Polityka integracji czyni nas nieco mniej bezbronnymi wobec zmian, które nadejdą. Oraz wobec politycznych bredni i zarządzania strachem
Nowy Pakt o migracji i Azylu Unii Europejskiej został przygotowany jesienią 2020 roku, a zatem przed kryzysem humanitarnym na polsko-białoruskiej granicy i przed pełnoskalową wojną w Ukrainie. Nie wzbudził wówczas w Polsce szerokiej dyskusji. Nie wzbudza i teraz – z dziewięciu punktów Paktu, które traktują o 23 obszarach związanych z migracją i uchodźstwem, dyskusja przedwyborcza w Polsce koncentruje się tylko na jednym z nich – mechanizmie solidarnościowym.
To skrajna nieodpowiedzialność w momencie, gdy ponad milion migrantów mieszka już w Polsce. Podobnie nieodpowiedzialne jest redukowanie takich osób albo do roli tanich pracowników, albo niebezpiecznych terrorystów.
Przekonanie, że migracje dotyczą jedynie kwestii gospodarczych lub bezpieczeństwa nie jest oczywiście nowe. Niemiej trudno jest, idąc tym tropem, wdawać się w bardziej zniuansowane debaty. Niemożliwe jest podjęcie działań planujących rozwiązania strategiczne w perspektywie dłuższej niż wygrana w wyborach. Trudno też nie odnieść wrażenia, że nie o ludziach tu mowa.
Obie te narracje są rasistowskie. Obie nie prowadzą do żadnych strategicznych konkluzji.
Żadna partia w Polsce nie ma dziś pomysłu na to, jak zarządzać migracjami do Polski, ani jak zarządzać procesami recepcyjnymi, adaptacyjnymi i integracyjnymi.
OKO.press jest patronem medialnym Akademii Migracyjnej, w której autorka tekstu – Anna Dąbrowska – prowadzi kurs z lokalnej polityki integracyjnej. Więcej o dostępnych szkoleniach przeczytasz tutaj.
Tymczasem z perspektywy zwykłych ludzi migranci w tym uchodźcy już tu są! Stali się sąsiadami, współpracownikami, koleżankami i kolegami z klasy. Jasnym się stało, że decyzje strategiczne z zakresu zarządzania nie są już jedynie domeną władz centralnych, ale leżą także a może przede wszystkim w odpowiedzialności samorządów.
To ostatecznie tam, na dole, powinny zaistnieć mechanizmy wspierające włączanie migrantów i uchodźców do wspólnot. Rozpisane na kilka lat programy/polityki, skoordynowane międzysektorowo, zabudżetowane, z rozpisanym planem wdrożenia i narzędziami do monitoringu powinny mieć na celu zadbanie o dobrostan mieszkańców – i tych, którzy mieszkają w naszej gminie od zawsze, jak i tych, którzy mieszkają tu dopiero od niedawna.
Zobaczenie w osobach migrujących mieszkańców jest absolutnie kluczową zmianą w podejściu, definiującą zadania własne gminy w nowym porządku.
Jest to także szansa na odejście od wciąż funkcjonującego myślenia silosowego – tu seniorzy, tu osoby z niepełnosprawnościami, tam kobiety etc. – i dającego szansę na rozpatrywanie potrzeb mieszkańców w bardziej prawdziwych jakościach. Zredefiniowane i rozszerzenie pojęcia mieszkańca/mieszkanki gminy jest pierwszym krokiem w postrzeganiu wspólnoty jako takiej.
Zadbanie o społeczny dobrostan mieszkańców to coś więcej niż zapewnienie podstawowych potrzeb humanitarnych. To coś więcej niż nauka języka polskiego czy dostęp do świadczeń. To wreszcie coś więcej niż serdeczność i gotowość pomocy.
To subiektywne poczucie zadowolenia z poziomu własnego życia, z międzyludzkich doświadczeń. To poczucie akceptacji, koherencji, rozumienie i akceptacja standardów. To wreszcie możliwość rozwoju i zbudowane więzi z innymi członkami społeczności. I w tym kierunku powinna iść lokalna polityka integracji, czyli właściwie polityka budowania relacji.
A zatem mówimy tu o wielowymiarowym wachlarzu miękkich, nieinwestycyjnych działań obejmujących swoim zakresem takie kwestie jak: edukacja, kultura, rynek pracy, mieszkalnictwo, ochrona zdrowia, pomoc społeczna, bezpieczeństwo, zarządzanie kryzysowe, mediacje i rozwiązywanie konfliktów czy wreszcie rządzenie, przywództwo i partycypacja.
Polityka integracji jest w tym sensie lokalnym systemem zarządzania zmianą społeczną.
Lokalna polityka musi być przygotowana partycypacyjnie, możliwie szeroko, z wykorzystaniem lokalnych ekspertów, teoretyków i praktyków, osób z imigranckim/uchodźczym pochodzeniem. Powinna być też możliwie międzysektorowa począwszy od etapu przygotowania poprzez realizację aż po ewaluację. Jasnym jest jednak, że to władza lokalna bierze odpowiedzialność za przygotowanie i wdrożenie całego systemu.
Powinna być spójna z innymi lokalnymi dokumentami. Powinna także delegować zdania do istniejących struktur tak samorządowych jak i pozarządowych mapując tym samym zasoby i angażując różne środowiska.
Musi zawierać w sobie komponent z zakresu zarządzania kryzysowego – jego nowej, zrewidowanej ostatnimi kryzysami uchodźczymi wersji.
Integracja to proces, w którym biorą udział zarówno nowi jak i starzy mieszkańcy. Każdy ma tu swoje zadania do odrobienia. Wbrew obiegowej frazie „niech się zintegrują”, to społeczeństwo przyjmujące, to będące u siebie, „grające na swoim boisku”, ma w tym procesie rolę wiodącą, inicjującą działania, do których zaproszeni zostają nowi członkowie i członkinie wspólnoty lokalnej. Zaproszenie jest nieustające i różnorodne.
Celem działań integracyjnych jest wspólnota potrafiąca ze sobą pokojowo funkcjonować w ramach umowy społecznej. I taką umową może być lokalna polityka integracji/włączenia.
Aby jednak się tak stało, musimy zdać sobie sprawę z jeszcze jednej, niezwykle ważnej kwestii – musimy pogodzić się z faktem zmiany – będziemy innym społeczeństwem niż jesteśmy teraz. I zmiana ta nastąpi bez względu na to, czy podejmiemy trud przygotowania lokalnej polityki i stworzenia systemu zarządzania tą zmianą, czy też nie, czy wybory wygra ta, czy tamta partia, czy na kolejnej granicy postawimy jakiś płot, czy nie.
Polityka integracji czyni nas nieco mniej bezbronnymi wobec zmian, które nadejdą, oraz politycznych bredni i zarządzania strachem.
Płonące przedmieścia to taka piękna katastrofa, na którą trzeba wielu lat zaniedbań i zaniechań, rasistowskich praktyk, dyskryminacji i przemocy.
Bunty są zwykle walką o regulacje wobec chaosu, pańskości, bezprawia, krzywdy.
Są wynikiem kiepskich rządów, a nie kiepskich obywateli.
Straszenie płonącymi przedmieściami, karmienie wyobrażeń, ze oto w naszej miejscowości pojawi się ktoś obcy, aby podpalić nam świat, wiele mówi o naszym kompletnym braku wiedzy o ruchach skrajnych i radykalizacji w Polsce. Eksperci są zgodni co do jednego – ten, kto przyjdzie coś tu podpalić, będzie jednym z nas.
Współprzewodnicząca konsorcjum migracyjnego, obrończyni praw człowieka, aktywistka, prezeska lubelskiego stowarzyszenia Homo Faber, Przewodnicząca Komisji Dialogu Obywatelskiego ds. Integracji urzędu Miasta Lublin
Współprzewodnicząca konsorcjum migracyjnego, obrończyni praw człowieka, aktywistka, prezeska lubelskiego stowarzyszenia Homo Faber, Przewodnicząca Komisji Dialogu Obywatelskiego ds. Integracji urzędu Miasta Lublin
Komentarze