Karol Grabski, organizator codziennych demonstracji pod TVP, uniewinniony od zarzutu tamowania i utrudniania ruchu na chodniku. Pracownikowi Telewizji Polskiej, który jechał po chodniku motorem, sąd zarzucił składanie zeznań niezgodnych z tym, co widać na nagraniach z monitoringu
Tę sprawę rodem z filmów Barei już opisywaliśmy rok temu w OKO.press. 9 lutego 2020 roku od 19:30 pod budynkiem TVP przy pl. Powstańców Warszawy grupa aktywistów demonstrowała przeciwko propagandzie i hejtowi w telewizji publicznej.
Organizatorem tego legalnego, codziennego zgromadzenia był Karol Grabski. Około 19:50, gdy grupa weszła na szeroki chodnik pod budynkiem TVP i ulicami Świętokrzyską i Moniuszki, od strony tej pierwszej pojawił się mężczyzna na motocyklu, w biało-czarnym kombinezonie i kasku. Jechał chodnikiem prosto na grupę, gazował silnik. „Jakby chciał nas przestraszyć” – mówili potem świadkowie. Podjechał i kołem uderzył w Grabskiego, który szedł na czele. Ten stracił równowagę, przed upadkiem uratował go mundurowy. Policja interweniowała od razu. Motocyklistą okazał się Łukasz Miąsik - reporter TVP.
Sprawa wydawała się oczywista – to chodnik, po którym nie można jeździć, na miejscu było kilkunastu świadków, w tym policjant, a zdarzenie nagrała też kamera monitoringu. Jednak po kilku tygodniach, gdy Grabski pojechał złożyć zeznania na Komendę Rejonową Policji Warszawa I na ul. Zakroczymskiej, okazało się, że to on - a nie reporter TVP - ma zarzuty. Był więc przesłuchiwany w charakterze oskarżonego. Mundurowi zarzucili mu łamanie. art. 90 KW, czyli „tamowanie lub utrudnianie ruchu na drodze publicznej, w strefie zamieszkania lub strefie ruchu”. Zrobili to przed obejrzeniem zapisów z monitoringu i przesłuchaniem wielu świadków sprawy.
Zaskoczony aktywista złożył wtedy zawiadomienia: o potrąceniu pieszego, wjechaniu w grupę osób i zakłócaniu legalnego zgromadzenia.
Dopiero gdy w styczniu 2021 sprawą zainteresowało się OKO.press (z siedmiu pytań zadanych policji większość pozostała bez odpowiedzi), a potem też inne media, policja postawiła Miąsikowi jeden zarzut: z art.97 kw w związku z art.26 ust. 3 pkt.3 ustawy prawo o ruchu drogowym. Czyli „naruszenie przepisów o bezpieczeństwie lub porządku w ruchu drogowym” - kierującemu pojazdem zabrania się jazdy wzdłuż po chodniku lub przejściu dla pieszych.
W lutym 2021 roku - czyli ponad rok od zdarzenia - policja nadal nie przejrzała nagrań z monitoringu. Komenda na Zakroczymskiej nadal nie wiedziała, czy tak prostą sprawę skieruje do prokuratury, czy ją umorzy. Nadkom. Robert Szumiata z działu prasowego KSP nie chciał wówczas odpowiedzieć na proste pytanie OKO.press: czy po chodniku można jeździć motocyklem, a tym bardziej wjeżdżać w grupę demonstrantów?
Już wtedy prawnicy wskazywali, iż w tym przypadku mamy do czynienia z tzw. odwróceniem sprawstwa, podobnie jak w słynnej sprawie pobicia aktywisty i dziennikarza obywatelskiego VIDEO -KOD Andrzeja Majdana, którego - mimo wielu świadków i nagrań, potwierdzających, że to on został skopany przez pięciu nacjonalistów w Radomiu - prokuratura oskarżyła o „udział w bójce”.
Jesienią 2021 roku okazało się, co policja zrobiła z zarzutami wobec Grabskiego - dostał wyrok nakazowy. 24 września sędzia Magdalena Zając-Prawica z Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście wydała wyrok, uznając Grabskiego winnym. „Tamował i utrudniał ruch na chodniku w ten sposób, że stał na nim, czym uniemożliwił przejście i przepchnięcie motocykla marki Kawasaki o nr rej (do wiedzy redakcji) panu Łukaszowi Miąsikowi”. Sędzia Zając-Prawica ustaliła za przewinienie karę 100 zł plus drugie tyle kosztów sądowych. Grabski się odwołał.
W lutym 2022 roku odbyła się pierwsza rozprawa w sądzie Rejonowym dla Warszawy-Śródmieście. Ani Grabski, ani jego obrońca – aplikant adwokacki Robert Kowalski – nie wiedzą nawet, kto napisał akt oskarżenia, bo nie mieli dostępu do akt przed procesem.
Przesłuchiwano: reportera TVP Łukasza Miąsika, policjanta, który ratował Grabskiego przed upadkiem oraz samego obwinionego.
Okazało się, że były nagrania z monitoringu – Grabski zobaczył je pierwszy raz. Wyjaśniały one wiele wątpliwości. Na tyle, że sędzia Natalia Maszkiewicz nie zgodziła się na przesłuchiwanie dodatkowych świadków. Wyrok ogłosiła szybko, już cztery dni później, 11 lutego 2022. Sąd uniewinnił Karola Grabskiego, kosztami postępowania obciążył skarb państwa.
W ustnym uzasadnieniu wyroku sąd tłumaczył, iż oparł się głównie o nagrania monitoringu. Ustalił między innymi, że Miąsik jechał po chodniku motocyklem prosto na zgromadzoną grupę ludzi. Zatrzymał się przed nimi i wtedy doszło do „zetknięcia motoru i Karola Grabskiego”, w wyniku czego ten drugi stracił równowagę.
Sąd podkreślił, że tylko w nieznacznym zakresie dał wiarę zeznaniom reportera TVP.
„W dużej mierze odbiegały od tego, co było na nagraniu” - tłumaczyła sędzia Maszkiewicz. Wypunktowywała, co w zeznaniach Miąsika się nie potwierdziło:
Sędzia podkreślała, że na nagraniu widać, iż pracownik Telewizji Polskiej jedzie długo motorem po pustym chodniku i nie wykonuje manewru. „Ten odcinek był w zupełności wystarczający, by zawrócić”.
„Miąsik kłamał przed sądem wielokrotnie, a robił to pod przysięgą. Jego intencje były oczywiste – specjalnie jechał na nas, chciał nas postraszyć, przeszkodzić albo sprowokować do agresywnych zachowań” - komentował już po rozprawie Karol Grabski. Przypomniał, że już wcześniej podobną akcję przeprowadził na ich demonstracji Mikołaj Janusz – youtuber znany jako Jaok, zatrudniony wtedy w TVP.
Obrońca Grabskiego też uważa, że zeznania Miąsika „były całkowicie niezbieżne z tym, co zostało przedstawione na nagraniu”.
Chcieliśmy zapytać reportera TVP, czemu składając w sądzie zeznania mijał się z prawdą. Nie odbierał od nas telefonu, nie odpisał na sms z prośbą o rozmowę.
Sędzia w ustnym uzasadnieniu wyroku nie odniosła się do zeznań złożonych przez policjanta. Ten, według Grabskiego, zasłaniał się niepamięcią, nawet nie pamiętał, że podtrzymał upadającego aktywistę. „Dopiero gdy sędzia przeczytała mu notatkę, w której sam to napisał, to fakt ten potwierdził” - opisuje Grabski. Mundurowy miał też mówić, że zobaczył Miąsika dopiero, gdy otoczyła go grupa demonstrujących. I że motocyklista z TVP chciał dalej jechać, ale grupa mu w tym przeszkadzała. Nie udało nam się skontaktować z policjantem.
„Chodnik jest fragmentem drogi publicznej przeznaczonym do przemieszczania się przez pieszych. Co do zasady pojazdy mechaniczne, w tym motocykle, nie mogą się tu poruszać, a jeśli już, to muszą ustąpić pierwszeństwa znajdującym się tam pieszym” - podkreślała w uzasadnieniu wyroku sędzia Maszkiewicz. W tym miejscu odbywało się legalne zgromadzenie, poruszające się po zgłoszonej trasie i ono miało pierwszeństwo nad pozostałym ruchem pieszym. Grabski nie tamował więc ruchu – konkludowała.
Sąd zaznaczył, że jeśli jakieś zachowanie nie było zgodne z prawem, to właśnie motocyklisty.
Miąsik podczas rozprawy twierdził, że został ukarany grzywną. Na ogłoszeniu wyroku się nie pojawił.
Wyrok jest nieprawomocny. W ciągu siedmiu dni od jego ogłoszenia policja może złożyć wniosek o apelację. Ani na pierwszej rozprawie, ani na ogłoszeniu wyroku nie był obecny przedstawiciel oskarżyciela.
Komendę Stołeczną Policji zapytaliśmy m.in.:
Nie otrzymaliśmy odpowiedzi mailem. Nadkom. Sylwester Marczak, rzecznik prasowy KSP, nie odebrał od nas telefonu. Nie oddzwonił też na zostawioną na sekretarce informację z prośbą o kontakt.
Agnieszka Arciszewska z komendy na Zakroczymskiej, która kiedyś prowadziła sprawę Grabskiego, gdy zapytaliśmy ją, czy zna wyrok z 11 lutego, nie chciała z nami rozmawiać. Odesłała do rzecznika. „Rzecznik nie odpowiada" – tłumaczymy. „Nie będę kontynuowała tej rozmowy" – podziękowała i rozłączyła się.
„Ta sprawa sama się komentuje. Pokazuje, jak czasem niewiele trzeba, aby z rzeczywistego pokrzywdzonego zrobić sprawcę.
Wniosek o ukaranie Karola Grabskiego w tych okolicznościach jest w mojej ocenie rażącym nadużyciem uprawnień. Kolejny już raz okazuje się, że policjanci zamiast chronić porządek publiczny, próbują na wszelkie sposoby uprzykrzać życie wszystkim, którzy publicznie manifestują dezaprobatę dla sposobu sprawowania władzy przez partię rządzącą” - komentuje mecenas Jerzy Jurek, który zna dobrze sprawę i często broni pro bono przedstawicieli tzw. opozycji ulicznej.
„Policja chciała wbić szpilę tym demonstrantom pod TVP. Wiedzieli, że to się nie utrzyma w sądzie. To taki prztyczek dla tych manifestacji” - uważa inny prawnik, znający sprawę, ale proszący o anonimowość.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Komentarze