Władza PiS kończy się jak świat z wiersza T.S. Eliota – nie z hukiem, ale skomleniem. Z popisową rolą Mateusza Morawieckiego, który przez ostatnie dni desperacko udawał, że rządzi. Ale minionych 8 lat nie wolno traktować w kategoriach wybryku: PiS pokazał, jak krucha jest demokracja
Codziennie siadaliśmy jak do telenoweli, żeby oglądać ich rządy. Fenomen socjologiczny i politologiczny! Ileż rzeczy można było im przypisać podczas tych ośmiu lat? Że można w życiu wygrać ewidentnie bez żadnego trybu. Że są ludźmi nierzetelnymi, niesolidnymi, posłańcami złych wiadomości, wielkiej frustracji. Przecież my dzięki tym rządom żyliśmy życiem zastępczym. Byli powodem ogromnej zbiorowej złości.
Koniec rządów PiS ostatecznie nastąpi 13 grudnia, gdy prezydent Andrzej Duda zaprzysięgnie nowy rząd Donalda Tuska. Kres władzy Prawa i Sprawiedliwości pozwalamy sobie uczcić parafrazą legendarnego pożegnania Adama Małysza przez Włodzimierza Szaranowicza na antenie TVP, bo choć nikt tak jak za Małyszem tęsknić za nimi nie będzie (bardzo delikatnie mówiąc), to stali się symbolem opisującym polską politykę i nastroje społeczne przez prawie dekadę. Organizowali życie codzienne i nadzieje jednych oraz gniew i bunt innych, z biegiem lat coraz liczniejszych.
Ze swoją pogardą dla procedur, podnoszeniem brutalnej, politycznej sprawczości do rangi absolutu, rewolucyjnym zapałem i cynicznym populizmem niemal zamieszkali w naszych domach. Wciąż zastanawialiśmy się, co tym razem PiS znowu zmaluje – jaka będzie afera, na kogo poszczują, który artykuł konstytucji nagną lub złamią, kogo zgnoją, a kogo obrażą.
To była nasza rutynowa deklinacja przez ostatnich osiem lat. Kto? Co? PiS. Kogo? Czego? PiS-u. Kogo? Co? PiS.
„Widzę to tak” to cykl, w którym od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik.
To się na szczęście skończy. Ale nie łudźmy się – pozostanie wyrwa. Po starych przyzwyczajeniach, myślowych schematach, po wzorach, które względnie łatwo pozwalały opisywać świat wokół nas przez ostatnie lata. I jest to zarazem wielkie wyzwanie dla polityków, mediów i opinii publicznej, by nową rzeczywistość organizować, opisywać i odbierać po nowemu. Żeby nie zmienić się w tego dziadka z anegdoty Szymona Hołowni (opowiedział ją podczas debaty w TVP), który dowiadując się, że wojna skończyła się lata temu, pyta: “To po co ja te pociągi cały czas wysadzam?”.
Pułapek będzie wiele, z jedną, najważniejszą na czele: psychologiczną potrzebą, żeby uznać ostatnie osiem lat za epizod demoniczny. Ot, zdarzyło się tak, że objawił się w polskiej polityce Belzebub Jarosław, który za pomocą czarnej magii, obietnic i diabelskich pokus opętał niemal połowę społeczeństwa (bo pamiętajmy, że w 2019 roku poparcie dla PiS w sondażach zbliżało się do 50 proc., a mierzone przez CBOS od 1989 roku nastroje społeczne były jednymi z najlepszych w historii pomiarów).
A skoro mieliśmy do czynienia z siłą demoniczną, wystarczy tylko dokonać egzorcyzmów w komisjach śledczych, w prokuraturze, przed Trybunałem Stanu. Zło ujawnić, ukarać i symbolicznie wygnać ze zbiorowej świadomości, uzdrawiając tym samym duszę narodu. A kysz, siło nieczysta!
Oczywiście ludzie, którzy łamali prawo, deptali konstytucję, procedury i zasady nie mogą pozostać bezkarni. Zło nie może pozostać nienazwane. Rzecz w tym, że to po prostu nie wystarczy.
Bo z biegiem miesięcy zacierających pamięć, łatwo i wygodnie będzie uznać, że rządy PiS były w sumie wybrykiem, czymś nieracjonalnym i nielogicznym, demonicznym właśnie. Tymczasem osiem lat władzy Jarosława Kaczyńskiego i jego kompanów było czymś doskonale logicznym i racjonalnym. Z porządku ludzkiego, a nie diabelskiego. Prawo i Sprawiedliwość było jak tester odkrywający usterki pierwszej wersji III Rzeczpospolitej. Tester, który następnie zmienia się w hakera – wykorzystuje luki w oprogramowaniu, żeby przejąć kontrolę nad systemem.
Tę listę można byłoby wydłużać.
Prawo i Sprawiedliwość wykorzystało niemal każde zaniechanie, czy niedostatek państwa budowanego po 1989 roku. Tych luk używali dla swoich potrzeb, rozszerzali je i doprowadzali do ekstremum, by sparaliżować system. Zawiesić go w taki sposób, by już na zawsze pozostał pod ich wyłączną kontrolą.
I powiedzmy sobie szczerze – to by im się udało, gdyby nie „użytkownicy” tego systemu – gdy nie pani, gdyby nie pan. Gdyby nie społeczeństwo obywatelskie, któremu w ostatniej chwili udało się dzięki ogromnej determinacji wcisnąć przycisk „reset”.
Żeby dokończyć tę robotę, nie wystarczy – wybaczcie kolejną metaforę – program antywirusowy i usunięcie złośliwego oprogramowania. Potrzebujemy wersji systemu 2.0, aktualizacji, która uczyni go stabilniejszym i odporniejszym. Do tego potrzebujemy pracy intelektualnej, a nie metafizycznego opisu szatana Jarosława. Narzędzi i procedur, nie egzorcyzmów.
Jest na to wszystko czas, bo PiS z utratą władzy radzi sobie ciężko. Są dziś jak wydrążeni ludzie ze wspomnianego już wiersza T.S. Eliota: mowa ich „szeleści jak zeschła trawa na wietrze, albo jak zbite szkło w naszej wyschłej piwnicy, gdy buszują w niej szczury”. Na razie trwają w zaprzeczeniu – nie wierzą, że stracili władzę i zachowują się tak, jakby dalej mieli rządzić.
Premier Morawiecki wydaje odezwy, komunikaty, tworzy filmiki w mediach społecznościowych, a nawet do ostatniej chwili wydaje decyzje z wiarą, że przetrwają dłużej niż jego rząd. Minister Czarnek awanturuje się na sali sejmowej, krzyczy i miota się po mównicy, łamiąc zasady parlamentarne. I jest chyba bardzo zdumiony, że w sumie nikt już za bardzo się tym nie przejmuje. Ot, kolejny poseł krzykacz.
Z kolei minister Ziobro im częściej ostatnio wrzuca do mediów społecznościowe dowcipasy lub odezwy z homofobicznym smrodkiem w tle, tym bardziej widać, jak napompowana była jego polityczna potęga. Że bardziej, niż politycznym strongmanem, jest po prostu trollem, którego zwyczajnie można wyciszyć przez opcję „mute”.
Hakerzy zostali odcięci od sieci i stali się groteskowi. Ale nie miejmy złudzeń, po nich przyjdą następni – z nową energią, siłą i pomysłem, z nowym złośliwym oprogramowaniem, polami polaryzacji, konfliktu, budzenia emocji i resentymentów. Zapory przed ich aktywnością są znane: empatia, solidarność, przejrzyste procedury, równość praw i szans jako wiodące cechy systemu.
Dlatego ich budowa musi się zacząć już od dziś. Bo zegar nieubłaganie zaczyna tykać.
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Komentarze