołał konferencję prasową.
"Ustawa o PCK wskazuje na nasz szczególny status, ale też przesądza, że mamy wobec rządu jedynie rolę pomocniczą. Są uwarunkowania wynikające z konwencji genewskich, ale one powodują tylko tyle, że państwo zleca nam jako zadanie zlecone prowadzenie Biura Informacji i Poszukiwań. Prowadzimy, dostajemy na to pieniądze od rządu" - wyjaśniał członek zarządu Mariusz Malewicz.
I dodawał, że prawie wszystkie pieniądze, jakimi dysponuje PCK, to dotacje celowe, o które muszą się ubiegać, startując w przetargach tak jak inne organizacje. Co za tym idzie ich pieniądze, to tzw. "pieniądze znaczone", których nie można wydać na inne cele.
"Nie mamy wolnych środków, które moglibyśmy natychmiast i od ręki wydać na zakup namiotów, sprzętów i wielu innych rzeczy, o które proszono w liście (...)
Możemy udzielać pomocy władzom, ale tylko wtedy, kiedy nas o to poproszą. Założenie, że będziemy mogli przejść przez szpaler strażników granicznych i spotkać się z uchodźcami w Usnarzu, jest całkowicie bezsensowne. My takiej możliwości nie mamy. Nie posiadamy żadnego immunitetu" - mówił Malewicz.
"Inne organizacje mogą sobie pozwolić na różne działania. My jesteśmy umocowani w strukturach międzynarodowych, jesteśmy stuletnią organizacją. Mamy inne obowiązki, nie możemy sobie pozwolić na postępowanie, które narażałoby nas na konflikt z prawem" - dodawał prezes Jerzy Bisek.
Przedstawiciele PCK poinformowali, że zwrócili się w środę do Prezydenta, Premiera, Marszałek Sejmu oraz Szefa MSWiA i MSZ, by uwzględnili oni w rozporządzeniu dotyczącym stanu wyjątkowego możliwość dopuszczenia PCK do działania na terenach objętych stanem wyjątkowym. Prośba ta pozostała jak na razie bez odzewu.
PCK ponownie podkreślało, że jest w kontakcie z Białoruskim Czerwonym Krzyżem, który dostarcza pomoc uchodźcom w Usnarzu. W Polsce zaś - organizuje w pięciu miastach w okolicy strefy stanu wyjątkowego punkty dystrybucji paczek z produktami pierwszej potrzeby oraz dostarcza pomoc do ośrodków dla uchodźców.
Presja społeczna na Polski Czerwony Krzyż jednak nie ustaje. Organizatorzy akcji "PCK na granicę" wystosowali pismo do szeregowych, terenowych działaczy i działaczek instytucji, wzywając ich "do poszukiwania proceduralnych ścieżek i sposobów działania mimo bezwładu moralnego kierownictwa, a wreszcie – o śmiałe niesienie pomocy tam i tym, gdzie i którym potrzebna jest najbardziej".
"Czekają na Was w okolicach bagien i lasów pogranicza, zostawieni sami sobie przez brutalną i zabójczą nekropolitykę, w której z pełną świadomością, cynizmem i brutalnością uczestniczy polski rząd. Oni i One umierają patrząc na innych umarłych"
- czytamy w odezwie.
Wszystko wskazuje na to, że takie ruchy rzeczywiście mają już miejsce. W piątek 1 października stowarzyszenie Homo Faber poinformowało, że nawiązali bezpośrednią współpracę z PCK Lublin, który "ze swoim doskonale przygotowanym zapleczem technicznym, logistycznym, sortowniami, setkami gotowych do pomocy wolontariuszy – będzie prowadzić zbiórkę i dostarczać rzeczy do miejsc, w których będzie zapotrzebowanie".
Homo Faber jest jedną z kilkunastu organizacji tworzących Grupę Granica, która monitoruje strefę przygraniczną, pomagając bezpośrednio napotkanym osobom i dokumentując push backi, czyli wypchnięcia na granicę.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze