„Czas na zmiany!” – takie hasło pojawiło się w czwartek 4 lutego 2021 na oficjalnym koncie Platformy Obywatelskiej. „Sprawa jest poważna, nie lekceważę jej!” – napisał w odpowiedzi szef PO Borys Budka, co miało być żartobliwym nawiązaniem do reakcji ówczesnego premiera i szefa Platformy Donalda Tuska na aferę podsłuchową. To podgrzewanie emocji przed zaplanowanym na sobotę 6 lutego wydarzeniem, podczas którego – jak pisał w „Rzeczpospolitej” Michał Kolanko – PO „zamierza przedstawić nowy plan polityczny dla opozycji i nową inicjatywę”.
Głównym wyzwaniem dla PO to jednoznaczne stanowisko w sprawie praw kobiet, w tym prawa do aborcji. Bo dotychczas z szeregów Platformy słychać kociokwik.
Stworzono specjalny kobiecy zespół, który ma wypracować odpowiednie rozwiązania, szkopuł w tym, że zakres jego rozważań jest bardzo szeroki: od zakazu aborcji z wyjątkami do aborcji dozwolonej, jeśli kobieta podejmie taką decyzję.
Do tego partyjni konserwatyści szantażują w mediach własne ugrupowanie: „Jeśli moja partia powiedziałaby, że aborcja na życzenie jest ok, to mnie w takiej partii nie będzie” – stwierdził w RMF FM poseł Ireneusz Raś, kiedyś organizujący partyjne modlitewne dni skupienia. Raś opowiedział się również przeciwko „paramałżeńskim” związkom partnerskim. Według niego podobne zdanie ma kilkudziesięciu parlamentarzystów PO.
Szefowa „zespołu aborcyjnego” Małgorzata Kidawa-Błońska 4 lutego w TVN24 stwierdziła natomiast, że skrzydeł partyjnych się nie boi: „Platforma nie wyrzuca ani konserwatywnej, ani lewicowej kotwicy, bo naszą siłą jest różnorodność. W sytuacjach, kiedy trzeba podejmować decyzje trudne, które dotyczą spraw światopoglądowych, te kotwice dają nam poczucie, że rozmawiamy ze sobą i wypracowujemy stanowisko”.
Pytanie, czy ptaszysko złożone z dwóch kotwic rozpiętych na skrzydłach jest jeszcze w stanie wznieść się w górę.
Za chwilę pokażemy, że największe dwa problemy PO to:
- rozdźwięk między poglądami wyborców i części aparatu partyjnego,
- wypalenie się dotychczasowej taktyki politycznej, która polegała na „pożeraniu” mniejszych politycznych partnerów.
Platforma na zakręcie: konserwatywny aparat, liberalni wyborcy
Wizerunek Platformy Obywatelskiej jako partii środka i zdrowego rozsądku zaczyna trzeszczeć, gdy spór polityczny przenosi się na mniej oczywiste pola. W 2015 roku takim tematem było zaproponowane przez PiS świadczenie 500 plus, dziś – prawo kobiet do aborcji.
Gdy sześć lat temu Prawo i Sprawiedliwość zaproponowało Polakom co miesiąc 500 zł na dziecko, Platforma zareagowała automatycznie:
- że państwa na to nie stać,
- że raczej należy zmniejszać bariery dla przedsiębiorców, inwestować, tworzyć miejsca pracy i zmniejszać podatki zamiast „rozdawać pieniądze”.
Ten brak wyczucia nastrojów wyborców i język, który z kiedyś nowoczesnego w oka mgnieniu stał się archaiczny, to między innymi przyczyny utraty władzy przez PO.
Partia jeszcze długo po wyborach w 2015 roku nie potrafiła zaakceptować, że 500 plus stało się stałym elementem politycznego krajobrazu, ale w końcu elastyczność i poddanie się woli wyborców zwyciężyło z wolnorynkową ortodoksją aparatu partyjnego. Kiedy dziś spojrzymy na poglądy zwolenników Koalicji Obywatelskiej, której Platforma jest najważniejszą częścią, zobaczymy, że ich nastawienie do 500 plus jest bardziej pozytywne niż wyborców Lewicy.
Gdy w kwietniu 2020 roku Ipsos na zlecenie OKO.press spytał Polaków, czy w związku ze skutkami epidemii rząd powinien ograniczyć wypłaty z programu 500 plus, aż 54 proc. wyborców KO było przeciw. Wśród teoretycznie bardziej socjalnych zwolenników Lewicy – tylko 44 proc.
Jak z tego wynika, zmiana zdania przez PO w sprawie świadczenia wprowadzonego przez PiS przebiegła w zasadzie bezboleśnie: większość jej zwolenników zaakceptowała taką woltę. Jak będzie w sprawie aborcji?
Tu sprawa jest teoretycznie o tyle prostsza, że elektorat KO jest zdecydowanie bardziej liberalny od polityków Platformy. Według sondażu Ipsos dla OKO.press z listopada 202o aż 91 proc. wyborców Koalicji Obywatelskiej opowiada się za prawem kobiety do przerwania ciąży do 12. tygodnia. Ich poglądy są w tej sprawie bliższe zwolennikom Lewicy niż Polski 2050 Szymona Hołowni.
Podobnie wyglądają wyżej wymienione zależności w odpowiedziach na bardziej szczegółowe pytania. 52 proc. wyborców KO uważa, że kobieta powinna mieć prawo do przerwania zawsze wtedy, gdy po prostu podejmie taką decyzję, a kolejne 15 proc. uważa, że prawo do aborcji powinno być ograniczone do przypadków, gdy kobieta znajduje się w ciężkich warunkach życiowych lub trudnej sytuacji. Tutaj również elektorat KO jest bliższy Lewicy niż inicjatywie Hołowni.
Od dawna podobną zależność widzimy w poglądach zwolenników Platformy na związki partnerskie i małżeństwa jednopłciowe: już w lutym 2019 roku przygniatająca większość z nich miała poglądy liberalne w tej sprawie:
Przyzwolenie na jednopłciowe związki partnerskie w elektoratach partyjnych i koalicjach
Poparcie dla małżeństw jednopłciowych w elektoratach partyjnych i koalicjach
Poglądy wyborców Koalicji Obywatelskiej są również bliskie Lewicy, jeśli chodzi o stosunek do Kościoła, również w tak silnie polaryzującej kwestii jak odpowiedzialność Jana Pawła II za ukrywanie pedofilii w Kościele.
Sprawa jest więc prosta? Niekoniecznie.
PO nie może już sobie pozwolić na utratę wyborców, a takie niebezpieczeństwo istnieje zarówno, jeśli zajmie jednoznaczne stanowisko w sprawie aborcji i małżeństw jednopłciowych, jak i wtedy, kiedy będzie lawirować. Od października 2020 do lutego 2021 roku sondaże Koalicji spadły średnio z 29 proc. do 23 proc. A to oznacza, że teraz każdy nierozważny ruch może pogłębić trend spadkowy.
Paradoksalnie KO sama wpadła w pułapkę, którą wskazywaliśmy w OKO.press jaką jedną z wad koncepcji jednej listy opozycji: coraz mocniej podgryzana przez formację Hołowni i póki co niezdolna do „pożarcia” Lewicy, musi dokonać niemożliwego – połączyć wodę z ogniem.
W ten sposób mści się taktyka z przeszłości – przez ostatnie lata Platforma mniej skupiała się na programie, a bardziej na utrzymaniu statusu największej siły opozycyjnej.
A ten kij ma dwa końce: Hegemon zyskuje, gdy rośnie w siłę, gdy zaczyna słabnąć, pojawia się coraz więcej śmiałków próbujących go obalić.
Problem Platformy: zbyt duża konkurencja
Na początku 2016 roku Grzegorz Schetyna przejmował Platformę, która była nawet w gorszym miejscu niż teraz. Na stanowisku szefa PO powitały Schetynę sondaże, w których Nowoczesna Ryszarda Petru wyprzedzała jego ugrupowanie – partia, która jeszcze rok wcześniej rządziła Polską, miała notowania na poziomie 17 proc.
Z punktu widzenia interesów własnego ugrupowania, swoją pracę nowy szef PO wykonał wzorowo:
- najpierw konsekwentnie osłabiał Nowoczesną, czekał na jej błędy, bezlitośnie wykorzystywał, sprowadzając ją w końcu do statusu wasala,
- później z sukcesem pozycjonował PO jako przezroczystą programowo, domyślną formację antyPiS – jedyną poważną siłę stanowiącą alternatywę dla obozu Kaczyńskiego.
Największym sukcesem tej strategii były wybory do Parlamentu Europejskiego w maju 2019, kiedy Schetyna pod swoim przywództwem zebrał właściwie całą opozycję: od liberałów z Nowoczesnej, przez lewicę z SLD i Zielonych, aż do ludowców.
Wybory z PiS co prawda przegrał z kretesem, ale Platformę w 3 lata doprowadził od stanu śmierci klinicznej do statusu niekwestionowanej potęgi po stronie opozycyjnej.
Jednak kolejne 12 miesięcy było już pasmem niewytłumaczalnych błędów.
Przed wyborami parlamentarnymi Schetyna de facto wyrzucił z opozycyjnej koalicji SLD. Doprowadził tym samym do porozumienia Sojuszu, Wiosny i Razem, który w innym przypadku nie miałby szans powstać, a dwie ostatnie partie samodzielnie niechybnie przepadłyby pod wyborczym progiem. W ten sposób Platforma na własne życzenie dorobiła się poważnej konkurencji po lewej stronie.
W wyborach prezydenckich PO wystawiła zaś Małgorzatę Kidawę-Błońską, która okazała się fatalną kandydatką z jeszcze gorszą kampanią, a na jej słabości wyrósł Szymon Hołownia – tym samym na własne życzenie Platforma dorobiła się konkurencji po stronie centroprawicowej.
Budce została tylko droga Schetyny?
PO i cała Koalicja Obywatelska są w kleszczach.
- Zwrot w lewo może doprowadzić do rozłamu i odejścia konserwatywnych polityków, którzy z łatwością znajdą przystań u Hołowni, w PSL, może nawet w ugrupowaniu Jarosława Gowina.
- Zwrot w prawo nie wchodzi w grę z Zielonymi, Nowoczesną i Barbarą Nowacką w kubie parlamentarnym.
- Kierunek na wprost może zaś prowadzić w przepaść: jak wskazywaliśmy wyżej, partia rozpięta na skrzydłach zyskuje, gdy jest silna, ponieważ może wtedy łowić po obu stronach sceny politycznej. Gdy słabnie, staje się łatwym celem ataków, raz z jednej, raz z drugiej strony.
Nie jest wykluczone, że Borysowi Budce została droga Grzegorza Schetyny: cierpliwie czekać na potknięcia przeciwników i wykorzystywać nadarzające się okazje. Naturalnym celem ataku wydaje się Lewica: przeciwnik na opozycji najsłabszy i z bardzo podobnym elektoratem. Ale gwarancji na to, że powtórzy się sytuacja z kadencji 2015-2019 nie ma żadnej.
Owszem. Poleci. Zawsze gdzieś w granice 15-23% poparcia w wyborach do Sejmu, uzyskanych za pomocą tych, którym się wydaje, że Platforma nie jest PiS-em, skoro nie ma tam Kaczyńskiego i Ziobry. Tyle że zarówno PO jak i PiS to zgniłe owoce pochodzące z tego samego drzewa o nazwie AWS. Jak to szło? AWS – kleru pies? Do tego ta partia jest całkowicie niewiarygodna. Nie mówię, że inne są wiarygodniejsze, ale kłamliwość PO i jej przywódców jest porównywalna do tego, co robi obecny Pinokio. Czegóż tam nie było? 3 x 15, 22% VAT "tylko na rok", "nie jestem zainteresowany europejskimi posadami" Tuska. Plus "grubsze" sprawy. Likwidacja OFE. Zabranie emerytur "ubekom" (niekonstytucyjne odbieranie praw nabytych), instrumentalne wykorzystywanie TK. Kaczyński mógłby sparafrazować hymn. "Dał nam przykład rudy Donald, jak szachrować mamy". Dlatego teraz wodzowie PO walczą wyłącznie o fajne stołki (dla siebie i "obsługi biur poselskich"), łatwą kasę i państwową dotację za miejsce w Sejmie. Tyle.
Za utrzymaniem 500+ są jego beneficjenci, przeciw są jego płatnicy więc doszukiwanie się zależności partyjnych zwłaszcza przy różnicy kilku pp jest niepoważne.
Gdyby PO rozpadła się na dwie partie liberalną i konserwatywną, to zebrałyby więcek głosów niż obecnie. Nie będę głosował na PO tak długo, dopóki będzie tam choć jeden kościelny dewot. Brakuje na polskiej scenie politycznej liberalnej partii podobnej do Nowoczesnej, która miała poparcie w pewnym momencie przypominam sporo ponad 20%
Mam tak samo. Dlatego głosuję na Lewicę.
Być może, że masz racje i dwie partie – liberalna i konserwatywna – ewentualnie powstałe na gruzach PO razem zebrałyby więcej głosów niż PO w obecnej postaci. Ale żadna z nich osobno nie zebrałaby więcej od PiS, nawet uwzględniając zmiany pokoleniowe, czyli wykruszanie się z czysto biologicznych powodów najtwardszego elektoratu. Krótko mówiąc, i tak byłyby skazane na trudne zapewne rozmowy koalicyjne, tym samym na ustępstwa programowe. Przykładowo, prawo par jednopłciowych do zawarcia chociaż oficjalnego, urzędowego związku partnerskiego mogłoby przejść, podobnie jak liberalizacja prawa aborcyjnego, ale już prawo do adopcji przez pary jednopłciowe albo aborcja na życzenie kobiety niekoniecznie. Bo jedni i drudzy będą obawiać się o wynik kolejnych wyborów. Ja zaś nie posądzam obecnej klasy politycznej o zdolność do zdroworozsądkowego, choć pozornie pokerowego przeprowadzenia radykalnych zmian na samym początku kadencji, tak by emocje zdążyły do kolejnej elekcji opaść, a początkowo niezadowoleni ze swojej opcji politycznej wybaczą politykom… Tak już przecież się stało i z 500+, i niestety też z deformą oświaty. No ale do tego trzeba mieć cojones, niestety.
Tak, chodziło mi o większość w sumie dwóch partii. Ostatnio głosowałem na Lewicę, ale to był ostatni raz. Mój głos jest do wzięcia.
1 Niestety, ordynacja d\'Hondta sprawia, iż dwie partie idące do wyborów w rozdzieleniu – nawet po zebraniu większej łącznej liczby głosów – najpewniej otrzymają niższą łączną liczbę mandatów w Sejmie, niż gdyby szły ze wspólną listą. Zatem nie jestem pewien czy warto się w to bawić.
2 W okolicach lat 2018 i 2019 PO uczyniła coś zbliżonego do tego, czego Ty byś chyba oczekiwał:
a) otwarła się szerzej na nowinki obyczajowe (vide gesty kandydata Trzaskowskiego w stosunku do mniejszości seksualnych przed wyborami samorządowymi albo antykościelne przemówienia wygłaszane w obecności Tuska przed wyborami europejskimi),
b) nadzwyczaj łatwo pogodziła się z odejściem z własnych szeregów paru kościółkowych (vide Biernacki).
3 A efekt? Chyba dużo słabszy od oczekiwanego:
a) lud prosty katolicki (ten podkarpacki i ten podlubelski) zraził się i odpłynął od PO w masie większej niż kiedykolwiek,
b) za to mniejszości seksualne i zwolennicy dania kobietom wyboru – oddali na PO znacznie mniej głosów, niż się po nich spodziewano.
Uwaga: nawet wybory do europarlamentu – w których partie proeuropejskie miały pono mieć zwycięstwo zagwarantowane – zostały jednak wygrane przez PiS.
Konkluzja: Myślę, że nikt dobrze kalkulujący już więcej nie uwierzy, że napływ elektoratu antyklerykalnego z nadwyżką zrekompensuje Platformie straty wśród elektoratu tradycjonalistycznego. Praktyka pokazuje, że nie zrekompensuje.
Lud wiejsko-małomiasteczkowy już tak ma, że podąża do urn masowo, najczęściej zaraz po niedzielnej mszy. Natomiast lud wielkomiejski więcej kapryśny jest: \"Może bym i zagłosował, ale są różne \'ale\'. Jeszcze się zastanowię, mam czas. Może w przyszłych wyborach\". Et caetera, et caetera.
Brutalna prawda jest taka że PiS w obecnej formie, oddaje nastroje większości Polaków. Gdula w Nowym Autorytaryzmie pokazał to dobitnie, ale chyba nikt w PO tego nie czytał. Ludzie chcą aktywnego i sprawnego Państwa. Takiego, które może nawet uwiera lekko ale o nich dba i jest "sprawiedliwe". I myślą, że PiS takie państwo robi bo potrafi im zrobić przelew na 500 zł. Tymczasem to państwo, jest tak samo teoretyczne jak za PO i nie potrafi NIC, poza przelewami, dobrze zrobić. Trzeba to poprostu ludziom pokazać – najlepiej na polu oświaty i ochrony zdrowia które leży na łopatkach. Tymczasem PO chce państwa prawa, poukładanego instytucjonalnie ale wycofanego z życia społecznego jak tylko się da. Ale ludzie nie chcą już takiego państwa.
Strajk kobiet to dobry przykład. PiS wie, że za mocno przykręcił śrubę i wyrok TK JP zabardzo uwiera, ale odpuścić nie może. Minimalizuje więc straty – sprowadza protesty do zadymy oszalałych lewaków walczących z polskością czyli Kościołem. Chcą ograniczyć straty społeczne w potencjalnej bazie do minimum. I to im się udaje. Podejście PO w tej kwestii im tylko pomogło. W… jest także do nich.
Ja od dawna !!!!
PO stanie się marginalną partyjką na podobieństwo PSL. Pozostanie beton partyjny i polityczne niedojdy w rodzaju Budki czy Kidawy. Pozostali przeniosą się do Hołowni lub Lewicy. Myślę, że zwiększy to możliwości koalicyjne opozycji. Nie oznacza jednak wzrostu szansy na pokonanie koalicji prawicowej. Jej klęska leży w jej rękach. Jeszcze trochę wybryków poszczególnych ministrów i księży, nowe podatki i inflacja oraz ostateczny upadek służby zdrowia i TKM-y uciekną przed własnymi wyborcami.
"Platforma nie wyrzuca ani konserwatywnej, ani lewicowej kotwicy, bo naszą siłą jest różnorodność.
Pierwsza kotwica to neoliberalizm wprowdzający drapieżny kapitalizm kosztem ludzi pracy.
Druga to dżenderyzm salonowej pseudolewicy.
Problemem PO już od dawna jest bezideowość. Te dwie kotwice nawzajem się wykluczają do tego stopnia ,że PiS ma pełne prawo żartować sobie z programu PO, a raczej jego braku. Zawsze są za, a nawet przeciw. Obecnie PO to pierwsza linia obrony PiSu przed opozycją – tak długo jak PO ma się dobrze to o jakąkolwiek zmianę na szczycie władzy będzie ciężko. Platformersi blokują rozwój bardziej dynamicznych i lepiej przygotowanych merytorycznie i programowo ugrupowań.
Nie poleci. Najlepsze co może zrobić dla Polski ta partia to się rozpaść. Politycy z Rozumem i Godnością Człowieka założą normalną, na europejskim standardzie partię, a ultra-konserwatywni dziadersi dołączą do PiSu czy PSLu, gdzie od zawsze było ich miejsce.
PO przez całe swoje rządy i działalność w opozycji pokazywało, że jest drugą najbardziej bezużyteczną partią w Sejmie po PSLu.
Dziennikarze lewicowi (OKO, GW – w większości) jeżdżą po PO jak po łysej kobyle, ale krytyka jeszcze nikomu krzywdy nie zrobiła. Byleby krytyka była rzetelna. Wiele zarzutów jednak jest mało logicznych jak między innymi bycie antypisem. Gdyby PO nie była antypisowska to by ją w moich oczach dyskwalifikowało, bo pis rujnuje polskie państwo, więc w tym sensie bycie antypisem to przejaw patriotyzmu.
Jednakowoż to jest za mało. Więc krytyka o bycie TYLKO antypisem jest przynajmniej częściowo uzasadniona.
Myślę, że PO powinna przede wszystkim zadbać o pozytywny PR, by więcej się przebijać ze swoją narracją. I tu też zarzuty na reaktywność, w stosunku do pis, są przesadzone, bo przecież pis ma rząd i to jest przymus.
To powiedz mi proszę ile warte jest to ich bycie antyPiSem, skoro nie idą za tym żadne wizje zmian na lepsze? Bo wychodzi na to, że tylko PiS w tym kraju jest zdolne wprowadzać swoje złe zmiany, a PO zależy wyłącznie na dorwaniu się do koryta i cementowania statusu quo pozostawionego przez PiS, by po powrocie ten mógł kontynuować z miejsca w którym skończył.
W takim wypadku brak zmian na lepsze, brak parcia do przodu, do dobijania do europejskich standardów, to wciąż cofanie się, bo zawsze w końcu wróci PiS i będzie nas dalej cofał.
Sorry, ale Twój wywód jest nielogiczny. Bycie antypisem to nie jest trwanie w tym co spieprzył pis bo to byłby pisbis. Nie wiem skąd wytrzasnąłeś swoje przypuszczenia, chyba że jesteś symetrystą, wyznawcą "idei" "pis po jedno zło" i tego typu bzdur. Bycie antypisem to jest działanie mające na celu odwrócenie tego co na spieprzył pis, tak aby przywrócić rządy prawa, zgodność prawa z konstytucją i wolności obywatelskie. To czego więcej oczekuję od PO to ukaranie przestępców, przede wszystkim konstytucyjnych i partyjnych pisowskich przekręciarzy oraz starania zabezpieczenia Polski przed nawrotem pisowszczyzny.
Coś trzeba cofnąć by ruszyć do przodu.
Na resztę zarobię sobie sam. No może żeby jeszcze za granicą nie wyśmiewano się z Polski.
I w kółko to samo. Myslisz,że takich jak Ty jest wielu? Nie, zaskoczę Cię może , ale większość społeczeństwa ma wyj****e na puste frazesy o których piszesz. I to nie tylko Ci z PiSowskiej strony. By rządzić musisz ludzi przekonać, że dobrze poprowadzisz kraj. To co zaś robi PO to przyrzekanie ,że 'gorzej niż za PiSu nie będzie za naszych rządów!'. PiSem zresztą PO straszyło w 2007 i 2011. I tyle z ich programu. Już wolę by rządziła Lewica z którą kompletnie sie nie zgadzam niż skorumpowani i niekompetentni działacze PO którym zależy nie tyle na naprawie państwa co przede wszystkim by sie doczłapać do ciepłych posadek.
O czym Ty bredzisz, o jakich skorumpowanych???
Frazesy powiadasz??? No jeśli sprawy, o których skrótowo wspomniałem to frazesy, to naprawdę nie wiem, o co Ci chodzi.
A tak poza tym skąd u Ciebie ta wiedza??? Jakieś badania socjologiczne, czy cokolwiek???
Lewicy nie zaufam, bo zawsze trwoni kasę bez opamiętania. Tak, tak pis to też lewica.
Trelefere Kukuryku Raś-raś-raś!
Czy naprawdę dwie lewice(SLD+Wiosna oraz RAZEM) to za mało ?
Czy naprawdę demokratyczna scena opozycyjna potrzebuje trzeciej lewicy ?
Czy redakcja OKO PRESS uważa, że centrum oraz centro-prawicę opozycja powinna oddać walkowerem PISowi ?
I wreszcie czy dziennikarze prywatnych mediów mogli by w końcu się ogarnąć i przestać zachowywać się jak pożyteczni idioci Kaczyńskiego ?!
Problemem zasadniczym moim zdaniem jest to, że żadna licząca się opcja polityczna nie przedstawia w swoich programach jasnego rozdziału państwa od kościoła. Mało tego partie będące u steru władzy udowodniły w mniejszym lub większym stopniu powiązanie kościoła z władzą publiczną. Akceptowały wpływ tej instytucji na stanowienie prawa, jak i udział w absorbcji środków publicznych. A nie jest tajemnicą, że KrK to najsilniejszy w naszym kraju gracz polityczny dysponujący największym majątkiem oraz najsilniejszą infrastrukturą, zasobami indoktrynacji i wpływu na zachowania ludzi. Od 1989 roku oprócz intensywnego powiększania zasobów materialnych, prowadzi silną ewangelizację prawa. Związek religii z polityką wynikał i wynika nadal ze wspólnych interesów. Władza od wieków potrzebowała religii, duchownych jako narzędzi wspierających ich rządy i dostarczania religijnego uzasadnienia akceptacji jej autorytetu. Religia, KrK odgrywał centralną rolę w historii politycznej Polski i nadal jest bardzo wyraźny dzisiaj. Moim zdaniem żaden kraj ani naród nie może odrodzić się lub realizować rozwoju demokratycznego, dopóki nie oddzieli religii od polityki. Tu nie chodzi o likwidację religii, czy podobne działania. Tylko o jasny rozdział niedopuszczający do transferów środków publicznych i dwa wpływu na stanowione prawo. Rozdzielenie religii od polityki powinno mieć na celu zachowanie swobody praktyk religijnych i funkcjonowania kościołów, przy jednoczesnych gwarancjach, że władza świecka nie może używać religii w bieżącej polityce państwa. Rozdzielenie oznaczać winno przywrócenie statusu religii jako sfery prywatnej człowieka, niemającej wpływu na bieg demokratycznych rządów politycznych. cdn
cd. Czy to u nas możliwe? Tu raczej optymistą nie jestem z racji mentalności i niskich kompetencji demokratycznych naszego społeczeństwa. I tu kolejny raz przypomnę. To z czym mamy obecnie do czynienia pokazuje dobitnie jakim jesteśmy społeczeństwem. Ponieważ to się dzieje za naszym przyzwoleniem. Nie oczekujmy więc od innych w tym UE, że nam pomoże i obroni przed stanowieniem wykluczającego i dyskryminującego prawa, które obecnie wyprowadza kobiety na ulice. Nie oczekujmy, że nam instytucje UE będą broniły sędziów ściganych za brak potulności i podporządkowania woli partii. Nie oczekujmy, ponieważ to MY przy urnach wyborczych zdecydowaliśmy o tym jakie chcemy mieć państwo. Mamy taki rząd na jaki sobie zasłużyliśmy.
Drugim obszarem wymagającym pilnej naprawy, to struktura i finansowanie naszych partii jak i jakość naszej klasy politycznej. Arystoteles tak zdefiniował ten problem cyt. „polityka jest rozumiana jako rodzaj sztuki rządzenia państwem, której celem jest dobro wspólne”. A jak jest u nas? Niestety, od można powiedzieć końca II kadencji sejmu nabór do polityki jest skrajnie negatywny. Idą do niej ludzie kierowani tylko chęcią zdobycia kasy gotowi na bezwzględne podporządkowanie baronom partyjnym. Jest to efektem złych regulacji prawnych w zakresie zarówno finansowania partii politycznych, jak i kodeksu wyborczego. I co ważne, niestety nasza Konstytucja nie ustanowiła narzędzi skutecznej kontroli działania polityków przez obywateli. Oczywiście jest wielu, głównie w samorządach faktycznie chcących coś dobrego zrobić dla innych, dla lokalnych społeczności. Jednak jak pokazuje życie często przechodząc do tej polityki krajowej całkowicie tracą ten zmysł wspólnotowy, posłusznie podporządkowując się logice partyjnych baronów. Problemem jest funkcjonowanie spółek skarbu państwa. Nie mówiąc o politycznych rozdaniach kadrowych w Policji, PSP, edukacji czy innych służbach. Jednak jak do tej pory politycy nic nie zrobili, aby uporządkować te sfery. Nic nie zrobili z racji tej, iż są to obszary tzw. zdobyczy wyborczych kolejnych rządzących ekip partyjnych. To obszary podziału łupów i lukratywnych posad dla swoich BMW. cdn
cd. Tak jak swego czasu pisała chyba Rzepa, poseł, senator w swoim obwodzie to ten rozdzielający posady i inne frukty niczym szef lokalnej mafii. Już od dawna w naszym kraju do polityki idzie się nie po to, aby służyć dobru wspólnemu, tylko po WŁADZĘ I KASĘ. Oczywiście nie wszystkich to dotyczy, ale są to tzw. rodzynki tylko na jedną kadencję. A tę KASĘ w pierwszym okresie gwarantował dzika prywatyzacja, a następnie głównie spółki skarbu państwa i system finansowania partii. I tak trwa to do dzisiaj. Jeśli nie dokonamy faktycznej zmiany w tych obszarach, jak i nie spowodujemy odzyskania realnej kontroli OBYWATELI nad poczynaniami polityków, nic na dobre się raczej nie zmieni. I tu pytanie czy obecne partie na scenie politycznej proponują jakieś racjonalne rozwiązania tego problemu. Moim zdaniem niestety nie.