0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Katarzyna PierzchalaKatarzyna Pierzchala

Wyrok zapadł niemal rok po wydarzeniach, których dotyczy. I tuż przed kolejnym marszem narodowców, zaplanowanym na 11 listopada. Wydał go sędzia Łukasz Biliński z Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia. Wcześniej wielokrotnie uniewinniał obywateli szykanowanych przez organy ścigania za demonstracje przeciwko obecnej władzy.

Przeciwko pobłażliwości policji wobec narodowców

Bartłomiej Sabela, którego dotyczy wyrok, był związany z Obywatelami RP. Dziś mówi o sobie, że jest zwykłym obywatelem, który demonstruje swój sprzeciw wobec władzy.

Bartłomiej Sabela nie ma jeszcze swojej sylwetki w Alfabecie buntu na Archiwum Osiatyńskiego. Jest tam sylwetka Pawła Kasprzaka (z opisem ruchu Obywateli RP w tle, jest Ewa Błaszczyk, Obywatelka, która m.in. blokowała nacjonalistów na Moście Poniatowskiego w Warszawie 11 listopada 2017, jest biogram i film o Wojciechu Kinasiewiczu. Pomóż nam prowadzić Alfabet buntu.

13 listopada 2017 roku, Sabela wraz z grupą osób - w tym liderami Obywateli RP Wojciechem Kinasiewiczem i Pawłem Kasprzakiem - wziął udział w happeningu pod warszawskim ratuszem oraz pod Komendą Stołeczną Policji.

To była prowokacja.

„Byliśmy oburzeni na policję i urząd miasta za brak reakcji na Marszu Niepodległości na ksenofobiczne okrzyki, race, transparenty. Służby ani nie rozwiązały Marszu, ani nikogo nie zatrzymały.

Ale szybko uporały się z grupą ludzi [w tym Obywatelami RP-red.], która na ul. Smolnej protestowała przeciwko temu Marszowi. Zapakowano ich do radiowozu i wożono po mieście” - mówi OKO.press Sabela.

Przeczytaj także:

Dwa dni później, 13 listopada, Obywatele RP chcieli pokazać, że się nie zgadzają na takie traktowanie. Kilka osób prowokacyjnie odpaliło race pod ratuszem i Komendą Stołeczną Policji by zobaczyć, czy służby też będą lekceważyć ich zachowanie, tak jak zachowania narodowców na Marszu Niepodległości.

"Na sygnale, jak groźnego przestępcę"

„Policja była przy naszym happeningu, ale nie reagowała. Zareagowali dopiero jak pojedynczo i po kilka osób zaczęliśmy rozchodzić się do domów” - mówi Sabela. On wracał m.in. z Kasprzakiem i Kinasiewiczem.

„Nagle otoczyło mnie ok. 20 policjantów. Odmówili podania swoich danych i podstawy działania. Chcieli bym się wylegitymował. Odmówiłem. To mnie zatrzymali i zawieźli na komendę policji. Potem mówili, że pozostałe osoby już znają, a mnie jeszcze nie znali, dlatego chcieli mnie wylegitymować” - relacjonuje Sabela.

Trafił na komendę przy ul. Wilczej w centrum Warszawy. „Zawieźli mnie tam na sygnale jak groźnego przestępcę. Na miejscu podałem dokumenty i po 20 minutach mnie puścili” - dodaje. Swoje zatrzymanie rok temu opisał na profilu na Facebooku.

Zatrzymanie zakończyło się wnioskiem policji do sądu o ukaranie za naruszenie kodeksu wykroczeń. Sabela dostał dwa zarzuty - naruszenia:

  • art. 52 kodeksu wykroczeń - w związku z udziałem w zgromadzeniu i posiadaniem podczas niego materiałów pirotechnicznych
  • oraz art. 65 kodeksu wykroczeń - w związku z odmową wylegitymowania się.

Sabelę w sądzie bronił pro bono mec. Paweł Murawski. W czasie procesu - za pośrednictwem sądu - zapytał policję, ile prowadziła spraw o użycie rac podczas Marszu Niepodległości, w 2017 roku. Przyszła odpowiedź, że toczą się trzy postępowania wobec nieznanych sprawców.

Obywatele RP odebrali to jako potwierdzenie ich obserwacji - że odpalanie rac przez narodowców jest tolerowane i bezkarne, a przez zwykłych obywateli już nie. I że to samo dotyczy innych zachowań narodowców.

Race naganne, ale happening nie jest zgromadzeniem

Wyrok po krótkim procesie, na którym przesłuchano jako świadków liderów Obywateli RP, zapadł we wtorek 30 października. Sabeli i jego obrońcy nie było. Był za to Wojciech Kinasiewicz, świadek w tym procesie.

Kinasiewicz relacjonuje w rozmowie z OKO.press, że „Sędzia uznał race za naganne”.

Ale równocześnie stwoerdził, że happening, podczas którego prowokacyjnie odpalili race, nie był zgromadzeniem, o jakim mowa w ustawie o zgromadzeniach publicznych. A skoro happening nie spełnił ustawowej definicji zgromadzenia, to policja nie mogła zastosować wobec Sabeli art. 52 kodeksu wykroczeń, który zakazuje posiadania materiałów pirotechnicznych i niebezpiecznych podczas zgromadzeń publicznych.

Dlatego sędzia uniewinnił Sabelę. Uniewinnił go też z drugiego zarzutu - odmowy wylegitymowania się. „Sędzia orzekł, że policja nie dopełniła procedur legitymowania” - relacjonuje Kinasiewicz.

Wyrok nie jest prawomocny. Policja może się odwołać.

"Panowie z Komendy Stołecznej, znów przegrywacie"

Sabela tak skomentował swoje uniewinnienie na profilu na Facebooku: „Za kilka dni w Warszawie wielki zjazd faszystów z całej Europy. Będą celebryci spod znaku celtyka z wielu krajów. Tymczasem dwa dni temu skończył się mój proces za wydarzenia sprzed roku, 13 listopada 2017. Wtedy dwa dni po faszolskim marszu zrobiliśmy małą prowokację pod warszawskim ratuszem i komendą stołeczną.

Zarzut z art 52 par 2 pkt 5 kw: "kto bierze udział w zgromadzeniu posiadając przy sobie broń, materiały wybuchowe lub inne niebezpieczne narzędzia..."

Sąd: NIEWINNY.

Zarzut z art 65 par 1 KW "Kto umyślnie wprowadza w błąd organ państwowy lub instytucję upoważnioną z mocy ustawy do legitymowania..."

Sąd: NIEWINNY.

Panowie z Komendy Stołecznej, wychodzi na to, że znów przegrywacie, w zasadzie to zawsze przegrywacie, tym razem dobitnie, 2:0” .

Cały jego wpis można znaleźć tutaj.

Proces za użycie rac podczas happeningu 13 listopada 2017 roku ma jeszcze Wojciech Kinasiewicz.

Udostępnij:

Mariusz Jałoszewski

Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.

Komentarze