Samorządy w Polsce cieszą się większym zaufaniem społecznym niż Sejm i Senat - tak pokazują regularne badania CBOS-u. W ostatnim czasie pojawia się coraz więcej propozycji pogłębiania decentralizacji - zarówno ze strony niezależnych ekspertów, jak i polityków. PiS jako partia, która woli skupiać władzę w jednym ręku, rozpoczął akcję dezinformacyjną
"Polska jako podmiot polityki zagranicznej miała być zlikwidowana. Teraz to wraca pod hasłami takimi, które mają Polaków oszukać: »wielka Polska samorządowa«. Ona nie będzie wielka, tylko w ogóle jej nie będzie" - grzmiał 15 czerwca 2019 Jarosław Kaczyński podczas Zjazdu Klubów Gazety Polskiej w Spale.
PiS zawsze było partią centralistyczną, ale niechęć do samorządów wynika również z faktu, że większość dużych i średnich miast nie znajduje się we władzy partii Jarosława Kaczyńskiego. Spośród 107 miast prezydenckich w Polsce ludzie PiS rządzą zaledwie w pięciu. Wielu samorządowców (choćby Rafał Trzaskowski czy Aleksandra Dulkiewicz) odgrywa także dużą rolę w polityce krajowej, co jest solą w oku w obozie prawicy (ostatnio wPolityce.pl zrealizowało nawet sondaż, z którego rzekomo wynika, że "Polacy nie życzą sobie prezydentów miast w polityce ogólnopolskiej"). Antysamorządowe wzmożenie jest jednak również wstępem do kampanii wyborczej.
Decentralizacja bowiem, jak wynika z wydarzeń ostatniego miesiąca i deklaracji polityków, rzeczywiście będzie ważnym elementem programu wyborczego opozycji. Adam Szłapka w wywiadzie OKO.press przedstawił to nawet jako kwestię kluczową:
"Najważniejszy jest spór o to, jakiej Polski chcemy: scentralizowanej, którą rządzi partia zawłaszczająca wszystkie urzędy i dzieląca korzyści między swoich, czy zdecentralizowanej, gdzie wiele ważnych decyzji podejmują samorządy, samodzielne instytucje, obywatele".
W ostatnich tygodniach w Polsce głośno było o trzech inicjatywach, które ten temat podejmują. To:
Twórcy lub sygnatariusze tych trzech projektów zgadzają co do ogólnych zasad, kierunków rozwoju samorządów i kształtowania ich polityki oraz pozycji względem centrum. Łączy je przekonanie, że centrum jest przeciążone zadaniami, a przez to mniej wydolne; że więcej samorządności, to lepsza jakość demokracji i poczucie sprawczości obywateli.
Ale również bardzo wiele te projekty dzieli. Choćby to, że "Samorządna Rzeczpospolita" to deklaracja współpracy samorządowców, a dwa pozostałe projekty to propozycje, które opracowują niezależni eksperci. PiS zaczął jednak jednak łączyć wszystkie te inicjatywy w jedno i rozpoczął kampanię szczucia przeciwko samorządom.
Według badań CBOS samorządy cieszą się w Polsce większym zaufaniem społecznym (regularnie powyżej 50 proc.) niż parlament. Nie jest zatem łatwo nastawić opinię publiczną wrogo wobec pomysłu zwiększania samorządności. Do tego potrzeba trochę kreatywności.
Wszystko zaczęło się od memo dwóch członków Zdecentralizowanej RP (Macieja Kisilowskiego i Piotra Lisiewicza), które przygotowali dla polityków PO. Zdecentralizowana RP jest najdalej idącym projektem decentralizacji (więcej szczegółów poniżej), a pracujący nad nią eksperci próbują zainteresować polityków i samorządowców różnych opcji swoimi propozycjami.
Media PiS dotarły do dokumentu, nazwały je planem "federalizacji", "podziału Polski", "rozbiorami"; insynuowano, że to będzie właśnie program, który opozycja przedstawi 4 czerwca w Gdańsku. Pisaliśmy o tym szerzej w tekście: TVP straszy Platformą: planuje rozbicie dzielnicowe i rozmontowanie państwa. Wyjaśniamy
Na prorządowych stronach zaczęły pojawiać się artykuły o prof. Kisilowskim. Tytuły mówią same za siebie: Soros, śmietanka III RP i międzynarodowa finansjera. Chodzi oczywiście o fakt, że Kisilowski wykłada na Central European University w Budapeszcie, którego fundatorem jest George Soros. W podobnym czasie swój raport "Polska samorządna" kończył, po kilku latach prac, zespół ekspertów Fundacji Batorego. Współzałożycielem Fundacji jest również George Soros, stąd w mediach PiS nie pisze się właściwie inaczej niż "fundacja Sorosa".
Cała historia spięła się w prawicowym imaginarium w całość, gdy 2 czerwca odbyła się dyskusja o różnych modelach decentralizacji. Wzięli w niej udział przedstawiciele trzech inicjatyw. O projekcie Zdecentralizowanej RP opowiadali Anna Wojciuk i Wojciech Przybylski, o postulatach Fundacji Batorego mówił Edwin Bendyk, a o projekcie deglomeracji Klubu Jagiellońskiego - Piotr Trudnowski. Rzecz odbyła się w Europejskim Centrum Solidarności w ramach Święta Wolności i Solidarności, które organizowały oczywiście władze Gdańska.
Dwa dni później, 4 czerwca, samorządowcy podpisali deklarację "Samorządna Rzeczpospolita". Dokument zawiera w przeważającej części dość ogólne deklaracje. Z rozbudowanym i szczegółowym projektem IUS nie ma wiele wspólnego, ale media publiczne zaczęły przedstawiać te inicjatywy razem. Nieprzypadkowo.
Od tamtej pory prawica traktuje wszystkie inicjatywy z "decentralizacją" w nazwie jak jednorodny program opozycji. Straszy w sposób abstrakcyjny, czyli "rozbiorami" i "rozbiciem dzielnicowym", ale też wyciąga pojedyncze pomysły z dokumentów. Przykładem tego jest podatek katastralny, który pojawia się w raporcie Fundacji Batorego, a którym zaczęły straszyć media publiczne (artykuł ilustruje zdjęcie Georga Sorosa), by następnie Jarosław Kaczyński mógł obiecać, że:
"Prawo i Sprawiedliwość gwarantuje, że w Polsce nie będzie podatku katastralnego. Wprowadzenie go doprowadziłoby do wywłaszczenia ogromnej części Polaków z wszelkiego rodzaju własności odnoszących się do nieruchomości".
PiS ze względów propagandowych miesza te inicjatywy, choć wszystkie znacząco różnią się od siebie głębokością proponowanych zmian, a także konkretnymi rozwiązaniami.
Dobrze widać to na przykładzie edukacji:
Poniżej omówimy założenia tych trzech projektów.
21 tez samorządowych, pod którymi podpisali się samorządowcy w Gdańsku, to najdelikatniejsza propozycja decentralizacyjna, która ma zwiększyć autonomię samorządu względem centrum w obszarach takich jak ochrona zdrowia, ochrona środowiska, czy wymóc większe nakłady z budżetu centralnego.
Te postulaty to m.in.:
Sygnatariusze deklaracji proszą o kierowanie uwag i komentarzy na adres: [email protected]
"Polska samorządów. Silna demokracja. Skuteczne państwo" to raport, który powstawał od 2015 roku i liczy prawie 200 stron. Całość dostępna jest na stronie Fundacji Batorego. Na początku raportu znaleźć można 21 postulatów, które na podstawie badań opracowali eksperci. Spora część z pomysłów i obserwacji pokrywa się z deklaracją samorządową z Gdańska, ale jednocześnie są bardziej rozbudowane, wskazują na inne sposoby finansowania. Na przykład:
W raporcie znajduje się także dużo propozycji zwiększenia udziału obywateli w samorządzie, takich jak:
Zdecentralizowana RP, czyli projekt Inkubatora Umowy Społecznej proponuje najgłębszą decentralizację. W założeniu w centrum mają pozostać takie sektory państwa jak energetyka, ochrona zdrowia, bezpieczeństwo, ochrona środowiska (nie wyklucza to jednak decentralizacji konkretnych programów realizowanych w gminach). Do regionów przeniosłyby się nie tylko niektóre ministerstwa (np. edukacji), ale też na przykład spółki skarbu państwa.
Jest to też jedyna w tym gronie propozycja ustrojowa, która głośno mówi o umożliwieniu samorządom różnicowania rozwiązań w kwestii tak zwanych "spraw obyczajowych". Sejmiki i senaty wojewódzkie mogłyby na przykład legalizować aborcję na żądanie, czy wprowadzać jednopłciowe związki partnerskie,
Decentralizacja według IUS to też między innymi:
Szczegółowo na temat pomysłów IUS znajdują się w naszym artykule: By zatrzymać wojnę polsko-polską, trzeba wzmocnić samorządy [WYWIAD]
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze