„Działania UE nie mają sensu, jeśli najwięksi truciciele wciąż będą zwiększać emisje dwutlenku węgla” – przekonują przeciwnicy unijnej polityki klimatycznej. Sprawdzamy, ile jest w tym prawdy
Jacek Saryusz-Wolski, który kilka lat temu zamienił PO na PiS i popieranie UE na jej atakowanie, regularnie krytykuje europejską politykę klimatyczną.
Pisząc nieco przewrotnie, jego ostatnia próba to jednak zmarnowany potencjał. Wystarczyło zaktualizować i przedstawić prawdziwe dane, a stawiana przez byłego europosła teza byłaby jeszcze bardziej doniosła i jeszcze skuteczniej podważałaby działania Unii Europejskiej.
O co chodzi?
W niedzielę, 8 września 2024, Saryusz-Wolski umieścił na portalu X (dawny Twitter) wymowną infografikę. Widać na niej, jak procentowo zmieniały się emisje dwutlenku węgla od 2000 do 2018 roku.
I tak według danych emisje Chin wzrosły o 208, a Indii o 155 proc., podczas gdy USA i UE zmalały odpowiednio o 10 i 16 proc. Za przedstawionymi na wykresie liniami widać zaś Gretę Thunberg – szwedzką aktywistkę klimatyczną, która stała się prawicowym „straszakiem na klimatystów”.
„Syzyfowe wysiłki i poświęcenia Europy” – skomentował Saryusz-Wolski.
„Syzyfowe nie dla tych, którzy na klimatycznym hochsztaplerstwie zarabiają”, „Idiotyzm Europy”, „Emisja CO2 to jeden wielki przekręt, po to by brukselskim biurokratom żyło się lepiej, kosztem zwykłego podatnika” – komentowali użytkownicy.
Jednak gdyby były europoseł trochę się postarał, z UE uczyniłby jeszcze większego Syzyfa. Polityk przedstawił bowiem grafikę zatrzymującą się na 2018 roku. Po skorzystaniu z najnowszych danych (Global Carbon Budget 2023), okazałoby się, że od przełomu wieków do końca 2022 roku USA i UE odnotowały jeszcze większe spadki, bo o 16 i 23 proc. Z kolei emisje Chin wzrosły o 240 proc., a Indii – o prawie 190 proc.
Byłoby to skuteczniejsze w przekazie niż zawyżanie o kilkanaście pkt. proc. danych z analizy sprzed kilku lat (a tak jest w przypadku omawianej infografiki).
Dlaczego jednak w teorii wzmacniamy przekaz Saryusza-Wolskiego? Bo w praktyce zależy nam na wykazaniu czegoś wręcz odwrotnego: podawanie prawdziwych danych służących manipulacji ludźmi wciąż pozostaje manipulacją.
Dynamika zmiany emisji CO2. Syzyfowe wysiłki i poświęcenie Europy
Stworzony zgodnie z międzynarodowymi zasadami weryfikacji faktów.
Pomijając zawyżenie wzrostu dynamiki emisji Chin i Indii, co z wpisem Saryusza-Wolskiego jest nie tak?
„Może Pan zacznie analizę 100 lat wcześniej – dla równowagi, żeby pokazać, od czego to się zaczęło”
– napisała jedna z osób pod wpisem polityka.
I jest to uwaga jak najbardziej słuszna. Tak naprawdę nie wiadomo, czemu miarodajnym punktem odniesienia dla czegokolwiek miałby być rok 2000. Wiadomo jednak, że mniej więcej od tego roku emisje dwutlenku węgla z gospodarki Chin zaczęły rosnąć naprawdę szybko, a w przypadku Indii stało się to nieco później. W zbliżonym czasie w Unii Europejskiej i Stanach Zjednoczonych emisje zaczęły zaś spadać.
Wcześniej świat był skrajnie odmienny. By to pokazać, przytoczmy kilka danych z Global Carbon Budget, na który powołuje się polityk PiS.
Chiny po raz pierwszy wyemitowały przynajmniej miliard ton CO2 w 1973 roku. Indie zrobiły to o wiele później, bo dopiero w roku 2002. W tym czasie europejskie kraje i USA miały już za sobą sto lat pokaźnego rozwoju gospodarczego, wyzwolonego przez spalanie paliw kopalnych. I tak państwa należące dziś do wspólnoty doprowadziły do emisji miliarda ton CO2 w roku 1912, a Stany Zjednoczone w roku 1906.
Co więcej, praktycznie przez całą I połowę XX w. europejskie i amerykańskie emisje były o ok. 25-50 razy wyższe niż chińskie i indyjskie. W przypadku Chin proporcje te zaczęły zmniejszać się szybciej, ale kraj ten prześcignął UE dopiero w 2000 roku (od tego roku zaczyna się wykres w poście Saryusza-Wolskiego), a Stany – siedem lat później. Z kolei Indie dogoniły UE dopiero w roku 2022, a USA wciąż mają emisje o ok. 80 proc. niższe.
Zrozumienie historycznych emisji CO2 jest o tyle ważne, że zdecydowana większość tego gazu cieplarnianego, który wypuszczono do atmosfery w poprzednim wieku, wciąż się w niej znajduje.
Dlatego przy szukaniu gospodarek najbardziej odpowiadających za rozkręcającą się zmianą klimatu, na uwadze warto mieść tzw. emisje kumulatywne. Jeśli tak uczynimy, to okaże się, że największymi trucicielami atmosfery są ci, którzy truli ją już od dawna. I tak USA „mają na sumieniu” 24 proc. historycznych emisji (do 2022), a kraje dzisiejszej UE – 17 proc. Chiny stoją zaś za niecałymi 15 proc. emisji CO2, a Indie – za zaledwie 3,4 proc. (dane za Our World In Data).
Warto dodać, że kumulatywne emisje Polski wynoszą zaś 1,6 proc. – są więc tylko o połowę niższe niż te, za które odpowiadają Indie. Politycy prawicy wielokrotnie podkreślają dumę z historii Polski. Skoro przeszłość jest dla nich tak ważna, niech mają odwagę brać ją z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Nie zapominajmy też o skali gospodarek, powiązaniach gospodarczych i liczbie mieszkańców.
Globalna średnia emisji na osobę wynosiła w 2022 roku 4,7 tony. Tymczasem obywatele USA emitują po ok. 15 ton CO2 rocznie, co stawia ich w światowej czołówce. Z kolei w Chinach emisje wynoszą 8 ton na mieszkańca i są… o 0,1 tony niższe niż w przypadku przeciętnej osoby z Polski.
W Indiach emisje CO2 wynoszą zaś zaledwie 2 tony na osobę, a więc o ponad połowę mniej niż światowa średnia.
Dlatego specjaliści jasno wskazują, że Indie – jako kraj naprawdę wciąż się rozwijający – mają jeszcze przestrzeń, by nieco zwiększyć emisje w przeliczeniu na mieszkańca. Mimo to i tak mogą zrealizować cele klimatyczne wyznaczane przez naukowców.
Wbrew twierdzeniom prawicowych polityków w ochronie klimatu nie chodzi bowiem o cofnięcie ludzi do jaskiń, tylko o zapewnienie godnych warunków życia w sposób, który nie zdestabilizuje naszej planety. Oczywiście najlepiej, jeśli rozwój ten będzie w jak najmniejszym stopniu odbywał się dzięki paliwom kopalnym, niemniej porównywanie pozycji biednych Indii do najbogatszych gospodarek świata jest niepoważne.
Lub jak to podsumowała jedna z osób komentujących wpis Saryusza-Wolskiego: „Oczekujesz od państw, które mają razem ponad 3 miliardy ludzi, nie osiągnęły jeszcze wyższego rozwoju technologicznego i nie truły od XIX w., że one będą solidarne? Zachód podejmuje walkę z CO2, bo i tak ogrom na obywatela już wyemitował i chce przodować w Zielonej Transformacji”.
Warto przy tym dodać, że produkcja i konsumpcja to nie to samo. Lub pisząc inaczej: liczy się nie tylko „kto” emituje, lecz także „dla kogo”.
Jak wynika z danych zawartych w Global Carbon Budget 2023 – 8,9 proc. emisji Chin i 8,5 proc. emisji Indii zostało „wyeksportowane” do innych państw w postaci różnego rodzaju dóbr wytworzonych w tych państwach. W przypadku USA i UE emisje oparte o konsumpcję są zaś wyższe odpowiednio o 10,7 i – uwaga – aż 24,7 proc. od tych związanych z produkcją. „Importerem” emisji jest również Polska – z perspektywy konsumpcji dóbr są one o 4,1 proc. wyższe niż z perspektywy produkcji.
Choć żaden kraj nie emituje obecnie tyle CO2, co Chiny (ok. 30 proc. globalnych emisji), historyczny i handlowy kontekst mają więc ogromne znaczenie. Podobnie jak znaczenie ma to, co w chińskiej energetyce dzieje się szerzej.
Oczywiście to wszystko nie oznacza, że rosnące emisje Chin i Indii nie są problemem. Są – i to olbrzymim.
Warto mieć jednak na uwadze, że transformacja energetyczna zachodzi błyskawicznie. I dotyczy to nie tylko UE czy USA, lecz także – a być może przede wszystkim – Chin. Niedawno w OKO.press pisaliśmy, że w kraju tym instalowane jest niemal dwa razy więcej mocy w energetyce słonecznej i wiatrowej niż we wszystkich pozostałych państwach razem wziętych (i to licząc tylko duże projekty).
Możliwe więc, że zapowiadany szczyt emisji w energetyce Chiny osiągną w tym roku – a więc sześć lat przed terminem, który prezydent Xi Jinping przedstawił na międzynarodowym forum na początku tej dekady.
Jak na razie chińskie emisje CO2 w ostatnich miesiącach faktycznie zaczęły maleć. Fotowoltaika i wiatraki stawiane są na tak masową skalę, że budowę elektrowni węglowych ograniczono rok do roku o 80 proc. (a więcej jest wycofywanych z użytkowania niż wprowadzanych).
W przypadku Indii wzrost emisji wciąż jest znaczący, niemniej, jak już tłumaczyliśmy, kraj ten jest w zupełnie innej sytuacji nie tylko niż państwa zachodnie, ale i Chiny.
Jeśli Saryuszowi-Wolskiemu i innym politykom prawicy naprawdę zależy na zrobieniu czegoś w sprawie ograniczania emisji innych państw, to mogli wykazać się tym nie tak dawno temu. W kwietniu 2023 roku Parlament Europejski zgodził się na wprowadzenie granicznego podatku od emisji CO2, czyli CBAM (Carbon Border Adjustment Mechanism). To swego rodzaju cło na wysokoemisyjne produkty, które będzie nakładane na importerów wprowadzających towary na unijny rynek.
Cel CBAM jest równie prosty, co potrzebny: skoro na europejskie produkty nakładany jest podatek węglowy, to takie same opłaty powinni ponosić zagraniczni importerzy. Jest to sposób nie tylko na wyrównywanie szans firm z UE, ale i nakładanie presji na pozaunijne podmioty, by ograniczały emisje CO2 w swej działalności. Europa wciąż jest przecież potężnym rynkiem zbytu.
CBAM można poniekąd porównać do wprowadzenia wymogu uniwersalnych ładowarek na terenie UE. W rezultacie amerykański gigant Apple postanowił zmienić sposób ładowania swych urządzeń już dla całego świata – bo to tańsza opcja niż tworzenie dwóch rodzajów urządzeń na odmienne rynki.
Podczas głosowania nad CBAM w kwietniu 2023 roku Saryusz-Wolski, wówczas jeszcze europoseł, zagłosował jednak przeciwko. Podobnie uczynili to inni politycy PiS, w tym m.in. Beata Szydło i Ryszard Czarnecki.
Jak w sierpniu pisaliśmy w OKO.press, za rządów PiS Polska stała się jednym z liderów światowej transformacji energetycznej.
Co prawda trochę przypadkowo i bez żadnego sensownego planu, niemniej zmiany były znaczące.
Na przykład znajdujemy się na 10. miejscu pod względem procentowego spadku produkcji energii elektrycznej z węgla w latach 2021-2023. W liczbach bezwzględnych jesteśmy zaś… pierwsi. W 2023 roku z węgla wyprodukowano aż o 77 TWh mniej prądu niż w roku 2021, podczas gdy w drugich w zestawieniu Niemczech spadek ten wyniósł w tym okresie 66 TWh.
Redaktor serwisu Naukaoklimacie.pl, dziennikarz, prowadzi w mediach społecznościowych profile „Dziennikarz dla klimatu”, autor tekstów m.in. dla „Wyborczej” i portalu „Ziemia na rozdrożu”
Redaktor serwisu Naukaoklimacie.pl, dziennikarz, prowadzi w mediach społecznościowych profile „Dziennikarz dla klimatu”, autor tekstów m.in. dla „Wyborczej” i portalu „Ziemia na rozdrożu”
Komentarze