0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Dawid Żuchowicz / Agencja GazetaDawid Żuchowicz / Ag...

"To nie jest kwestia podziału na prawicę i lewicę, to jest podział na tych, którzy chcą, żeby naród polski decydował sam za siebie i na tych, którzy chcą, żeby kilku urzędników w Brukseli decydowało o naszym losie” - tak premier Mateusz Morawiecki mówił w Sejmie w środę 18 listopada o unijnym rozporządzeniu „pieniądze za praworządność".

Unia Europejska chce za jego pomocą powiązać wypłaty ze wspólnego budżetu z przestrzeganiem przez państwa członkowskie zasady praworządności. Polsce i Węgrom projekt ten się nie podoba, ale nie mogą samodzielnie go odrzucić. Dlatego 16 listopada wstępnie zawetowały cały wieloletni budżet UE i koronafundusz odbudowy.

W OKO.press wyjaśniliśmy, na czym polega sprzeciw Polski i jakie mogą być jego długofalowe skutki.

Przeczytaj także:

Dzień po wystąpieniu premiera posłowie PiS złożyli w Sejmie projekt uchwały „wspierającej działania Rady Ministrów w zakresie negocjacji budżetowych w Unii Europejskiej".

„Wszelkie propozycje zawierające przepisy nieostre, nieprecyzyjne, podatne na stronniczą interpretację, muszą zostać zdecydowanie odrzucone - w przeciwnym razie istnieje groźba, że wypłaty z unijnego budżetu mogą zostać całkowicie zablokowane, arbitralną decyzją Komisji Europejskiej” - ostrzegają posłowie PiS.

Słowa premiera i treść uchwały wydają się ostre. To jednak najpewniej tylko gra - PiS pokazuje się wyborcom jako twardy negocjator. Między wierszami widać jednak, że szykuje się na ustępstwa.

Posłowie wspierają, ale bez przesady

Nad przepisami uchwały i zapowiadanym przez rząd wetem rozgorzała w czwartek 19 listopada w Sejmie wielogodzinna debata. Opozycja przedstawiła własne projekty uchwał wzywające rząd do bezzwłocznego przyjęcia wieloletniego budżetu UE i Funduszu Odbudowy.

W międzyczasie posłowie PiS złożyli poprawkę do własnej propozycji. Usunęli z niej stwierdzenie, że Sejm „z uznaniem przyjmuje fakt zablokowania przez przedstawicieli Polski dalszych prac nad pakietem rozwiązań budżetowych".

"Chcemy jasno wskazać, że weto nie jest celem samym w sobie. Weto jest narzędziem do tego, by ostatecznie osiągnąć negocjacyjny sukces. My nie chcemy niczego blokować,

ale nie możemy dopuścić, by to Komisja Europejska zablokowała dobry budżet dla Polski" - tłumaczył wiceminister w MSZ Szymon Szynkowski vel Sęk, sprawozdając uchwałę.

Dokument został przyjęty większością 236 do 209 głosów. Za głosowali wszyscy obecni posłowie PiS, a także pięciu członków Kukiz'15 (Paweł Kukiz, Jarosław Sachajko, Paweł Szramka, Stanisław Tyszka i Stanisław Żuk). Przeciw - Koalicja Obywatelska, Lewica, Konfederacja i 23 posłów PSL-Kukiz'15. Poseł Lewicy Romuald Ajchler wstrzymał się od głosu.

Paradoksalnie, do Unii wysłano w ten sposób sygnał, że prawie połowa polskiego Sejmu jest przeciwna wetu.

Wiceminister Jabłoński: „Kompromis jest możliwy”

Politycy PiS w mediach coraz wyraźniej wskazują, że kompromis z Brukselą wciąż jest możliwy.

„Nie da się dziś nic powiedzieć z całkowitą pewnością, ale prawdopodobieństwo, że do porozumienia dojdzie istnieje, bo Unia wielokrotnie pokazywała, że potrafi przezwyciężać różne spory” - powiedział „Rzeczpospolitej” wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński.

W wywiadzie podał nawet przykłady rozwiązań, które mogłyby pomóc polskiemu rządowi pozbyć się wątpliwości co do mechanizmu „pieniądze za praworządność".

„Może to przybrać różne formy: zmiany przyjętego już rozporządzenia, osobnego protokołu czy innego dokumentu. W każdym przypadku muszą to być jednak zapisy prawnie wiążące. W tej sprawie przedstawiliśmy bardzo jasno nasze stanowisko i jesteśmy gotowi do rozmów o każdym sposobie wprowadzenia go w życie, ale ten warunek – pewności prawa - musi być spełniony” - stwierdził.

Bruksela bierze pod uwagę kilka wariantów:

  • odesłanie rozporządzenia do Trybunału Sprawiedliwości UE, by ten wypowiedział się, czy jest zgodne z traktatami;
  • ograniczenie stosowania mechanizmu do pieniędzy wypłacanych po 2021 roku;
  • dołączenie deklaracji interpretacyjnych, w których Komisja Europejska wyjaśniłaby, do jakich celów nowe prawo będzie stosowane.

W grę nie wchodzi już raczej zmiana treści rozporządzenia - bo na to nie zamierza zgodzić się Parlament Europejski. Także rząd Holandii ogłosił, że obecna treść projektu jest dla niego ostateczna.

Morawiecki mógłby wykorzystać któreś z proponowanych rozwiązań, by na potrzeby polskiej opinii publicznej ogłosić triumf. A na budżet i koronafundusz ostatecznie się zgodzić.

Miałoby to sens, bo w Unii coraz wyraźniej słychać głosy, by na Polskę i Węgry wcale się nie oglądać. I dogadać się w gronie pozostałych 25 krajów. Wówczas przepadłyby nam tak potrzebne pieniądze na walkę ze skutkami pandemii - bezrobociem, bankructwami firm, zapaścią służby zdrowia. Mieliśmy na to dostać 27 mld euro grantów i 32 mld euro tanich pożyczek.

Rząd: „Walczymy, by zapobiec rozpadowi Unii”

Rządzący nie tylko nie wykluczają kompromisu w negocjacjach z Unią. Zmienili też nieco swoją eurosceptyczną narrację, najwyraźniej w obliczu coraz częstszych oskarżeń o szykowany polexit.

W ostatnich kilku tygodniach regularnie słyszeliśmy o walce z Brukselą, która odbiera Polsce suwerenność. Teraz politycy PiS podkreślają, że ich celem jest przede wszystkim ratowanie UE.

„Walczymy nie tylko o przestrzeganie traktatów, o przestrzeganie zasad, o partnerskie traktowanie, ale w dłuższej perspektywie walczymy o to, żeby Unia nadal istniała niezagrożona, dlatego że taki sposób działania, jaki proponują dzisiaj niektóre kraje, niestety również nasi sąsiedzi na zachodzie, doprowadzi wcześniej czy później do rozpadu Unii” - przekonywał w radiowej „Jedynce” w czwartek 19 listopada rano szef KPRM Michał Dworczyk.

Wiceminister Jabłoński, w wywiadzie z "Rzeczpospolitą" podkreślił, że wielu krajom, podobnie jak Polsce, zależy na sukcesie Unii.

W podobny ton uderzył 18 listopada w Sejmie Mateusz Morawiecki: „Przyjęcie takiego rozporządzenia już dzisiaj, które mogłoby być w dowolny sposób interpretowane przez biurokratów z Brukseli, groziłoby po prostu na późniejszych etapach rozpadem Unii Europejskiej".

Premier 19 listopada wieczorem weźmie udział w wideoszczycie Rady Europejskiej. Pierwotnym tematem spotkania głów państw członkowskich miała być walka z COVID-19. Ale unijni dyplomaci nie ukrywają, że temat weta zostanie na nim poruszony, by wybadać, jakie jest stanowisko Polski i Węgier.

Ziobro solą w oku Morawieckiego

Ostateczna decyzja ma zapaść najpóźniej na szczycie Rady Europejskiej 10-11 grudnia 2020. Niewykluczone, że nadzwyczajne spotkanie zostanie zwołane jeszcze wcześniej.

Morawiecki najpewniej dostanie od Brukseli rozwiązanie, które pozwoli mu wycofać się z weta i zachować twarz. Ma jednak poważny problem polityczny ze Zbigniewem Ziobrą. Ten wykorzystuje każdą okazję, by przekonywać opinię publiczną, że premier powinien weto utrzymać.

Konferencje prasowe, na których minister sprawiedliwości wygłasza płomienne antyunijne przemówienia wspierany przez Patryka Jakiego, Sebastiana Kaletę i innych przedstawicieli młodego pokolenia Solidarnej Polski, odbywają się niemal co drugi dzień.

Ziobro wydaje się wręcz szantażować premiera. Nie wystarczyło oficjalne oświadczenie zarządu Solidarnej Polski. Minister w osobnym piśmie poinformował swojego przełożonego, jakie jest jego zdanie i podkreślił, że ma nadzieję, że premier je podziela. Ten schemat się powtarza.

„Cieszę się, że pan premier zajął tak jednoznaczne stanowisko w tej sprawie” - powiedział Ziobro w audycji "Siódma9" 19 listopada 2020.

Minister i jego podwładni nie tracą okazji, by przypominać, że do weta nawoływali rząd jeszcze w lipcu 2020, kiedy trwały negocjacje Rady Europejskiej. Ubolewają, że wtedy premier ich nie posłuchał. Czy dla dobra koalicji zamilkną, jeśli Morawiecki ostatecznie poprze budżet? Wygląda, że grają już tylko na siebie.

;

Udostępnij:

Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio.

Komentarze