0:000:00

0:00

"Czas na zmiany!" - takie hasło pojawiło się w czwartek 4 lutego 2021 na oficjalnym koncie Platformy Obywatelskiej. "Sprawa jest poważna, nie lekceważę jej!" - napisał w odpowiedzi szef PO Borys Budka, co miało być żartobliwym nawiązaniem do reakcji ówczesnego premiera i szefa Platformy Donalda Tuska na aferę podsłuchową. To podgrzewanie emocji przed zaplanowanym na sobotę 6 lutego wydarzeniem, podczas którego - jak pisał w "Rzeczpospolitej" Michał Kolanko - PO "zamierza przedstawić nowy plan polityczny dla opozycji i nową inicjatywę".

Głównym wyzwaniem dla PO to jednoznaczne stanowisko w sprawie praw kobiet, w tym prawa do aborcji. Bo dotychczas z szeregów Platformy słychać kociokwik.

Stworzono specjalny kobiecy zespół, który ma wypracować odpowiednie rozwiązania, szkopuł w tym, że zakres jego rozważań jest bardzo szeroki: od zakazu aborcji z wyjątkami do aborcji dozwolonej, jeśli kobieta podejmie taką decyzję.

Do tego partyjni konserwatyści szantażują w mediach własne ugrupowanie: "Jeśli moja partia powiedziałaby, że aborcja na życzenie jest ok, to mnie w takiej partii nie będzie" - stwierdził w RMF FM poseł Ireneusz Raś, kiedyś organizujący partyjne modlitewne dni skupienia. Raś opowiedział się również przeciwko "paramałżeńskim" związkom partnerskim. Według niego podobne zdanie ma kilkudziesięciu parlamentarzystów PO.

Szefowa "zespołu aborcyjnego" Małgorzata Kidawa-Błońska 4 lutego w TVN24 stwierdziła natomiast, że skrzydeł partyjnych się nie boi: "Platforma nie wyrzuca ani konserwatywnej, ani lewicowej kotwicy, bo naszą siłą jest różnorodność. W sytuacjach, kiedy trzeba podejmować decyzje trudne, które dotyczą spraw światopoglądowych, te kotwice dają nam poczucie, że rozmawiamy ze sobą i wypracowujemy stanowisko".

Pytanie, czy ptaszysko złożone z dwóch kotwic rozpiętych na skrzydłach jest jeszcze w stanie wznieść się w górę.

Za chwilę pokażemy, że największe dwa problemy PO to:

  • rozdźwięk między poglądami wyborców i części aparatu partyjnego,
  • wypalenie się dotychczasowej taktyki politycznej, która polegała na "pożeraniu" mniejszych politycznych partnerów.

Platforma na zakręcie: konserwatywny aparat, liberalni wyborcy

Wizerunek Platformy Obywatelskiej jako partii środka i zdrowego rozsądku zaczyna trzeszczeć, gdy spór polityczny przenosi się na mniej oczywiste pola. W 2015 roku takim tematem było zaproponowane przez PiS świadczenie 500 plus, dziś - prawo kobiet do aborcji.

Gdy sześć lat temu Prawo i Sprawiedliwość zaproponowało Polakom co miesiąc 500 zł na dziecko, Platforma zareagowała automatycznie:

  • że państwa na to nie stać,
  • że raczej należy zmniejszać bariery dla przedsiębiorców, inwestować, tworzyć miejsca pracy i zmniejszać podatki zamiast "rozdawać pieniądze".

Ten brak wyczucia nastrojów wyborców i język, który z kiedyś nowoczesnego w oka mgnieniu stał się archaiczny, to między innymi przyczyny utraty władzy przez PO.

Partia jeszcze długo po wyborach w 2015 roku nie potrafiła zaakceptować, że 500 plus stało się stałym elementem politycznego krajobrazu, ale w końcu elastyczność i poddanie się woli wyborców zwyciężyło z wolnorynkową ortodoksją aparatu partyjnego. Kiedy dziś spojrzymy na poglądy zwolenników Koalicji Obywatelskiej, której Platforma jest najważniejszą częścią, zobaczymy, że ich nastawienie do 500 plus jest bardziej pozytywne niż wyborców Lewicy.

Gdy w kwietniu 2020 roku Ipsos na zlecenie OKO.press spytał Polaków, czy w związku ze skutkami epidemii rząd powinien ograniczyć wypłaty z programu 500 plus, aż 54 proc. wyborców KO było przeciw. Wśród teoretycznie bardziej socjalnych zwolenników Lewicy - tylko 44 proc.

Jak z tego wynika, zmiana zdania przez PO w sprawie świadczenia wprowadzonego przez PiS przebiegła w zasadzie bezboleśnie: większość jej zwolenników zaakceptowała taką woltę. Jak będzie w sprawie aborcji?

Tu sprawa jest teoretycznie o tyle prostsza, że elektorat KO jest zdecydowanie bardziej liberalny od polityków Platformy. Według sondażu Ipsos dla OKO.press z listopada 202o aż 91 proc. wyborców Koalicji Obywatelskiej opowiada się za prawem kobiety do przerwania ciąży do 12. tygodnia. Ich poglądy są w tej sprawie bliższe zwolennikom Lewicy niż Polski 2050 Szymona Hołowni.

Podobnie wyglądają wyżej wymienione zależności w odpowiedziach na bardziej szczegółowe pytania. 52 proc. wyborców KO uważa, że kobieta powinna mieć prawo do przerwania zawsze wtedy, gdy po prostu podejmie taką decyzję, a kolejne 15 proc. uważa, że prawo do aborcji powinno być ograniczone do przypadków, gdy kobieta znajduje się w ciężkich warunkach życiowych lub trudnej sytuacji. Tutaj również elektorat KO jest bliższy Lewicy niż inicjatywie Hołowni.

Od dawna podobną zależność widzimy w poglądach zwolenników Platformy na związki partnerskie i małżeństwa jednopłciowe: już w lutym 2019 roku przygniatająca większość z nich miała poglądy liberalne w tej sprawie:

IPSOS 2019 luty poparcie dla związków partnerskich w elektoratach
IPSOS 2019 luty poparcie dla związków partnerskich w elektoratach
IPSOS 2019 luty poparcie dla równości małżeńskiej w elektoratach
IPSOS 2019 luty poparcie dla równości małżeńskiej w elektoratach

Poglądy wyborców Koalicji Obywatelskiej są również bliskie Lewicy, jeśli chodzi o stosunek do Kościoła, również w tak silnie polaryzującej kwestii jak odpowiedzialność Jana Pawła II za ukrywanie pedofilii w Kościele.

Sprawa jest więc prosta? Niekoniecznie.

PO nie może już sobie pozwolić na utratę wyborców, a takie niebezpieczeństwo istnieje zarówno, jeśli zajmie jednoznaczne stanowisko w sprawie aborcji i małżeństw jednopłciowych, jak i wtedy, kiedy będzie lawirować. Od października 2020 do lutego 2021 roku sondaże Koalicji spadły średnio z 29 proc. do 23 proc. A to oznacza, że teraz każdy nierozważny ruch może pogłębić trend spadkowy.

Paradoksalnie KO sama wpadła w pułapkę, którą wskazywaliśmy w OKO.press jaką jedną z wad koncepcji jednej listy opozycji: coraz mocniej podgryzana przez formację Hołowni i póki co niezdolna do "pożarcia" Lewicy, musi dokonać niemożliwego - połączyć wodę z ogniem.

W ten sposób mści się taktyka z przeszłości - przez ostatnie lata Platforma mniej skupiała się na programie, a bardziej na utrzymaniu statusu największej siły opozycyjnej.

A ten kij ma dwa końce: Hegemon zyskuje, gdy rośnie w siłę, gdy zaczyna słabnąć, pojawia się coraz więcej śmiałków próbujących go obalić.

Przeczytaj także:

Problem Platformy: zbyt duża konkurencja

Na początku 2016 roku Grzegorz Schetyna przejmował Platformę, która była nawet w gorszym miejscu niż teraz. Na stanowisku szefa PO powitały Schetynę sondaże, w których Nowoczesna Ryszarda Petru wyprzedzała jego ugrupowanie - partia, która jeszcze rok wcześniej rządziła Polską, miała notowania na poziomie 17 proc.

Z punktu widzenia interesów własnego ugrupowania, swoją pracę nowy szef PO wykonał wzorowo:

  • najpierw konsekwentnie osłabiał Nowoczesną, czekał na jej błędy, bezlitośnie wykorzystywał, sprowadzając ją w końcu do statusu wasala,
  • później z sukcesem pozycjonował PO jako przezroczystą programowo, domyślną formację antyPiS - jedyną poważną siłę stanowiącą alternatywę dla obozu Kaczyńskiego.

Największym sukcesem tej strategii były wybory do Parlamentu Europejskiego w maju 2019, kiedy Schetyna pod swoim przywództwem zebrał właściwie całą opozycję: od liberałów z Nowoczesnej, przez lewicę z SLD i Zielonych, aż do ludowców.

Wybory z PiS co prawda przegrał z kretesem, ale Platformę w 3 lata doprowadził od stanu śmierci klinicznej do statusu niekwestionowanej potęgi po stronie opozycyjnej.

Jednak kolejne 12 miesięcy było już pasmem niewytłumaczalnych błędów.

Przed wyborami parlamentarnymi Schetyna de facto wyrzucił z opozycyjnej koalicji SLD. Doprowadził tym samym do porozumienia Sojuszu, Wiosny i Razem, który w innym przypadku nie miałby szans powstać, a dwie ostatnie partie samodzielnie niechybnie przepadłyby pod wyborczym progiem. W ten sposób Platforma na własne życzenie dorobiła się poważnej konkurencji po lewej stronie.

W wyborach prezydenckich PO wystawiła zaś Małgorzatę Kidawę-Błońską, która okazała się fatalną kandydatką z jeszcze gorszą kampanią, a na jej słabości wyrósł Szymon Hołownia - tym samym na własne życzenie Platforma dorobiła się konkurencji po stronie centroprawicowej.

Budce została tylko droga Schetyny?

PO i cała Koalicja Obywatelska są w kleszczach.

  • Zwrot w lewo może doprowadzić do rozłamu i odejścia konserwatywnych polityków, którzy z łatwością znajdą przystań u Hołowni, w PSL, może nawet w ugrupowaniu Jarosława Gowina.
  • Zwrot w prawo nie wchodzi w grę z Zielonymi, Nowoczesną i Barbarą Nowacką w kubie parlamentarnym.
  • Kierunek na wprost może zaś prowadzić w przepaść: jak wskazywaliśmy wyżej, partia rozpięta na skrzydłach zyskuje, gdy jest silna, ponieważ może wtedy łowić po obu stronach sceny politycznej. Gdy słabnie, staje się łatwym celem ataków, raz z jednej, raz z drugiej strony.

Nie jest wykluczone, że Borysowi Budce została droga Grzegorza Schetyny: cierpliwie czekać na potknięcia przeciwników i wykorzystywać nadarzające się okazje. Naturalnym celem ataku wydaje się Lewica: przeciwnik na opozycji najsłabszy i z bardzo podobnym elektoratem. Ale gwarancji na to, że powtórzy się sytuacja z kadencji 2015-2019 nie ma żadnej.

;

Udostępnij:

Michał Danielewski

Wicenaczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi

Komentarze