Skoro dwukadencyjność dla samorządowców, to czemu nie dla parlamentarzystów? OKO liczy, ile posłów i posłanek pożegnałoby się z Sejmem, gdyby takie przepisy obowiązywały w najbliższych wyborach. Najgorzej wypadły PiS i PO – z obu klubów odpadłaby grubo ponad połowa członków i członkiń. Bezpiecznie mogą czuć się .Nowoczesna i Kukiz'15
Od ponad tygodnia PiS zapowiada reformę kodeksu wyborczego - wprowadzenie dwukadencyjności funkcji jednoosobowych we władzach lokalnych, czyli wójtów, burmistrzów i prezydentów miast.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński i rzeczniczka partii Beata Mazurek głoszą, że przepisy będą obowiązywać retroaktywnie. To znaczy uwzględniając już odbyte kadencje. Ci, którzy kończyliby drugą w 2018 r. nie mieliby już prawa kandydować.
Pomysł dwukadencyjności ma wielu zwolenników także wśród opozycji, ale tylko jeśli kadencje zacznie się naliczać od wyborów w 2018 r. Opozycja zarzuca PiS, że inaczej byłoby to niezgodne z zasadą, że prawo nie działa wstecz.
Kaczyński odpiera zarzut mówiąc, że zweryfikuje to Trybunał Konstytucyjny i dla jasności dodaje, że "będziemy przekonywać Trybunał". Przypomnijmy - w którym nominaci PiS już rządzą.
Po co ten ruch? Bo działająca wstecz samorządowa dwukadencyjność byłaby na rękę PiS, który jest słaby w samorządach. Ze 107 obecnych prezydentów miast, aż 66 nie mogłoby kandydować. Wśród nich tylko trzech związanych jest z PiS.
Politycy PiS twierdzą, że ma to zapobiegać tworzeniu się lokalnych oligarchii, sitw i układów władzy. I pewnie mają rację. Nie wprowadzony retroaktywnie ten przepis mógłby być naprawdę rozsądną zmianą. Mógłby też doprowadzić do szerszego uczestnictwa w demokracji lokalnej.
Wielu komentatorów i polityków proponuje, że by tą samą zasadą wstecznej dwukadencyjności objąć też posłów. Do takiego rozwiązania od początku swojego istnienia przekonuje partia Razem.
Rzeczniczka PiS Beata Mazurek odpowiada, że te same argumenty parlamentarzystów się nie tyczą, bo „nie mają aż takich uprawnień” jak samorządowcy. Powtarza po Kaczyńskim, który mówił, że "pojedynczy poseł w gruncie rzeczy [władzy] nie ma". Kuriozalne poglądy, bo może nie w tak bezpośredni sposób, ale z pewnością wysokie uprawnienia i możliwości posłowie mają, zwłaszcza niektórzy.
Sprawdziliśmy, co by było, gdyby zasadę dwóch kadencji liczonych wstecz wprowadzić dla posłów i posłanek. Ilu straciłoby możliwość kandydowania w 2019 r.? Których słynnych nazwisk nie zobaczylibyśmy już w sejmowych ławach?
Rekordzistką wśród polityków jest Iwona Śledzińska-Katarasińska z PO. Jest posłanką już ósmą kadencję! W ławach Sejmu zasiada odkąd zorganizowano w Polsce pierwsze wolne wybory.
Zaraz za nią (siedem kadencji) plasują się prezes PiS Jarosław Kaczyński i Marek Sawicki z PSL.
Sześciokadencyjnych posłów i posłanek jest jedenaścioro. Siódemka z PiS (w tym Krzysztof Jurgiel, minister rolnictwa w rządzie PiS), dwójka z PO (Grzegorz Schetyna i Elżbieta Radziszewska) oraz Mieczysław Kasprzak z PSL i Stefan Niesiołowski (kiedyś WAK i AWS, do niedawna PO, obecnie Unia Europejskich Demokratów).
Aż trzydzieści osób sprawuje właśnie piątą kadencję. Piętnaście z PiS (m.in. marszałek Marek Kuchciński, Marek Suski, Mariusz Kamiński i Elżbieta Kruk), czternaście z PO (wśród nich Ewa Kopacz i Cezary Grabarczyk) oraz Eugeniusz Kłopotek z PSL.
W trakcie czwartej kadencji są 84 osoby – 48 z PiS, 32 z PO, trzy z PSL i jeden poseł Mniejszości Niemieckiej.
W trakcie trzeciej – 71 osoby. Z PiS 36 osób i 35 z Platformy. Drugą kończy 57 posłów i posłanek. 32 z PiS, 22 z PO i trójka z PSL.
Pozostali parlamentarzyści (204 osoby) są w Sejmie pierwszą kadencję. Oznacza to, że gdyby PiS wprowadził dwukadencyjność dla parlamentarzystów, ponad połowa Sejmu poszłaby do wymiany – niemal 56 proc. posłów nie mogłaby już kandydować.
A jak odczułyby to poszczególne partie? Najlepiej poradziłyby sobie ugrupowania nowe.
- Zupełnie nietknięty pozostałby ruch Kukiz’15. Wszyscy spośród 35 jego członków to sejmowi debiutanci.
- W .Nowoczesnej z kandydowania zrezygnować musiałby tylko jeden poseł – Michał Jaros, który w czerwcu 2016 r. przeniósł się tam z Platformy.
Dwie największe partie - Prawo i Sprawiedliwość oraz Platforma Obywatelska zostałyby mocno przetrzebione. PSL również, ale ponieważ jest to mały klub poselski, liczby nie są aż tak spektakularne.
Prawo i Sprawiedliwość straci niemal 60 proc. Partia rządząca musiałaby w następnych wyborach pozbyć się aż 139 posłów i posłanek z obecnych 234. Wśród nich właściwie cała partyjna śmietanka: prezes partii Jarosław Kaczyński, marszałek Sejmu Marek Kuchciński, przewodniczący klubu poselskiego Stanisław Terlecki, premier Beata Szydło i spora część rządu: Antoni Macierewicz (MON), Mariusz Błaszczak (MSW), Zbigniew Ziobro (MS), Elżbieta Rafalska (MRPiPS), Jarosław Gowin (MN), Jan Szyszko (MŚ), koordynator służb specjalnych Mariusz Kamiński, a także rzeczniczka Beata Mazurek i znani posłowie i posłanki: Joachim Brudziński, Beata Kempa, Krystyna Pawłowicz, Elżbieta Kruk, Tadeusz Cymański, Jacek Sasin, Marek Suski i wiele innych.
Platforma Obywatelska straci aż 77 proc. Proporcjonalnie byłaby w jeszcze gorszej sytuacji. W 2019 r. do Sejmu nie mogłoby kandydować 102 ze 132 posłów i posłanek. W tym przypadku poza nawiasem również znaleźliby się wszyscy liderzy (m.in. Grzegorz Schetyna, Sławomir Neumann, Ewa Kopacz, Joanna Kluzik-Rostkowska, Joanna Mucha, Małgorzata Kidawa Błońska czy Michał Szczerba).
PSL - 56 proc. Klub jest mały (16 osób). 9 z nich byłoby nieuprawnionych do startu w kolejnych wyborach.
Nie mogliby kandydować do Sejmu wszyscy czterej członkowie powstałego we wrześniu 2016 r. koła poselskiego Europejscy Demokraci. To byli posłowie PO – Stefan Niesiołowski, Michał Kamiński, Jacek Protasiewicz i Stanisław Huskowski.
Widać, że na dwukadencyjność wsteczną w Sejmie Jarosław Kaczyński się nie zgodzi, bo straci najwierniejszych z wiernych. Więc PiS na to nie pójdzie.
Ale można pozastanawiać się nad tym, jak wyglądałaby polska polityka po takiej reformie.
Socjolog, absolwent Uniwersytetu Cambridge, analityk Fundacji Kaleckiego. Publikował m.in. w „Res Publice Nowej”, „Polska The Times”, „Dzienniku Gazecie Prawnej” i „Dzienniku Opinii”.
Socjolog, absolwent Uniwersytetu Cambridge, analityk Fundacji Kaleckiego. Publikował m.in. w „Res Publice Nowej”, „Polska The Times”, „Dzienniku Gazecie Prawnej” i „Dzienniku Opinii”.
Komentarze