0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.plSlawomir Kaminski / ...

„Rezygnujemy do końca roku z gazu płynnego LPG, przygotowujemy infrastrukturę, kierunki importu po to, aby nie było importu z Rosji” – powiedział 14 kwietnia premier Mateusz Morawiecki. Zaledwie dzień wcześniej polski Sejm – głosami Prawa i Sprawiedliwości – odrzucił embargo na import tego właśnie gazu z Rosji.

A ściśle – w środę 13 kwietnia Sejm głosował poprawki Senatu do ustawy "o szczególnych rozwiązaniach w zakresie przeciwdziałania wspieraniu agresji na Ukrainę oraz służących ochronie bezpieczeństwa narodowego". Ustawa wprowadza embargo na import węgla i koksu. Senatorowie wprowadzili do ustawy poprawkę, według której embargo rozszerzyłoby się dodatkowo na płynny gaz LPG. PiS z pomocą kilku posłów Konfederacji (Konrada Berkowicza, Krystiana Kamińskiego oraz Janusza Korwin-Mikkego) poprawkę odrzucił.

Gaz samochodowy

LPG to skrót od angielskiego liquefied petroleum gas — skroplony gaz petrochemiczny.

Według danych Polskiej Organizacji Gazu Płynnego, zużycie LPG w Polsce w 2020 roku (na raport za 2021 rok wciąż czekamy) było na poziomie 2,3 mln ton, import na poziomie 2 mln ton. Do tego krajowa produkcja to około 0,5 mln ton, eksport - 0,2 mln ton.

Aż 65 proc. importu — czyli ok. 1,3 mln ton pochodziło z Rosji.

Gaz ten jest wykorzystywany przede wszystkim do paliwa dla samochodów z instalacją LPG. To około 15 proc. samochodów w Polsce, więc sporo. Samochody na gaz palą około 20 proc. więcej niż te napędzane benzyną. Ale LPG na stacjach jest znacznie tańsze – poniżej czterech złotych. Więc ostatecznie: opłaca się.

Poprawka "zła i szkodliwa"

Jasne jest, że konsekwencją embarga byłaby wyższa cena tego paliwa. I dokładnie tego boją się rządzący. Tak decyzję uzasadniał Jacek Sasin w Sejmie:

„Mimo że jesteśmy za sankcjami, uważamy, że ta poprawka jest poprawką złą i szkodliwą Gdyby została teraz przyjęta, 3,5 mln Polaków pozbawionych byłoby możliwości tankowania tańszego paliwa”.

Wicepremier mówił też:

„Wprowadzenie dzisiaj zakazu importu LPG - czyli skroplonego gazu - jest dzisiaj całkowicie nieskuteczne” – mówił podczas debaty w Sejmie wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin.

„Pracujemy nad tym, aby, jak najszybciej usunąć ten komponent rosyjski z importu – zapewniał wicepremier i dodał, że »intensywnie zwiększamy możliwości produkcyjne, ale potrzeba na to kilka miesięcy«.

"Rząd musi postępować odpowiedzialnie. Trzeba jak najszybciej i jak najskuteczniej odciąć się od rosyjskich dostaw źródeł energii. Trzeba to zrobić tak, żeby nie wywołać gospodarczej czy technologicznej katastrofy" - mówił tego samego dnia w Polskim Radiu szef klubu PiS Ryszard Terlecki.

Niemcy: to trzeba na spokojnie

Nie bez powodu taka argumentacja brzmi znajomo. Niemal identycznie na brak embarga na rosyjski gaz ziemny odpowiadają Niemcy.

27 marca w wywiadzie telewizyjnym kanclerz Niemiec Olaf Scholz powiedział:

„Chodzi o niewiarygodnie dużą liczbę miejsc pracy, wiele gałęzi przemysłu polega na zużyciu węgla, gazu i ropy. I właśnie dlatego robimy dokładnie to, co należy robić w takiej sytuacji: staramy się uniezależnić od importu tych surowców [z Rosji] tak szybko, jak to możliwe”.

Scholz mówi tutaj dokładnie to samo, co Sasin i Terlecki: nie możemy przerwać dostaw gazu natychmiast, zrobimy to tak szybko, jak tylko to możliwe.

Dodatkowo Niemcy silnie podkreślają, że zakręcenie kurka z gazem będzie katastrofą dla niemieckiej gospodarki. Na początku kwietnia Baerbock mówiła:

„Natychmiastowe zamrożenie importu spowodowałoby ogromne szkody dla gospodarki”. „Jeśli zsumować częściowe efekty różnych badań naukowych, produkt krajowy brutto Niemiec mógłby odnotować spadek o pięć punktów procentowych, ale może to być więcej”.

Argumenty te w wywiadzie dla OKO.press rozbijał ekonomista z Uniwersytetu Princeton, Łukasz Rachel. W rozmowie udowadniał, że szacunki o spadku PKB o 5-6 proc. są ekonomicznie nie do obrony. I dodawał: „Gadamy o tym od sześciu tygodni. Niemcy i Europa spalają teraz akumulowany latami kapitał polityczny, a cała Unia w tym kontekście staje się polityczno-ekonomiczną wydmuszką. Wartości, o których można było bez ironii mówić dwa miesiące temu, stają się puste. To też ogromny koszt, bo trudno będzie go odrobić”.

"Wydaje mi się, że mówienie faszystowskiemu zbrodniarzowi, że skończymy z nim handlować, ale za dwa lata, jest kontrproduktywne" - mówił OKO.press Rachel. "Putin w tym momencie ma już niewiele do stracenia i staje się graczem, który może podejmować jeszcze większe ryzyko. Musi grać va banque. A my mu dajemy pieniądze, żeby grał va banque. Musimy ponieść koszt wojny, nie możemy liczyć, że ona się skończy za darmo. Niemcy nie chcą podjąć słusznej moralnie decyzji za jeden procent swojego PKB".

Przeczytaj także:

Listę 16 argumentów za natychmiastowym i pełnym embargiem publikowaliśmy w OKO.press:

Niemcy i Polska jednym głosem

PiS w sprawie importu rosyjskich surowców starał się pokazywać twarde stanowisko i pozycjonować się w tej debacie w kontrze do Niemców. Po szczycie UE 25 marca premier Morawiecki powiedział:

"Polska była wśród tych państw, które proponowały najdalej idące sankcje, kolejne bardzo mocne sankcje, które będą w stanie odciąć dopływ świeżych środków, pieniędzy, do budżetu państwa rosyjskiego".

Jeszcze na początku kwietnia premier mówił:

„Każdy, kto przeczyta stenogramy, będzie wiedział, że to Niemcy są głównym hamulcowym bardzo zdecydowanych sankcji. Pan premier Victor Orbán nie powstrzymywał sankcji i tak naprawdę głównym hamulcowym są wielkie państwa”.

Premier ma rację, że wiele do powiedzenia w tej kwestii mają właśnie Niemcy. Ale ta wypowiedź jest problematyczna z dwóch powodów. Po pierwsze w kontekście decyzji PiS, by nie wprowadzać embarga na gaz LPG wygląda dziś na pustą deklarację. A przy okazji premier wygłasza ją, broniąc Viktora Orbána, który od początku wojny jest najprzychylniejszy dla Rosji wewnątrz Unii. PiS nic nie zyskuje, broniąc go.

Polityczny strzał w stopę

Oczywiście embargo samej Polski na gaz LPG a pełne unijne embargo na gaz ziemny to dwie inne sprawy. To drugie miałoby dużo większe znaczenie dla ekonomicznego uderzenia w Rosję. Ale takie decyzje mają też swój wymiar polityczny. PiS w ten sposób pokazał, że w obu sprawach Polska i Niemcy postępują tak samo – nie decydują się na embargo z obawy przed konsekwencjami dla swoich obywateli. To jednak krótkowzroczna polityka — konsekwencje wojny w Ukrainie będą ostatecznie dużo poważniejsze, a państwa europejskiej powinny zrobić absolutnie wszystko, by odciąć Rosję od środków do jej prowadzenia.

Wprowadzając embargo na LPG, Polska pokazałaby, że jest w stanie ponosić konsekwencje sankcji. Od teraz Polska ma słabsze karty do nacisku na Niemcy, a argumenty o strachliwych Niemcach nie mają już swojej siły.

Zauważają to politycy opozycji. Adrian Zandberg pisał na Twitterze:

„Słuchając dziś p. Sasina w sprawie sankcji, zastanawiałem się, czy jestem w Sejmie, czy może jednak w Bundestagu? "Argumenty" tej klasy, jakie u Niemców (słusznie) krytykował premier Morawiecki. "Nie da się", "może później", "poczekajmy". To w końcu chcemy odciąć Rosję od kasy czy nie?”

„PiS przeciwko poprawce senatu wprowadzającej embargo na gaz LPG. Dziś, gdy Prezydent Duda jest w Kijowie. Za chwilę znów wyjdą na konferencję prasową, kłamiąc, jakim to liderem sankcji na Rosję jesteśmy. Hipokryci…" – pisał z kolei poseł Aleksander Miszalski z KO.

;

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze