0:000:00

0:00

Stosunki z Francją były w ostatnim roku przykrym tematem dla polskiej dyplomacji. Zerwany kontrakt na zakup śmigłowców caracal i bezpodstawne oskarżenia szefa MON Antoniego Macierewicza, że Francja okrężną drogą sprzedała Rosji dwa lotniskowce mistral, sprawiły, że w końcówce swojego urzędowania prezydent Francois Hollande odwołał wizytę w Polsce.

Od dawna wiadomo było jednak, że czas Hollanda się kończy. Ale gdy się okazało, że zastąpi go Emmanuel Macron dla Polski pod rządami PiS zaczął się w Europie okres jeszcze gorszy.

Ten młody polityk naraził się polskiej partii rządzącej już w czasach kampanii wyborczej. Głównym jego hasłem była odbudowa zjednoczonej Europy. Zapowiadał reformę i zacieśnienie współpracy wspólnotowej bez taryfy ulgowej dla wichrzycieli. Od początku brzmiało to jak groźba skierowana do Polski i Węgier i niemal natychmiast Macron zaczął się odnosić do sytuacji w Warszawie bezpośrednio.

Zaczęło się na wiecu wyborczym w Paryżu 1 maja 2017 roku:

„Kim są przyjaciele i sojusznicy pani Le Pen? Znacie ich. To reżimy panów Orbána, Kaczyńskiego i Putina. To nie są ustroje otwartej i wolnej demokracji. Codziennie łamane są tam liczne swobody, a wraz z nimi nasze zasady” – powiedział wówczas przyszły prezydent.

Europa to nie supermarket, czyli Francja chce sankcji

W wywiadzie dla ośmiu dużych europejskich gazet (w Polsce opublikowała go „Gazeta Wyborcza”) przyznał jasno, że Kaczyńskiego i Orbána uważa za zdrajców Europy i że zamierza dążyć do ich ukarania:

„Kiedy dziś słyszę niektórych wschodnioeuropejskich polityków, to myślę, że dopuszczają się oni zdrady podwójnej. Decydują się na porzucenie zasad, na odwrócenie się plecami do Europy, na cyniczne podejście do UE, która miałaby służyć do rozdawania kredytów, ale nie znaczyłaby nic w sensie wartości.

Tymczasem Europa nie jest supermarketem. Europa ulega osłabieniu, gdy godzi się na odrzucanie jej zasad. Kraje Europy, które nie przestrzegają swoich reguł, muszą wyciągnąć z tego wszystkie konsekwencje polityczne”.

W kwietniowym wywiadzie dla „Voix du Nord” Macron mówił, że w trakcie prezydentury będzie starał się o ukaranie Polski i Węgier sankcjami przez UE:

„Chcę, by przypadkowi Polski przyjrzano się w sposób całościowy. I żeby za nierespektowanie praw i wartości UE wprowadzono sankcje. Traktaty to przewidują. Nie możemy mieć takiej Europy (…), gdzie państwa członkowskie zachowują się, jak Polska i Węgry, w kwestiach dotyczących uniwersytetu, uchodźców, wartości podstawowych, a my postanawiamy nic z tym nie robić”.

Polski rząd odpowiadał, jak mógł. Ale może niewiele.

23 czerwca głowy państw Grupy Wyszehradzkiej, czyli Polski, Węgier, Czech i Słowacji spotkały się z Macronem. Według czeskich mediów, Polska chciała odwołania spotkania – na to kategorycznie nie zgodzili się Czesi i Słowacy (polskie władze zaprzeczają, że taka próba miała miejsce). Sam Macron podobno na spotkanie wyraźnie się spóźnił.

Rząd PiS, a z nim cała Polska, znaleźli się w trudnej sytuacji. I nie chodzi tu o wzajemne podszczypywanie się ani nawet o groźbę sankcji. Unijne traktaty skonstruowane są tak, że aby je wprowadzić wspólnota musiałaby opowiedzieć się za nimi jednogłośnie, co jest mało prawdopodobne.

Przeczytaj także:

Chodzi o to, że Unia Europejska, zmęczona wewnętrznymi konfliktami, od dawna chce się zreformować. Zapowiadają to wszyscy czołowi politycy wspólnoty. A Macron ma kilka pomysłów na nową Europę. Szczególnie dwa z nich mogą zdecydować o znaczącym pogorszeniu się politycznej i gospodarczej sytuacji Polski.

Ścisła integracja strefy euro

Francuz od początku powtarza, że chce zreformować strefę euro. Ta ma konstrukcyjne wady, które uwypukliły się po kryzysie, szczególnie dotkliwie w przypadku Grecji. By takich sytuacji uniknąć Macron chce m.in. wprowadzenia unijnego budżetu finansowanego bezpośrednio z podatków w krajach członkowskich, zacieśnić unię bankową i wzmocnić Europejski Bank Centralny, który zadba o lepszą dystrybucję nadwyżek z krajów zamożniejszych np. przez euroobligacje, czyli narzędzie pozwalające na częściowe uwspólnienie długu słabszych gospodarek.

Oczywiście nie robi tego w odruchu czystego altruizmu – liczy też, że częściowo ograniczy to dominację Niemiec, która dusi francuski wzrost gospodarczy. Niemcy mogą jednak zgodzić się na spore ustępstwa np. na wprowadzenie większych obostrzeń fiskalnych – reguł wydatkowych, zadłużenia itp. W końcu też chcą ustabilizować strefę euro, która stanowi główną podporę ich gospodarki.

Tak daleko idąca integracja strefy sprawi, że wszystkie kraje bez wspólnej waluty zostaną odsunięte na boczny tor. Potężna gospodarczo Szwecja może jeszcze powalczyć o miejsce przy stole, Polska zostanie zredukowana do roli poddostawcy dóbr i usług.

W Brukseli od dawna mówi się o Europie wielu prędkości – scenariuszu opt-out, w którym grupy krajów będą mogły współpracować w wybranych przez siebie dziedzinach. Przy tak silnie zintegrowanej strefie euro wiadomo, która grupa będzie miała największe znaczenie i gdzie zapadać będą najistotniejsze decyzje. Polski w tej grupie nie będzie.

Pensje w UE

Macron ma jeszcze jedno marzenie – chce większego zrównania kosztów pracy w Europie. Choć również nie w odruchu solidarności z polskimi pracownikami.

We wspomnianym wywiadzie dla „Voix du Nord” oskarżył Polskę o dumping socjalny (nieuczciwą konkurencję przez zbijanie kosztów pracy): „Nie możemy tolerować kraju, który rozgrywa różnice kosztów podatkowych, społecznych w ramach Unii Europejskiej, której wszelkie pryncypia narusza. A tam jest istota odpowiedzi, jeśli chcemy regulować globalizację. Nie utrzymam dyrektywy o pracownikach delegowanych, jeśli nie będzie harmonizacji socjalnej” – mówił.

Słowa padły w kontekście decyzji amerykańskiej firmy Whirpool, która zamierza zamknąć fabrykę sprzętu AGD we francuskim Amiens i przenieść ją do Łodzi. Firmę skusiły głównie niższe koszty produkcji w Polsce.

Zamożniejszym państwom Zachodu coraz bardziej zależy na utrzymaniu większej ilości miejsc pracy niewymagających wysokich kwalifikacji w przemyśle i usługach. Po okresie stagnacji gospodarczej i po pęknięciu bańki inwestycyjnej podczas niedawnego kryzysu stało się to szczególnie ważne. Obecnie takie prace są jednak przejmowane przez konkurencję ze wschodu – polski czy węgierski pracownik jest bez porównania tańszy od francuskiego, czy niemieckiego, dlatego coraz więcej dużych zachodnich koncernów przenosi swoje fabryki i magazyny do Europy Środkowo-Wschodniej.

Tu akurat Macron może liczyć na wsparcie Komisji Europejskiej. Jean-Claud Juncker w tzw. Białej Księdze Przyszłości Europy zaprezentował pomysł Europejskiego Filaru Praw Socjalnych. Taki projekt zawierałby np. płace minimalną dla wszystkich krajów UE i zrównanie praw pracowniczych.

Z jednej strony może to być dobre dla pracowników. Zależy jednak, na jakim poziomie będą ustalone limity. Zbyt wysokie mogą być bolesne dla gospodarek krajów takich jak Polska, Czechy, czy Węgry (wszystkie trzy zdecydowanie przeciwko temu rozwiązaniu protestują).

Kraje takie jak Polska konkurują bowiem z zachodnimi państwami nie zaawansowaniem technologicznym produkcji, ale właśnie bardzo niskimi kosztami pracy – płaca minimalna jest w nich przynajmniej trzykrotnie niższa niż w zamożnych krajach Zachodu, a pozapłacowe koszty pracy również należą do najniższych w Europie. Odebranie im tej przewagi oznacza znaczny wzrost atrakcyjności rynków zachodnich.

Dojdzie więc do paradoksalnej sytuacji, w której Macron będzie walczył o podniesienie płacy dla polskich pracowników, a polski rząd będzie starał się to zablokować za wszelką cenę.

;

Udostępnij:

Szymon Grela

Socjolog, absolwent Uniwersytetu Cambridge, analityk Fundacji Kaleckiego. Publikował m.in. w „Res Publice Nowej”, „Polska The Times”, „Dzienniku Gazecie Prawnej” i „Dzienniku Opinii”.

Komentarze