W programie PiS znalazła się zapowiedź, że wolność badań naukowych ma być kształtowana przez „rację stanu”. Minister nauki Jarosław Gowin chwilę potem podał przykład - racją stanu jest pisanie o Zagładzie Żydów tak, jak chce rząd PiS. Przy okazji jeszcze powiedział nieprawdę, że nie ma prac polskich historyków po angielsku. Są, tylko nie są po myśli PiS
W opublikowanym w czasie trwania konwencji wyborczej PiS w Lublinie 6 września programie PiS znalazł się fragment, który zaniepokoił wielu naukowców (o całym programie pisaliśmy m.in. tutaj).
PiS zapowiada w nim (s. 195) „będziemy dążyli do zapewnienia pełnej wolności naukowej” (jak gdyby dziś jej nie było) oraz uwolnienie jej od „wpływów ideologicznych”, nie precyzując, o co dokładnie chodzi.
Autorzy programu zrobili przy tym jednak interesujące zastrzeżenie.
Zacytujmy:
„Jedynymi kryteriami kształtującymi naukę mogą być kryteria merytoryczne oraz etyczne, w uzasadnionych przypadkach także kryterium racji stanu. W tym kierunku będzie zmierzała dalsza reforma polskiego systemu nauki”.
Opozycja odczytała to jako zapowiedź politycznego sterowania naukowcami. Poseł Marcin Kierwiński (PO) ostrzegał: „oby z nauki nie chcieli nam zrobić podkomisji smoleńskiej”.
Te zarzuty odpierał wicepremier i minister nauki Jarosław Gowin. W odpowiedzi na pytanie zadane mu przez Onet napisał:
„W programie nie ma mowy o ograniczaniu badań przez rację stanu. Mowa jest o tym, że w wyjątkowych przypadkach racja stanu może kształtować badania naukowe. Czyli np. jeżeli polską racją stanu jest niezależność energetyczna, to państwo może ukierunkowywać (przez konkursy grantowe) badania ws. odnawialnych źródeł energii lub zgazowania węgla”.
Krótko mówiąc - minister odpowiedział: żadnej kontroli nie będzie, natomiast państwo może inwestować w strategiczne dla niego badania. Nie jest to niczym nadzwyczajnym: tak robią wszystkie kraje na świecie.
Chwilę później okazało się jednak, że „rację stanu” w nauce minister rozumie jednak zupełnie inaczej, gdy chodzi o Żydów.
Minister Gowin udzielił obszernego wywiadu niszowemu „Tygodnikowi Solidarność” (fragmenty można przeczytać tutaj). Zachwalał w nim wprowadzone przez siebie zmiany w nauce - konsekwentnie w OKO.press nie nazywamy ich „reformą”, bo to słowo może sugerować zmianę na lepsze.
Przy okazji powiedział również, gdzie realizuje się „racja stanu” w nauce: w dziedzinie badania stosunków polsko-żydowskich w czasie II wojny światowej.
Zacytujmy ministra:
„Dla mnie jest oczywiste, że humanistyka zawsze rozwija się w oparciu o język narodowy, ale ważne, by dorobek polskich humanistów dostępny był naukowcom na świecie. To istotne nie tylko z punktu widzenia nauki, ale również interesu państwa". (…)
Gdy wybuchł międzynarodowy spór wokół ustawy o IPN, rząd chciał sięgnąć po polskie prace wydane w językach obcych, opisujące relacje polsko-żydowskie oraz II wojnę światową z perspektywy naszego narodu. Okazało się, że takich publikacji właściwie nie ma.
Dalej minister wprost powiedział, że chodzi o „rację stanu”: „Naprawdę powinniśmy się zadowalać tym, że naszą historię prezentują światu Amerykanie, Anglicy, Niemcy czy Rosjanie? Czy jesteśmy pewni, że ich interpretacja odpowiada prawdzie i polskiej racji stanu?".
Przypomnijmy: rząd PiS i urzędnicy państwowi - tacy jak prezes IPN - krytykowali wielokrotnie publicznie badania polskich historyków dotyczące Zagłady.
Atakowali np. pionierskie studium strategii, które podejmowali Żydzi, by się uratować z Zagłady w 9 powiatach okupowanej Polski. Dwa tomy „Dalej jest noc” powstały po wieloletnich badaniach grupy polskich historyków z Centrum Badań nad Zagładą.
IPN zapowiadał „odpowiedź” na tę publikację. Główny zarzut polityków prawicy sprowadzał się do tego, że historycy zbyt dużo piszą o współpracy niektórych Polaków (ale także instytucji obsadzonych przez Polaków, takich jak policja granatowa czy straż pożarna) z Niemcami w Zagładzie. Za mało zaś - zdaniem polityków PiS - podkreślali bohaterstwo Polaków ratujących Żydów.
Na czym więc polega problem z wypowiedzią Gowina? Otóż problemy są dwa.
Oto garść przykładów. Książki polskiego historyka pracującego w Ottawie prof. Jana Grabowskiego ukazywały się po angielsku. Po angielsku publikowali także inni historycy z Centrum Badań nad Zagładą - np. nakładem prestiżowego Yale University Press ukazało się angielskie wydanie publikacji Barbary Engelking i Jacka Leociaka „Getto warszawskie. Przewodnik po nieistniejącym mieście”. („The Warsaw Ghetto. A Guide to the Perished City”).
Wydanie anglojęzyczne ma także wydawane przez Centrum pismo „Zagłada Żydów”. To wyliczenie można długo ciągnąć.
Kłopot z tymi publikacjami z punktu widzenia władzy polega na tym, że nie są napisane przez urzędowych historyków z IPN i nie propagują polityki historycznej PiS. Gowin zachowuje się więc tak, jak gdyby nie istniały. Kiedy mówi "potrzebujemy interpretacji odpowiadającej racji stanu", to oznacza, że za rację stanu uważa rządowy punkt widzenia.
Nie jest to pierwszy raz, kiedy politycy rządzącego ugrupowania deprecjonują dorobek polskich historyków, gdy im politycznie nie odpowiada. Np. w lutym 2018 roku premier Morawiecki skrytykował historyków polskich mówiąc „25 lat niepodległej Polski były zmarnowane” w kwestii badań nad przeszłością. Przypomnieliśmy wówczas, ile pracy zostało wykonane - w bardzo dużym skrócie - i uznaliśmy jego wypowiedź za całkowity fałsz.
Dziś ważne jest co innego: minister Gowin wygadał się niechcący, jak naprawdę wyobraża sobie „kształtowanie nauki przez polską rację stanu”. Wyobraża zaś je sobie dokładnie tak, jak boją się tego naukowcy - racja stanu w nauce oznacza realizowanie politycznych życzeń władzy.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze