Piekło zamarzło – TVP i radio publiczne puszczają co dzień spoty znienawidzonej przez PiS Lotnej Brygady Opozycji, i innych NGOsów broniących praw człowieka. Za darmo, bo w ramach kampanii referendalnej. W przekazie już dominują przeciwnicy referendum – o wiele ubożsi niż fundacje SSP
Jeszcze przed podaniem przez prezydenta Andrzeja Dudy terminu wyborów, ale gdy już wiadomo było, że będzie referendum, Marcin Skubiszewski – prawnik, aktywista prodemokratyczny i założyciel m.in. Obserwatorium Wyborczego – skrzyknął część organizacji przeciwnych polityce PiS i referendum. Działania innej grupy koordynowała Fundacja Batorego. Zachęcali, by NGO-sy wzięły udział w kampanii referendalnej. Mają do tego prawo organizacje, których statutowa działalność pokrywa się z kwestiami poruszanymi w referendum.
Skubiszewski wyjaśnił organizacjom społecznym, co trzeba zrobić, by Państwowa Komisja Wyborcza dopuściła je do kampanii.
„W 2015 roku brałem udział w kampanii referendalnej na temat JOW-ów, więc miałem już pewne doświadczenia”
– tłumaczy. Ta akcja miała być też odpowiedzią na fakt, iż 13 fundacji spółek skarbu państwa – kontrolowanych przez PiS – zgłosiło się hurtowo, by promować referendum, czyli de facto kampanię PiS. I to z publicznych pieniędzy.
PKW dopuściła początkowo do kampanii w publicznej telewizji i radiu 56 podmiotów – 7 partii, 25 fundacji, 24 stowarzyszenia. Po odwołaniach ich liczba wzrosła do 70.
„Napisałem odwołanie dla Fundacji Violet Kiwi do Sądu Najwyższego. Ten z automatu wysłał to do PKW, by to odpowiedziało. Ale przewodniczący Marciniak zamiast tego, od razu stworzył uchwałę, by ich dopuścić” – chwali się Skubiszewski. To jego kolejna wygrana z PKW przed SN w ciągu kilku tygodni.
Wszystkie organizacje mają prawo do darmowego emitowania swoich spotów w TVP i Polskim Radiu w specjalnych blokach referendalnych. Te powtarzane są dwa razy dziennie, w porach raczej o słabej oglądalności:
Inaczej jest lokalnie, np. w regionalnym TVP 3 Katowice materiały są w prime time – od 17:31 i od 19:38. W kanałach ogólnopolskich bloki mają po 10 minut, w regionalnych – po 20 min.
Skubiszewski opowiada, że zdjęcia do części spotów zaczęły się dopiero na tydzień przed terminem. „Ludzie z Violet Kiwi przyszli do mnie z trójką osób. Powiesili na ścianie portrety Kaczyńskiego i Dudy, położyli kaczuszkę i kręciliśmy sceny z tekstami, które napisaliśmy. Wystrój w mieszkaniu mam teraz tak piękny, że nadal nie zdjąłem tych obrazów” – śmieje się Skubiszewski.
Od liczby zaakceptowanych/zgłoszonych podmiotów zależała długość czasu spotu. Im więcej uczestników – tym mniej czasu przypadało na każdego.
We Wrocławiu – to ponoć rekord w telewizji – ponad 1 minuta 40 sekund. W Radiu Kraków może być aż 10 minut!
– wylicza Skubiszewski. Do tych czasów trzeba było dostosować swój klip. Można zrobić krótszy, ale nie można dłuższego. Lotna zrobiła 30-sekundowy spot i ten – jeśli trzeba – jest skracany albo zapętlany. O ile stacja się na to drugie zgodziła, bo nie wszystkie chciały.
W TVP3 Lublin – czyli regionie, z którego pochodzi minister edukacji Przemysław Czarnek – ma lecieć ich spot z hasłem „Czarnek kłamie”. „W trybie referendalnym wygraliśmy proces z ministrem. Został zobowiązany do odszczekania kłamstw” – podkreśla Skubiszewski, naciskając na słowo „odszczekanie”. I wyjaśnia, że w czasach I RP staropolski zwyczaj nakazywał, by kłamca wszedł pod stół i powiedział „Hau hau, łgałem jak pies”.
Co ma „odszczekać” minister Czarnek? Chodzi o słowa, w których twierdził, że Donald Tusk na polecenie Angeli Merkel podwyższył wiek emerytalny.
Po czterech rozprawach, w dwóch instancjach, sąd nakazał to sprostować. Ale już nie kazał „odszczekiwać” informacji Czarnka, iż Polska była „kondomium”. „Zwycięstwo więc tylko częściowe, ale warto w spocie tym się pochwalić” – zaznacza Skubiszewski.
Pozostałe warunki techniczne stawiane przez publiczną telewizję i radio były bardzo wygórowane, a w każdej inne. „Włosy na głowie stawały, gdy czytałem, ile trzeba spełnić warunków i jakie. W każdej stacji TVP były inne, jakby to były totalnie odmienne firmy.
Nie ma jednolitych standardów, formularzy, procedur, serwera. Inne kodeki, formaty video, kontenery.
Gdy wysłałem im spot w formacie mp4, to mi materiał odrzucali. A te warunki techniczne musieli ujawnić dopiero dwa dni przed terminem dostarczenia materiałów” – zaznacza założyciel Obserwatorium Wyborczego. Dodaje, że na szczęście nie wszystkie „nieludzkie” wymogi potem były egzekwowane.
Przy takich komplikacjach, konieczności asysty przedstawiciela na miejscu – w mieście z ośrodkiem TV, by ulokować swój spot w kanałach TVP, Lotna musiała się podzielić pracą. W stacjach ogólnopolskich sprawy przepychała Stanisława Skłodowska z LBO. W regionalnych – Karol Grabski i Julia Łowkis, plus przedstawiciele Lotnej w każdym z miast z regionalną stacją.
To był maraton – by spełnić wymogi stawiane przez TVP, spełniać zachcianki stacji, Grabski pracował kilka dni bez wytchnienia.
Zwłaszcza w oddziale TVP w Łodzi oraz w Katowicach. W tej pierwszej problemy były tak liczne, że Grabski – jak twierdzi – wykonał ok. 30 samych rozmów telefonicznych w sprawie umieszczenia spotu.
W Katowicach wymagano np. upoważnienia od Lotnej Brygady Opozycji, które już wcześniej było dostarczone. „Potem czepiali się warunków technicznych – twierdzili, że jedna z plansz nie będzie czytelna – choć jest. Żądali nagrania ponownego spotu, w którym napisy nie będą ucięte. Tylko co ich obchodzi treść? My tam możemy sobie i po chińsku napisać” – uważa Grabski.
Barbara Zygmańska, wiceprzewodnicząca zarządu KOD region Śląsk, która była przedstawicielką LBO – i nie tylko – w tej kampanii referendalnej przy TVP3 Katowice, wspomina, że później jeszcze żądali „sumy kontrolnej z plikiem”. „Tylko Katowice tego wymagały, ale jestem informatykiem, więc poradziłam sobie”, deklaruje.
Tak się składa, że szefem ośrodka TVP w Katowicach od grudnia 2022 jest Łukasz Miąsik – to młody, były reporter „Panoramy”, którego losy już skrzyżowały się z Grabskim. W lutym 2020 wjechał na chodniku (sic!) motorem w grupę demonstrujących codziennie pod TVP w ramach protestów „TVP Łże”. Przewodził im właśnie Grabski. Miąsik uderzył go kołem, tak że demonstrant się przewracał. Policjant był tak blisko, że złapał upadającego. Później policja postawiła zarzuty… Grabskiemu. Tamowanie ruchu na chodniku. Dopiero po publikacjach OKO.press policja oskarżyła też Miąsika. Sąd zmiażdżył zarzuty wobec aktywisty, nie udało nam się dowiedzieć, czym zakończyła się sprawa reportera.
Czy ta historia mogła mieć wpływ na to, że największe trudności spotkały LBO właśnie w katowickim ośrodku? Zygmańska twierdzi, że analogiczne problemy w TVP3 Katowice miała też ze spotem KODu.
Z kolei TVP Rzeszów nie robił Lotnej żadnych problemów.
Termin na dostarczenie materiałów wypadał na niedzielę 24 września. I tutaj też był chaos. Jedne stacje zgadzały się przedłużyć czas dostarczenia do poniedziałku, inne wymagały potwierdzenia wysłania skanu w niedzielę, ale fizycznie można było w poniedziałek. Kolejne uparły się, by wszystko było u nich w niedzielę do północy. „Jeszcze były takie ośrodki, co mylił im się termin dla audycji wyborczych – sobota – i tego wymagały” dodaje Skubiszewski.
Zaczął się wyścig z czasem.
Nawet w formie dostarczenia nie było ujednolicenia – od wysyłki WeTransferem, po dostarczenie osobiście przez przedstawiciela na nośniku magnetycznym. W TVP Katowicach najpierw chcieli na nośniku, a potem zgodzili się na dostarczenie WeTransferem.
Lotna musiała wysłać fizycznie materiały do wielu oddziałów TVP.
Jednego tylko dnia robili to przesyłkami konduktorskimi w 3 różnych pociągach.
„Ten jadący na południe Polski ścigałem autem i złapałem w Otwocku. Konduktor nie chciał mi przyjąć przesyłki, bo twierdził, że nie ma już czasu. Wzięli pasażerowie” – opisuje Grabski. Wszystkie paczki dotarły.
Ostatecznie spotu nie udało Lotnej umieścić w 3 ośrodkach regionalnych TVP (Wrocław, Gdańsk, Opole). „Wmówili naszym przedstawicielom m.in., że za późno zgłosiliśmy się albo dostarczyliśmy materiały. To była nieprawda”, uważa Grabski.
Maciej Nowicki, szef Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka potwierdza w większości, to co mówili ww. Także HFPC – a działali w pewnym porozumieniu z innymi NGOsami broniącymi praw człowieka/migrantów/ obywateli – mieli sporo zachodu z uplasowaniem spotu w blokach. „Zajęło nam to 2-3 razy więcej czasu niż powinno. Bałagan” – uważa Nowicki.
Chaos w procedurach regionalnych oddziałów TVP, nieujednolicenie w wymaganiach technicznych, formularzach, czy nawet w terminie i formie dostarczenia materiału.
A wszystko w pośpiechu, bo pomiędzy publikacją warunków technicznych a deadlinem dostarczenia materiału było za mało czasu. „Dodatkowo w takim okresie referendalnym to agencje są bardzo obłożone pracą” dodaje Nowicki.
Zaznacza, że jednak ani on, ani reszta NGOsów, z którymi współpracowali, nie odczuła, by utrudnienia były robione pod nich umyślnie, złośliwie. „To nas zdziwiło. Bo zastanawialiśmy się, czy nam to puszczą, czy trzeba będzie ich decyzje skarżyć w sądach. Ale nie było żadnych odmów” podkreśla. Chwali stacje publicznego radia – tutaj procedury były uproszczone, można było dostarczać materiały mailem/internetem.
Skubiszewski też ma dobre doświadczenia we współpracy z pracownikami TVP i publicznego radia na dalszym etapie. „Są przyjaźni, sympatyczni, nagabują mnie i przypominają, że nie wysłałem jeszcze jakiegoś spotu. To personel techniczny, a nie PiSiory więc cieszą, gdy dostają np. spot z hasłem »Czarnek kłamie«” – tłumaczy.
Bloki referendalne ruszyły 29 września, w czwartek.
Oglądam jeden z pierwszych z TVP2 emitowany o 07:05 rano. Przygniatającą większość czasu są „tablice wstydu” – informacje, że taki a taki emitent nie dostarczył audycji referendalnej. To głównie NGOsy niewielkie, raczej przeciwne referendum – typu WatchDog Polska, także LBO.
„Pierwszego dnia nie zdążyliśmy, bo za dużo prowadzę procesów z PKW. Pocieszałem się, że PiS też nie dał rady” – śmieje się Skubiszewski. Helsińska Fundacja Praw Człowieka też nie zdążyła ze spotem na początek kampanii.
Materiały małych organizacji z 29 września są bardzo toporne, mocno amatorskie. Spoty profesjonalnie to głównie materiały fundacji spółek skarbu państwa.
To albo ten sam spot o patriotyzmie, albo spoty zindywidualizowane, ale widać, że przygotowane w skoordynowanej formie – łączy je podobna grafika, widok flagi, uśmiechniętej rodziny i hasło „Głosujesz Decydujesz”. To idealnie wpisuje się w narrację PiS o bezpiecznej przyszłości Polaków.
Tydzień po rozpoczęciu akcji, 5 października, ponownie obejrzałem blok referendalny na TVP1 o 15:15. „Tablic wstydu” już zdecydowanie mniej, wręcz są sporadyczne – spotu nie dostarczyli m.in. Republikanie i Nowoczesna.
Te obecnie emitowane spoty są znacznie bardziej profesjonalne. W dużej większości. Niektóre zwracają uwagę dowcipem. W spocie Fundacji Violet Kivi słyszymy pytanie referendalne „Czy popierasz przyjęcie tysięcy nielegalnych imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki?”. Aktor odgrywający ambasadora, na tle zdjęć Jarosława Kaczyńskiego i Andrzeja Dudy, mówi bez wahania: „Oczywiście. Od każdego mam pięć tysięcy baksów”. Na biurku kot i fotka prezesa. To czytelny przekaz – w słynnej aferze wizowej, 4-5 tys. USD mieli brać pośrednicy za załatwienie wiz dla obcokrajowców w Azji i Afryce.
Ten spot jest w bloku powtarzany aż cztery razy
– dla wspomnianego Violet Kivi, Obserwatorium Wyborczego oraz 2 fundacji rodzinnych Skubiszewskiego, które też dostały zgodę PKW (Fundacja im. Krzysztofa Skubiszewskiego, Fundacja Pomocnicza im. Krzysztofa Skubiszewskiego).
Spot Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka także jest kilka razy powielany – organizacja wyprodukowała go w porozumieniu z Amnesty International Polska, podłączyły się pod to także Watchdog Polska, KOD i inni. W sumie aż osiem organizacji. Ich materiał leci już we wszystkich 16 regionalnych i ogólnopolskich stacjach TVP, które biorą udział w kampanii referendalnej. Po oczach bije ich hasło „15 października Nie daj sobie wcisnąć karty w zmanipulowanym i szerzącym uprzedzenia referendum”. Na końcu jest adres NieDajSobieWcisnacReferendum.pl.
Mocno w bloku wybija się też spot o 250 tys. migrantów, których do Polski wpuścił PiS. „Straszyli, straszyli, a sami ich wpuścili. I jeszcze na tym zarobili”.
Jest i spot Lotnej Brygady Opozycji – zwraca uwagę swoją powagą. Jak wiele innych, zachęca do niebrania udziału w referendum. Członkowie Lotnej nawiązują do PRLu, gdy władza nakłaniała do głosowania „3 razy TAK”, a teraz chce „4 razy NIE”. I przekonują: „Nie daj się zastraszyć. Nie bierz udziału w tej szopce”.
O ile na początku kampanii referendalnej profesjonalne spoty fundacji spółek skarbu państwa zdecydowanie dominowały z przekazem, o tyle obecnie – są w mniejszości.
To przekaz antyreferendalny dominuje.
Arek Szczurek, członek LBO, występuje w 2 spotach referendalnych. „Oni raczej się nie spodziewali, że organizacje społeczne zgłoszą się i zrobią taką akcję”.
Przed emisjami jeszcze były losowania kolejności w blokach. W TVP3 w Krakowie, na takim losowaniu Karol Grabski i przedstawiciel Lotnej tamże, nosili koszulki Lotnej Brygady Opozycji.
Gdy już wychodzili po losowaniu, przy ściance TVP chcieli sobie zrobić fotkę. Przechodzący mężczyzna był bardzo uprzejmy i zrobił im zdjęcie, a nawet kilka. Gdy Grabski po nich obrócił się – a na tyłach koszulki miał napis „TVP Łże” – mężczyzna diametralnie zmienił zachowanie. „Był wściekły. Zaczął krzyczeć, że to chamstwo, że mamy natychmiast opuścić budynek – a staliśmy na parkingu. Wyrywał koledze telefon. Dopiero gdy przyszedł inny pracownik, to uciekł. Ponoć to jakiś dyrektor” – opisuje Grabski.
I kończy: „Pracownikom TVP życzyłem tam, by za 2 tygodnie byli już wolną, polską telewizją”.
NGO
Wybory
Państwowa Komisja Wyborcza
Polskie Radio SA
Telewizja Polska
Helsińska Fundacja Praw Człowieka
kampania referendalna
Lotna Brygada Opozycji
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Komentarze