0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.plFot. Sławomir Kamińs...

Sejm podjął dziś, w piątek 6 grudnia 2024, dwie różne decyzje w sprawie uchylenia immunitetu prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego.

Jarosław Kaczyński stracił immunitet za dwukrotne uderzenie aktywisty Zbigniewa Komosy w twarz we wrześniu 2024. Wniosek o to złożył sam Komosa jako oskarżyciel prywatny w sprawie cywilnej, jaką wytoczył Kaczyńskiemu w Sądzie Okręgowym w Warszawie. Stawia Kaczyńskiemu zarzut z art. 217 kk: „Kto uderza człowieka lub w inny sposób narusza jego nietykalność cielesną, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku”.

Za uchyleniem tego immunitetu głosowała w komplecie Koalicja 15 Października, ale ta jedność pękła w drugim głosowaniu. Sejm nie uchylił jednak immunitetu za niszczenie wieńca, jaki Komosa składa od sześciu lat pod pomnikiem smoleńskim. Taki wniosek złożył Komendant Główny Policji, bo bez uchylenia immunitetu policja nie może ukarać Kaczyńskiego mandatem.

W sprawie „za wieniec” za uchyleniem immunitetu głosowały tylko KO i klub Lewica, przeciw oba kluby Trzeciej Drogi – PSL i Polska 2050 oraz, oczywiście, kluby PiS i Konfederacji.

Zacznijmy od rozmowy ze Zbigniewem Komosą i przedstawienia faktów, potem krótki komentarz.

Jarosław Kaczyński niszczy i kradnie wieniec

Zbigniew Komosa: „Wieńce składam jako protest przeciwko kłamstwu smoleńskiemu i całej religii smoleńskiej od powstania pomnika smoleńskiego, czyli od kwietnia 2018 roku. Policzmy, 6 x 12 = 72 plus od maja do listopada, razem 79 razy”.

Komosa jest przedsiębiorcą, długo fundował wieniec z własnych środków, w pewnym momencie uległ prośbom wielu osób i ogłosił zbiórkę. Do kwietnia 2024 wieniec kosztował go ok. 400 zł („w zależności od kwiatów”), od momentu, gdy Kaczyński i jego ludzie zaczęli go niszczyć, cena wzrosła do 850 zł. Komosa „postanowił wieniec opancerzyć”, dorzucił stalową ramę i zabezpieczenie tabliczki „specjalnym materiałem, który trudno zniszczyć”.

Przeczytaj także:

Napis na tabliczce głosi: „Pamięci 95 ofiar Lecha Kaczyńskiego, który, ignorując wszelkie procedury, nakazał pilotom lądować w Smoleńsku w skrajnie trudnych warunkach. Spoczywajcie w pokoju. Naród Polski. Stop kreowaniu fałszywych bohaterów”.

Określenie „nakazał” nie znajduje poparcia w raporcie Millera o katastrofie prezydenckiego samolotu, ale jakąś rolę w podtrzymywaniu chaosu komunikacyjnego i presji na załogę Lech Kaczyński odegrał. A w każdym razie nie podjął decyzji, by nie podejmować szaleńczego ryzyka lądowania w Smoleńsku.

Komosa: „W kwietniu 2024 Kaczyński próbował zniszczyć tabliczkę sekatorem, który przynosił ze sobą na miesięcznice już wcześniej, ale nie dał rady jej odciąć, więc ukradł wieniec i porwał go do samochodu”.

Za czasów PiS scenariusz był prawie zawsze taki sam. Komosa stawiał wieniec, chwilę się modlił, ale kilku żołnierzy z Garnizonu Warszawa łapało za wieniec, on go trzymał, siłowali się, ciągnąc go przez kilka metrów po ziemi i odrywając mu ręce, żeby puścił.

Komosa: „W pewnym momencie ktoś złożył zawiadomienie do prokuratury wojskowej na takie postępowanie żołnierzy i na jakiś czas zmienili strategię, zabierali wieniec, ale dopiero gdy mnie pod pomnikiem nie było. Prokuratura przesłuchała żandarmów, a także ich przełożonych oraz mnie jako pokrzywdzonego. Zgłosiłem wniosek o przesłuchanie dowódcy garnizonu gen. Roberta Głąba i ministra Mariusza Błaszczaka, ale śledztwo zawieszono z powodu... wyjazdu za granicę Głąba, który był do sierpnia 2024 przedstawicielem Polski w NATO”.

Komosa zgłosił we wrześniu do prokuratury wniosek o odwieszenie śledztwa, na razie bez skutku.

Od kwietnia 2024 Komosa zgłasza na policję zawiadomienia o niszczeniu przez Kaczyńskiego swego mienia o wartości ponad 800 zł, więc policja kieruje zawiadomienia do Prokuratury Warszawa Śródmieście wciąż kierowanej przez Daniela Więckowskiego. Prokuratura – „zasłużona” w sprawach przeciwko opozycji ulicznej – umarza wszystkie zawiadomienia

Bokser Kaczyński

Komosa: „Podczas wrześniowej [2024] miesięcznicy Jarosław Kaczyński miał coś w rodzaju konferencji prasowej pod pomnikiem smoleńskim. Opowiadał, że stawiam swój wieniec bezprawnie i że jak wróci do władzy, to się mną wreszcie zajmie i wreszcie ktoś mnie osądzi. Wziąłem mikrofon i włączyłem nagłośnienie. Sprostowałem kłamstwo, bo mam dwa wyroki Sądu Najwyższego, że mam prawo stawiać wieniec, a za rządów Kaczyńskiego byłem ciągany po sądach i wszystkie sprawy zostały umorzone”.

Komosa stał z grupką innych aktywistów w pewnej odległości od pomnika, trzymając wieniec, którego jeszcze nie złożył. Jarosław Kaczyński ze swoją grupą ruszył w jego kierunku.

Komosa: „Podszedł do mnie, chciał mi wyrwać mikrofon, szarpał mnie, potem wyprowadził trzy ciosy, dwa doszły, przed trzecim się uchyliłem”.

Mocne?

„Nie, to nie były mocne uderzenia. Wyprowadzał je prawą ręką zaciśniętą w pięść, dostałem w lewą kość policzkową. Cała jego grupa próbowała nam ukraść wieniec, ale nie dali rady”.

Coś Kaczyński mówił?

„Tak, coś krzyczał, wyzywał mnie, zawsze to robi, ale nie zapamiętałem słów. Byłem bardzo zdenerwowany, panował harmider, rozpaczliwie broniliśmy wieńca”.

Zaraz po kwietniowej miesięcznicy Komosa wytoczył Kaczyńskiemu proces cywilny w Sądzie Okręgowym w Warszawie o pobicie.

Komosa i Szczurek: Sejm nie jest sądem, a obywatele są równi

Komosa: "Z wypowiedzi posłów wynikało, że skłonni są uchylić Kaczyńskiemu immunitet za napaść fizyczną na mnie, ale nie za kradzież wieńców i niszczenie tabliczki. To mnie zdumiewa, bo Sejm stawiałby się w roli sądu kategoryzującego wykroczenia przeciwko prawu na poważne i błahe.

Czuję się trochę jak w rzeczywistości PiS-owskiej, lepszy i gorszy sort przestępstw. A przecież rolą Sejmu jest tylko dać sądowi możliwość wydania wyroku. Jeśli ktoś popełnia wykroczenie czy przestępstwo, to kimkolwiek by nie był, musi stanąć przed wymiarem sprawiedliwości".

Podobnie widzi to Arkadiusz Szczurek, jeden z niewielu aktywistów słynnej Lotnej Brygady Opozycji, który zdecydował się po zmianie władzy w Polsce protestować dalej podczas miesięcznic: „Jeśli Jarosław Kaczyński nie straci immunitetu, to będzie to złamanie poselskiej przysięgi na Konstytucję, której art. 32 mówi, że wszyscy jesteśmy równi wobec prawa. Posłowie nie są od tego, żeby oceniać, czy zniszczenie tabliczki to sprawa poważna, czy błaha”.

Dokładnie tak: „Wszyscy są wobec prawa równi. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne. Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny”.

Według Szczurka złą robotę robi tu wiele mediów, które powtarzają narrację Kaczyńskiego, że ktoś przeszkadza mu w modlitwach, w upamiętnianiu brata.

Szczurek: „Czy Komosa lub ja jesteśmy agresywni? Kto tu jest agresywny, kto bije, kto wyzywa, kto wyrywa wieniec?! Nie ma ani jednej sprawy, w której ktoś z manifestantów przeciwko religii smoleńskiej miałby zarzut o użycie przemocy”.

„Religia smoleńska” to jego zdaniem operacja czysto polityczna, a szerzenie kłamstwa o zamachu ma podtrzymywać poparcie dla PiS i stawiać przeciwników politycznych w roli współwinnych tragedii „agentów Putina”. Tymczasem Lech Kaczyński był postacią polityczną i jako taki podlega ocenie. Są poszlaki, że prezydent Kaczyński wpłynął na wymuszenie decyzji o lądowaniu w Smoleńsku i w tym sensie jest współwinny katastrofy.

Komentarz OKO.press. Pięć argumentów za uchyleniem immunitetu

Po pierwsze, prawny. Nie wolno w Polsce kraść, a kto to robi, popełnia wykroczenie (dopóki wieniec miał wartość ok. 400 zł) lub przestępstwo (gdy wartość przekroczyła 800 zł). Nie wolno też bić po twarzy, nawet jeśli uderzenie piąstką Kaczyńskiego nie powali na ziemię.

Uchylając immunitet, Sejm powinien oceniać powagę zarzutu, aby uniknąć politycznej stronniczości, ale zarówno wykroczenie, jak i przestępstwo Kaczyńskiego są „oczywistą oczywistością”. To Komosa zamawiał kolejne wieńce, stanowiły jego własność.

Po drugie, prawa obywatelskie. Obywatele i obywatelki mają prawo manifestować swoje poglądy. Komosa robił to podczas 79 miesięcznic i za czasów PiS prawo do manifestowania odbierali mu funkcjonariusze państwa. Gdy już nie słuchają rozkazów Kaczyńskiego, prezes sam występuje w roli policji i wojska i odbiera prawo obywatelskie Komosie. Może to robić żałosne wrażenie, bezradność starszego pana może nawet budzić współczucie, ale to nie ma nic do rzeczy.

Ten starszy pan stawia się wciąż w roli osoby funkcjonującej bez żadnego trybu, ponad prawem i prawami innych. Sejm uznał, że Kaczyńskiemu wolno.

Po trzecie, smoleński. Nieuchylenie immunitetu zachęci Kaczyńskiego do dalszej propagandy i wzmocnienia przekazu religii smoleńskiej z występami w roli jej kapłana, którego moralne racje uznał nawet „ich Sejm”. Z tym większym zapałem będzie – wraz ze swymi stronnikami – atakował Komosę.

Mit smoleński wygrał w Sejmie – taki będzie przekaz.

Uczucia Kaczyńskiego, jego oburzenie na oskarżanie brata o spowodowanie katastrofy, nie są tu żadną okolicznością łagodzącą.

Poza znanymi wyjątkami obywatele mogą manifestować poglądy nawet niesłuszne, czy przesadne.

Temu służy prawo do zgromadzeń i wolność słowa.

Po czwarte, sprawa społeczeństwa obywatelskiego. W wypowiedziach niektórych polityków słuchać było ton wyższościowy wobec „opozycji ulicznej” i jej metod działania (po co te wieńce, co to za tabliczka). Pozostawienie Kaczyńskiemu immunitetu „za wieniec” to zły sygnał, że politycy w garniakach z politowaniem mówią o ludziach, którym tyle zawdzięczają.

Wytrwała działalność Lotnej Brygady Opozycji za rządów PiS, prowadzona w konwencji ulicznego teatru politycznego, zasługuje na najwyższy szacunek i wdzięczność polityków, bo miała swój wkład w utrzymywanie postaw prodemokratycznych i kompromitowała przekaz władzy.

Zbigniew Komosa – uczepiony swego wieńca i kilkadziesiąt razy wleczony przez wojsko – powinien budzić podziw panów i pań posłów i posłanek, a

krzywdy, jakich zaznał od Kaczyńskiego, należy potraktować poważnie, proszę podnieść rękę i nacisnąć przycisk.

Po piąte polityczny. Naruszenie jedności Koalicji 15 października w konfrontacji z samym Jarosławem Kaczyńskim jest dotkliwą porażką wizerunkową i może wywołać poważne turbulencje. Rozbija wspólny front przeciwko najważniejszej postaci PiS-owskiego państwa.

Budzi pytanie o granice politycznej gry Szymona Hołowni

na wystąpienie w roli „trzeciej drogi”, jakby to nie było absurdalne wobec stanu politycznego konfliktu i pozycji marszałka w państwie.

Decyzja Sejmu jest też wzmocnieniem głównej w tej chwili narracji PiS, że Donald Tusk i jego ludzie dokonują zamachu na państwo prawa, jakie stworzyła Zjednoczona Prawica. „Widzicie, nawet koalicjanci Tuska poznali się na jego metodach i wystąpili w obronie prawa” – powie Kaczyński.

;
Na zdjęciu Piotr Pacewicz
Piotr Pacewicz

Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze