0:000:00

0:00

Przegłosowane przez Sejm ograniczenie uboju rytualnego do potrzeb żyjących w Polsce wyznawców judaizmu i islamu wywołało burzę. W najbliższych dniach nowelizacją ustawy o ochronie zwierząt zajmie się Senat. I nie jest wykluczone, że odrzuci ten zapis. Sytuacja jest napięta, co pokazuje choćby fakt, że Jarosław Kaczyński zagroził senatorom z PiS, którzy będą próbowali storpedować nowe przepisy, zawieszeniem w prawach członka partii. Taki los spotkał już posłów PiS, którzy głosowali przeciwko "Piątce dla Zwierząt", w tym ministra rolnictwa Jana Krzysztofa Ardanowskiego.

I w mediach, i w toku dotychczasowych senackich debat pojawiały się głosy kwestionujące okrucieństwo uboju religijnego.

"Świadome cierpienie przy uboju rytualnym nie jest długie" - mówił Mirosław Welz, zastępca Głównego Lekarza Weterynarii. Dodał, że cierpienie przy uboju religijnym i tym z ogłuszeniem jest "porównywalne".

A Jonny Daniels, prezes fundacji From the Depths, napisał nawet, że ubój rytualny to "praktyka lepsza od tej rozpowszechnionej w dzisiejszych czasach, polegającej na ogłuszaniu bolcem w głowę przed ubojem". I nazwał "zakaz uboju rytualnego w jakiejkolwiek formie nonsensem".

O to, jak doświadczają uboju rytualnego zwierzęta, zapytaliśmy zoopsychologa prof. Wojciecha Pisulę. Jego wypowiedzi nie pozostawiają złudzeń:

"W ciągu pierwszych 20-30 sekund od przecięcia tchawicy i tętnic zanikają reakcje motoryczne, czyli, mówiąc wprost, zwierzę przestaje się ruszać. Ale mózg wciąż pracuje na pełnych obrotach. Przez tych kilkadziesiąt sekund bądź dłużej od cięcia przebiegają przynajmniej podstawowe procesy świadomościowe, takie jak odczucie bólu i duszenia się, czy niemożliwe do spełnienia pragnienie ucieczki".

Poniżej cała rozmowa z naukowcem o psychologicznych i fizjologicznych szczegółach uboju rytualnego. Prof. Wojciech Pisula pracuje w Instytucie Psychologii Polskiej Akademii Nauk. Zajmuje się m.in. zachowaniami eksploracyjnymi zwierząt i psychologią ewolucyjną.

Przeczytaj także:

Ubój rytualny: wszelkie udręki związane z umieraniem

Robert Jurszo, OKO.press: Czy z punktu widzenia psychologa zwierząt, który próbuje zrozumieć zachowania zwierząt i ich perspektywę patrzenia na świat, można w ogóle mówić o czymś takim, jak humanitarna śmierć w rzeźni?

Prof. Wojciech Pisula: Dopóki godzimy się na to, że człowiek w różnych obszarach swojej działalności uśmierca zwierzęta, musimy zadawać sobie pytanie o to, czy są złe i dobre sposoby uśmiercania. Te ostatnie oszczędzają zwierzęciu przedśmiertnych cierpień. A już w ogóle najlepiej, gdy zwierzę nawet nie zdąży się zorientować, że jest uśmiercane. To trudne, ale nie niemożliwe.

Czy ubój religijny, zwany potocznie rytualnym, mieści się wśród tych sposobów zadawania – choć brzmi to jak oksymoron - humanitarnej, „dobrej” śmierci?

Nie. I nie może być humanitarny, ponieważ warunkiem jego religijnej poprawności jest to, że zwierzę podczas zadawania śmiertelnej rany ma być przytomne. Póki nie zgaśnie jego świadomość w wyniku upływu krwi po poderżnięciu gardła, musi ono znosić wszelkie udręki związane z takim sposobem umierania.

Trzeba tu jednak zwrócić uwagę na to, że tak rozumianego uboju rytualnego trzymają się tylko ortodoksyjni przedstawiciele judaizmu. Obecnie większość ekspertów od halal - to muzułmański odpowiednik koszerności - dopuszcza możliwość tzw. ogłuszenia odwracalnego. Polega ono na takim oszołomieniu zwierzęcia, po którym może ono jeszcze odzyskać świadomość.

I choć w praktyce świata muzułmańskiego wciąż dominuje ubój rytualny bez uprzedniego ogłuszenia, to zmiana jest wyraźna i oceniam ją bardzo pozytywnie.

Ubój rytualny dotyczy krów, owiec i drobiu, ale już nie świń, które są przez wyznawców tych religii uznawane za zwierzęta nieczyste.

Każda z tych grup zwierząt przechodzi proces religijnego uśmiercania inaczej. Najgorzej znoszą to krowy, bo to duże, silne organizmy, które bronią się najdłużej.

