Piotrowicz powtarza kłamstwo o "największym po 1989 roku" zwycięstwie wyborczym. Tymczasem wynik PiS (37,6 proc.) był przeciętny, gorszy niż PO w 2007 i 2011, SLD w 2001 i Komitetu Obywatelskiego w 1989. Jaki by zresztą nie był, nie daje prawa do takiego "reformowania" kraju. Wbrew słowom Piotrowicza, który cytuje Gierka, od tego "Polska nie rośnie w siłę"
"Będziemy czynić wszystko, aby Polska rosła w siłę, bo wtedy tylko będzie każdemu z nas w naszym domu, w naszych rodzinach żyło się lepiej" - mówił Piotrowicz odgrzewając PRL-owski kotlet sprzed 37 lat.
W ramach "prekampanii wyborczej" PiS poseł Stanisław Piotrowicz pojechał do Bojanowa na Podkarpaciu, gdzie m.in. odniósł się do zarzutów, że PiS wywraca porządek konstytucyjny państwa. Użył podwójnie fałszywego argumentu: powtórzył ulubione kłamstwo swego obozu o największym po 1989 roku sukcesie wyborczym PiS oraz postawił horrendalną w demokracji tezę, że zwycięstwo wyborcze daje nieograniczone prawo do "reformowania" państwa.
Słychać głosy opozycji, że wygraliście wybory, ale nie macie prawa reformować i są wyliczenia, ilu Polaków oddało głos na PiS. No, najwięcej w historii po 1989 roku! Mamy [prawo] i będziemy reformować tak, jak sobie tego życzą Polacy
Wątek niebotycznego sukcesu PiS w wyborach 2015 nie jest nowy w obozie władzy. Z właściwą sobie retoryczną przesadą dał mu np. wyraz w listopadzie 2017 prezydent Duda mówiąc o "gigantycznym" i "nienotowanym" sukcesie prawicy. OKO.press przypomina więc (kolejny raz), że wynik wyborczy PiS (Zjednoczonej Prawicy) był w 2015 roku przeciętny: piąty w kolejności na dziewięć wyborów od 1989 roku, co widać na wykresie poniżej.
Lepszy wynik niż PiS w 2015 roku PO uzyskała w obu poprzednich wyborach (2007 i 2011), SLD w 2001 i oczywiście Komitet Obywatelski przy Lechu Wałęsie w 1989 roku (według szacunków 60 proc., co dało tylko 35 proc. miejsc, bo tyle wynegocjowała opozycja przy Okrągłym Stole).
Piotrowicz uznał, że owo "największe" poparcie daje PiS wolną rękę w "reformowaniu kraju", co retorycznie opisał jako "słuchanie głosu Polaków".
"Mamy (prawo) i będziemy reformować tak, jak sobie tego życzą Polacy. Dlatego się wsłuchujemy w głos Polek i Polaków".
Ten sposób myślenia i działania narusza fundamenty ustroju demokratycznego. Żaden wynik wyborów - nawet gdyby na partię rządzącą - jak w czasach gdy Stanisław Piotrowicz był jej członkiem i od 1978 roku prokuratorem PRL - oddawano po 97-98 proc. głosów (na tzw. liście krajowej w 1985 roku), czy kiedy w 1980 roku na listy Frontu Jedności Narodu padło 99,52 proc. głosów, nie daje prawa do prowadzenia polityki sprzecznej z Konstytucją RP.
„Maksymę, która głosi, że większość ma prawo czynić w sferze rządzenia krajem wszystko, co zechce, uważam za bezbożną i godną pogardy” – pisał już w 1835 roku Alexis de Tocqueville, klasyk myśli demokratycznej.
Jedną z podstaw demokracji jest zasada ograniczenia władzy wykonawczej i ustawodawczej, które mogą działać wyłącznie w ramach wyznaczonych przez Konstytucję i podlegają kontroli władzy sądowniczej (a także czwartej władzy niezależnych mediów).
Tę zasadę dobrze opisał w swej ostatniej przed śmiercią wypowiedzi 14 kwietnia 2017 prof. Wiktor Osiatyński:
„Nie jest tak, że władza, która sama utożsamia się z »suwerenem«, z tytułu aktu wyborczego może wszystko. Bezustannie trzeba przypominać, że władza ma wytyczone prawem pole działania. Trzeba obywatelom, ale także samym ludziom władzy bezustannie wskazywać na to, co już wykracza poza ten dopuszczalny mandat.
Suwerena się nie wybiera, suweren jest. Wybiera się tylko ludzi, którzy mają sprawować władzę w ramach swojego mandatu i w ramach prawa”.
Stanisław Piotrowicz - zapewnie mimowolnie - zacytował też w Bojanowie jeden z najsłynniejszych komunistycznych sloganów.
"To jest dla nas szalenie ważne: przywrócić polityce wiarygodność, realizować interesy narodu polskiego i czynić wszystko,
aby Polska rosła w siłę, bo wtedy tylko będzie każdemu z nas w naszym domu, w naszych rodzinach żyło się lepiej. Musimy widzieć ten związek przyczynowy".
Ten związek przyczynowy stanowi oczywiste nawiązanie do słów Edwarda Gierka: "Aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej" z przemówienia I sekretarza partii komunistycznej na XI Plenum KC PZPR 4 września 1971 roku.
Wciskając odbiorcom w Bojanowie tezę o mega-zwycięstwie prawicy w 2015 roku, Piotrowicz wykorzystuje fakt, że pierwszy raz po 1989 roku zwycięzca wyborów uzyskał samodzielną większość w Sejmie. Tymczasem w 2015 roku poparcie wyborcze i efekt w odsetku zdobytych mandatów rozjechały się bardziej niż kiedykolwiek.
O zdobyciu większości w Sejmie zdecydowała gigantyczna – aż 17 proc. – liczba głosów oddanych na partie, które do Sejmu nie weszły. Wynik PiS liczył się zatem tylko wśród 83 proc. głosów, i ta baza była o prawie 10 pkt. proc. mniejsza niż w dwóch poprzednich wyborach! To sprawiło, że przeciętne poparcie 37,6 proc., przełożyło się aż na 51,1 proc. mandatów, co oznacza, że tzw. „premia dla zwycięzcy” wyniosła prawie 14 pkt. proc.
Wśród tych „głosów zmarnowanych” (czyli takich, których oddanie nie przełoży się na reprezentację głosującego wyborcy w Sejmie) dominowało 11,17 proc. oddanych na lewicę:
Według analizy Jarosława Flisa, gdyby Partia Razem przyłączyła się do Zjednoczonej Lewicy (co jego zdaniem wymagałoby odsunięcia się Leszka Millera i Janusza Palikota), taka połączona lewica zdobyłaby 47 mandatów. PiS miałby wtedy tylko 211 mandatów.
Także utworzenie koalicji wyborczej Platformy i Nowoczesnej mogłoby pozbawić PiS większości. Według Flisa, PO i .N w koalicji dostałyby 177 mandatów, o 11 więcej niż zebrały osobno (premia dla większych, jaką daje metoda d’Hondta). W takim wariancie PiS zdobyłby „tylko” 226 mandatów.
Oba rozumowania Flisa są oczywiście ryzykowne. Nie wiadomo bowiem, czy koalicje zbierałyby w sumie tyle, ile partie osobno. Na przykład głosowanie na Partię Razem miało charakter antyestablishmentowy, Partia Razem w koalicji mogłaby dostać znacznie mniej głosów.
Podobnie z Nowoczesną, która przedstawiała się jako nowa siła, krytyczna alternatywna dla PO.
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze