Dariusz Piontkowski, nowy minister edukacji narodowej, nie czytał dokumentu WHO na temat edukacji seksualnej, ale ma o nim złe zdanie. Twierdzi, że edukacja seksualna może służyć do wychowania dzieci tak, aby oddać je pedofilom. Skompromitował się niewiedzą i ignorancją w wywiadzie dwa dni po przejęciu teki ministra
Po nominacji Dariusza Piontkowskiego na Ministra Edukacji Narodowej przedstawialiśmy jego sylwetkę w tekście „Szkoła wpadnie z deszczu pod rynnę? Nowy minister edukacji, idealny żołnierz PiS”. Piontkowski to były nauczyciel, wierny żołnierz PiS, był członkiem poprzedniej partii Jarosława Kaczyńskiego - Porozumienia Centrum.
Nie od dziś jest przeciwnikiem edukacji seksualnej. W marcu 2019 w TVP Białystok mówił, że to "próba wychowania dzieci, które zostaną oddane w jakimś momencie pedofilom”. Jego poglądy wpisują się w częsty w PiS katolicki fundamentalizm, który widzi osoby LGBT i edukację seksualną tylko jako zagrożenie dla tradycji i "rodziny". Według Piontkowskiego, edukacja seksualna to "seksualizacja", karta LGBT Rafała Trzaskowskiego to "promowanie pedofilii", a ewentualna adopcja dzieci przez pary homoseksualne prowadziła do uczenia ich "niestandardowych praktyk seksualnych".
Jednym z elementów takiego światopoglądu jest tabuizacja seksualności i sprowadzanie zachowań seksualnych innych niż heteroseksualny stosunek małżeński do grzechu.
Jeżeli ktoś miał nadzieję, że jako minister, Piontkowski trochę się powstrzyma i złagodzi swoje stanowisko, to rozczarował się bardzo szybko.
Dwa dni po odebraniu nominacji od prezydenta, 6 czerwca rano, minister edukacji narodowej był gościem Roberta Mazurka w RMF FM.
Prowadzący zapytał go o cytowane wyżej jego opinie. Piontkowski nie potrafił logicznie wytłumaczyć, dlaczego uważa, że edukacja seksualna miałaby zwiększać ryzyko, że dzieci padną ofiarą przestępstw pedofilskich.
Powtórzył za to wiele szkodliwych stereotypów na temat edukacji seksualnej i standardów WHO, które mają służyć jako pomoc dla nauczycieli i edukatorów.
Próbuje się doprowadzić do tego, żeby dzieci już kilkuletnie, jeszcze w wieku przedszkolnym, były uczone masturbacji
Kilkukrotnie prostowaliśmy już to kłamstwo. Choćby tu i tu. 5 czerwca Rzecznik Praw Obywatelskich odpowiedział na swojej stronie internetowej na pismo Rzecznika Praw Dziecka z marca 2019. Tłumaczy tam dokładnie, skąd to kłamstwo się wzięło:
"Podstawą jego sformułowania, a tym samym źródłem emocji i kontrowersji, jest matryca z publikacji »Standardy edukacji seksualnej w Europie« wydanej przez Biuro Regionalne WHO dla Europy i niemieckie BZgA (Federalne Centrum Edukacji Zdrowotnej) w 2010 roku, w której uwzględniono już grupy wiekowe 0-4 a także 4-6 lat. Niewłaściwym uproszczeniem jest jednak stwierdzenie, że edukacja ta ma obejmować »naukę masturbacji w przedszkolach«”.
Zasadnicze przekłamanie w atakach fundamentalistów prawicowych polega na tym, że zalecenia WHO nie polegają na zachęcaniu do jakichkolwiek zachowań seksualnych, a w szczególności do "nauki masturbacji". Nowoczesna edukacja polega na tym, że dzieciom objaśnia się różne formy seksualności, pomaga je zrozumieć i zaakceptować, jednocześnie wskazując na takie formy niedopuszczalne jak molestowanie seksualne. Edukacja zrywa z hipokryzją, by o seksualności nie mówić, a tym bardziej, by nie przedstawiać całej sfery seksu jako grzechu.
Minister nie widzi jednak potrzeby edukowania najmłodszych:
Wprowadzenie tematyki seksualnej na zbyt wczesnym etapie rozwoju dziecka jest zupełnie niepotrzebne.
Dokument WHO jasno tłumaczy, jakie są cele edukacji seksualnej kilkuletnich dzieci. Czytamy w nich m.in., że:
Masturbacja dziecięca, która tak przeraża konserwatystów, jest faktem i sposobem dzieci na poznawanie swojego ciała. Elementem edukacji seksualnej nie jest nauka, jak to robić, ale uświadomienie dziecka, że istnieje takie zjawisko. Dla Piontkowskiego połączenie słów "masturbacja" i "dziecko" jest jednak niedopuszczalne, bo kojarzy mu się z grzechem.
Aleksandra Dulas, prezeska Fundacji Nowoczesnej Edukacji „Spunk” i edukatorka seksualna, mówiła nam w marcu: „Panika, którą wywołuje zlepek słów »dziecko« i »masturbacja«, jest nieadekwatna do rzeczywistości. Nie musimy mówić dzieciom, że odczuwanie przyjemności z dotykania genitaliów tak właśnie się nazywa, ale my – dorośli – musimy wiedzieć, jak się zachować. Szczególnie że przez ten etap rozwojowy przechodzi znaczna część dzieci.
Czemu nie reagujemy gwałtownie, gdy dziecko dotyka pięty, a mamy bić po rękach, gdy dotyka genitaliów? Dziecko traktuje ciało integralnie: ucho, nos, kolano, penis to dla dziecka to samo. Naszą rolą jest nie stygmatyzować".
Dariusz Piontkowski, chociaż wypowiada się na ten temat, nie zadał sobie nawet trudu, aby dokument WHO przestudiować.
W RMF powiedział, że „przeglądał” i zna „duże, obszerne fragmenty”.
Gdy prowadzący wytknął Piontkowskiemu, że w takim razie nie wie, o czym mówi, ten odpowiedział:
„Wiem o czym mówię, natomiast nie mam obowiązku, nie jestem nauczycielem przygotowania do życia w rodzinie, bo tak się nazywa przedmiot, aby czytać założenia programowe, które nie są przyjęte w szkole”.
To osobliwa linia obrony – minister jest oburzony zawartością dokumentu WHO, ale nie czytał go, bo nie musi.
My dokument czytaliśmy i pisaliśmy o nim wielokrotnie:
Minister nie wycofał się ze stwierdzeń z marca. Brnął głębiej w swoją argumentację:
„Przygotowywanie dzieci do życia seksualnego w zbyt wczesnym wieku nie jest dobre i nie powinniśmy tego robić. Zbyt małe dzieci niekoniecznie muszą być wychowywane seksualnie. Jeżeli ktoś próbuje te malutkie dzieci, nasze dzieci, wnuki, do tego zmuszać, wprowadzając tego typu pojęcia, to może to niestety prowadzić do tego, że będzie to wychowywanie przyszłych obiektów zainteresowań pedofilskich”.
Znowu to samo. Minister zdaje się utożsamiać wychowanie (edukację) z jakimiś instrukcjami. I nie dostrzega, że jednym z głównych celów edukacji seksualnej jest właśnie dostarczenie dzieciom wiedzy, która może je chronić zachowaniami pedofilnymi dorosłych, uświadomienie dziecka, że ktoś może je chcieć skrzywdzić. Kluczowa jest tu umiejętność odróżnienia tzw. złego dotyku od właściwych form czułości.
Minister Piontkowski nie dawał za wygraną w rozmowie w RMF:
Tego typu wychowanie może doprowadzić do tego, że w małych dzieciach zbyt wcześnie obudzi się pewnego rodzaju zachowania i tolerancję dla zachowań także innych osób, także bardziej dorosłych.
Według raportu "Dzieci się liczą" Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, który omawialiśmy tutaj, skuteczną formą profilaktyki przed wykorzystaniem seksualnym dzieci jest właśnie edukacja:
„Dzieci powinny wiedzieć, jakie są granice i jak reagować na ich przekraczanie od przedszkola. Zagraniczne badania pokazują, że dzieci, które przeszły edukację prewencyjną wiedziały, przynajmniej w teorii, jak postępować – do kogo zwrócić się po pomoc. To wiedza tak podstawowa jak umiejętność przechodzenie przez ulicę”.
Ponownie warto odnieść się do odpowiedzi RPO:
"Wyniki badań przeprowadzonych w wielu państwach jednoznacznie wskazują, że profesjonalna i prowadzona w szkole edukacja seksualna nie skutkuje wcześniejszym rozpoczęciem współżycia seksualnego przez młode osoby.
Wręcz przeciwnie – przekazywane w czasie takich zajęć informacje skłaniają do odpowiedzialnych, przemyślanych i bezpiecznych decyzji i zachowań seksualnych.
Doświadczenia krajów, w których edukacja seksualna jest obowiązkowa od lat, dostarczają dowodów na jej pozytywne skutki. Należy wśród nich wymienić:
Edukacja seksualna ma też szereg pozytywnych skutków w wymiarze emocjonalno-społecznym. Wbrew dominującej opinii przedmiotem zajęć nie są tylko kwestie fizyczno-biologiczne. Prowadzone właściwie, według przemyślanego i dopasowanego do grupy wiekowej programu, lekcje edukacji seksualnej pomagają rozwijać u młodych osób szacunek do innych i samych siebie, budować poczucie własnej wartości, a w konsekwencji, także kształtować zdrowe, silne i wartościowe relacje i związki".
Standardy WHO zalecają (ponieważ nie jest to dokument, który coś nakazuje, a jedynie sugeruje różne rozwiązania), aby dzieci w wieku 6-9 lat uczyć stawiania granic i uświadamiać w kwestii molestowania seksualnego. Dziecko uzbrojone w taką wiedzę i umiejętności jest bardziej zdolne do zrozumienia, że ktoś chce je skrzywdzić, niż takie, któremu nikt nie powiedział nic na temat seksualności.
Trudno jednak oczekiwać, że takie argumenty do ministra trafią. Jest on mocno przywiązany do swoich wyobrażeń na temat edukacji seksualnej, które nabył podczas przeglądania fragmentów wytycznych WHO.
Być może warto więc jeszcze raz podkreślić tę oczywistą prawdę: celem edukacji seksualnej nie jest rozbudzanie potrzeb seksualnych dzieci ani nauczenie ich technik masturbacji. Jest nim za to przekazanie rzetelnej wiedzy na temat seksualności, aby uczniowie radzili sobie z własną seksualnością w wieku dojrzewania i później, w dorosłym życiu.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze