0:000:00

0:00

Wraz z kolejnymi ujawnionymi przypadkami wykorzystywania seksualnego dzieci przez duchownych, raportem Fundacji „Nie lękajcie się” przekazanym z Watykanie papieżowi i przewróceniem pomnika prałata Jankowskiego, czy dramatycznym wyznaniem p. Dariusza, ofiary księdza, pedofilia ponownie stała się jednym z dominujących tematów medialnej i politycznej debaty.

Z jednej strony bardzo dobrze, ponieważ problem przestępstw seksualnych wobec dzieci wymaga pilnych działań. Doświadczenie wykorzystania seksualnego w dzieciństwie niesie ogrom cierpienia i problemów, z którymi ofiary borykają się do końca życia.

Pisaliśmy o tym więcej w tekście "Polscy księża i politycy od lat umniejszają krzywdę wykorzystywanych dzieci". Z polskich badań wynika, że przynajmniej kilkanaście procent osób doświadcza w dzieciństwie wykorzystywania seksualnego. To kilka milionów Polek i Polaków!

Z drugiej jednak strony, deficyt rzetelnych informacji oraz wiedzy na temat sprawców i czynników ryzyka przestępstw seksualnych daje pole do nadużyć. Np. do ataku na mniejszości seksualne czy edukację seksualną. To groźne, zwłaszcza że rzetelna edukacja seksualna stanowi jeden ze sposobów ochrony dzieci przed wykorzystaniem.

Wszyscy winni, oprócz sprawców

Jednym z najbardziej bulwersujących przykładów takiego zachowania jest wypowiedź abpa Gądeckiego podczas konferencji prasowej Konferencji Episkopatu Polski z 14 marca 2019. Biskupi przedstawili podczas niej swój raport na temat wykorzystywania seksualnego dzieci przez duchownych.

Arcybiskup, próbując usprawiedliwić przestępczą działalność duchownych, zasugerował, że tak naprawdę są oni ofiarami: dzieci, edukacji seksualnej czy przemysłu farmaceutycznego.

„Tworzy się programy seksualizacji dzieci, aby jak najwięcej zarobić na środkach antykoncepcyjnych i puścić w ruch życie seksualne. A z drugiej strony jest atak na to, co doprowadziło do późniejszego przestępstwa. To jest prostackie wytłumaczenie, ale z jednej strony jest ogromny przemysł, który pompuje stronę seksualną, a z drugiej strony od razu pałką w głowę tych, którzy się poddają temu przestępstwu”.

Po raz kolejny episkopat umniejsza więc winę sprawców w koloratkach i zrzuca winę na ofiary.

Homoseksualizm, pedofilia, czyn pedofilny – pomieszanie pojęć

Z wykorzystywaniem seksualnym dzieci bezzasadnie łączony jest również homoseksualizm. Ks. Tomasz Brussy napisał na swoim twitterze: „Pedofilia to odrażające przestępstwo i grzech. By nie dochodziło do niej więcej w Kościele trzeba wreszcie zwalczyć lobby homoseksualne wśród duchownych”. Ten wątek jest silnie eksploatowany w homofobicznych zakątkach polskiego internetu.

Ks. Brussy myli się jednak jeszcze w jednej sprawie – pedofilia, która jest medyczną nazwą zaburzenia, nie jest równoznaczna czynowi pedofilnemu, czyli przestępstwu seksualnemu wobec osoby małoletniej.

W debacie publicznej słowo pedofil traktowane jest jako synonim dla przestępcy seksualnego krzywdzącego dzieci. To nieuprawnione uproszczenie, które nie ułatwia zrozumienia problemu i zmniejszenia liczby takich przestępstw.

Badania przestępców seksualnych, którzy zostali skazani za czyn seksualny z osobą małoletnią wskazują, że pedofile stanowią od ok. 5 proc. do ok 25 proc. sprawców takich przestępstw.

Częściej sprawcami są osoby bez takiego zaburzenia. Kontakt seksualny z dzieckiem ma dla nich charakter zastępczy.

