Prezydent obraża sędziów, premier obraża sędziów, minister sprawiedliwości obraża sędziów. Czara goryczy się przelała - mówił sędzia SN Krzysztof Rączka. Wraz z Małgorzatą Gersdorf pozwali Stanisława Piotrowicza za słowa o "sędziach, którzy są zwykłymi złodziejami". Piotrowicz wniósł o odroczenie rozprawy w związku z powołaniem go do TK. Sąd odrzucił wniosek
2 grudnia 2019 Ruszył proces cywilny o ochronę dóbr osobistych, który Stanisławowi Piotrowiczowi wytoczyli sędziowie Sądu Najwyższego prof. Małgorzata Gersdorf i prof. Krzysztof Rączka. Chodzi o słowa Piotrowicza z sierpnia 2018 roku. KRS zbierała się wtedy, by opiniować kandydatów na sędziów SN. W tym samym czasie rząd Prawa i Sprawiedliwości, obniżając ustawowo wiek przechodzenia w stan spoczynku, chciał wbrew konstytucji dokonać czystki w Sądzie. W tym przerwać kadencję Pierwszej Prezes.
W siedzibie KRS protestowała grupa Obywateli RP, czasowo blokując prace Rady.
Piotrowicz pytany o to przez dziennikarzy na korytarzu rzucił, że "nie może być takiej sytuacji, by garstka niezadowolonych z utraty przywilejów blokowała prace organu konstytucyjnego".
A następnie dodał, że chodzi o to, by "sędziowie, którzy są zwykłymi złodziejami, nie orzekali dalej".
Piotrowicz pytany w kolejnych dniach o te słowa tłumaczył się, że nie chodziło mu o obrażanie "sędziów jako grupy" ani sędziów Sądu Najwyższego. Twierdził, że odnosił się do konkretnych przypadków sędziów, którzy dopuścili się kradzieży.
Małgorzata Gersdorf i Krzysztof Rączka domagają się od Piotrowicza przeprosin oraz zapłaty 50 tysięcy złotych na cel społeczny - Stowarzyszenie SOS Wioski Dziecięce.
Stanisław Piotrowicz się nie stawił. Pojawił się jego pełnomocnik mecenas mec. Marek Markiewicz.
Piotrowicz złożył pismo (wpłynęło 29 listopada), w którym wnosi o odroczenie rozprawy, ponieważ został wybrany przez Sejm na sędziego Trybunału Konstytucyjnego.
Pełnomocnicy powodów, mec. Sylwia Gregorczyk-Abram i mec. Michał Wawrykiewicz (członkowie Wolnych Sądów) wnieśli o nieuwzględnienie tego wniosku, ponieważ Piotrowicz nie jest jeszcze sędzią. Kadencje sędziów, których ma zastąpić niedawno wybrana trójka upływają dopiero 3 grudnia.
Pełnomocnik Piotrowicza, mecenas Marek Markiewicz, wnioskował również o odrzucenie pozwu ze względu na poselski immunitet, który obowiązywał pozwanego w chwili wypowiedzi. Pełnomocnicy sędziów SN argumentowali m.in., że wypowiedź nie była związana z wykonywaniem mandatu posła. Co więcej, mandat ten wygasł z chwilą, gdy Piotrowicz przepadł w ostatnich wyborach. Sąd przychylił się do tej argumentacji i odrzucił wniosek Piotrowicza stwierdzając, że w zakres sprawowania mandatu poselskiego nie wchodzą wypowiedzi do mediów.
Sąd oddalił też wniosek o odroczenie rozprawy, argumentując, że Piotrowicz nie wskazał żadnej przyczyny, na przykład jakichkolwiek czynności o charakterze urzędowym, która przeszkadzałaby mu w uczestnictwie w dzisiejszej rozprawie.
Pomimo nieobecności Piotrowicza przeprowadzono postępowanie dowodowe. Głównymi dowodami w sprawie były dwa nagrania:
Sędzia Johann został również wezwany jako świadek. Zeznał, że w jego odbiorze wypowiedź Piotrowicza była ostra i przesadzona. Ale pytany przez mecenasa Markiewicza zaprzeczył, by odebrał ją jako skierowaną w stronę Małgorzaty Gersdorf i Krzysztofa Rączki. "To była wypowiedź ogólna. Nie padło żadne nazwisko. Ta wypowiedź miała charakter ogólny i emocjonalny".
W tym momencie mec. Wawrykiewicz spytał, czy sędzia Johann przypomina sobie pismo sędziego Józefa Iwulskiego z 29 sierpnia 2018. Iwulski kierował w tym czasie pracami Sądu Najwyższego. W piśmie skierowanym do Marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego Iwulski wyraził oczekiwanie, że wypowiedziami Piotrowicza zajmie się Komisja Etyki Poselskiej. Sędzia oczekiwał także sprostowania "nieprawdziwych sugestii dotyczących sędziów SN".
Po przesłuchaniu Johanna odtworzono materiały filmowe. W nagraniu z programu Konrada Piaseckiego Wiesław Johann mówi m.in., że nie można wykluczyć, że Ziobro obsadza wymiar sprawiedliwości swoimi znajomymi, że wypowiedzi Ziobry i Piotrowicza o sędziach są przesadzone i wynikają z ich interesu politycznego.
"Byłam tą wypowiedzią naprawdę zbulwersowana. To był policzek w twarz" - zeznawała prof. Gersdorf. "Polityk pozwolił sobie na stwierdzenie, że w SN orzekają złodzieje. To nie jest tak, że możemy pomijać takie wypowiedzi. Tu chodzi o moją cześć, ale i o godność mojego urzędu. Moje dzieci, moi uczniowie będą mnie pytać, czy jestem złodziejką. Ludzie na ulicy będą pytać mnie, ile się nakradłam. Zresztą to już się dzieje" - była wyraźnie wzburzona.
Sędzia dopytywała o te ataki. Prof. Gersdorf mówiła o przypadkowych zaczepkach na ulicy, ale również zmasowanych atakach w internecie, zwłaszcza na Twitterze. "Ja nie mam konta, ale moje służby prasowe czasem mi pokazują".
"Może już czas przestać oglądać ten świński ryj Gersdorf" - przeczytała przykład mec. Sylwia Gregorczyk-Abram. "Takich wpisów jest wiele, ja je ostatnio nawet zaczęłam zbierać, żeby przedsięwziąć kroki prawne" - opowiadała Małgorzata Gersdorf.
Pierwsza Prezes podkreślała, że nie ma żadnej wątpliwości, że Piotrowiczowi chodziło o sędziów SN. W końcu wypowiedź padła podczas prac KRS nad rekomendacjami nowych sędziów do SN:
"Ja tak emocjonalnie reaguję, bo to nie było takie, ot, wszyscy sędziowie to złodzieje, chodziło konkretnie o Sąd Najwyższy (...) Sądy są przecież trzecią władzą. To podważanie zaufania do państwa".
Prof. Gersdorf podkreślała też, że wszyscy sędziowie SN byli oburzeni słowami Piotrowicza. Uznali jednak, że wystarczy, że przeciwko ówczesnemu posłowi wystąpi dwójka z nich.
"Wstrząsająca była reakcja mojego syna. Pierwsze, co powiedział, to »tato, on cię nazwał złodziejem«. To był ten moment, kiedy uznałem, że dosyć już obrażania sędziów, dosyć obrażania nas jako ludzi. Czara goryczy się przelała" - zaczął drugi z powodów, sędzia Krzysztof Rączka.
"Proszę zwrócić uwagę, że w naszym kraju Prezydent RP obraża sędziów, Premier RP obraża sędziów, minister, jego kanceliści kłamią i obrażają sędziów. To jest szczucie stanu sędziowskiego (...)
Jestem sędzią. Uważam to za najwyższą godność, jaką osiągnąłem w życiu, ukoronowanie mojego życia. I na koniec mojego życia zawodowego pan Piotrowicz nazywa mnie złodziejem. Byłem od 1976 roku nauczycielem akademickim, byłem dziekanem Wydziału Prawa. Nikt do tej pory mnie tak nie obraził, tak nie naruszył moich dóbr osobistych. Udało się to dopiero Stanisławowi Piotrowiczowi".
Rączka opowiadał także, że szczucie, jakiego dopuszczają się politycy, ma bezpośrednie przełożenie na nastroje społeczne:
"Byłem w sobotę w Ostrołęce i zostałem zaczepiony w centrum handlowym przez osobę, która nagabywała, żeby dać pieniądze. Gdy odmówiłem, usłyszałem »Tyle się w tej Warszawie nakradliście«. To skąd się biorą takie reakcje?".
Pełnomocnicy sędziów SN, mec. Gregorczyk-Abram i mec. Wawrykiewicz, zwracali uwagę, że szczególnie ważny dla oceny wypowiedzi Piotrowicza był kontekst całej sytuacji.
Znowelizowana przez PiS ustawa o SN, która zmuszała sędziów do przejścia w stan spoczynku była szeroko komentowana i krytykowana przez międzynarodowe instytucje. Zaledwie kilka tygodni później TSUE wydał słynne postanowienie o zabezpieczeniu, które przywróciło sędziów do pracy. Ale do tamtego czasu
"narracja rządzących była taka, że I Prezes już nie jest prezesem, że sędziowie są emerytami" - wymieniał mec. Wawrykiewicz. To wtedy Jarosław Kaczyński żartował sobie w "Gościu Wiadomości", że Małgorzata Gersdorf będzie prezesem nawet po śmierci.
Cała ta narracja, zdaniem prawników, ma istotne znaczenie dla tego procesu. Obywatele RP blokowali prace KRS, by nie nominowano nowych sędziów na miejsca obecnych.
Wawrykiewicz analizował też zachowanie Piotrowicza widoczne na wideo:
"Stanisław Piotrowicz był wyraźnie zirytowany. Nie mógł sobie procedować spokojnie tak jak robił to w Komisji Sprawiedliwości. Ktoś mu przerwał, ktoś go zablokował. (...) Manipuluje też swoją wypowiedzią. Nie było tego dnia przedmiotem obrad postępowanie dyscyplinarne wobec sędziów.
Nie miały miejsca w tym czasie żadne postępowania w związku z kradzieżami. To była ewidentnie wypowiedź dotycząca sędziów, których zamierzano wtedy wyrzucić".
Mec. Wawrykiewicz nawiązał też do słów sędziego Rączki i podał więcej przykładów napastliwych wypowiedzi władz o sędziach. Przywołał między innymi porównania sędziów z kolaborantami z Vichy i nazywanie ich "złogami komunistycznymi", które należy usunąć. "Proszę pamiętać, że reakcje na takie wypowiedzi są uzasadnione. Sędziowie są permanentnie atakowani mniej więcej od połowy 2017 roku. Wtedy, w pierwotnej wersji ustawy o SN, rządzący chcieli przecież usunąć wszystkich sędziów oprócz tych wskazanych przez Ministra Sprawiedliwości".
Mecenas Markiewicz odniósł się do słów sędziego Rączki, który krytykował wyciąganie pojedynczych "banalnych" przykładów niegodziwości sędziów, by robić z nich oręż w walce z całym stanem sędziowskim:
"Wydarzenia na stacji benzynowej, czy ta historia o wiertarce, to nie są »banalne wydarzenia«. Co sędziowie zrobili, żeby takich sędziów potępić? Czy obywatel ma prawo wyrazić taki postulat, żeby nigdy sędziowie-złodzieje nie orzekali?".
Oprócz tego mec. Markiewicz argumentował, że:
Ogłoszenie wyroku odbędzie się 2 stycznia o godz. 13.00 w sali 232 w Sądzie Okręgowym w Warszawie.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze