Politycy PiS przekonują, że musieli wetować unijny budżet, bo rozporządzenie "pieniądze za praworządność" łamie rzekomo unijne traktaty. A UE chce w ten sposób odebrać Polsce suwerenność i narzucić tęczowe śluby. Ziobro i Jacek Saryusz-Wolski zapewniają, że weto wręcz opłaci się nam finansowo. To wszystko fałsz
W poniedziałek 16 listopada 2020 podczas spotkania w Radzie UE przedstawiciele rządów Polski oraz Węgier - zgodnie z zapowiedziami - wstępnie zawetowali dwie decyzje związane z budżetem Unii:
Politycy PiS i Fideszu zrobili to, by pokazać, że sprzeciwiają się rozporządzeniu "pieniądze za praworządność", które zdobyło już wstępną akceptację większości państw członkowskich w Radzie.
Niemiecka prezydencja zapowiedziała, że na razie wstrzymuje dalsze prace i będzie szukała porozumienia z Polską i Węgrami. W Brukseli wciąż nastroje są optymistyczne. Wszyscy liczą, że Rada osiągnie porozumienie budżetowe w grudniu a Fundusz Odbudowy ruszy jak najszybciej.
Polska ma coraz więcej do stracenia, a coraz mniej do zyskania. Ale politycy PiS i Solidarnej Polski przekonują, że wetować musieli. Z trzech - z gruntu fałszywych - powodów:
Tłumaczymy, dlaczego to wszystko nieprawda.
Nie zgadzamy się, by tego rodzaju metody były forsowane w sposób sprzeczny z europejskim prawem, traktatami.
O łamaniu, wręcz "gwałceniu" traktatów mówił wielokrotnie w mediach eurodeputowany PiS Jacek Saryusz-Wolski. W podobnym tonie pisał w liście z okazji Dnia Służby Zagranicznej prezydent Andrzej Duda.
Według polityków PiS i Solidarnej Polski jedynym sposobem walki z łamaniem wartości UE z art. 2 Traktatu o UE powinna być procedura z art. 7, która wymaga jednomyślności. Proponowane rozporządzenie "pieniądze za praworządność" jednomyślności nie wymaga - ich zdaniem jest więc bezprawnym obejściem traktatów.
Ale wbrew tym twierdzeniom procedura art. 7 nie wyklucza powstania dodatkowych mechanizmów ochrony wartości.
Unia korzystała już choćby z art. 258 Traktatu o Funkcjonowaniu UE. Pozwala on Komisji skarżyć do Trybunału Sprawiedliwości rządy, które "uchybiają obowiązkom państwa członkowskiego". A nowy mechanizm, choć bazuje na wartościach z art. 2, odnosi się bezpośrednio do art. 322 TFUE, czyli procedury wydawania unijnego budżetu.
Gdy Komisja i Parlament na przełomie 2018 i 2019 roku zaproponowały powiązanie funduszy z praworządnością w Brukseli rozpoczęły się dyskusje prawników. Służby prawne Rady UE podkreślały, że nowe rozwiązania nie powinny "obchodzić" procedury art. 7.
"Pojawiały się różne opinie, jak to zwykle w takich sytuacjach. Wiele osób mówiło, że trzeba bardzo uważać, że to musi być transparentne, pozbawione oceny politycznej, zobiektywizowane. Parlament podkreślał, że mechanizm powinien dotyczyć wszystkich państw, nie być pisany pod Polskę i pod Węgry" - wspomina w rozmowie z OKO.press Jan Olbrycht, eurodeputowany KO i negocjator budżetu UE.
Ostatecznie przeważyły argumenty o konieczności lepszego zabezpieczenia interesów finansowych Unii, przy uwzględnieniu zastrzeżeń.
W lipcu 2020 roku wszystkie państwa członkowskie (także Polska), podczas posiedzenia Rady Europejskiej, zgodziły się, by powstał nowy mechanizm.
"Premierzy, głowy państw członkowskich, jednogłośnie zgodzili się na to rozporządzenie. Zgodzili się też, by odnosiło się do art. 2 TUE - czyli do wartości europejskich, a nie tylko do kwestii finansowych. Wreszcie zgodzili się co do procedury - że jak będzie taka sytuacja, to Rada głosować będzie kwalifikowaną większością" - podkreśla Olbrycht.
W przypadku braku porozumienia ws. budżetu UE 2021-2027 do końca roku, wejdzie w życie przewidziane w Traktacie prowizorium budżetowe, [...] co dla Polski będzie nawet korzystniejsze.
Narracja, którą lansują w mediach eurodeputowani PiS - w tym były członek PO Jacek Saryusz-Wolski - to bzdura.
Siedmioletni budżet UE to tzw. Wieloletnie Ramy Finansowe. Określa się w nich czas trwania, sumy, górne i dolne pułapy, działy budżetowe. Na tej podstawie uchwala się budżety roczne, te są bardziej szczegółowe.
"Aby budżet na 2021 rok mógł zostać przygotowany przez KE, a potem uchwalony, potrzebna jest taka rama. Gdyby na koniec roku okazało się, że WRF nie ma, bo nie udało się ich uchwalić, traktat przewiduje automatyczne przeniesienie ram z poprzedniego roku. Przeniesione są pułapy finansowe, tytuły działów budżetowych" - tłumaczy Jan Olbrycht.
Na tym jednak nie koniec. Bo po przeniesieniu ram z poprzedniego roku trzeba jeszcze stworzyć podstawę prawną pod wydawanie pieniędzy. Czyli przedłużyć wszystkie rozporządzenia, które zakończą się 31 grudnia - np. to o wydawaniu funduszy spójności, czy na transport. Przedłużenie musiałoby zostać uzgodnione między Parlamentem i Radą.
"To bardzo wiele rozporządzeń. Wszystko po to, by mieć budżet na 2021 rok. Teza, że można przenieść budżet z 2020 na 2021 jest tylko częściowo prawdziwa. Pułapy tak, ale do tego trzeba wypracować przepisy" - mówi Jan Olbrycht.
Na ten moment przedłużenie rozporządzeń nie jest brane pod uwagę. Unia nie pracuje nad ich przygotowaniem, bo liczy na porozumienie w sprawie nowych WRF.
Oznacza to, że jeśli ramy nie zostaną przyjęte przed końcem roku, UE nie będzie mogła przygotować budżetu na rok 2021.
"Wtedy wchodzi prowizorium budżetowe, czyli jedna dwunasta budżetu z poprzedniego roku, płacona co miesiąc. Nie da się uruchomić żadnych nowych projektów, nie ma żadnych nowych funduszów, nie ma Funduszu Zdrowotnego, nie ma Funduszu Sprawiedliwej Transformacji. Jedyne, co na pewno można będzie zrobić to zapłacić rolnikom dopłaty bezpośrednie. Ale na poziomie z poprzedniego roku i to znowu jedna dwunasta co miesiąc" - wskazuje Olbrycht.
Polska na pewno nie zyska więc, może tylko stracić. Dokładne reguły działania prowizorium określi Komisja Europejska, na razie nie wiadomo jeszcze, jak dokładnie miałoby ono wyglądać.
Do tego dochodzą utracone pieniądze z Funduszu Odbudowy UE. Na walkę z koronakryzysem mieliśmy z niego pozyskać 27 mld euro w grantach i 32 mld w tanich pożyczkach. Te pieniądze przepadną, jeśli Polska utrzyma weto, a Unia dogada się poza nami - co jest coraz poważniej brane pod uwagę.
Jeśli oddajemy UE władztwo nad suwerennym państwem, to ja się pytam: a po co u nas będą wybory? Po co partie polityczne? [...] W taki sposób traciliśmy niepodległość. To niedopuszczalne, nie za mamonę.
Zdaniem rządzących "praworządność" w rozporządzeniu to "tzw. praworządność" - bo jest niedookreślona i pozwala na arbitralne traktowanie Polski. Zjednoczona Prawica zgodnie przekonuje, że grozi nam utrata suwerenności i narzucenie rozwiązań, "na które Polacy się nie godzą". Podają przykład małżeństw dla osób tej samej płci.
Czy jest tak w istocie? Zajrzyjmy do projektu rozporządzenia.
Art. 1: "Rozporządzenie tworzy zasady niezbędne dla ochrony budżetu Unii przed naruszeniami zasady praworządności w państwach członkowskich".
Na zasadę praworządności składają się (Art. 2):
Artykuł zawiera też wzmiankę o tym, że praworządność należy rozumieć "z uwzględnieniem pozostałych wartości i zasad funkcjonowania Unii zapisanych w art. 2 TUE".
Rozporządzenie doprecyzowuje, na czym m.in. będzie polegało złamanie zasady praworządności. Chodzi o (Art. 2a):
Wbrew narracji PiS i Solidarnej Polski pole do uznaniowego wykorzystywania tego prawa jest mocno ograniczone.
Komisja będzie mogła wnioskować o zawieszenie funduszy w przypadku naruszeń lub ryzyka naruszeń. Ale tylko wtedy, gdy wykaże, że naruszenie praworządności bezpośrednio i negatywnie wpływa na zarządzanie budżetem, zagrażając interesom UE (Art. 3).
Sama procedura zakłada, że ostateczną decyzję podejmować będzie zaś Rada UE - kwalifikowaną większością głosów.
Lektura projektu pozwala zrozumieć, że w obecnym kształcie będzie ono dla rządu PiS stosunkowo niegroźne. Na pewno nie zawiera przepisów, które odbierają nam suwerenność i pozwalają narzucić np. małżeństwa dla osób tej samej płci. Rząd musi mieć tego świadomość.
Nawet w przypadku kontestowanych już w Brukseli "reform" sądownictwa autorstwa Zbigniewa Ziobry - o które przecież tak naprawdę chodzi - KE będzie musiała wykazać, że wpływają one negatywnie na zarządzanie unijnymi funduszami. I uzyskać akceptację większości w Radzie, co wcale nie będzie takie proste.
Gospodarka
Sądownictwo
Świat
Beata Kempa
Mateusz Morawiecki
Jacek Saryusz-Wolski
Zbigniew Ziobro
Komisja Europejska
Ministerstwo Sprawiedliwości
Parlament Europejski VIII kadencji
Unia Europejska
budżet UE
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Komentarze