„Pojawiło się światełko w tunelu” – mówi mi działacz PiS po konwencji Karola Nawrockiego w Łodzi. „Nie światełko, tylko reflektor!” – dopowiada inny. „Światełko to chyba Trzaskowski zobaczył. Światełko pociągu, który go rozjedzie” – żartuje trzeci
Od kilku dni sztabowcy PiS-u mówili, że idą po „trójkę z przodu”, czyli trzydzieści kilka procent dla Karola Nawrockiego. Teraz słychać głosy, że w zasięgu Nawrockiego jest nawet wyprzedzenie Rafała Trzaskowskiego w pierwszej turze.
Niedzielna (27 kwietnia 2025) konwencja Karola Nawrockiego w Łodzi zaczęła nowy etap kampanii kandydata PiS.
Z tekstu dowiesz się:
Konwencja rozpoczęła się od dźwięków „Now We Are Free” – utworu z hollywoodzkiego mega hitu „Gladiatora”. W listopadzie 2024, gdy Karol Nawrocki, został ogłoszony kandydatem, jego wejściu na scenę towarzyszyła muzyka z filmu „Rocky”.
Do tej pory poparcie dla Nawrockiego było wyraźnie niższe niż poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości. Na PiS chce głosować około 30 proc. wyborców, na Nawrockiego (do niedawna) – 23-24 proc.
I to był dla PiS-u problem. Dlatego konwencja wyglądała tak, jak wyglądała. Biało-czerwone flagi, dużo słów o suwerenności i walce z układem liberalno-lewicowych elit oraz z Niemcami. Patriotycznie, narodowo, religijnie.
„Karol dostał imię po Karolu Wojtyle” – dowiedzieli się uczestnicy z materiału o kandydacie wyświetlonego podczas konwencji.
Przede wszystkim jednak usłyszeli wiele o najważniejszym wrogu: Donaldzie Tusku i jego rządzie. PiS zagrał swój stały repertuar i odwołał się do swojego podstawowego politycznego skryptu: Tusk to całe zło.
Konwencja ta była bowiem skierowana do najbardziej zagorzałych zwolenników partii Kaczyńskiego.
Rozmawiam w kuluarach z działaczami PiS. Nawet nie zdążę o to zapytać, a sami mówią, że konwencja była przeznaczona dla zdemobilizowanych wyborców PiS-u. A nie dla wyborczych wolnych elektronów. Przyznają, że do tej pory część wyborców PiS-u nie była przekonana do Nawrockiego i w związku z tym niektórzy w dniu wyborów mogli zostać w domu. Nie byli też przekonani, czy Nawrockiego popierają wszyscy ważni politycy PiS-u.
I właśnie dlatego tak ważne było niezapowiedziane wcześniej przemówienie Andrzeja Dudy.
„Prezydent pokazał, jaka jest stawka tych wyborów” – słyszę od jednego z działaczy. To ma być bomba, która wszystko zmieni.
„Teraz już nikt nie może mieć wątpliwości. Teraz ludzie będą wiedzieć, że muszą iść do wyborów”. Jaka jest ta stawka? „W Polsce nie może zwyciężyć cynizm i draństwo. W Polsce musi zwyciężać uczciwość” – krzyczał Andrzej Duda. W kuluarach słyszę też słowa „dyktatura”, „zabetonowanie układu” – to jest groźba, która ma wisieć nad Polską.
Skądinąd ciekawe, że sam Karol Nawrocki przez kilka miesięcy nie był w stanie określić tej stawki, a trzy tygodnie przed wyborami udało się to Andrzejowi Dudzie.
Duda mówił, jak w najlepszych swoich momentach – gniewnie i z patosem, który tak denerwuje jego przeciwników. Stwierdził, że PiS zrealizował postulaty pracownicze (co tylko w niewielkiej części jest prawdą): „dla ludzi po prostu, dla zwykłych ludzi, bardzo często tych najsłabszych, tych, którzy czekali, żeby ktoś sobie o nich przypomniał”. I zapowiedział weto ustawy obniżającej składkę zdrowotną.
Duda ogłosił wielką mobilizację w szeregach Prawa i Sprawiedliwości. W 2023 roku nieporadnie walczyła o frekwencję Beata Szydło („Zamknij oczy, zaciśnij zęby, jak nie możesz i zagłosuj na PiS”). Wezwanie Dudy było zupełnie inne:
„Nie tylko Karol musisz – to już mu powiedziałem. Stoję tutaj, żeby powiedzieć: wy musicie. Musicie się zmobilizować tak, jak zmobilizowaliście się w 2015, a potem w 2020 roku. Musicie powiesić jeszcze więcej banerów, musicie wykonać jeszcze jedną rundkę po sąsiadach, jeszcze raz pojechać do swoich bliskich, znajomych i z nimi rozmawiać”.
Jeśli to Andrzej Duda, człowiek, który wyborów nie przegrał (inaczej niż Jarosław Kaczyński), mówi: głosujcie na niego, to oznacza, że Nawrocki nie walczy już tylko o honorowe drugie miejsce, ale o zwycięstwo.
„Będzie 10 milionów głosów!” – cieszy się jeden z moich rozmówców.
Ale nie wszyscy, z którymi rozmawiam, są przekonani o znaczeniu przemówienia Dudy. „To było jego pożegnanie. Zrobił to dla siebie, a nie dla Nawrockiego” – mówi doświadczony polityk PiS.
Telewizja Republika w niedzielę wieczorem powtórzyła przemówienie Dudy.
„Po raz pierwszy Karol był agresywny” – słyszę po konwencji i są to słowa podziwu i uznania, bo tak właśnie trzeba według działaczy PiS walczyć o władzę.
Może to dziwić politycznych przeciwników Prawa i Sprawiedliwości, ale Nawrocki był dotąd odbierany jako zbyt grzeczny. Charakterystyczne dla niego długie, skomplikowane zdania nie niosły takiego ładunku energii, do jakiego przyzwyczaił wyborców PiS-u Andrzej Duda. I nie walił w Tuska tak jak Duda.
Teraz kandydat był zdecydowanie lepiej przygotowany retorycznie niż w listopadzie – zmieniał intonację, zawieszał głos, mówił na dłuższym i głębszym oddechu. A jeśli spojrzeć nie na technologię przemawiania, lecz na treść, widać, że sztabowcy dopracowali kilka bon motów. Na przykład ten: „zamiast ośrodków integracji – ośrodki deportacji”.
„Jako prezydent nie pozwolę na to, aby powtarzały się w Polsce wobec naszych dzieci, naszych kobiet, te obrazki, które widzieliśmy w Brukseli i w Berlinie. Nie chcę, żeby ciężarówka wjeżdżała w tych, którzy są na jarmarku świątecznym. Nie chcę, żeby nielegalny migrant latał z nożem po placu zabaw, gdzie bawią się dzieci. Nie zgadzam się na to” – mówił Nawrocki.
I jeszcze: „Moja Polska to jest Polska bez nielegalnych imigrantów. Jest Polską, w której zamiast ośrodków integracji są ośrodki deportacji dla tych, którzy chcą zniszczyć nasze bezpieczeństwo”.
Kiedy pytam o te słowa działaczy PiS-u, słyszę: „To było po bandzie”. „My byśmy tak nie powiedzieli, ale on musi”. „Może za ostro, ale tak trzeba”. Dlaczego trzeba? Bo kandydat musi mówić ostro, on może sobie pozwolić na to, żeby przekraczać granice, bo takie są reguły kampanii. A jego wyborcy rozumieją, co ma na myśli. Co? „To temat dla wyborców Mentzena”.
„Najważniejsze, że powiedział, że chodzi o nielegalnych migrantów” – usprawiedliwia Nawrockiego jeden z uczestników konwencji.
I w tym momencie dzieje się coś niespodziewanego. Moi rozmówcy wyciągają komórki i pokazują zdjęcia swoich dzieci żyjących za granicą, ich ciemnoskórych znajomych, partnerów o bliskowschodnim pochodzeniu. Zaczyna się rozmowa o świętach z udziałem osób różnych wyznań. Ale też o tym, że Szwecja nie radzi sobie z przemocą i cudzoziemcy stamtąd uciekają.
Problemy, które stwarza wielokulturowość, wydają się w tej chwili bardzo żywo i osobiście przeżywane i nie dają się zamknąć w groźnym okrzyku „migranci!”
Ale są też inne rozmowy. Lokalny działacz mówi, że chyba nie chciałabym zostać zgwałcona. Słyszę też, że owszem, potrzebujemy rąk do pracy, ale najpierw powinniśmy ściągać Polaków np. z Kazachstanu.
„Moje dzieci wahają się między Mentzenem a Zandbergiem”. Słyszę to w kuluarach od kilku osób, również w wersji: „dzieci znajomych”. „Oni chcą kogoś, kto nic nie zrobił, kto nie rządził. Co zrobił Zandberg? Nic. Co zrobił Mentzen? Nic. Co zrobiła Biejat? Nic”.
„Tak, oni chcą wywrócić stolik” – przyznaje jeden z działaczy PiS-u. Pytam, na kogo tacy wyborcy zagłosują w drugiej turze. „No chyba nie na Trzaskowskiego! Jakie to by było wywracanie stolika?!”.
PiS z ulgą przyjął to, że poparcie dla Sławomira Mentzena zaczęło spadać. Ryzyko, że to kandydat Konfederacji wejdzie do drugiej tury, się oddaliło. Ale co z jego wyborcami? Nie zniknęli. Czy PiS zakłada, że w ogóle nie pójdą do wyborów, a przynajmniej do drugiej tury?
Jest jeszcze jedna ciekawa kwestia. Nawrocki, wzmocniony poparciem Andrzeja Dudy, stał się jeszcze bardziej pisowskim kandydatem, niż był wcześniej. A jednocześnie to właśnie jego bezpartyjność ma być tym, co ostatecznie przekona do głosowania na niego wyborców Mentzena/Zandberga.
O tym, że nigdy nie należał do żadnej partii, często mówi sam Nawrocki, wspominają też o tym działacze PiS-u. Uważają, że w jego bezpartyjności wciąż kryje się niewykorzystany potencjał. Szansa na to, żeby jednak część wyborców Mentzena/Zandberga przyciągnąć – skoro szukają kogoś spoza układów. Ale pojawia się problem: kandydata „spoza układów” właśnie poparł jednoznacznie urzędujący prezydent. To, czy PiS zdoła sobie poradzić z tą kwadraturą koła, może przesądzić o końcowym wyniku Nawrockiego.
Bon mot o 50 twarzach Trzaskowskiego (nawiązanie do erotycznej powieści „Pięćdziesiąt twarzy Greya”) całkiem się spodobał działaczom PiS. To jedna z najważniejszych linii ataku na kandydata KO: jest niewiarygodny, bo co chwilę zmienia zdanie, właściwie nie wiadomo, co myśli, a jak już myśli to to, co każe mu Tusk.
Podczas konwencji wyświetlono film, na którym wielokrotnie pokazywano, jak Tusk i Trzaskowski ściskają sobie dłonie.
„W wyborach 18 maja zderzy się wytwór politycznego laboratorium z briefów złożony i sondaży złożony, a dla Donalda Tuska ustanowiony Rafał Trzaskowski, a naprzeciwko niego stanie człowiek z krwi i kości, z Polaków wybrany i dla Polaków ustanowiony” – mówił Nawrocki.
„Człowiek z krwi i kości” może popełniać błędy, mylić się, nie znać odpowiedzi, wypadać sztywno lub nieporadnie. Czyli: to sposób na obniżenie poprzeczki.
Trzaskowski miał być świetnie przygotowany, profesjonalny, przećwiczony w kampanijnych bojach, a nie błysnął w trakcie debaty w Końskich. A przede wszystkim wywołał chaos wokół debat.
PiS chce Trzaskowskiego przede wszystkim ośmieszyć.
Tusk to ten groźny. Trzaskowski to ten śmieszny.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze