0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Patryk Ogorzalek / Agencja GazetaPatryk Ogorzalek / A...

W okresie świątecznym politycy Prawa i Sprawiedliwości dzielili się szeptem informacjami o mającej nastąpić niebawem rozprawie Jarosława Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego ze Zbigniewem Ziobrą. W podobnym tonie wypowiadał się w wp.pl były współpracownik Kaczyńskiego Andrzej Anusz. Sugerował, że nadszedł czas rozstania PiS z Solidarną Polską. O spodziewanym wyrzuceniu Ziobry informowało w sobotę 8 stycznia Radio Zet.

Z informacji OKO.press wynika jednak, że decyzja o zerwaniu koalicji z Solidarną Polską jeszcze w PiS nie zapadła. A prawdopodobieństwo, że w najbliższych dniach czy tygodniach zapadnie, jest umiarkowane.

Wciąż pojawiające się plotki wydają się więc raczej elementem presji wywieranej na Ziobrę, by ustąpił w kwestii dla PiS i rządu kluczowej – i przygotował ustawę o Izbie Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Bo ta pozwoliłaby na odblokowanie wypłaty Polsce 57 miliardów euro z Europejskiego Funduszu Odbudowy.

Dlaczego to tak ważne dla PiS? Przede wszystkim ze względu na stan polskiej gospodarki i wybory jesienią 2023. Inwestycje finansowane z unijnych pieniędzy miałyby pomóc PiS-owi w walce o trzecią kadencję. Zarazem zaś większość wyborców tej partii jest za Unią i korzystaniem z jej funduszy. Zablokowanie miliardowych środków traktuje jako bolesną i prestiżową porażkę swego rządu.

Koalicjant wart 57 miliardów euro?

W rządzie konflikt o projekt ustawy o Izbie Dyscyplinarnej narastał od sierpnia. W lipcu Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej orzekł, że sposób wyłaniania i działania Izby za sprzeczny z zasadą niezawisłości sądów. Potem Komisja Europejska ogłosiła, że bez naprawy prawa w zakresie działania Sądu Najwyższego nie będzie możliwe zatwierdzenie Krajowego Planu Odbudowy (i tym samym wypłata 57 miliardów euro).

Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki przyjęli wtedy postawę dość ugodową. Obaj publicznie ogłosili, że powstanie nowa ustawa, która naprawi prawo dotyczące Sądu Najwyższego. Rząd miał się zajmować projektem już we wrześniu.

Nic takiego się nie stało. "Premier zapowiedział Ziobrze i jego ludziom, że nie będzie nawet rozmowy o projekcie, który nie spełniałby oczekiwań Komisji Europejskiej. Odpowiedź wyglądała tak, że żaden projekt nie powstał" – mówi nam nieźle poinformowany polityk PiS.

Kosztuje to zresztą Polskę milion euro dziennie – bo mniej więcej tyle wynosi nałożona na nasz kraj przez TSUE kara.

Jesienią i u progu zimy – zamiast przygotować projekt – Ziobro bardzo wyraźnie zaktywizował się politycznie. Jego partia zresztą też. Opisywaliśmy to już szczegółowo w OKO.press.

Resort sprawiedliwości zaczął produkować projekty nowych ustaw, a Ziobro i jego ludzie wypowiadali się w sprawach nawet bardzo odległych od obszaru zainteresowania ministerstwa Ziobry – takich jak pakiet klimatyczny, ceny energii, czy system certyfikatów ETS.

Za każdym razem ziobryści starali się licytować z Mateuszem Morawieckim i resztą PiS-u. Podkreślali bezkompromisową postawę w relacjach z Unią Europejską. Swą polityczną ofertę kierują bowiem do radykalnie prawicowej i antyunijnej mniejszości elektoratu Zjednoczonej Prawice.

Rzeczywiście, taka postawa Ziobry mogłaby skłaniać PiS do pozbycia się go. Są jednak dwa powody, dla których wciąż to tylko gra.

Jęzorek u wagi

Pierwszy z nich jest dość oczywisty: po wyrzuceniu Ziobry obóz władzy mógłby trwale utracić zdolność do wygrywania głosowań w Sejmie.

Formalnej większości parlamentarnej PiS nie ma już od sierpnia, czyli od wyjścia z koalicji Jarosława Gowina wraz z lojalną wobec niego częścią posłów. Mimo tego Zjednoczona Prawica, która rozporządza obecnie 228 głosami, może liczyć na nawet 239 głosów dzięki satelitom: Kukizowi ’15 (4 posłów) i Polskim Sprawom (także 4 posłów) oraz trójce posłów niezależnych.

To nie jest komfortowy układ dla PiS – bo wymaga każdorazowego dogadywania się z drobnymi partnerami, a także ponoszenia politycznych kosztów w rodzaju obrony Łukasza Mejzy (który dostał ministerialne stanowisko właśnie za to, że jako poseł formalnie niezależny był lojalny wobec PiS).

Jest to jednak układ wciąż dość sprawny i pozwalający uważać formalnie mniejszościowy rząd Zjednoczonej Prawicy za nadal zdolny do zebrania sejmowej większości.

Wyrzucenie Ziobry z koalicji mogłoby skutkować rozsypaniem się tej skomplikowanej i miejscami kruchej konstrukcji.

Ilu wiernych ma Ziobro?

Solidarna Polska ma łącznie 17 posłanek i posłów. Gdyby odeszli wszyscy, oznaczałoby to koniec szans na zebranie jakiejkolwiek większości dotychczasowymi metodami.

Klub PiS skurczyłby się do 211 głosów i nawet z pełną 11-stką satelitów mógłby zebrać 222 głosy. Okresowo mogłaby go wspierać – jak np. w wypadku „lex TVN” także kolejna 11-stka – czyli posłowie Konfederacji, co dawałoby razem maksymalnie 232 głosy, jednak układ z Konfederacją z pewnością nie był dla PiS ani trwały, ani stabilny.

Polityk PiS: „Raczej nie wyobrażałbym sobie rządzenia w koalicji z Konfederacją. Za dużo jest różnic, obawiałbym się też o to, że interesy posłów Konfederacji byłyby często sprzeczne z interesami PiS i rządu. A czasem mogłyby być sprzeczne z interesami Polski. To nie jest zresztą przypadek, że ostatnio to raczej Platforma zachowuje się tak, jakby chciała współpracować z Konfederatami”.

Ta opinia dość dobrze wyraża nastroje PiS-owców związane z ewentualną współpracą z Konfederacją, jak również mocno rozpowszechniony w PiS pogląd na temat prorosyjskości Konfederatów. Dlatego też PiS czuje się w zasadzie skazany na współpracę z Ziobrą i ziobrystami.

Ich względnie bezbolesne usunięcie z koalicji byłoby możliwe, gdyby razem z Ziobrą zdecydowało się odejść nie więcej niż 6 posłów. Bo wtedy PiS nadal miałby 231 głosów.

Wśród posłanek i posłów SP jest kilkoro takich, którzy w wypadku zerwania koalicji nie wiązałyby raczej przyszłości z Ziobrą.

Polityk PiS: "Kilka osób z tego grona z pewnością wybrałoby rozwiązanie lepsze dla Polski. Czy jednak 10 lub więcej? O to się nie zakładam".

A właśnie 10 osób spośród posłanek i posłów Solidarnej Polski musiałoby zdecydować się na rzeczone „rozwiązanie lepsze dla Polski” – czyli pozostanie z PiS-em - żeby PiS nie utracił zdolności do zbierania większości parlamentarnej, która gwarantuje mu obecnie rządzenie.

Bardziej pisowski niż sam PiS

Jest jednak także druga grupa przyczyn, dla których decyzja o wyrzuceniu Ziobry i ziobrystów z koalicji jest wciąż odkładana przez Kaczyńskiego.

"Ani Polska, ani polska prawica nie potrzebują kolejnej partii otwarcie nawołującej do wyjścia z Unii Europejskiej i do jeszcze większego zwrotu w stronę tych najbardziej tradycyjnych wartości" – odpowiada pytany przez nas o potencjalne zagrożenie ze strony usamodzielnionego Ziobry polityk Prawa i Sprawiedliwości.

To sprytna odpowiedź, ale omija główny problem, z jakim musiałby się mierzyć PiS po ewentualnym wyrzuceniu Ziobry z koalicji.

Solidarna Polska nie ma – i nawet prowadząc najzręczniejszą politykę długo nie będzie miała – potencjału do ścigania się z PiS-em w sondażach. Spokojnie może jednak przesądzić o utracie przez PiS szans na samodzielne zwycięstwo w wyborach, a nawet o utracie szans na zwycięstwo w ogóle.

Po rozłamie w PiS z 2011 roku i utworzeniu Solidarnej Polski Ziobro i jego ludzie ostro krytykowali PiS.

"Jarosław Kaczyński powinien być jak dyrygent. W ręku batuta, wsłuchany w skrzypce, w świetne brzmienie wiolonczeli. Ale batuta pomyliła się dyrygentowi z batem" – mówił w 2011 roku, tuż po rozłamie w PiS, dzisiejszy prezes TVP Jacek Kurski, który razem z Ziobrą tworzył Solidarną Polskę.

W wyborach do Parlamentu Europejskiego SP nie przekroczyła w 2014 r. progu wyborczego. Zdołała jednak wtedy zgarnąć prawie 4 procent głosów (3,98 proc.) – i to dokładnie z tej puli, którą wziąłby PiS. Właśnie to zadecydowało, że przed kolejnymi wyborami – prezydenckimi i parlamentarnymi w 2015 r. Kaczyński przygarnął syna marnotrawnego i powstała Zjednoczona Prawica.

Dopiero sprzymierzenie się przez PiS z ziobrystami i partią Gowina dało Zjednoczonej Prawicy zwycięstwo w wyborach i zarazem nieznaczną (nigdy dość przypominania) większość parlamentarną.

Dziś, po sześciu latach, potencjał polityczny Solidarnej Polski można wyceniać podobnie - na 3 czy 4 procent głosów. Dla Kaczyńskiego utrata 3 procent wszystkich głosów oznaczałaby pożegnanie się z nadziejami na samodzielne rządzenie.

***

Dlatego właśnie ostateczna rozprawa z Ziobrą jest dla PiS-u tak ryzykowna. Po pierwsze ze względu na bieżące rządzenie – i konieczność przejścia do rządów otwarcie mniejszościowych, lub nawet utraty władzy jeszcze w trakcie kadencji. Po drugie zaś ze względu na perspektywę wyborczej walki w 2023 roku, w której to właśnie elektorat Ziobry może odegrać decydującą dla PiS rolę.

;

Udostępnij:

Witold Głowacki

Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.

Komentarze