Kto uważa, że najwięcej dla klimatu robi Unia Europejska, ten dawno nie aktualizował danych. Tempo transformacji energetycznej w Chinach jest tak błyskawiczne, że aż trudne do wyobrażenia.
W Chinach instalowane jest niemal dwa razy więcej mocy w energetyce słonecznej i wiatrowej niż we wszystkich pozostałych krajach razem wziętych. Na 339 gigawatów (GW) składa się 180 GW w słońcu (projekty o mocy przynajmniej 1 megawata) i 159 GW w wietrze (minimum 10 megawatów).
Inne kraje na tym tle wypadają – delikatnie rzecz ujmując – bardzo słabo. Dla porównania drugie w zestawieniu Stany wdrażają 40 GW nowych mocy, trzecia Brazylia 13, a czwarta Wielka Brytania – 10. Dopiero na piątym miejscu jest pierwszy kraj z Unii Europejskiej, czyli Hiszpania (9 GW).
Na zdjęciu u góry — czapla sfotografowana 9 lipca na farmie fotowoltaicznej w Yinczuan w połnocno-zachodnich Chinach
To dane z niedawnego raportu analitycznej organizacji Global Energy Monitor. A informacji pokazujących olbrzymią dominację Chin jest więcej.
Chiny są też zdecydowanym liderem pod względem wszystkich planowanych mocy wiatrowych i słonecznych. Planowanych, a więc tych znajdujących się w fazie przygotowań oraz zapowiedzianych. To kolejne ponad 720 gigawatów w wielkoskalowych elektrowniach słonecznych i wiatrowych, które zostanie zainstalowane jeszcze w tej dekadzie.
Warto przy tym dodać, że w przeciwieństwie do wielu innych państw Chiny naprawdę robią to, co zapowiadają. Jedna trzecia spośród wszystkich zadeklarowanych nowych mocy w wietrze i słońcu (łącznie ponad 1000 GW) jest już w fazie realizacji. Reszcie świata przejścia od słów do czynów zajmuje o wiele więcej czasu – 93 proc. obiecanych nowych mocy wciąż czeka na rozpoczęcie budowy.
A odnawialne źródła energii rozlewają się w Chinach nie tylko w formie wielkich projektów. W ostatnich latach najszybciej rozwija się tzw. rozproszona energetyka słoneczna, czyli fotowoltaika na budynkach mieszkalnych, biurowych itp. W rezultacie już 41 proc. wszystkich mocy w słońcu pochodzi właśnie z tego źródła. „Wzrost ten przypisuje się zaletom w postaci niższych kosztów inwestycyjnych, łatwej instalacji i silnemu wsparciu politycznemu” – wyjaśnia Global Energy Monitor.
Gdyby wymienione wyżej dane uwzględniały także ten element, dominacja Chin byłaby jeszcze większa – i to o wiele.
W 2020 r. prezydent Xi Jinping ogłosił, że Chiny osiągną szczyt emisji do 2030 r. Dla wielu był to pretekst do wytykania Chin palcami. „Skoro największy niszczyciel klimatu przez najbliższe lata chce go niszczyć jeszcze bardziej, to po co inni mają się starać?” – pytają przeciwnicy (nie tylko) unijnej polityki klimatycznej.
Jak odnotowuje Global Energy Monitor, wiatr i słońce stanowią obecnie 37 proc. całkowitej mocy energii elektrycznej zainstalowanej w tym kraju, a węgiel – 39 proc. Mając na uwadze, że dwa pierwsze źródła rosną błyskawicznie, prześcignięcie przez nie zainstalowanej mocy elektrowni węglowych jeszcze w tym roku jest już praktycznie przesądzone.
Ale zainstalowane moce to przecież nie wszystko. Elektrownie węglowe działają z większą efektywnością niż elektrownie wiatrowe i ze znacznie większą efektywnością niż fotowoltaika. Do tego zapotrzebowanie na energię elektryczną cały czas rośnie: tak na całym świecie, jak i w Chinach. Szybszy rozwój OZE nie może być więc utożsamiany z ograniczaniem emisji.
I faktycznie — jak wskazuje analityczny portal Carbon Brief — po gospodarczym odbiciu po pandemii emisje w Chinach rosły przez kilkanaście kolejnych miesięcy.
Możliwe jednak, że trend ten został już przerwany definitywnie, a zapowiadany szczyt emisji w energetyce Chiny osiągną… sześć lat przed czasem. Czyli już w 2024 r.
Wzrostowy trend został przerwany marcu, gdy w porównaniu rok do roku odnotowano spadek emisji o 3 proc.
Jedną z przyczyn był imponujący rozwój OZE, który ograniczył zapotrzebowanie na prąd z elektrowni węglowych (inne to błyskawiczne przechodzenie na samochody elektryczne i chiński kryzys budowlany).
Co więcej, trend wciąż jest kontynuowany. W maju czyste źródła energii (OZE i atom) dostarczyły już 44 proc. prądu w Chinach, z czego 23 proc. – wiatr i słońce. W maju 2016 r. odpowiadały one za zaledwie 7 proc. tzw. miksu energetycznego.
To, że OZE przybywa w ekspresowym tempie, pokazuje też kolejny wykres. Mniej więcej podwajanie co roku instalowanej mocy w wietrze i słońcu to w ostatnich latach standard. I choć w 2024 r. na aż taki postęp się nie zanosi, znów zapowiada się rok rekordów.
Takie tempo zmian sprawia, że OZE ze znaczną nawiązką (ok. 50 proc. więcej) pozwoliły zaspokoić rosnące zapotrzebowanie na energię elektryczną. To zaś pozwoliło zrealizować to, co z perspektywy ochrony klimatu jest najważniejsze – ograniczyć emisje dwutlenku węgla.
I tak oto, choć moc wytwórcza w elektrowniach węglowych wzrosła o 3 proc., rzeczywiste wykorzystanie energii z tego źródła… spadło od maja do maja o 3,7 proc. W rezultacie o zbliżony odsetek (3,6 proc.) spadły emisje w całym chińskim sektorze energetycznym.
To cenna nauczka dla sceptyków, którzy, choć mają swoje uwagi, to jednak chcą operować faktami.
Pokazuje bowiem, że kluczowe w zrozumieniu trendów jest nie to, ile się buduje, lecz to, ile się wykorzystuje.
OZE w Chinach rośnie na potęgę, a trend ten będzie jedynie wzmacniany. Nie tylko dlatego, że to najlepsza rzecz dla klimatu, a drugie najludniejsze państwo świata coraz boleśniej odczuwa skutki kryzysu klimatycznego.
Istotne jest również to, że transformacja oznacza dla Chin inne ważne korzyści.
Na przykład prąd z wiatru i słońca jest znacznie tańszy niż z węgla, a dzięki OZE bezpieczeństwo energetyczne kraju istotnie wzrasta. Obecnie dostawy z zagranicy zaspokajają ok. 75 proc. chińskiego popytu na ropę, ponad 40 proc. zapotrzebowania na gaz i niecałe 10 proc. zapotrzebowania na węgiel. A im mniej importu ropy, gazu i węgla z innych państw, tym lepiej.
Jak już pisaliśmy w OKO, transformacja to także wymierne korzyści dla gospodarki. W 2023 r. czysta energia dodała do światowej gospodarki ok. 320 miliardów dolarów, odpowiadając w ten sposób za 10 proc. wzrostu światowego PKB. W samych Chinach, które w poprzednim roku urosły gospodarczo o 5,2 proc., czysta energia odpowiadała za ponad 20 proc. tego wzrostu.
Z tych i innych przyczyn Chiny chcą odchodzić od paliw kopalnych. I robią to.
Udział węgla w produkcji chińskiego prądu spadł w maju do rekordowo niskiego poziomu 53 proc. W porównaniu z majem 2023 r. oznacza to spadek aż o 7 p. p. Jest to największy spadek od czasu pandemii. Co niezwykle ważne – odnotowano go pomimo wzrostu zapotrzebowania na energię elektryczną, podczas gdy w czasie wybuchu COVID-19 było wręcz odwrotnie.
„Nowe ustalenia wskazują na kontynuację ostatnich trendów, które przyczyniły się do odwrócenia w marcu 2024 r. emisji dwutlenku węgla pochodzącego z paliw kopalnych i cementu w Chinach” – podsumowuje Carbon Brief.
I dodaje: „Jeśli obecny, szybki rozwój energetyki wiatrowej i słonecznej będzie kontynuowany, emisja CO2 w Chinach prawdopodobnie będzie dalej spadać, przez co rok 2023 będzie szczytowym rokiem emisji tego kraju”.
Redaktor serwisu Naukaoklimacie.pl, dziennikarz, prowadzi w mediach społecznościowych profile „Dziennikarz dla klimatu”, autor tekstów m.in. dla „Wyborczej” i portalu „Ziemia na rozdrożu”
Redaktor serwisu Naukaoklimacie.pl, dziennikarz, prowadzi w mediach społecznościowych profile „Dziennikarz dla klimatu”, autor tekstów m.in. dla „Wyborczej” i portalu „Ziemia na rozdrożu”
Komentarze