0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Patryk Ogorzalek / Agencja Wyborcza.plPatryk Ogorzalek / A...

Pracę dla ustawą Sejm zaczął w czwartek 3 marca. Podczas debaty żadna partia nie wyraziła sprzeciwu wobec projektu, obecnie prace nad ustawą toczą się w sejmowej komisji obrony.

Rząd projekt ustawy o obronie ojczyzny przyjął 22 lutego 2022 roku, a już trzy dni później projekt był miał już w Sejmie nadany numer druku. Z uwagi na wojnę w Ukrainie o pilne przyjęcie ustawy prosił prezydent Andrzej Duda. W podobnym tonie wypowiadał się lider PO Donald Tusk, który mówił, że ustawa powinna być uchwalona przez aklamację. Ale pod warunkiem, że będzie to „mądra i dobra ustawa”.

Rządowy projekt jest bardzo obszerny. To aż 521 stron! Same przepisy liczą 449 stron. Posłowie będą mieli mało czasu na analizę zmian i skutków, jakie ona wywoła. Tym bardziej, że zmienia się szereg przepisów w innych ustawach, uchyla się też aż 14 ustaw, które regulowały kwestie objęte obecną ustawą. Poza tym wiele szczegółowych kwestii ma być uregulowanych potem w rozporządzeniach Rady Ministrów i Ministra Obrony Narodowej.

A są głosy - nie tylko Tuska - że rządowy projekt zawiera nie tylko dobre rozwiązania, ale też negatywne, z których trzeba w obecnej sytuacji zrezygnować lub je poprawić. Mówi o tym OKO.press były minister obrony narodowej w rządzie SLD w latach 2001-2005 Janusz Zemke, były Dowódca Generalny Rodzajów Sił Zbrojnych w latach 2015-2016 generał broni Mirosław Różański, były szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego w latach 2013-2017 generał Mieczysław Gocuł. Ich opinie zamieszczamy w dalszej części tekstu.

Do rządowego projektu liczne, krytyczne uwagi zgłosiły nawet podległe PiS ministerstwa, w szczególności finansów, czy koordynator służb specjalnych i minister zdrowia. Też piszemy o nich w dalszej części tekstu.

Przeczytaj także:

PiS armię widzi wielką

Rządowy projekt był w założeniu odpowiedzią PiS na wzrost napięć na wschodniej granicy, jest procedowany w momencie imperialnej agresji Rosji na Ukrainę. Założenia ustawy zostały ogłoszone w październiku 2021 roku przez Jarosława Kaczyńskiego (prezes PiS jest też wicepremierem odpowiedzialnym za bezpieczeństwo narodowe) i szefa MON Mariusza Błaszczaka. Wojna na Ukrainie przyspieszyła przyjęcie projektu przez rząd i skierowanie go do Sejmu. Opozycja dopiero teraz może zgłosić do niego uwagi.

Generalnie pomysł Kaczyńskiego i Błaszczaka jest taki, że licząca dziś 144 tysiące żołnierzy armia ma być dwa razy większa. Dziś służy 111,5 tysięcy żołnierzy zawodowych i 32 tysiące w Wojskach Obrony Terytorialnej. A ma być 250 tys. żołnierzy zawodowych i 50 tysięcy w WOT. W tym celu ustawa zawiera dodatkowe zachęty finansowe i socjalne by przyciągnąć do wojska mężczyzn. Nowo wstępujący ochotnik - bo na takich liczy rząd - z najniższym stopniem szeregowego, ma dostawać na początek ok. 4 tysiące złotych brutto.

Dla służących dłużej w armii, a rozważających przejście do cywila lub na emeryturę, będą dodatki motywacyjne do 2,5 tys. złotych. Rząd chce też ściągnąć do armii studentów specjalistycznych kierunków. Proponuje im szkolenia w Legii Akademickiej, a nawet stypendia na sfinansowanie studiów, które będzie trzeba potem odpracować pięcioletnią służbą w wojsku. Żołnierze mają też leczyć się bez kolejki w placówkach w podległych Ministerstwu Obrony Narodowej. Co wywołało sprzeciw Ministra Zdrowia, który przypomniał, że w Polsce jest równy dostęp do leczenia.

Ustawa nie przewiduje przywrócenia powszechnego poboru, ale zakłada przepisy o obowiązkowej służbie wojskowej. Rząd z tych przepisów będzie mógł skorzystać w sytuacjach kryzysowych.

Projekt przewiduje też powstanie nowego rodzaju wojsk do zwalczania cyberprzestępczości. Do tej formacji łatwiej będzie się dostać, bo jej głównym zadaniem będzie działalność w internecie.

Wraz z podwojeniem stanu liczebnego wojska, rząd chce też zwiększyć wydatki na armię oraz na jej modernizację.

W 2021 roku z budżetu na wojsko wydano 2,2 procent polskiego PKB, czyli 51,8 miliardów złotych. Rząd proponuje, by ten wskaźnik podnieść do 2,5 procent PKB już w 2024 roku. Czyli przy dzisiejszych wskaźnikach ekonomicznych byłoby to 65,5 miliarda rocznie. Jednak podczas debaty sejmowej w czwartek 3 marca, wicepremier Kaczyński już zapowiedział, że zostanie złożona poprawka, wedle której wydatki wojskowe mają wynieść 3 proc. PKB już w przyszłym roku.

Wydatki budżetowe nie będą jedyne. Rząd chce dofinansować armię sprzedażą udziałów w spółkach przemysłu obronnego, ale przede wszystkim chce utworzyć specjalny Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych. Fundusz ma działać przy Banku Gospodarstwa Krajowego. Fundusz ma wesprzeć modernizację wojska i ma być zasilany m.in. środkami ze sprzedaży obligacji (może je emitować BGK) i papierów wartościowych, darowiznami, spadkami, czy środkami ze sprzedaży zbędnego mienia wojskowego. Rozliczenia z funduszem będzie prowadził minister obrony narodowej i to on będzie akceptował wydatki.

Projekt ustawy przewiduje jeszcze jedną możliwość, która ma pomóc modernizować armię. Przez kilka państwowych podmiotów jak Agencja Rozwoju Przemysłu, Polski Fundusz Rozwoju, czy spółki obronne, wojsko będzie mogła brać sprzęt w leasing. Zgodę na to będzie dawać minister obrony narodowej.

Eksperci krytykują formułę Funduszu, bo jego wydatki będą poza kontrolą parlamentu.

Więcej władzy WOT, wojsko zajrzy do danych obywateli

Rządowy projekt wzmacnia pozycję Wojsk Obrony Terytorialnej. Ma być ich więcej i nadal będą podlegać nie pod dowództwo armii, tylko pod ministra obrony narodowej. WOT dostanie też nowe uprawnienia do koordynowania zarządzania kryzysowego. Dla przykładu. Jeśli powtórzy się kryzys uchodźczy na granicy, to WOT będzie kierował zabezpieczeniem granicy. Podobnie będzie przy walce ze skutkami kataklizmów.

Eksperci krytykują to rozwiązanie, bo to formacja bez doświadczenia w kierowaniu zawodowymi jednostkami wojskowymi, które będą brać udział w takich akcjach. Wskazuje się, że wzmacniane WOT zaczyna upodabniać się do jednostki nadwiślańskiej, która podlegała pod MSWiA. Ta jednostka była traktowana jako wojska wewnętrzne, do dyspozycji rządu. Została rozwiązana w 2001 roku.

Najwięcej emocji wojskowych ekspertów budzi pomysł likwidacji obecnych wojewódzkich sztabów wojskowych i 56 wojskowych komend uzupełnień (WKU). Zajmują się one m.in. rekrutacją do wojska. Ma je zastąpić Szef Centralnego Wojskowego Centrum Rekrutacji oraz 16 centrów regionalnych. Rząd przekonuje, że ma to usprawnić m.in. rekrutację do wojska. Ale eksperci uważają, że robienie teraz tak dużej reorganizacji wywoła chaos. Są spekulacje, że w ten sposób zwolni się baza lokalowa i infrastruktura zajmowana dziś przez WKU, która będzie mogła być przekazana WOT.

W projekcie ustawy znajdują się też ogólne zapisy, które rodzą ryzyko nadużyć. Na przykład artykuł 10 daje „organom wojskowym” prawo do przetwarzania danych obywateli uzyskanych „ze zbiorów danych prowadzonych przez inne służby, instytucje państwowe oraz organy władzy publicznej”. Wojsko te dane może pozyskiwać niejawnie za pomocą łącz internetowych, bez konieczności składania wniosku.

Nie będzie problemu jeśli pozyska tylko dane na potrzeby prowadzenia ewidencji wojskowej, w której są dane poborowych, czy rezerwistów. Ale wątpliwości ma nawet koordynator służb specjalnych. W jego imieniu uwagi złożył Stanisław Żaryn, który ostrzega, ze przepis jest zbyt ogólny i daje wojsku szerokie uprawnienia.

„W świetle tego przepisu mogą one żądać przekazania dosłownie każdej informacji przez dosłownie każdy podmiot publiczny. Przy czym obowiązek ten nie jest ograniczony żadnymi warunkami ani faktycznymi ani prawnymi” - ostrzega Żaryn w piśmie, jakie złożył w ramach uzgodnień rządowego projektu.

Dodaje: „Przepis nie wskazuje, iż uprawnienie to będzie realizowane wyłącznie w ramach zdefiniowanych zadań organów wojskowych, a w konsekwencji jest on nad wyraz ogólny. Nie stawia on także żadnych wymogów po stronie organów wojskowych, które powinny zostać spełnione aby można było żądać przekazania stosownych informacji”.

Żaryn ostrzega, że w ten sposób wojsko będzie mogło żądać wrażliwych informacji np. od wywiadu, nie tłumacząc, po co one są mu potrzebne.

Kto będzie współpracował z wojskiem?

Ustawa reguluje też współpracę z organizacjami pro-obronnymi. MON będzie mógł podpisać z nimi umowę na rzecz wzmocnienia bezpieczeństwa państwa. A ich członkowie będą mogli przejść 28 dniowe szkolenie i przejść po tym szkoleniu do aktywnej rezerwy. Wojsko będzie mogło też tym organizacjom udostępniać swoją infrastrukturę.

Ryzyko nadużyć powoduje również artykuł 11 projektu. Daje on siłom zbrojnym prawo do używania środków przymusu bezpośredniego oraz broni podczas realizacji zadań „ochrony niepodległości państwa, niepodzielności jego terytorium oraz zapewnienia bezpieczeństwa i nienaruszalności jego granic”.

Przepis można byłoby wykorzystać przeciwko obywatelom, dziennikarzom, czy organizacjom pozarządowym, które aktywnie pomagały migrantom i uchodźcom przy granicy z Białorusią. Do tej pory legitymować i zatrzymywać mogła tam legalnie policja. Teraz będzie mogło to robić wojsko, czy WOT.

Zemke: Likwidacja WKU to chaos

OKO.press zapytało o opinie na temat projektu ustawy o obronie ojczyzny osoby, które znają się na wojsku. Były minister obrony w rządzie SLD Janusz Zemke mówi, że w ustawie są rzeczy pozytywne.

Zemke wylicza: „Są rozwiązania uatrakcyjniające służbę wojskową i stabilizujące kadrę, np. są korzystniejsze rozwiązania mieszkaniowe, dodatki dla żołnierzy długoterminowych. Jest też szansa do rozwoju poziomego w korpusie szeregowych, bo wprowadza się nowy stopień wojskowy starszego szeregowego specjalisty. Dobre są też rozwiązania dla rezerwy. Na plus jest też dobrowolna służba wojskowa”.

Ale Zemke widzi też negatywne pomysły w rządowym projekcie. I je wylicza: „Niepokoi mnie obniżenie roli sztabu generalnego, pewne kompetencje przechodzą na ministra obrony narodowej. To ryzykowne. Niepokoi mnie też próba przebudowy systemu rekrutacji, czyli likwidacja wojewódzkich sztabów wojskowych i wojewódzkich komend uzupełnień. Będzie bałagan i forsowanie tego w momencie wojny w Ukrainie nie jest dobrym pomysłem. Zamiast likwidacji WKU, wystarczy je wzmocnić. Ich siłą jest to, że są w kontaktach z lokalnymi władzami”.

Dalej Zemke: „Powołuje się nowy Fundusz przy BGK, który będzie miał duże wydatki. Rozumiem, że jesteśmy w nadzwyczajnej sytuacji, ale pozostawanie tylko ministrowi obrony narodowej decyzji o wydawaniu miliardów jest ryzykowne. To ma być poza kontrolą parlamentu”.

Janusz Zemke ma też uwagi do możliwości leasingowania sprzętu przez wojsko. Bo na tym jego zdaniem zarobi głównie podmiot leasingujący i to będzie generować kolejne wydatki. Zemke pyta też o efektywność planowanych większych wydatków na wojsko.

Gen. Różański: To nie jest czas na rewolucję w wojsku

Bardziej krytyczny wobec rządowego projektu o obronie ojczyzny jest generał broni Mirosław Różański, były Dowódca Generalny Rodzajów Sił Zbrojnych w latach 2015 - 2016.

Mówi OKO.press: „Ta ustawa to kompilacja obecnych ustaw. To jest kakofonia dotychczasowych regulacji złożonych w jeden dokument. Ta ustawa ma dwa przesłania. Ma zachęcić młodych do służby w wojsku i stworzyć warunki, by ludzie z wojska nie odchodzili. By dalej w nim służyli. Wprowadzenie dobrowolnej zasadniczej służby - najpierw 28 dni szkolenia, a potem 11 miesięcy szkolenia specjalistycznego - to nie jest zły pomysł. Ale budzi wątpliwości”.

Różański tłumaczy: „Projekt dopuszcza, że do służby będą mogli wstąpić obywatele z podstawowym wykształceniem. I od pierwszego miesiąca taki aplikujący do wojska dostanie uposażenie równe najniższemu uposażeniu szeregowego [ok. 4 tys. zł – red.]. Takie rozwiązanie nie daje jednak gwarancji związania takiej osoby z wojskiem, bo może to być traktowane jako cel socjalny, profit finansowy. Ustawa też premiuje finansowo studentów, zrównując ich status materialny z żołnierzami zawodowymi. Nie wszystko da się kupić pieniędzmi”.

Generał Różański krytykuje zmianę modelu rekrutacji: „Chce się zrobić centra rekrutacyjne. To na siłę zmienianie szyldu.

Obecna administracja powinna zostać, bo ona jest związana z mobilizacją. Jeśli chce się usprawnić rekrutację, minister może to zrobić decyzją. Nie rozumiem po co ta reorganizacja”.

Generał wypowiada się również krytycznie o nowym modelu finansowania sił zbrojnych. Mówi: „Nie rozumiem, dlaczego wydatki chce się wyprowadzić poza budżet państwa, do Funduszu, którego wpływy będą zależne od koniunktury gospodarczej. Aktywa Funduszu będą nieprzewidywalne. A co, jeśli będzie tąpnięcie w gospodarce? Pieniądze będą lub nie. A przy planowaniu wydatków w okresie 15-letnim, co przewiduje projekt, ma to znaczenie. Z kolei wprowadzenie leasingu to obejście prawa zamówień publicznych. Do wojska będzie można wprowadzać system uzbrojenia nie podlegający procedurze potrzeb. Tylko ktoś się zgłosi i coś zaproponuje. To potencjalne pole do działań korupcjogennych”.

Generał Różański uprzedza, że rządowy projekt uchwalony bez poprawek może wywołać podobny skutek jak Polski Ład w podatkach. Podkreśla: „Będzie zamieszanie i dużo niewiadomych. A żyjemy w czasach realnego zagrożenia. Przeprowadzanie teraz rewolucji może doprowadzić do chaosu. Ja bym rekomendował prace nad tą ustawą, bo wcześniej nie była ona konsultowana przez opozycję, ekspertów. Zrobiono to we własnym gronie i teraz mamy szantaż moralny, by ją szybko uchwalić. To nie ten czas i pora, by taką ustawę szybko wprowadzać, bo może przynieść zamieszanie. Chyba, że rządzący otworzą się na poprawki”.

Generał zapytany przez OKO.press o organizacje pro-obronne, które też są ujęte w nowym modelu obrony ojczyzny, odpowiada, że jest ryzyko, że z MON będą współpracować formacje np. biorące udział w Marszu Niepodległości. I będą one miały dostęp do infrastruktury wojskowej.

Gocuł: Trzeba odbudować etos w wojsku po czystkach Macierewicza

Krytyczny wobec projektu zmian w wojsku jest również generał Mieczysław Gocuł, były szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego w latach 2013 – 2017. Ale widzi też w rządowym projekcie plusy.

Gocuł mówi OKO.press: „To nie ten czas, nie te pomysły i nie ten zakres zmian w systemie obronnym państwa. Dziś procedowanie ustawy, która ma skodyfikować prawo wojskowe, to wprowadzenie zbędnego chaosu. Każda zmiana prawa w obszarze obronności jest dobra, ale jeśli ma pozytywne skutki i uwzględnia uwarunkowania wewnętrzne i zewnętrzne. Czyli stan zagrożenia bezpieczeństwa państwa”.

Generał podkreśla, że ustawa nie rozwiązuje wszystkich problemów w wojsku np. nie doprecyzowuje kwestii kierowania systemem dowodzenia i obrony kraju. Podkreśla, że zmiany wymaga też system zarządzania kryzysowego w Polsce. A tym czasem odpowiedzialność za ten system przenosi się na WOT, który będzie dowodził operacjami z użyciem specjalistycznych jednostek wojska.

„A WOT nie ma pojęcia np. o lotnictwie, które jest używane do kruszenia zatorów lodowych na rzekach. Nie ma też zdolności do kierowania jednostkami logistycznymi przy dużych akcjach np. walce ze skutkami powodzi. WOT coraz bardziej zaczyna przypominać zlikwidowaną jednostkę nadwiślańską” - mówi OKO.press gen. Gocuł. Dodaje: „Za zarządzanie kryzysowe powinien odpowiadać szef sztabu generalnego, bo on jest partnerem, a wykonaniem powinno zajmować się dowództwo operacyjne”.

Gocuł krytykuje też likwidację WKU i wojewódzkich sztabów wojskowych. „Nowe centra rekrutacyjne będą miały te same zadania co likwidowane jednostki. Po co więc rozwalać obecną strukturę rekrutacji?” - pyta gen Gocuł.

Były szef Sztabu Generalnego na plus zalicza nowe zachęty do wstępowania do wojska. To np. likwidacja kontraktów terminowych, czy możliwość zostania w wojsku po skończeniu 60 lat (na kolejne kilka lat, za dodatkową gratyfikacją finansową). Uważa jednak, że niekoniecznie te zachęty dadzą spodziewany efekt. Przyznaje jednak, że podczas rządów PiS zahamowano odejścia szeregowych, bo zniesiono czasowy limit służby. Ale nadal dużo osób odchodzi co „cywila”.

Rocznie z WOT odchodzi 5 tysięcy osób, a ze służby zawodowej 6 tysięcy osób. Są w tym osoby, które mają więcej niż 60 lat. Generał uważa, że przyczyną odejść jest m.in. naruszenie etosu służby. Przypomina czystki w wojsku, jakie w latach 2016-2018 zrobił ówczesny minister obrony narodowej Antoni Macierewicz. „Zwolniono wtedy ponad 300 pułkowników i ponad 20 generałów” - zaznacza Gocuł. Przypomina, że wielu doświadczonych wojskowych nagle z dnia na dzień przeniesiono w drugi koniec Polski. A teraz otworzono ścieżkę szybkiego awansu dla „swoich” i można od razu przeskoczyć aż kilka stopni w górę. Co jest demoralizujące.

Rząd w ustawie, by zatrzymać żołnierzy, znosi kontrakty terminowe. Ale zdaniem Gocuła kontrakt zabezpieczał żołnierza przed przeniesieniem do innego miasta, bo mógł się na to nie zgodzić. Teraz będzie musiał podporządkować się rozkazom relokacji. I może to być powód do odejść.

Gocuł krytykuje też nowy sposób finansowania potrzeb wojska ze specjalnego Funduszu. „Brak kontroli parlamentu nad tym, to nie są standardy demokratycznego państwa. Najważniejsza jest ciągłość finansowania, a nie to ile środków jest na modernizację. Z punktu widzenia kontroli nad finansami jest to nie do przyjęcia”.

I jeszcze jedna wypowiedź byłego szefa sztabu: „Nie można rewolucyjnie wprowadzać zmian w wojsku, bo efekty tego będzie można dopiero sprawdzić w stanie wojny. A wtedy może być za późno”.

;
Na zdjęciu Mariusz Jałoszewski
Mariusz Jałoszewski

Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.

Komentarze