Seksuolożka:

O zaburzeniach preferencji seksualnych, w tym pedofilii, rozmawiamy z dr Aleksandrą Jodko-Modlińską, seksuolożką, psycholożką kliniczną, doktorką nauk medycznych i biegłą sądową.

Hanna Szukalska: Czym różni się pedofilia od czynu pedofilnego?

Dr Aleksandra Jodko-Modlińska: To pojęcia z różnych systemów: pedofilia jest terminem medycznym, czyn pedofilny – prawnym. I nie oznaczają tego samego.

Pedofilia, zgodnie z klasyfikacją zarówno Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, jak i WHO, jest jednym z zaburzeń preferencji seksualnych (parafilii). W tej grupie oprócz pedofilii, jest także woyeryzm (podglądactwo), masochizm, sadyzm czy zoofilia.

Są to zaburzenia, w których wyłączna lub dominująca preferencja seksualna jest nietypowa, krzywdząca, szkodliwa i społecznie nieakceptowana. Pedofilia w rozumieniu klinicznym jest możliwa do zdiagnozowania, jeśli ktoś ma preferencje w stosunku do dzieci. Przy czym przez dziecko rozumiemy rozumiemy osobę bez cech dojrzałości płciowej. Dziewczynka, która ma piersi, owłosienie łonowe, która miesiączkuje, nie będzie atrakcyjna dla osoby z pedofilią. Podobnie z chłopcami.

Czyn pedofilny to określenie prawne – jest nim każdy czyn seksualny wobec osoby małoletniej, do 15 roku życia.

Wykorzystywanie seksualne małoletniego - Art. 200. kodeksu karnego § 1. Kto obcuje płciowo z małoletnim poniżej lat 15 lub dopuszcza się wobec takiej osoby innej czynności seksualnej lub doprowadza ją do poddania się takim czynnościom albo do ich wykonania,podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12. § 3. Kto małoletniemu poniżej lat 15 prezentuje treści pornograficzne lub udostępnia mu przedmioty mające taki charakter albo rozpowszechnia treści pornograficzne w sposób umożliwiający takiemu małoletniemu zapoznanie się z nimi, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. § 4. Karze określonej w § 3 podlega, kto w celu swojego zaspokojenia seksualnego lub zaspokojenia seksualnego innej osoby prezentuje małoletniemu poniżej lat 15 wykonanie czynności seksualnej. § 5. Karze określonej w § 3 podlega, kto prowadzi reklamę lub promocję działalności polegającej na rozpowszechnianiu treści pornograficznych w sposób umożliwiający zapoznanie się z nimi małoletniemu poniżej lat 15]

Dominuje przekonanie, że czyny te popełniane są przez pedofili. To mylące i czasem również źle interpretowane w wymiarze sprawiedliwości. W rzeczywistości grupa osób dopuszczających się czynów pedofilnych w rozumieniu kodeksu karnego jest niezwykle zróżnicowana.

Jej część stanowią osoby pedofilne, które preferują dzieci, ale nie jest to wcale najliczniejsza część tej grupy. Statystyki mówią, że osoby z pedofilią stanowią od ok. 5 proc. do 25 proc. sprawców przestępstw seksualnych wobec małoletnich.

Pozostali to osoby z innymi zaburzeniami – dla nich dziecko jest tzw. obiektem zastępczym. Sprawcami bywają jednak także osoby, które w ogóle nie mają złej intencji i często nie wiedzą, że łamią prawo, chociażby 18-latek, który współżył seksualnie ze swoją dziewczyną, która ma 14 lat.

Kto, statystycznie, robi to najczęściej?

Najczęstszą przyczyną czynu pedofilnego jest inna psychopatologia niż pedofilia: zaburzenia osobowości, uzależnienia, psychoza, zaburzenia organiczne, które powodują brak zrozumienia sytuacji i utratę kontroli.

W Polsce dużą część czynów pedofilnych stanowią czyny kazirodcze, popełniane np. przez pijanego ojca, któremu w pewnej fazie zaczyna być wszystko jedno.

Takie przypadki są jednak bardzo rzadko ujawniane. Dekadę temu prof. Lew Starowicz robił na ten temat badania retrospektywne – tylko ok. 10 proc. osób, które doświadczyły zachowań kazirodczych, ujawniło w dzieciństwie, że coś takiego je spotkało.

Jakie znaczenie ma odróżnianie pedofilii od czynu pedofilnego?

Często w mediach słyszy się, że ktoś został skazany za pedofilię. To nieprawda. Nie można być skazanym za to, że ma się jakieś zaburzenie, fantazje czy preferencje. Skazanym można być wtedy, gdy się coś zrobi lub usiłuje zrobić.

Mam pacjentów, którzy zgodnie z klasyfikacją medyczną spełniają kryteria rozpoznania pedofilii, a nigdy nie weszli w konflikt z prawem. Te osoby nigdy nie popełniły żadnego przestępstwa. I gdybym miała oszacować prawdopodobieństwo, że to zrobią, to mogę powiedzieć, że jest ono niewysokie. Często martwimy się o ich autoagresję.

Moi pacjenci najczęściej boją się tego, że rzeczywiście mogliby skrzywdzić dziecko. Ich największą obawą jest to, że w jakimś momencie przestaną się kontrolować i ktoś z tego powodu ucierpi.

Osoba, która ma pedofilię, nie musi tracić krytycyzmu wobec swoich działań, jak np. osoby w psychozie. Taka osoba często wie, że ma takie zaburzenie, co ono oznacza – i może tego w sobie bardzo nie lubić.

Rozumiem. Podejrzewam jednak, że trudno będzie wywołać społeczne współczucie wobec osób z pedofilią.

To zrozumiałe, czyn pedofilny jest okropnym przestępstwem i rodzi lęk, obrzydzenie i złość. Warto jednak pamiętać, że pedofilia nie musi oznaczać popełnienia takiego czynu.

Na początku pracy zawodowej przyszła do mnie pewna myśl. Naprzeciwko mnie siedział jeden z pierwszych pedofilnych pacjentów, jakich widziałam. Bardzo płakał mówiąc o swoich fantazjach. Nie skrzywdził żadnego dziecka.

Wtedy pomyślałam, że on sobie tego nie wybrał. To nie jest tak, że pewnego dnia się obudził i powiedział sobie: A! To ja będę marzył o dzieciach. On się na to nie zdecydował, jemu samemu się to nie podoba. Czyli ma uwewnętrznione normy, że jego fantazje nie są w porządku. Nie jest prawdą, że osoby pedofilne nie zdają sobie sprawy, często jest przeciwnie. I takim osobom można pomóc.

Ale jest jeszcze jedna przyczyna, dla której warto rozróżniać pedofilię od czynów pedofilnych. W Polsce nie ma rejestru pedofilów – jest rejestr osób, które popełniły czyny pedofilne. Różnica jest ogromna.

Społeczny odbiór tego rejestru jako spisu osób pedofilnych ma natomiast takie konsekwencje, że gdy słyszy o nim osoba, która ma pedofilne fantazje, to myśli w ten sposób: gdy pójdę do specjalisty, to on mnie gdzieś zgłosi.

Dominujący dyskurs powoduje, że potencjalni pacjenci boją się poprosić o pomoc specjalisty. Zmniejszają w ten sposób szansę na skontrolowanie swoich fantazji, zapewnienie bezpieczeństwa dzieciom i sobie.

Co z innymi sprawcami? Zapytam na przykładzie opisywanych niedawno przypadków. Wyobraźmy sobie osobę, która wykorzystuje seksualnie kilkuletnie dziecko, kontynuuje tę działalność niemal do czasu osiągnięcia przez dziecko pełnoletności. Już wiemy, że nie jest klinicznym pedofilem. Co tu może się dziać?

Ta osoba może być pedofilna, ale może to również wskazywać na to, że jest narcystyczna i ma przekonanie, że musi dostawać to, czego chce, że tworzy wyjątkowe więzi, że wymyka się społecznym ramom, normom. Że tworzy coś wyjątkowego, bo sama jest wyjątkowa. Seksualnie stymuluje ją więc nie dziecko, a specyficzna relacja – jej nietypowość i wyjątkowość.

Osoby popełniające tego rodzaju czyny: z mężczyznami, kobietami, zwierzętami, dziećmi, butami będą to robić w ramach eksperymentowania, zapełniania pustki wewnętrznej, w ramach testowania roli sadystycznej i masochistycznej lub z powodu zaburzeń osobowości.

Zdarza się również, że osoby, które w młodości nie wykazywały parafilnych zachowań, w 6. czy 7. dekadzie życia zaczynają je mieć, a powodami są zmiany organiczne w mózgu, np. obszarze czołowo-skroniowym, powodujące rozhamowanie, stany otępienne, które są jeszcze nie wyłapywalne w badaniach, ale manifestują się utratą pełnego panowania nad popędem seksualnym.

Domyślam się więc, że w każdym przypadku zarówno kara, jak i leczenie, mogą być różne?

Tak. Osoby z zaburzeniami psychicznymi powinny być leczone w warunkach, które umożliwiają interdyscyplinarność terapii — psychiatrycznej, psychoterapeutycznej i seksuologicznej, a nade wszystko — do leczenia takowego powinny być skutecznie motywowane.

Resocjalizacja może skutecznie uczyć norm społecznych, rozwijać kompetencje indywidualne i tym samym zmniejszać ryzyko recydywy. U większości osób z zaburzeniami parafilnymi, które weszły w konflikt z prawem, resocjalizacja nie wystarcza, one potrzebują leczenia.

Wróćmy do pedofilii. Bywa ona łączona z homoseksualizmem. Dlaczego?

Dawniej w klasyfikacjach medycznych homoseksualizm i biseksualizm znajdował się w grupie dewiacji czy zboczeń, podobnie jak pedofilia. Wtedy można było pomyśleć, że skoro to jest ta sama grupa, a grupy tworzy się na podstawie podobnego przebiegu, objawów, to one mają ze sobą coś wspólnego. Dzisiaj wiemy, że nie mają. Homoseksualizmu nie ma już w klasyfikacjach medycznych w ogóle.

Homoseksualizm nie jest zaburzeniem i najczęściej nikt z jego powodu nie cierpi - ani jednostka, która go ma, ani otoczenie czy społeczeństwo. Cierpienie może się pojawić, gdy ktoś tego bardzo w sobie nie akceptuje.

Wtedy mówimy, że jego orientacja jest egodystoniczna. I nie leczymy takiej osoby, żeby była heteroseksualna, tylko leczymy tak, żeby to zaakceptowała, ponieważ nie można zmienić orientacji.

Pedofila nigdy nie będziemy leczyć tak, żeby zaakceptował i żył w zgodzie ze swoimi fantazjami. Będziemy leczyć go w ten sposób, że jeśli nie uda nam się sprawić, aby mógł w każdej sytuacji skontrolować swoje zachowanie, to wyłączymy mu popęd farmakologicznie.

Tak zwana kastracja chemiczna?

Tak. Polega ona na farmakologicznym obniżeniu popędu poprzez m.in. zmniejszenie poziomu testosteronu. Stosuje się w tym celu antyandrogeny, ale także inne leki wykorzystywane w psychiatrii, których skutkiem ubocznym jest, pożądany w tej sytuacji, spadek popędu i seksualnej pobudliwości.

Jest to jednak trudne leczenie i często przynosi poważne skutki uboczne. Gdy zdrowemu fizycznie mężczyźnie zabieramy testosteron, pojawią się objawy depresyjne, drażliwość, objawy z ciała, otyłość. Gdy ktoś decyduje się na leczenie, a potem je porzuca, to jednak również z innych, psychologicznych powodów.

Pacjenci mówią, że, przed leczeniem, popędu w ich życiu było bardzo dużo. W związku z tym był to instrument radzenia sobie z problemami, napięciem, lękiem — fantazje i masturbacja, bo ona jest najczęstsza, służyła temu, by złagodzić emocje.

Gdy nie ma już tego sposobu, bo pacjent jest dobrze ustawiony na lekach i nie będzie się w stanie masturbować, trzeba wypracować sobie zupełnie inne sposoby radzenia sobie z trudnymi sytuacjami. I te osoby często tego nie potrafią, bo przez długi okres w ich życiu seks czy masturbacja, czyli ukojenie popędu, było równocześnie ukojeniem innych stanów emocjonalnych.

Dlatego tak ważne jest połączenie farmakoterapii i terapii psychologicznej. Terapeuci uczą pacjentów jak sobie inaczej radzić z emocjami, z którymi już masturbacją radzić sobie nie mogą.

Czy leczące się osoby mogą normalnie funkcjonować zawodowo i społecznie?

Tak. Jeżeli uda się ograniczyć popęd tak, żeby jego nadmiarowość nie wykluczała ich z życia zawodowego i społecznego, to tak. W ogromnej większości przypadków popęd jest kontrolowalny. Osoby pedofilne najprawdopodobniej jednak będą miały problem ze sprawnym funkcjonowaniem erotycznym w relacji.

Czy możliwe jest zmniejszenie częstości występowania pedofilii?

W tym momencie są tylko teorie próbujące wyjaśnić przyczyny powstawania tego zaburzenia. Nadal jednak nie wiemy skąd się bierze.

Nie możemy więc, jako społeczeństwo, wyeliminować jego przyczyn i samej pedofilii. Na pewno jednak możemy sprawić, żeby dzieci były lepiej chronione.

W jaki sposób?

Przede wszystkim mówić dzieciom, co to jest czyn pedofilny – czym jest zły dotyk, co dorosły może, a jakie zachowania względem dziecka są niedozwolone. Należy uczyć granic ciała. A my mówimy „nie używaj słowa na s, na p, nie myśl o tym”. I pojawia się tajemnica.

Gdy pojawia się więc kolejny dorosły, który proponuje tajemnicę wokół tych słów, dziecko sądzi, że to jest w porządku. Kolejna tajemnica wokół słów penis, pochwa, srom, o tym się z dorosłymi nie rozmawia.

Edukacja na temat ludzkiej seksualności może więc być sposobem na chronienie dzieci przed wykorzystaniem seksualnym. Hierarchowie kościelni sprzeciwiają się wprowadzeniu standardów WHO dotyczących edukacji seksualnej, obawiając się seksualizacji dzieci. Czy istnieje jakikolwiek związek pomiędzy celibatem a pojawianiem się zaburzeń, w tym pedofilii?

Nie sądzę, by taki związek istniał. Zastanawiałabym się raczej nad czymś innym. Trzeba byłoby zrobić badania, jakie zawody wybierają osoby, które mają skłonności pedofilne. Celibat czy stan duchowny z założenia jest aseksualny. I gdy kogoś przeraża własna seksualność, to może pomyśleć, że kościół ją przed nią uchroni.

Przynależność do takiego środowiska ma chronić taką osobę przed przyznaniem, że sama ma zaburzenie preferencji seksualnych lub mniejszościową orientację seksualną, której nie akceptuje.

Część osób o pedofilnych preferencjach może także wybierać, czasem nieświadomie, pracę, która da społeczne przyzwolenie na kontakt z dziećmi. Wśród pacjentów z pedofilią, z którymi miałam styczność, jest wielu lekarzy, nauczycieli, księży, i oni w tym swoim wyborze kierowali się swoją preferencją.

Czy w trakcie terapii pacjenci zmieniają pracę, gdy zdają sobie sprawę, dlaczego ją wybrali?

Tak. Bezwzględnie to też zalecamy.

Udostępnij:

Hanna Szukalska

Psycholożka, dziennikarka i architektka. Współpracuje z OKO.press i Fundacją Dajemy Dzieciom Siłę. W OKO.press pisze głównie o psychiatrii i psychologii, planowaniu przestrzennym, zajmowała się też tworzeniem infografik i ilustracji. Jako psycholożka pracuje z dziećmi i młodzieżą.

Przeczytaj także:

Komentarze