Prześledźmy to, co dzieje się z krową w uboju rytualnym.

Najpierw trzeba ją unieruchomić. Stosuje się do tego specjalne klatki, które mają specjalne ramię, które zadziera krowie głowę do góry, by odsłonić jej szyję do przecięcia. W użyciu są też klatki obrotowe, które odwracają krowę do góry nogami, by jeszcze łatwiej było poderżnąć jej gardło.

To ważne, by podkreślić, że to unieruchomienie trwa znacznie dłużej niż w przypadku uboju konwencjonalnego, ponieważ krowa musi pozostać skrępowana również wtedy, gdy się wykrwawia.

Co czuje wtedy krowa?

Zwierzęta w sytuacji zagrożenia uciekają, a klatka ucieczkę uniemożliwia. Unieruchomienie jest bardzo silnym stresorem, który wywołuje przerażenie, więc krowa zaczyna szarpać się i kopać, próbując się wyrwać. To jest bardzo pierwotna, biologiczna reakcja.

Warto tu przypomnieć, że cała psychologiczna nauka o stresie zaczęła się właśnie od eksperymentów nad unieruchamianiem. Hans Selye, które prowadził je jako pierwszy w latach pięćdziesiątych XX w. na szczurach, zamykał te gryzonie w specjalnych tulejach, które uniemożliwiały im poruszanie się.

Okazało się, że wpadają w panikę i przeżywają silny stres. Potem odkryto, że inne ssaki reagują podobnie, mimo że późniejsze badania pokazały, że doświadczenie Selyego nie były wolne od błędów.

Krowa w klatce zostaje unieruchomiona w specyficznej pozie – z zadartą głową i odsłoniętą szyją.

To dodatkowy bodziec stresowy, ponieważ szyja jest silnie chroniona przez wszystkie kopytne. To przystosowanie jeszcze z zamierzchłych, ewolucyjnych czasów, gdy trzeba było tę szyję chronić przed atakiem drapieżników, które zabijały przez zaduszenie.

Jeszcze większy stres przeżywają krowy zamknięte w klatkach obrotowych, bo nie tylko są skrępowane i mają zadarte głowy, ale jeszcze są odwrócone do góry nogami. A więc zmusza się je do przyjęcia nienaturalnej pozycji ciała i odsłonięcia brzucha, podobnie jak szyja, również szczególnie bronionego.

Wtedy rzezak przykłada nóż i – zgodnie z regułami koszer i halal – specjalnym nożem przecina gardło. Czy krowa czuje ból?

Oczywiście. Być może, jeśli narzędzie jest odpowiednio ostre, a rzezak wprawny, nie jest to ból o ekstremalnej intensywności. Ale z punktu widzenia zwierzęcia w uboju religijnym nie samo cięcie jest najgorsze, ale to, co następuje po nim.

Czyli co?

Krowa zaczyna się dusić i krztusić krwią, która wlewa jej się do dróg oddechowych. Jednocześnie przeżywa kolejną falę ekstremalnej paniki, tym razem związaną ze spadającym ciśnieniem krwi. Początkowo uważano, że cały ten proces trwa kilkanaście sekund, po których krowa traci świadomość. Dzisiaj już wiemy, że to nieprawda.

To kiedy krowa traci świadomość?

W ciągu pierwszych 20-30 sekund od przecięcia tchawicy i tętnic zanikają reakcje motoryczne, czyli mówiąc wprost, zwierzę przestaje się ruszać. Ale mózg wciąż pracuje na pełnych obrotach. Z badań elektrofizjologicznych wiemy, że średni czas aktywności bioelektrycznej mózgu trwa 80 sekund od zadania rany, czyli ponad minutę. Ale są krowy, których mózg jest aktywny nawet 2 minuty.

Dlaczego tak się dzieje?

Ponieważ mózg jest organem bardzo silnie bronionym, przez co pracuje relatywnie długo. To dodatkowo spowalnia proces wykrwawiania się.

Skąd wiemy, że krowa, która już się nie rusza, nadal cierpi?

Oczywiście, nie mamy żadnego bezpośredniego wglądu w jej stany psychiczne. Natomiast dysponujemy relacjami osób, które znalazły się w sytuacji, w której również zanikła aktywność motoryczna, ale ich mózgi były cały czas aktywne i świadome, np. topielców i tych, którzy przeżyli śmierć kliniczną.

Ze względu na podobieństwo ludzkiego układu nerwowego do innych ssaków możemy wnosić, że w umyśle krowy przez tych kilkadziesiąt sekund bądź dłużej od cięcia przebiegają przynajmniej podstawowe procesy świadomościowe, takie jak odczucie bólu i duszenia się, czy niemożliwe do spełnienia pragnienie ucieczki.

W internecie można znaleźć wstrząsające filmy z ubojni, na których wyrzucona z obrotowej klatki krowa, z ogromną, rozchełstaną raną szyi, która wydaje się martwa, nagle wstaje i rzuca się do ucieczki.

Bo tak długo jak działa mózg, tak długo organizm walczy o życie. Jeśli tylko w mięśniach jest jeszcze dość siły i trwają procesy metaboliczne, to zwierzę będzie próbowało uciec. Póki nie padnie, bo oczywiście żaden ssak nie jest przystosowany do tego, by poradzić sobie z tak rozległą raną, która nie tylko go wykrwawia, ale jeszcze uniemożliwia normalne oddychanie.

Do tej pory rozmawialiśmy o krowach. A jak doświadczają uboju rytualnego owce?

Owce są również zwierzętami o wyrafinowanej psychice, nie mamy więc podstaw, by twierdzić, że ubój religijny jest dla nich lżejszym doświadczeniem. Natomiast według wszelkich znanych nam danych, cierpią krócej. Ich świadomość gaśnie po ok. 20 sekundach od przecięcia tętnic szyjnych.

W debacie publicznej praktycznie w ogóle nie istnieje temat uboju rytualnego ptaków. Czym się różni religijne ubicie kury od zabicia krowy?

W jednym i drugim przypadku mamy podcięcie tętnic w stanie świadomości. W przypadku ptaków jest to techniczne łatwiej wykonalne, bo mają długie szyje i są oczywiście dużo mniejsze. Niestety, nikt nie badał ich zachowań w uboju rytualnym, zostaje nam więc spekulacja na temat ich doznań. Ale jedno jest pewno i to chcę podkreślić: z pewnością również cierpią. I to w sposób, który jest dla nas trudny do wyobrażenia, bo to bardzo emocjonalne zwierzęta.

Specyfika ich systemu krążenia czyni je przypuszczalnie jeszcze bardziej odpornymi na śmierć z wykrwawienia. Zresztą nawet ubój konwencjonalny jest znacznie gorszy w ich przypadku niż w przypadku ssaków.

Dlaczego?

Bo jest dużo bardziej masowy. Ptaki wiesza się do góry nogami na poruszającej się taśmie, po czym na moment zanurza się im głowy w zbiorniku z wodą pod napięciem. Impuls elektryczny je ogłusza, o ile nie podniosły przypadkiem głowy. Jeśli to zrobiły, to w kolejnym etapie ubojowym maszyna ucina im głowę, gdy są cały czas świadome. Tak jak podczas uboju rytualnego.

Obrońcy uboju rytualnego twierdzą, że nie jest on wcale mniej humanitarny od tego konwencjonalnego.

Nieprawda, różnica jest absolutnie zasadnicza. I to nawet wtedy, gdy weźmiemy pod uwagę, że wszystko, co dzieje się przed samym procesem uśmiercenia samo w sobie jest poważnym problemem moralnym. Bo przecież transport zwierząt czy głodówka przedubojowa wiążą się ze stresem i cierpieniem. Ale jednak proces uboju konwencjonalnego przebiega zupełnie inaczej niż rytualnego.

To znaczy?

Oczywiście zwierzę jest przestraszone tym, co się wokół niego dzieje w rzeźni, bo przepędza się je z miejsca na miejsce, wprowadza do nieznanych pomieszczeń, więc bez wątpienia przeżywa strach. Ale to wszystko się kończy w ułamku sekundy, jak ręką uciął, gdy ubojnik specjalnym pistoletem ubojowym ogłusza zwierzę strzałem w głowę, bo mózg jest niezbędnym organem do przeżywania procesów psychicznych. Mówiąc brutalnie, prawidłowo wykonany strzał w głowę sprawia, że zwierzę staje się preparatem.

Co prawda, jeszcze funkcjonują niektóre odruchy i pracują niektóre organy, bo zawiadujący ich aktywnością pień mózgu wciąż działa. Ale nie ma mowy o żadnych doznaniach psychicznych, bo przodomózgowie zostało trwale uszkodzone, jeśli użyto aparatu z trzpieniem penetrującym. Albo doszło do ciężkiego udaru, często nieodwracalnego, gdy był to trzpień niepenetrujący.

Moment, w którym ten bolec niszczy lub uszkadza mózg zwierzęcia jest ostatnim akcentem jego życia psychicznego. Zwierzę już nic nie czuje i poczuć nie może, więc można je zacząć wykrwawiać. podrzynając gardło. Męka świadomego konania zostaje mu oszczędzona.

Czy zwierzę czuje ból, gdy bolec pistoletu ubojowego wbija mu się w głowę?

Nie, ponieważ mózg zostaje uszkodzony zanim zdąży do niego dotrzeć bodziec bólowy. Z punktu widzenia zwierzęcia, prawidłowo wykonany zabieg ogłuszenia jest bezbolesny. Zdarzają się ogłuszenia nieskuteczne, po których zwierzę się wybudza, ale stanowią one margines wynikający zwykle z niedbałości ludzkiej.

;

Udostępnij:

Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze