0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Maciek Jaźwiecki / Agencja Wyborcza.plFot. Maciek Jaźwieck...

31 lipca 2024 Państwowa Komisja Wyborcza rozpatrywała sprawozdanie finansowe PiS z kampanii wyborczej wraz z dokumentami, które otrzymała z Kancelarii Premiera, NIK-u, ministerstw i prokuratury. Wszystkie wskazywały, że kandydaci PiS wykorzystali państwowe, instytucjonalne pieniądze do promowania się w okresie przedwyborczym.

Chodziło między innymi o dotacje z Funduszu Sprawiedliwości, pikniki 800 plus, pikniki opłacane z Funduszu Leśnego czy pieniądze z Rządowego Centrum Legislacji, przeznaczone na promowanie szefa RCL i kandydata w wyborach Krzysztofa Szczuckiego.

Nadużycia finansowe PiS i jego koalicjantów, zwłaszcza Suwerennej Polski, wydają się oczywiste. Trwa już kilkanaście śledztw w tym zakresie.

Jednak PKW musi ocenić, czy tego rodzaju wydatki powinny znaleźć się w sprawozdaniu finansowym komitetu wyborczego PiS.

Do tego potrzeba dowodów, które jednoznacznie wskażą, iż doszło do złamania przepisów kodeksu wyborczego na temat finansowania i prowadzenia kampanii.

Decyzja odłożona na koniec sierpnia

To było już drugie posiedzenie PKW w tej sprawie. Na poprzednim, 11 lipca, Komisja przesunęła obrady na 31 lipca, wskazując, iż potrzebuje dodatkowych wyjaśnień. Ale i tego terminu nie udało się utrzymać. W środę wieczorem Sylwester Marciniak, szef Państwowej Komisji Wyborczej, poinformował:

„PKW potrzebuje czasu na pogłębioną analizę zgromadzonego materiału dowodowego. Zwrócimy się do dwóch organów państwa, czyli do Rządowego Centrum Legislacyjnego oraz do NASK. Chodzi o wyjaśnienie wątpliwości, które wynikają z pism, które w ostatnim czasie wpłynęły do PKW„ – mówił Marciniak. – ”Po otrzymaniu odpowiedzi z tych dwóch instytucji również pełnomocnik z tego komitetu będzie miał możliwość zajęcia stanowiska w stosunku do tych pism, które wpłyną. Kolejne posiedzenie odbędzie się 29 sierpnia”.

Decyzja PKW jest ważna, ponieważ od niej zależy, czy PiS dostanie całą subwencję partyjną z budżetu państwa. Odrzucenie sprawozdania będzie oznaczać utratę nawet 75 procent subwencji.

W przypadku PiS-u chodzi aż o 19,5 miliona zł.

Polskie partie utrzymują się w dużej mierze właśnie z subwencji. Składki członkowskie są niskie i nie wystarczyłyby na funkcjonowanie ugrupowania. Jednocześnie partie mają zakaz prowadzenia działalności gospodarczej. Właśnie dlatego subwencje są ich głównymi źródłami dochodu.

Wysokość budżetowego wsparcia zależna jest od liczby oddanych na daną partię głosów w wyborach. Im większe poparcie, tym wyższa subwencja. PiS miałby dostawać 26 mln zł rocznie.

Czy PKW zmieni dotychczasową praktykę?

W dotychczasowej praktyce Państwowa Komisja Wyborcza oceniała wyłącznie to, czy sprawozdanie finansowe komitetu wyborczego jest zgodne z przepisami dotyczącymi rozliczania kampanii, znajdującymi się w kodeksie wyborczym. Podkreślała, że ma bardzo ograniczone możliwości prowadzenia postępowań sprawdzających.

W zasadzie więc nie analizowała, czy dane przedstawiane przez komitety wyborcze w dokumentach odpowiadają stanowi faktycznemu, czy nie. Zatwierdzanie sprawozdań opierało się w dużym stopniu na analizowaniu kwestii formalnych, na przykład takich, czy partia właściwie wyodrębniła fundusz wyborczy i czy pieniądze dla komitetu wyborczego trafiły do niego zgodnie z przepisami.

Przeczytaj także:

Tym razem członkowie PKW mieliby wyjść poza ten bezpieczny schemat. Muszą bowiem ocenić nie tylko standardowe dokumenty uzyskane od komitetu wyborczego, ale też inne doniesienia.

Ministerstwa i Kancelaria Premiera przekazały do PKW dziesiątki stron dokumentów pokazujących, w jaki sposób PiS i jego koalicjanci korzystali z budżetu państwa, aby zapewnić sobie dobry wynik wyborczy. Materiały pokontrolne przesłał także NIK, a prokuratura poinformowała o prowadzonych śledztwach.

Zgromadzone materiały wskazują, że kandydaci startujący z list PiS starali się za pomocą państwowych pieniędzy sfinansować kampanię, której wartość przekraczała limity finansowe wynikające z przepisów. Kodeks wyborczy dokładnie określa bowiem, jaką kwotę może wydać na kampanię każdy komitet. To jeden ze sposobów zapewnienia gwarantowanej konstytucyjnie równości wyborów. Kandydaci z ówczesnej koalicji rządzącej prawdopodobnie złamali tę zasadę, finansując część swojej przedwyborczej aktywności z państwowej kasy. To właśnie powinna zbadać i uwzględnić PKW.

Dotacje z Funduszu Sprawiedliwości

Jedna z najgłośniejszych spraw dotyczyła setek dotacji z Funduszu Sprawiedliwości. Funduszem tym zarządzało Ministerstwo Sprawiedliwości, czyli środowisko związane z partią Suwerenna Polska Zbigniewa Ziobry. Pieniądze pochodzące z Funduszu powinny wspierać ofiary przestępstw oraz zapobiegać przestępczości. Tak jednak nie było. Aż 200 milionów złotych wydano na projekty niezwiązane z tymi celami, za to realizowane w okręgach wyborczych, z których startowali politycy Suwerennej Polski.

Jak wyliczył w OKO.press Rafał Szymczak,

przynajmniej w przypadku niektórych kandydatów SP widać korelację między przyznanymi dotacjami a ich wynikami wyborczymi.

Weźmy Marcina Romanowskiego. „Był on w Ministerstwie Sprawiedliwości odpowiedzialny za funkcjonowanie Funduszu Sprawiedliwości i jednocześnie gminy w jego okręgu wyborczym były największymi beneficjentami Funduszu – trafiło tu ok. 11 proc. środków z Funduszu. W roku wyborczym było to 58 dotacji na sumę 3,6 mln zł. (…) Jednocześnie szacunek liczby »zyskanych« w ten sposób głosów wskazuje z dużym prawdopodobieństwem, że to dotacje przesądziły o zdobyciu mandatu przez Romanowskiego” – obliczył Szymczak.

Z jego analizy wynika, że „podobne podejrzenia można mieć w przypadku Michała Wójcika, Edwarda Siarki i Mariusza Kałużnego”.

Pikniki z Funduszu Leśnego

Ale Fundusz Sprawiedliwości to tylko jeden z wielu przykładów nielegalnego wykorzystywania pieniędzy państwowych w kampanii wyborczej.

Kolejny to finansowanie z Funduszu Leśnego organizowanych w okresie kampanii „Pikników Rodzinnych Służb Mundurowych".

Realizowały je Lasy Państwowe we współpracy ze Służbą Więzienną, przy czym zarówno LP, jak i SW nadzorowali politycy Suwerennej Polski. Każdy taki piknik kosztował od 170 do 250 tysięcy złotych.

Promował się podczas nich choćby Józef Kubica, szef Lasów Państwowych, a jednocześnie polityk Suwerennej Polski. Korzystał na nich także Michał Woś z SP, wiceminister sprawiedliwości. Jak wynika z dokumentów, przesłanych do PKW przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska, Woś „piknikował” regularnie.

Uczestniczył, jak wyliczył portal Onet.pl, w „Turnieju Rybek w Katowicach (16 tys. zł), pikniku Oktoberfest w Piecach (odbył się 30 września 2023 roku i kosztował Lasy 37 tys. zł)”, a nawet w Turnieju Jesiennym dla dzieci w Chałupkach, „który wedle dokumentów odbył się już w ciszy wyborczej – 14 października 2023 roku, czyli dzień przed głosowaniem (74 tys. zł)”.

Michał Woś zapewnia, że jego piknikowa aktywność nie miała nic wspólnego z kampanią. Podkreśla, że nie organizował on tych wydarzeń, a jedynie korzystał z zaproszeń organizatorów.

Oczywiście, wydatków tych nie uwzględniono w sprawozdaniu finansowym komitetu wyborczego PiS (kandydaci Suwerennej Polski startowali z list PiS-u, stąd ich decyzje skutkują negatywnie właśnie dla tej partii). Oficjalnie wydarzenia te nie miały związku z kampanią i były finansowane ze środków innych podmiotów niż komitet.

Wyjaśnienia z RCL i NASK

Jedną z najistotniejszych dla decyzji PKW kwestii może być sprawa Krzysztofa Szczuckiego, szefa Rządowego Centrum Legislacji. Według audytorów Kancelarii Premiera, jednostka ta miała wydać aż 1,2 miliona zł na kampanię wyborczą swego szefa. W tej sprawie trwa prokuratorskie śledztwo, które zapewne zmierza w kierunku ustalenia, czy doszło do nielegalnego wydatkowania publicznych pieniędzy.

PKW musi jednak ocenić, czy środki te wydano bezpośrednio na kampanię Szczuckiego – tylko wtedy może domagać się od komitetu wyborczego, by wpisał takie wydatki do swego sprawozdania. Oznacza to szczegółową analizę wydatków rządowej jednostki. W tym celu PKW zwróci się do RCL-u z prośbą o kolejne wyjaśnienia.

Komisja wystąpi także do Instytutu NASK. Na jego wydatki także zwracała uwagę Kancelaria Premiera. Szef KPRM Jan Grabiec w piśmie do PKW podkreślał:

„Oceny PKW wymagają również działania, które prowadzone były przez Naukową i Akademicką Sieć Komputerową (NASK). Dotyczy to sposobu przygotowywania w latach 2022-2023 internetowych raportów m.in. na temat „wiarygodności Prawa i Sprawiedliwości”. Raporty te były finansowane ze środków publicznych na rzecz konkretnej partii politycznej”.

PKW: brakuje nam danych

Przypomnijmy, że to OKO.press w lutym 2024 roku ujawniło, iż za rządów PiS część pracowników NASK, zamiast monitorować dezinformację w sieci, na zlecenie KPRM monitorowała działania opozycji i przygotowywała raporty dotyczące pisowskich narracji.

„Na razie brak szczegółowych wyliczeń dotyczących na przykład wynagrodzenia i zakresu czynności osób zatrudnionych w RCL, które miałyby wspierać kampanię PiS" – tak szef PKW Sylwester Marciniak wyjaśniał, dlaczego PKW zdecydowała się wystąpić o uzupełnienie informacji. – „Jeśli chodzi o NASK, chcemy poznać wartość rynkową ewentualnych sondaży”.

Jednak PKW nie podejmie decyzji nawet po uzyskaniu wyjaśnień z tych dwóch instytucji. Członkowie Komisji chcą jeszcze dać możliwość złożenia wyjaśnień przez pełnomocnika wyborczego PiS. Dopiero wtedy PKW będzie miała całość potrzebnych jej materiałów. I dopiero wtedy zdecyduje, jakie będą losy sprawozdania finansowego PiS, a w efekcie także subwencji budżetowej dla tej partii.

;
Na zdjęciu Anna Mierzyńska
Anna Mierzyńska

Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press

Komentarze