“Nie będziemy w ciszy wieszać się w stodołach” - mówią protestujący rolnicy. Wyjaśniamy, dlaczego "Piątka dla zwierząt" budzi wśród nich tak olbrzymie emocje
Dzisiejszy (13 października 2020) protest rolników rozpoczął się przy Placu Zawiszy w Warszawie, nieopodal siedziby Prawa i Sprawiedliwości. Manifestacja ma potem ruszyć pod siedzibę Ministerstwa Rolnictwa, a następnie - pod siedziby Sejmu i Senatu. To już czwarty duży protest środowisk rolniczych w odpowiedzi na przegłosowanie przez Sejm “Piątki dla Zwierząt". Manifestacje będą odbywać się także poza stolicą, we wszystkich regionach Polski - zapowiadają organizatorzy.
Tydzień temu, w środę 7 października, protestujący rolnicy zablokowali drogi w całym kraju, utrudniając lub paraliżując ruch na niektórych odcinkach. “Będzie grubo” - zapowiadał lider AGROunii Michał Kołodziejczak.
Łącznie zorganizowano blokady na 50 drogach.
W proteście bierze udział kilkadziesiąt stowarzyszeń rolniczych i przedstawiciele izb handlowych zrzeszających hodowców. Głównym organizatorem protestów jest jednak AGROunia, która na swojej stronie internetowej określa się jako “oddolny ruch rolników tworzący wspólnotę konsumentów i rolników”. Jest to organizacja działająca od 2018 roku, początkowo pod szyldami Unii Warzywno-Ziemniaczanej. Jej głównym statutowym celem jest polityczna reprezentacja rolników oraz obrona polskiego kapitału przed przejęciem przez międzynarodowe korporacje.
Protesty wybuchły po przegłosowaniu przez Sejm w nocy z 17 na 18 września tzw. “Piątki dla Zwierząt”.
Wśród najważniejszych - z punktu widzenia rolników - treści, jakie przewiduje nowela, znalazły się:
Za przyjęciem ustawy zagłosowało 356 posłów i posłanek, w tym zdecydowana większość posłów PiS i Koalicji Obywatelskiej, a także - jednogłośnie - klub parlamentarny Lewicy. Przeciw głosowała jednogłośnie Konfederacja, niemal cały klub PSL-Kukiz'15, wyjąwszy Pawła Kukiza i Stanisława Żuka, którzy poparli ustawę oraz Marka Biernackiego i Pawła Szramka, którzy wstrzymali się od głosu, 38 posłów PiS oraz czworo posłów KO, w tym Magdalena Łośko, która później przyznała, że opowiedziała się przeciw ustawie omyłkowo. Z dyscypliny partyjnej, obok innych członków Prawa i Sprawiedliwości, wyłamali się wszyscy członkowie stowarzyszenia “Solidarna Polska”.
Przeciw zagłosował także były już minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski, z którym nie konsultowano treści ustawy. Dymisja ministra w odpowiedzi na jego postawę w odniesieniu do “piątki Kaczyńskiego” stanowi - obok niekorzystnych dla hodowców postanowień ustawy - jedną z głównych przyczyn trwających strajków. W miejsce Ardanowskiego powołano na to stanowisko Grzegorza Pudę.
Zaczęło 23 września na Wiejskiej. Rolnicy ułożyli pod siedzibą Sejmu 356 główek kapusty symbolizujących głowy posłów, którzy poparli “piątkę”. Kapusta została później przekazana warszawskiemu ZOO.
Tydzień później, 30 września, odbyła się w stolicy legalna demonstracja z udziałem ponad 50 stowarzyszeń rolniczych. Pochód rolników rozpoczął się o godz. 10:00 na Placu Trzech Krzyży i ruszył w kierunku Sejmu oraz Pałacu Prezydenckiego.
We wtorek, 6 października, AGROunia zablokowała drzwi wejściowe Ministerstwa Rolnictwa belami słomy i odpaliła race pod resortem, prezentując tam gigantyczny transparent z napisem: “Puda? Nie znamy. Wieś ma już swojego ministra rolnictwa”. Michał Kołodziejczak podkreślał, że słoma to metafora obrazująca klasę, z jaką Kaczyński potraktował Ardanowskiego. Odgrażał się, że nazajutrz na ulicach polski pojawi się nie tylko słoma, ale też i gnój. (I rzeczywiście - następnego dnia na polskie drogi wyjechały masowo pojazdy rolnicze, wiozące transparenty z hasłami: “Zwierzęta przed ludźmi”, “Piątka Kaczora rolnictwo zaora”, “PiS dobija rytualnie polską wieś”, “Nie będziemy w ciszy wieszać się w stodołach”, “Precz z Kaczorem dyktatorem”. W kilku miastach do biur poselskich członków PiS wjechały taczki z gnojem. Obornik zawędrował między innymi do biura Antoniego Macierewicza w Piotrkowie Trybunalskim).
“To protest przeciwko powołaniu ministra rolnictwa, który przyszedł wyłącznie po to, żeby to rolnictwo zniszczyć. Nie mamy co do tego żadnych wątpliwości" - mówił Kołodziejczak obecnym na wtorkowej manifestacji pod resortem dziennikarzom. "Nie będzie zgody na tworzenie polityki przeciwko rolnikom, która wiąże się z zamknięciem największych branż w Polsce, czyli naszej hodowli. Wiemy, że to nie ułamek, to nie wycinek, ale początek polityki przeciwko utrzymaniu i rozwojowi rolnictwa w Polsce. Ministra Ardanowskiego zapamiętamy po tym jak skończył. Potrafił jasno opowiedzieć się przeciwko dyscyplinie partyjnej".
Kołodziejczak apelował też do senatorów o odrzucenie ustawy. "Ta ustawa dotknie ok. 350 tys. gospodarstw zajmujących się hodowlą bydła. Dotknie również kilkudziesięciu tysięcy gospodarstw zajmujących się hodowlą drobiu oraz kilkuset zakładów mięsnych, których wprowadzenie tych przepisów mocno dotknie. Są zakłady, które z dnia na dzień będą musiały zostać zamknięte ze względu na to, że zajmują się wyłącznie ubojem na cele religijne. Nie ma zgody na niszczenie polskiego rolnictwa”.
PiS przekonuje, że o żadnym niszczeniu nie ma mowy. Z danych przedstawionych przez Janusza Wojciechowskiego, europejskiego komisarza ds. Rolnictwa (PiS), wynika, że aż 91 proc. polskiego eksportu mięsnego trafia do krajów UE. Jeśli chodzi o kraje pozaeuropejskie większości jest to mięso wywożone do Izraela (4 proc. całego eksportu), kraje muzułmańskie są na dalszych miejscach. Ustawa miałaby więc pozbawiać polskich rolników 1/20 rynku eksportowego. Komisarz określił na Twitterze udział mięsa z uboju rytualnego w polskim eksporcie jako “marginalny”.
Produkcja mięsa w Polsce bazuje na eksporcie. Na rynki zagraniczne trafia prawie 85 proc. wyprodukowanej w Polsce wołowiny oraz mniej więcej połowa mięsa drobiowego. Zgodnie z danymi Eurostatu, Polska jest największym producentem mięsa drobiowego w Unii Europejskiej oraz jednym z unijnych potentatów w produkcji wołowiny.
W 2020 roku branża mięsna ucierpiała znacznie z powodu pandemii. Zamknięcie sektora hotelarsko-restauracyjnego, który jest w Polsce odbiorcą 35 proc. produkcji drobiu, i wprowadzenie międzynarodowych ograniczeń transportowych doprowadziły do spadku cen drobiu. Biuro Analiz i Strategii Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa opublikowało raport, z którego wynika, że obostrzenia w związku z zapobieganiem rozprzestrzeniania się koronawirusa spowodowały także znaczny spadek cen mięsa wołowego.
Jak informuje Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa: “W kwietniu 2020 roku (dane GUS) krajowi dostawcy za bydło ogółem (bez cieląt) przeciętnie uzyskiwali 6,12 zł/kg. Był to poziom cen o 2 proc. niższy niż w marcu br. oraz o 6 proc. niższy niż przed rokiem. Cena młodego bydła średnio wyniosła 6,22 zł/kg i była o 1,5 proc. niższa niż w poprzednim miesiącu oraz o 5 proc. niższa niż przed rokiem. W zależności od regionu ceny żywca wołowego w Polsce kształtowały się od 5,35 zł/kg w woj. pomorskim i 5,51 zł/kg w woj. podkarpackim, do 7,13 zł/kg w woj. lubelskim i 6,49 zł/kg w woj. mazowieckim. Bydło rzeźne, w odniesieniu do marca br., potaniało w czternastu województwach, najbardziej w woj. lubuskim (o 9,1 proc.) i kujawsko-pomorskim (o 7,9 proc.). Wzrost cen odnotowano jedynie w woj. lubelskim (o 9,7 proc.) i mazowieckim (o 1,3 proc.)”
W tym samym czasie wystąpiły także trudności w transporcie międzynarodowym na tle obostrzeń sanitarnych, które także przyczyniły się do spadku cen skupu.
“Na początku 2020 roku odnotowano pogorszenie wyników w eksporcie drobiu z Polski, które spowodowane było dwoma czynnikami. Największy wpływ na zmniejszenie wolumenu wywozu drobiu miało zamknięcie dla krajowych eksporterów części pozaunijnych rynków zbytu z powodu wykrycia ognisk grypy ptaków na niektórych obszarach Polski. Ponadto czynnikiem oddziaływującym negatywnie na poziom eksportu były ograniczenia logistyczne w handlu międzynarodowym spowodowane pandemią COVID-19. W okresie styczeń-kwiecień br. z Polski wyeksportowano blisko 549 tys. ton drobiu (w ekwiwalencie tuszek), o 7 proc. mniej niż przed rokiem. Wartość wyeksportowanych w tym okresie produktów drobiowych wyniosła 943 mln EUR (blisko 4,1 mld zł) i była o 5 proc. mniejsza niż przed rokiem. Z danych Ministerstwa Finansów wynika, że w odniesieniu do analogicznego okresu ubiegłego roku eksport drobiu na rynek UE obniżył się o 3 proc., do 432 tys. ton, a sprzedaż do krajów pozaunijnych – o 19 proc., do 117 tys. ton”.
Stowarzyszenia rolnicze obawiają się, że piątka Kaczyńskiego doprowadzi do pogłębienia kryzysu w branży mięsnej.
Michał Kołodziejczak mówi nam, że czuje się zawiedziony nie tylko sposobem procedowania ustawy w Sejmie, który przedstawiał sobą najgorsze praktyki partii rządzącej, ale także kompletnym ignorowaniem przez polityków strony społecznej ustawy, zwłaszcza postawą PiS oraz Lewicy, które mają w swój wizerunek wpisany solidaryzm.
"Okazuje się, że kiedy treść ustawy komuś odpowiada, nikogo nie obchodzi już to, że jest ona autorytarnie pisana na kolanie, bez myślenia o konsekwencjach społecznych, że nie było w ogóle konsultacji z rolnikami, że z prac nad treścią ustawy był wyłączony sam Minister Rolnictwa, że głosowanie odbywa się w środku nocy" - mówi lider AGROunii. "Sposób procedowania to przecież pierwszy powód, dla którego opozycja powinna zagłosować przeciw, bo przedstawiał sobą wszystko to, co najgorsze i najbrudniejsze w rządach PiS: bezczelność i kompletne nieliczenie się z ludźmi na drodze do osiągania celów politycznych. Łatwo oczywiście dehumanizować rolników i nazywać ich psychopatycznymi barbarzyńcami, którzy chcą zarabiać na cierpieniu - jest to na rękę rządowi. Ale czy ktokolwiek - z lewicą sejmową na czele - pochylił się nad społeczną stroną tej ustawy? Nad tragediami ludzi, którym jeszcze pół roku temu banki poświadczały milionowe kredyty na 15 czy 20 lat i którzy teraz dowiadują się, że vacatio legis dla zamknięcia ich biznesów wynosi tylko rok, a państwo nie oferuje im żadnej pomocy ani rekompensaty w tej sytuacji?".
Zakaz eksportu mięsa z uboju rytualnego oraz prowadzenia ferm futrzarskich ma zacząć obowiązywać po 12 miesiącach od ogłoszenia nowelizacji w Dzienniku Ustaw. PiS przebąkuje, że dla rolników przewidziane są rekompensaty, jednak nie podano, jak dotąd, żadnych konkretów. 12 października Kancelaria Premiera zapowiedziała trzy zmiany w ustawie o ochronie zwierząt: (1) vacatio legis miałoby zostać wydłużone do stycznia 2022 roku, (2) rząd planuje wycofać się z zakazu uboju rytualnego drobiu, choć trudno uznać, że powoduje on mniej cierpienia niż ubój krów (3) przewidziane są odszkodowania “dla tych hodowców i rolników, którzy nie zdołają przestawić się na inny rodzaj produkcji”. Trzeci punkt dotyczyć ma głównie ferm futerkowych. Nie wiadomo, w jakim stopniu i czy w ogóle odszkodowania obejmą hodowców bydła.
Rolnicy skarżą się na przeciągającą się w czasie niepewność. Strat z tytułu wprowadzenia ustawy boją się nie tylko rolnicy zajmujący się produkcją mięsa z uboju rytualnego lub właściciele ferm futrzarskich, ale wszyscy hodowcy drobiu i bydła wołowego, którzy spodziewają się spadku cen żywca rzędu 10 proc. w związku ze zmniejszonym popytem.
Rzecznik Praw Obywatelskich, Adam Bodnar, tłumaczył na konferencji 12 września, że źle skonstruowana ustawa może pociągnąć za sobą falę odszkodowań, a krótkie vacatio legis stoi jego zdaniem w sprzeczności z zasadami rządów prawa.
"Niezależnie od tego, co myślę, to jest coś o co muszę się upominać, bo to są konkretne zasady związane z zasadą demokratycznego państwa prawnego, które powinno być w takiej sytuacji respektowane" - mówił RPO. "Brak odpowiedniego vacatio legis powoduje, że przepisy stają się nieefektywne, bądź też powodują potężną odpowiedzialność odszkodowawczą Skarbu Państwa".
Bodnar podkreślał też, że nieproporcjonalne do realnych możliwości rolników wymagania w zakresie zamykania lub zmiany typu działalności mogą okazać się niezgodne z Konstytucją.
Podobna sytuacja miała miejsce w 2013 roku, kiedy szereg podmiotów zajmujących się ubojem i hodowlą bydła i drobiu wystosowało zbiorowe pozwy odszkodowawcze. Grupowe postępowanie w sprawie odszkodowania zainicjował między innymi Związek Polskie Mięso. Do pozwu zbiorowego przyłączyło się wtedy ok. 80 rzeźni.
"Cały czas odbieram telefony od przerażonych ludzi, którzy zapowiadają, że się powieszą, jeśli ustawa wejdzie w życie. Nie chodzi tylko o ubój rytualny, ale o cały rynek mięsny. Jeżeli myślimy, że likwidacja eksportu zwierząt zabijanych w sposób religijny nie zaburzy nam eksportu, to cofnijmy się do 2013 roku, kiedy po raz pierwszy wprowadzono w Polsce zakaz uboju rytualnego. Spowodowało to nagły spadek ceny, bo mięsa było po prostu za dużo, a hodowla bydła mięsnego stała się w Polsce nieopłacalna. Zakaz został później wycofany przez Trybunał Konstytucyjny, ale sytuacja rynkowa długo wracała do normy" - opowiada Kołodziejczak.
"Jeżeli skasujemy ubój rytualny, będziemy sprzedawać bydło nie za 10 zł za kilogram, tylko za 5 zł czy za 4 zł, i po prostu będzie tego zbyt dużo w kraju. A dlaczego będzie zbyt dużo? Bo ludzie poczynili takie inwestycje, gdzie w biznesplanach i we wnioskach o dofinansowania z UE zobowiązali się, że przez kilka albo kilkanaście lat będą się tym właśnie zajmować. Każdy rolnik, który bierze dofinansowanie z UE, musi sporządzić biznesplan, z którego rozlicza się w każdym roku, plany robione są na minimum 5 lat, i w tym czasie nie można zmieniać profilu działalności. Czy ktoś w ogóle wziął to pod uwagę? I wreszcie - czy naprawdę musimy zamykać całe branże w czasie pandemii, kiedy rolnictwo i tak jest poważnie dotknięte skutkami lockdownu?".
Zakaz uboju rytualnego funkcjonował w Polsce od 1 stycznia 2013 roku do 10 grudnia 2014 roku, gdy został uchylony przez Trybunał Konstytucyjny.
Dane GUS wskazują na spadek ceny bydła nawet o 13 proc., a drobiu o 11 proc. w tamtym okresie. Czy był on spowodowany wyłącznie zakazem uboju rytualnego? Nie sposób dziś jednoznacznie stwierdzić. Ale mniej więcej takich spadków obawiają się dziś rolnicy po ponownym wprowadzeniu zakazu.
O tym, co przeżywają zwierzęta poddawane ubojowi rytualnemu mówił OKO.press zoopsycholog prof. Wojciech Pisula z Instytutu Psychologii Polskiej Akademii Nauk. Wbrew temu, co często twierdzą przeciwnicy zakazu, badania dowodzą, że cierpienie zwierząt podczas uboju jest dłuższe i znacznie bardziej dotkliwe niż podczas uboju z ogłuszeniem.
"Podnoszenie argumentu z cierpienia zwierząt to zwykła hipokryzja" - twierdzi Kołodziejczak. "Kiedy zakażemy uboju rytualnego w Polsce, zwierzęta będą wyjeżdżały od nas żywe i będą transportowane tam, gdzie ubój jest legalny. Wiele z nich tego nie przeżywa, śmiertelność w transporcie wynosi 20 proc., zwierzęta jadą często tysiące kilometrów bez wody, są przerażone, przewracają się, dojeżdżają na miejsce z połamanymi kończynami, kręgosłupami. Czy tego dla nich chcemy? Czy nie jest to gorszy los niż zabicie w Polsce zwierzęcia w sposób humanitarny, które z Polski wyjedzie już mięso, bez dodatkowych męczarni?".
Kołodziejczak mówi, że inaczej patrzyłby na zakaz uboju rytualnego, gdyby obejmował on wszystkie kraje członkowskie i aspirujące do członkostwa, tak "żeby skutki gospodarcze nie osłabiały tylko jednego państwa".
Wg portalu Konkret24.pl aktualnie na ubój rytualny przyzwala zdecydowana większość europejskich państw. Wśród 33 krajów, które zezwalają na ubój rytualny, w tym ubój bez ogłuszenia na potrzeby grup wyznaniowych, są: Wielka Brytania, Irlandia, Hiszpania, Portugalia, Francja, Włochy, Holandia, Niemcy, Luksemburg, Czechy, Węgry, Słowacja, Chorwacja, Serbia, Bośnia i Hercegowina, Macedonia, Albania, Bułgaria, Rumunia, Mołdawia, Ukraina, Białoruś, Litwa, Rosja, Turcja i oczywiście Polska. W czterech krajach, tj. w Grecji, Austrii, Łotwie i Estonii, wymaga się w każdym przypadku ogłuszenia zaraz po wykonaniu cięcia. Siedem krajów - Szwecja, Norwegia, Dania, Islandia, Belgia, Szwajcaria, Słowenia i Lichtenstein - bezwzględnie nakazuje ogłuszenie zwierzęcia jeszcze przed cięciem, przy czym w Szwajcarii i Liechtensteinie wyłącza się z tego nakazu drób. Finlandia zezwala na ubój rytualny, ale wymaga sedacji w momencie uboju.
Portal prawo.pl donosi, że 10 września 2020 roku - na cztery dni przed wpłynięciem projektu PiS do Sejmu - rzecznik generalny TSUE Gerard Hogan wnioskował o to, żeby flamandzkie przepisy zakazujące uboju rytualnego bez ogłuszenia uznać za niedozwolone w świetle prawa całej Unii jako nierespektujące wolności wyznania.
Produkcja mięsa z uboju rytualnego na eksport jest dozwolona prawie we wszystkich europejskich krajach. Zakaz eksportowania takiego produktu funkcjonuje tylko w Holandii, Estonii i w Niemczech. Jeśli Senat nie odrzuci “piątki Kaczyńskiego”, do grona tych państw dołączy także Polska.
Ustawa jest dziś procedowana w Senacie. Protestująca dziś w Warszawie AGROunia apeluje do senatorów o odrzucenie ustawy w całości w imię interesu polskiego rolnictwa. Senat zapowiada kilkadziesiąt poprawek do noweli. Jerzy Chróścikowski, przewodniczący senackiej Komisji ds. Rolnictwa i Rozwoju Wsi, senator z ramienia PiS, ocenia jednak, że wniosek o odrzucenie ustawy w całości jest mało prawdopodobny. Czy rzeczywiście? Wygląda na to, że część senatorów PiS takiego scenariusza jednak chce - za odrzuceniem wspomnianych wyżej poprawek Morawieckiego i Pudy głosowało wczoraj 5 senatorów PiS, a dwóch wstrzymało się od głosu.
PiS wygrał ostatnie wybory parlamentarne w dużej mierze dzięki głosom rolników. Głosowało na nich prawie 70 proc. przedstawicieli tej grupy zawodowej.
Z sondażu przeprowadzonego przez United Surveys dla RMF FM i "Dziennika Gazety Prawnej" wynika, że 71,4 proc. respondentów popiera "Piątkę dla Zwierząt". Za przyjęciem ustawy futerkowej opowiadają się także mieszkańcy wsi. 61 proc. z nich wyraziło aprobatę dla tego posunięcia.
Gospodarka
Prawa zwierząt
Jan Krzysztof Ardanowski
Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi
piątka dla zwierząt
Filozofka, psycholożka i lingwistka. Studiowała i prowadziła badania między innymi na: Uniwersytecie Warszawskim, Uniwersytecie Loránda Eötvösa w Budapeszcie, Uniwersytecie w Porto, Uniwersytecie Oksfordzkim, Uniwersytecie Zagrzebskim oraz Norweskim Uniwersytecie Nauki i Technologii w Trondheim. Pracowała jako neuropsycholożka i neurorehabilitantka osób po ciężkich urazach mózgu. Przez pewien czas mieszkała na Bałkanach, gdzie zajmowała się zagadnieniami z zakresu psychologii konfliktów zbrojnych, stresu pourazowego oraz terroryzmu.
Filozofka, psycholożka i lingwistka. Studiowała i prowadziła badania między innymi na: Uniwersytecie Warszawskim, Uniwersytecie Loránda Eötvösa w Budapeszcie, Uniwersytecie w Porto, Uniwersytecie Oksfordzkim, Uniwersytecie Zagrzebskim oraz Norweskim Uniwersytecie Nauki i Technologii w Trondheim. Pracowała jako neuropsycholożka i neurorehabilitantka osób po ciężkich urazach mózgu. Przez pewien czas mieszkała na Bałkanach, gdzie zajmowała się zagadnieniami z zakresu psychologii konfliktów zbrojnych, stresu pourazowego oraz terroryzmu.
Komentarze