PiS miał zwalczyć smog w Polsce. Partia w swoim programie przyznaje jednak, że jej ambicje nie sięgają za daleko. Środków być może – i to ledwo – wystarczy na pozbycie się „kopciuchów” ze Śląska. Czy szykuje się wielka wolta w polityce antysmogowej państwa?
Wymiana kopciuchów może być po cichu wygaszana. W przepastnym programie Prawa i Sprawiedliwości znalazła się obietnica, która może dziwić. Rządząca partia znacznie zmniejsza swoje ambicje w walce ze smogiem. Ogranicza liczbę najbardziej nieekologicznych pieców przeznaczonych do wymiany.
Według najnowszych planów w ciągu 8 lat ma być to zaledwie pół miliona urządzeń grzewczych. W ten sposób problem smogu, zamiast rozwiązany, zostałby zakonserwowany.
W 300-stronnicowym programie partii obietnica wymiany kopciuchów przedstawiona jest jednak w nadzwyczaj pozytywny sposób. „Zależy nam na jakości powietrza w Polsce. Do 2031 roku zlikwidujemy 500 tys. pieców węglowych” – można przeczytać w dokumencie. To nie przystaje do skali problemu – zauważyli eksperci. „W programie wyborczym PiS znalazła się deklaracja wymiany 500 tys. kopciuchów w ciągu 8 lat. Biorąc pod uwagę, że jest ich jeszcze ok. 3 mln w tym tempie 35 lat zajmie eliminacja smogu z ogrzewania” – pisała w mediach społecznościowych Joanna Maćkowiak-Pandera, szefowa Forum Energii.
„Programy takie jak »Czyste powietrze« i inne działania wspierające wymianę kopciuchów są kluczowe dla poprawy stanu powietrza, dla naszego zdrowia i komfortu życia. I dlatego te zapowiedzi z programu PiS o zmniejszeniu skali budzą nasze wątpliwości: zamiast zapowiadanej przez premiera Morawieckiego wymiany 3 milionów kopciuchów do 2030 roku – w propozycjach programowych partii rządzącej widzimy środki na wymianę 500 tys. do 2031 roku. Czyli mniej pieniędzy na tak ważne zadanie!” – krytykowała partię rządzącą Daria Gosek-Popiołek, posłanka Lewicy.
Do tej pory wydawało się, że wymiana „kopciuchów”, czyli najbardziej nieekologicznych pieców, najmocniej dokładających się do smogu, jest dla rządzących dość ważna. Według Polityki Energetycznej Polski do 2040 roku, najważniejszego dokumentu nakreślającego dalszy rozwój energetyki i ciepłownictwa, „kopciuchy” miały zniknąć do 2030 roku w miastach i najpóźniej do 2040 roku na wsiach. W ten sposób pożegnalibyśmy dym z 3 mln urządzeń grzewczych najgorszej klasy.
Realizacja planu z wyborczego programu PiS oznaczałaby mocne wyhamowanie tempa wymiany pieców. Od 5 lat, czyli od czasu, gdy w programie dotacyjnym „Czyste Powietrze” znalazło się więcej pieniędzy, z Polski zniknęło ponad 500 tysięcy najbardziej nieekologicznych pieców – dane z początku tego roku mówią o 543 tys. wniosków i 500 tys. umów na wymianę kotła. Tymi liczbami i skutecznością rządowego programu chwalą się zarówno politycy, jak i przedstawiciele zależnego od rządu Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, który dysponuje środkami w „Czystym Powietrzu”.
„Program »Czyste Powietrze« to pierwszy w Polsce, a także w Europie, na tak dużą skalę powszechny, masowy, a przy tym kompleksowy program obejmujący swoim zakresem wymianę źródła ciepła, jak również termomodernizację w budynkach mieszkalnych jednorodzinnych” – mówił w wywiadzie z „Do Rzeczy” Paweł Mirowski, szef NFOŚ. – „Zastosowaliśmy w nim pionierskie rozwiązania, np. włączenie sektora bankowego do masowego programu, oraz nieustannie usprawniamy program i dostosowujemy go do warunków rynkowych, a przede wszystkim oczekiwań artykułowanych przez beneficjentów” – chwalił program Mirowski.
„Chcemy doprowadzić do tego, aby droga do lepszej jakości powietrza była krótsza” – mówił z kolei premier Mateusz Morawiecki w 2018 roku, gdy rząd zdecydował o przeznaczeniu 100 mln złotych na wymianę „kopciuchów” w ciągu kolejnych 10 lat.
Trudno wytłumaczyć więc taką woltę, a deklaracja zahamowania procesu słusznie może dziwić. Być może jest edytorską pomyłką – ciężko jednak nie brać na poważnie obietnic zawartych wyborczym programie rządzącej partii.
„Tygodniowo do NFOŚiGW trafia teraz prawie 5 tys. wniosków. Rocznie będzie to 260-300 tys. umów na wymianę kopciuchów. Jeśli tempo się utrzyma, to 500 tys. kopciuchów wymienimy do pierwszego kwartału 2025 roku, a nie do 2030 roku” – mówił „Gazecie Wyborczej” Piotr Siergiej z Polskiego Alarmu Smogowego.
Co oznaczałoby ograniczenie środków na walkę ze smogiem?
Zanieczyszczenie powietrza w ostatnich latach zeszło z nagłówków, a emocje wokół tematu nieco ostygły – również przez sporo cieplejsze niż średnia zimy. Nie znaczy to jednak, że problemu już nie ma. Polski Alarm Smogowy wylicza, że w najmocniej zanieczyszczonych miastach w Polsce mieszkańcy oddychają niezdrowym powietrzem przez całe miesiące.
Poprzedniej zimy najgorzej pod tym względem było w Nowej Rudzie na Dolnym Śląsku. Tam aktywiści PAS naliczyli aż 96 dni z przekroczonymi dopuszczalnymi poziomami zanieczyszczenia. Powyżej 50 dni ze smogiem zanotowano w Suchej Beskidzkiej, Żywcu, Pszczynie, Nowym Targu, Nowym Mieście Lubawskim, Lwówku Śląskim i Zabierzowie. W rankingach nieco lepiej radzą sobie większe miasta – smog spowija głównie średnie, małe i najmniejsze miejscowości. Zahamowanie tempa wymiany pieców będzie miało najmocniejszy wpływ na zdrowie ich mieszkańców.
Gdyby PiS zrealizował postulat ze swojego programu, ledwo starczyłoby na wymianę „kopciuchów” w województwie śląskim – zostało tam nieco poniżej pół miliona najgorszych kotłów.
O wiele trudniejsza byłaby też „antykopciuchowa” kampania w tak zwanym „obwarzanku krakowskim”. W stolicy Małopolski od 2019 roku obowiązuje zakaz ogrzewania domów paliwami stałymi. Smog wciąż jest jednak „nawiewany” do Krakowa z okolicznych miejscowości. Dni z przekroczonymi normami zanieczyszczenia zdarzają się szczególnie często w dzielnicach oddalonych od centrum.
Dlatego pomysł PiS wywołał pod Wawelem duże emocje.
„Mniej pieniędzy na wymianę kopciuchów to policzek dla mieszkańców Krakowa. Podjęliśmy się ogromnego trudu całkowitej likwidacji ponad 45 tysięcy palenisk. Liczymy, że podobnie zrobią gminy ościenne” – mówi w rozmowie z OKO.press Łukasz Maślona, radny miejski klubu Kraków dla Mieszkańców. – „W nich trujące piece są wymieniane na te nowszej generacji, jednak idzie to mozolnie. Po wprowadzeniu proponowanych zmian te ponad 13 000 kopciuchów w obwarzanku nadal będzie truć. I to nie tylko mieszkańców Zabierzowa, Wieliczki czy Niepołomic, ale też Krakowa” – wyjaśnia Maślona.
Bez rządowej pomocy Kraków każdej zimy będzie spowijał smog z 20 tys. najbardziej nieekologicznych palenisk z okolicznych gmin, przez które stolica Małopolski w 2021 roku na chwilę wróciła do czołówki rankingu najbardziej zanieczyszczonych miast świata. Ograniczenie dotacji będzie też katastrofą dla zdrowia mieszkańców zarówno krakowskiego, jak i warszawskiego „obwarzanka”. Wymiana kotłów w gminach okalających stolicę również mogłaby iść szybciej, a według danych z ostatniego sezonu grzewczego smog zaraz po przekroczeniu granic Warszawy jest nawet sześciokrotnie większy niż w mieście. Do lutego mieszkańcy ościennych gmin wciąż korzystali z ponad 24 tysięcy „kopciuchów”.
„Rządzący najwyraźniej uznali, że walka o czyste powietrze nie jest już na topie tematów wyborczych. A przecież wszyscy wiemy, że smog to gorsze zdrowie, a w skrajnych przypadkach śmierć” – mówi nam Maślona. – „Liczę na opamiętanie i mam nadzieję, że Polacy nie staną się ofiarami jakichś rozgrywek wewnątrz partyjnych czy politycznych kalkulacji spin doctorów. Wszyscy powinni brać pod uwagę zdrowie Polek i Polaków” – podsumowuje radny.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze