Iwona Grochowska żyje z mężem i synem w niewielkim dwupokojowym mieszkaniu położonym w południowej części Bytomia. Do jej domu wchodzę kilka dni po publikacji wyroku Trybunału Konstytucyjnego zaostrzającego prawo aborcyjne w Polsce. Chce opowiedzieć mi swoją historię. W przedpokoju dostaję od niej kilkadziesiąt niewielkich kawałków papieru. Na każdym z nich widzę chłopca, który patrzy w obiektyw z szerokim uśmiechem na twarzy. Pod spodem napis: „Przekaż jeden procent podatku lub darowiznę dla Bartka”.
„Jestem mamą Bartka, dziecka, którego rozwój i życie lekarze nazywają cudem” – mówi Grochowska. „Ale jestem również matką żebraczką” – dodaje.
Bartek bawi się w niewielkim pokoju swoją ulubioną zabawką – lokomotywą. „Miał nie widzieć, nie słyszeć i mieć czterokończynowe porażenie mózgu. Miało go tu nie być” – opowiada jego mama.
Bartek cierpi na zespół wad wrodzonych spowodowany trisomią chromosomu 18, czyli zespół Edwardsa. To choroba o podłożu genetycznym, którą wykrywa się już w okresie prenatalnym. Najczęściej prowadzi do samoistnego poronienia lub śmierci dziecka po porodzie. W większości przypadków dzieci ze zdiagnozowanym zespołem Edwardsa dożywają maksymalnie roku. Ale Bartek widzi, słyszy i samodzielnie chodzi. Za kilka miesięcy skończy sześć lat. „Jest jednym z najstarszych dzieci na świecie z mozaiką Edwardsa. To wyjątek” – mówi Iwona Grochowska.
Trisomia chromosomu występuje u Bartka jedynie w 53 proc. komórek. Takie przypadki – według europejskiego medycznego rejestru chorób rzadkich (Orphanet Journal of Rare Diseases, OJRD) – zdarzają się u 2 proc. dzieci z zespołem Edwardsa. Grupa, która przeżywa z taką diagnozą więcej niż rok, jest niewielka. Do tej pory – według badań przeprowadzonych na Uniwersytecie Friedricha Shillera w Jenie – na świecie opisano mniej niż 250 takich przypadków. Bartek jest jednym z nich.
138 godzin cierpienia i 18 lat wyrzutów
O tym, że Bartek obciążony jest zespołem wad wrodzonych, Iwona Grochowska dowiedziała się w 22 tygodniu ciąży.
„Mogłam zdecydować się na terminację ciąży, ale nic nie wskazywało na to, że syn nie przeżyje, dlatego postanowiłam go urodzić. Taką samą decyzję podjęłam 18 lat temu, kiedy byłam w ciąży z moim drugim dzieckiem” – mówi Grochowska.
18 lat temu Iwona Grochowska urodziła dziecko z ciężkim złożonym niedoborem odporności (zespół SCID). „Mój syn zaczął umierać tuż po porodzie. Pamiętam, jak stałam przy inkubatorze, a pielęgniarka złapała moją dłoń, którą chciałam go pogłaskać, żeby wiedział, że nie jest sam.
Nie mogłam, bo każdy dotyk sprawiał mu ból. Potem był pierwszy wylew, dalej niewydolność nerek, drugi wylew i paraliż lewej strony. Respirator, adrenalina, maleńkie ciało lekarze reanimowali przez ponad godzinę. Potem trzeci wylew znów reanimacja i koniec. Umierał 138 godzin”
– opowiada.
Gdyby wiedziała, co spotka jej dziecko, prawdopodobnie rozważałaby terminację ciąży.
„Po śmierci syna przeżywam kolejne lata wyrzutów i bólu, że mogłam oszczędzić mu cierpienia po narodzinach. Teraz takiego wyboru nie miałabym już ani ja, ani tysiące innych kobiet w Polsce – mówi Grochowska. „Zmuszanie kobiety do urodzenia dziecka, które w ogromnych męczarniach umrze za kilka godzin, jest bestialstwem.
Bestialstwem jest również pozostawianie kobiety, która po porodzie wychodzi ze szpitala i nie dostaje nawet ulotki informującej o tym, że jest rodzicem dziecka z niepełnosprawnością i będzie zdana sama na siebie”
– mówi mama Bartka.
Bezdech senny Bartka
Ze swoim synem śpi w pokoju, który ma niecałe 12 metrów kwadratowych powierzchni. Jej łóżko stoi przy ścianie po lewej stronie od drzwi wejściowych, a prostopadle do niego ustawione jest drugie miejsce do spania – dla Bartka. Jego tata śpi w pokoju obok, na kanapie.
Łóżka muszą być ustawione blisko siebie, bo Bartek cierpi na bezdech – przestaje oddychać od kilku do kilkunastu razy w nocy. Specjalne urządzenie, które znajduje się pod poduszką chłopca wyczuwa, kiedy ten przestaje nabierać powietrze do płuc. Mama musi go wtedy obudzić, aby zaczął oddychać ponownie. „Jak większość dzieci z zespołem Edwardsa Bartek cierpi też na zaburzenia snu. Nie wiem, co to znaczy przespana noc” – mówi Iwona Grochowska.
Sześciolatek oprócz zespołu Edwardsa ma zdiagnozowany również autyzm i hipogammaglobulinemię, czyli stan niedoboru odporności. Do jego objawów zalicza się m.in. występowanie ciężkich w przebiegu zakażeń, takich jak zapalenia zatok, zapalenia stawów czy płuc.
Bartkowi dokucza też zespół złośliwych gorączkę nawrotowych (PFAPA). Dzień przed naszym spotkaniem miał prawie 40 stopni gorączki. „To uciążliwa dolegliwość. Gorączki są czasem tak silne, że kończymy w szpitalu” – opowiada Iwona Grochowska.
Matka żebraczka syna z zespołem Edwardsa
Koszty utrzymania Bartka przy życiu to od 3 do 7 tys. zł miesięcznie.
„Psycholog behawioralny za 120 zł, laryngolog za 150 zł, terapeuta zaburzeń sensorycznych za 80 zł, logopeda za 100 zł. Z każdym z nich mój syn musi spotkać się około dwa, trzy razy w tygodniu” – wylicza Iwona Grochowska. „Do tego lekarstwa i wyżywienie. Potrzebujemy też innych rzeczy. Teraz chociażby materaca sprężynowego, który dałoby się umyć. Bo Bartek moczy się w nocy” – dodaje.
Jak wyjaśnia Grochowska, zdarzają się sytuacje, podczas których Bartek potrzebuje dodatkowych leków w zależności od tego, w jakim stanie zdrowia się znajduje.
„Do schorzenia Bartka na refundację nie jest przypisana immunoglobulina, a bez tego koszt lekarstwa to 20 tys. zł. Bartek potrzebuje jej czasem raz na pół roku, ale zdarza się również, że trzy razy w miesiącu” – opowiada Grochowska.
„Nie mamy za darmo pieluch, jak zapewniają o tym przedstawiciele rządu w mediach. Najpierw musielibyśmy za nie zapłacić, a potem zgłosić się o zwrot pieniędzy do opieki społecznej. Nie możemy go jednak otrzymać, bo dochód taty Bartka przekracza określone w przepisach kryterium dochodowe” – dodaje.
Rodzina nie ma prawa do świadczeń z pomocy społecznej. – Od państwa otrzymujemy 1, 9 tys. zł świadczenia pielęgnacyjnego na dziecko niezdolne do samodzielnej egzystencji i 500 plus. Wszystko, co mieliśmy, musieliśmy sprzedać. Mieszkanie wynajmujemy. Spłacamy jeden kredyt za drugim. Nieustannie muszę żebrać o jeden procent wpłaty na subkonto fundacji. Nie mamy świąt, weekendów, wakacji. Nie mamy pieniędzy na nowe ubrania. Mamy za to rzucane od państwa kłody pod nogi – podkreśla Iwona Grochowska.
„To takie dziwne dziecko”
„Państwo, jak twierdzą członkowie rządu, jest prorodzinne. Ale zapewnia mi lekarzy, na których wizytę muszę czekać miesiącami. Kiedy już doczekam się wizyty, narażając jednocześnie zdrowie mojego dziecka z obniżoną odpornością, lekarz stwierdza, że Bartek musi być leczony prywatnie, bo »to jest takie dziwne dziecko«. Te słowa słyszę najczęściej” – mówi Grochowska.
„Rodzic dziecka niepełnosprawnego jest lekarzem, prawnikiem, rehabilitantem, terapeutą, sprzątaczką. Zostaje bez żadnego wsparcia od rządu. Chciałabym kiedyś się obudzić rano i nie myśleć o tym, skąd wezmę pieniądze na leczenie mojego syna. Kobiet takich jak ja w Polsce są tysiące” – dodaje.
Od kilku lat Iwona Grochowska prowadzi grupę wsparcia dla mam, które przechodzą przez podobne do niej doświadczenia.
„Kobiety, które mają wskazania do terminacji ciąży, traktuje się w Polsce jak numerki albo zło konieczne, nie mają wsparcia psychologicznego, dostają wynik z wadą letalną płodu i są pozostawione same sobie” – mówi mama Bartka. „Jeżeli dziecko przeżyje poród, wiele kobiet, oprócz leków, musi kupować pampersy, rurki tracheostomijne, worki, odżywki i dodatkowo leki. Świadczenia i zasiłek to za mało, aby we wszystko się zaopatrzyć” – opowiada Grochowska.
Po publikacji orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego umieściła na swoim profilu w mediach społecznościowych ogłoszenie.
„Szukam działacza pro-life, takiego z przekonania, z sumieniem i moralnością, dla którego życie jest święte od poczęcia, który zasponsoruje Bartkowi kardiologa za 450 zł, neurologa za 300 zł i miesiąc terapii logopedycznej za 900 zł. Może być też polityk PiS”.
„Na razie nikt się nie zgłosił” – komentuje.
Walka o godność
„Nie jesteśmy bohaterkami. Jesteśmy zwykłymi kobietami, które zostały postawione w niezwykłej sytuacji” – podkreśla Iwona Grochowska, wymieniając Bartkowi baterię w zabawce-lokomotywie. „Teraz od państwa dostałyśmy wyrok TK, że nie można dokonywać tzw. aborcji eugenicznej. A powinnyśmy otrzymać pomoc” – dodaje.
„Nikt nie ma prawa zmuszać drugiego człowieka do heroizmu. Decyzja o terminacji ciąży nie jest decyzją o życiu czy śmierci dziecka, których wizerunki pojawiają się na plakatach pro-life. Te plakaty są ładne, ale nie są prawdziwe. Rządzący twierdzą, że godnym jest, aby matka pożegnała się ze swoim dzieckiem.
Tylko co jest godnego w tym, że przez dziewięć miesięcy ciąży kobieta, która jest zmuszona nosić w brzuchu zdeformowany płód, nie spotka się ani razu z psychiatrą ani psychologiem? Co jest godnego w tym, że urodziłam dziecko z taką, a nie inną wadą i jestem matką żebraczką?”
– pyta Grochowska.
I dodaje: „Jeżeli rząd chciałby coś zmienić i być pro-rodzinny, to powinien zacząć od pomocy dzieciom, które już żyją i tu są. A nam matkom, które każdego dnia walczymy o ich utrzymanie, zwrócić odebraną godność”.
Bartkowi możesz pomóc tutaj. I tutaj.
takie jest realne życie rodzin chorych dzieci… wpłaciłem coś i pewnie inni Okowicze też pomogą 🙂
"Po zakazie aborcji zapomniano o kobietach: Jestem matką żebraczką. Pomóżcie, nie wymagajcie heroizmu"
O kobietach wcale NIE ZAPOMNIANO. Nie myśli się, nie zwraca się uwagi, nie istnieje coś, co nie jest człowiekiem. Więc nie można o czymś nieważnym i nieistniejącym "zapomnieć".
Kobieta w Polsce nie jest człowiekiem. Nie jest, bo Polska jest pełna katolików, jak żaden inny kraj na świecie.
W katolickim państwie, apel kobiet, by "nie wymagano od nich heroizmu" jest bezczelnością, chamstwem, potwierdzającym tylko oczywistość, że takie chamy to nie ludzie, tylko nawóz dla kościoła, mężczyzn i świętości Polski z Wielkim, Gigantycznym, Nadludzkim, Świętym Papieżem, Ojcem Świętym Janem Pawłem II, "pokoleniem Jana Pawła II", tłumem biskupów kryjących kumpli – gwałcicieli dziewczynek i chłopców i gwałcących osobiście, proboszczami gwałcącymi dzieci dla Większej Chwały Pana Naszego Jezusa Chrystusa i Ojca Jego Jedynego W Niebie.
Polska to nie kraj dla kobiet, chorych dzieci, dzieci w ogóle, tylko to jest kraj dla katolików. Kobieta jest własnością katolika, jest tylko "biologiczną kobietą" – bo inne u katolików nie występują – i niech nie drze mordy. Zna swoje miejsce od tysiąca lat i ma zapier*alać!
Miałeś bardzo smutne dzieciństwo…
Smutne dzieciństwo to ma dziecko, które było gwałcone przez typowego księdza, bo "samo szukało kontaktu" czy jak tam obecnie bezrobotni dewianci chodzący w sukienkach to wam tłumaczą w polszy, przy oklaskach parodii rządu, która im za to jeszcze płaci :]
Sama prawda. W polsce as 2021 (anno Satani, ponieważ widząc, co się tam u was dzieje – nie ma żadnych szans, by tym państwem z gównolitu kierował panbuk) jest miejsce wyłącznie na nienawiść, opłacaną z waszych podatków pedofilię oraz szeroko pojęty ciemnogród i wegetację. Nie zazdroszczę i jednocześnie nie jestem zaskoczony.
Nowy zakaz aborcji jest zły, ale ci co wcześniej zdecydowali się rodzić (a można było usunąć jeśli wada letalna\ciężka choroba) sami wiedzieli na co się piszą.
Jak ktoś chce rodzić dziecko z Downem i je chować to niech zdaje sobie sprawę z kosztów i wyrzeczeń jakie to niesie, a nie biadoli jakie życie ciężkie. Nikt jej nie kazał chować dziecka. Jeśli tego nie rozumie to w ogóle taka osoba nie dorosła do podjęcia decyzji o dziecku.
Ciekawy głos w dyskusji, no bo w sumie jak jest sytuacja, że lekarze nie zauważą wad płodu albo takowe się pojawiają w wyniku powikłań porodowych, no to naprawdę straszny pech i tacy rodzice mają przerąbane i trzeba ich wspierać. No ale z drugiej strony jak prawie od początku ciąży wiadomo, że dziecko będzie "specjalnej troski" no to też ci rodzice, podejmując świadomą decyzję, powinni się z tym liczyć? Tak samo jak np. ktoś chce mieć więcej dzieci mimo, że go na to nie stać, to państwo ma sponsorować zapomogami jego zapędy rodzicielskie? Oczywiście teraz dzięki pseudo-TK już nie ma takiego wyboru, jednak ja nie do końca rozumiem ta potrzebę sprowadzania na świat biedaka, który będzie chodził pokrzywiony, nieszczęśliwy plus w ten sposób rodzice sami siebie unieszczęśliwiają i często doprowadzają do życia w nędzy, serio ten mityczny uśmiech bąbelka raz w tygodniu wam to rekompensuje?
Chodzi o to, aby go ochrzcić. O to chodzi naszemu państwu. Natomiast indywidualne decyzje (gdy był wybór) są bardziej skomplikowane. W cywilizowanych krajach niepełnosprawni mają zapewnioną szczególną opiekę, wychodząc z założenia, że państwo ma obowiązek opiekować się najsłabszymi.
W każdym kraju ciężko chore dziecko i ich rodziny mają gorszy "standard" życia niż rodzice bez tych problemów. W Polsce chowanie takiego dziecka to katorga, na zachodzie jest lżej, co nie znaczy dużo lżej – bo jeden z rodziców musi zrezygnować z pracy, a czynsz za mieszkanie 1000 euro sam się nie zapłaci.
Piszesz tak, żeby pisaniem zaciemnić obraz? Skąd ten 1000 euro? Czemu nie 2000, albo 800?
Chrześcijańskim obowiązkiem jest opiekować się najsłabszymi, a to co robi nasz rząd niewiele ma z tym wspólnego. Raczej z sadyzmem, o którym wyżej pisał Totoro.
Żeby dodać trochę smaczku: Kilkakrotnie spotkałem się z opinią naszych "patriotów" przebywających na saksach, że polski/słowiański naród jest zdrowy w porównaniu z chorym Zachodem, bo "popatrz, ilu u nich kalek/niepełnosprawnych widać na ulicach". Nie zauważają (bo jak?), że nasi niepełnosprawni siedzą przymusowo po domach, a na Zachodzie robi się cuda, aby właśnie ich nie wykluczać ze społeczeństwa.
1000? Bo tyle wynosi często czynsz z mediami. W krajach bogatszych jak np. Holandia to nawet 1500 euro w przypadku domu szeregowego. Luksemburg podobnie….
W żadnym kraju chowanie chorego dziecka nie jest łatwe, na zachodzie jest lżej, ale takie rodziny są i tak biedniejsze od "normalnych", mają gorszy status majątkowy itd. Zasiłki nie pomagają bo koszty leczenia i rehabilitacji nie liczy się w złotówkach, ale w euro.
Jeśli rodzina w pełni świadomie decyduje się na chowanie takiego dziecka to nie ma prawa potem płakać jakie to życie jest ciężkie. Takie są realia.
Pomyśl o rodzinach ambitnych, które chcą dzieci dobrze wykształcić. Takie też mają gorzej od "normalnych" rodzin. Niektóre się zapożyczają, aby dzieci wysłać na Harvard czy do Warszawy. Jeżeli nie widzisz różnicy między rodzinami z dziećmi upośledzonymi a ambitnymi rodzinami, to się nazywa ślepota moralna. Jeżeli nie widzisz, że w jednym wypadku społeczeństwo ma obowiązek pomocy, a w drugim jedynie opcję pomocy.
Mam podejrzenie, że twoja filozofia akceptowałaby przymusową eutanazję.
Oba przypadki to kwestia wyboru. Nie ma nakazu chowania dziecka z ciężkimi wadami jak i nie ma nakazu życia o samym chlebie i wodzie by wysłać dziecko do "Harvardu".
To są tylko wybory dokonywane przez rodziców, w pełni świadomych konsekwencji swoich czynów.
Kolba, dokładnie. Zorganizuj nowe NSDAP.
Nie wypowiadaj się o sprawach, o których nie masz zielonego pojęcia. Pogadamy jak sam będziesz w ciąży zagrożonej, urodzisz dziecko z niezliczonymi chorobami itd, itp. Politycy, głównie faceci, albo stare babki, którym już ciąża nie grozi, maja najwięcej do powiedzenia. Żałosny nasz kraj. Zaglądają do d…, pod kołdrę, każą urodzić a potem mają cie w d….. Ot polski katolicyzm.
Ulotkę proponuję rozwiesić w sejmie, pod TK, w biurach poselskich PiS itp.
Sprawa jest prosta. Jeśli wiadomo o wadach ciężkich i jest decyzja matki by rodzić i chować to kto tu jest winny? Sama wiedziała na co się pisze. Do niedawna takie dzieci można było usuwać, kto tego nie zrobił świadomie decydował się na gorszy standard życia. Ostatecznością było urodzenie i oddanie do adopcji. Jak widać wiele osób tego nie robi, chowa ciężkie chore dziecko i płacze jakie życie jest złe.
Jeśli ktoś sądzi, że badania prenatalne są codziennością i standardem w państwie z gównolitu, to ogląda za dużo klanu oraz innych audycji reżimowej tvGoebbels (dawniej: tvp).
Także zakładanie, że każdy wiedział, że urodzi dziecko, które nie będzie mogło samodzielnie żyć, jest przejawem życia fantazjami z tvGoebbels, a nie polską codziennością.
Urodzenie w celu oddania do adopcji też nie jest celowe w przypadku takich dzieci, bo rodzice doskonale zdają sobie sprawę z tego, że mało kto chce adoptować takie dzieci.
To w świetle braku opieki medycznej matki i płodu, jaka jest alternatywa? Zostawienie dziecka w "oknie życia" żeby sobie sukienkowi dewianci mieli na nim używanie?
Czasami badania prenatalne nie ujawnią wady, pojawia się jawnie przy porodzie lub tuż po nim w ramach badań noworodka.
Można oddać do adopcji, nie ma nakazu chowania takiego dziacka. To tylko i wyłącznie decyzja matki i ojca.
@Zdzisław Kolba: Spróbuj oddać do adopcji dziecko z ciężkimi wadami wrodzonymi. Dom dziecka nie przyjmie, bo nie ma warunków do opieki nad dzieckiem ciężko chorym. Chętnych do adopcji takich dzieci w Polsce brak, adopcje zagraniczne wstrzymane. Chyba zostaje adopcja przez śmietnik…
Są jeszcze okna życia, zrzeczenie się praw rodzicielskich. Nie ma obowiązku wychowywania dziecka z wadami. Do niedawna nie było obowiązku nawet je rodzić.
To kwestia rodziców, niektórzy kochają tak bardzo, że wbrew logice chcą chować takie dziecko na siłę niszcząc sobie życie.
Czy Pan, Panie Zdzisławie, troszkę się nie zapędza, pisząc o tej matce, że ma, czego chciała? Że skoro chciała urodzić chore dziecko, to niech nie płacze teraz? Naprawdę musi Pan szukać winnego, żeby tak łatwo go znaleźć, osądzić i pouczyć, że sprawiedliwa go spotkała kara?
Nie osądzam tej kobiety. Nikt nie chce chorego dziecka. Niemniej jednak jako dorosła kobieta świadomie urodziła i chowa chore dziecko.
To był jej wybór, nie została do tego zmuszona.
Nie rozumiem trochę, co sugerujesz – że jeśli rodzina/kobieta sama nie ma pieniędzy na utrzymanie dziecka niepełnosprawnego, a została poinformowana w czasie ciąży o możliwej niepełnosprawności, to powinna albo dokonać aborcji albo nie oczekiwać żadnego wsparcia od państwa? Bo to akurat jest czysta eugenika – koniec końców ekonomiczny przymus, aby albo ciążę usuwać, albo skazać dziecko i być może całą swoją rodzinę na ubóstwo, cierpienie, skrajnie śmierć. Nie mówiąc już o tym, że takie stanowisko jest zwyczajnie niepraktyczne – nawet jeśli kobieta została kompetentnie poinformowana o wszelkich zagrożeniach dla zdrowia dziecka oraz prognozy lekarzy sprawdziły się w 100% (a samo to założenie jest już ciężkie do zrealizowania), fakt, że ma pieniądze teraz, nie znaczy, że będzie miała je za rok, a wszystkich sytuacji życiowych się nie przewidzi. Jak wybór to wybór – kobieta może urodzić, kobieta może usunąć. W obu przypadkach państwo powinno jej to umożliwić, a w pierwszym zapewnić również dziecku, które staje się obywatelem, możliwie jak najlepszy byt. Szczególnie państwo, które określa się jako pro-rodzinne.
Zakładam, że umiesz czytać ze zrozumieniem i jedynie przegapiłeś informację, że dziecko z tą konkretną wadą już dawno miało umrzeć. Chłopiec jest pod tym względem wyjątkowy. Mama miała prawo chcieć urodzić i nastawiała się na przykład na dwa lata opieki oraz pożegnanie synka, a nie na obecną sytuację, w której nie daje rady, a państwo ją opuściło.
Zdzisławie kobieta powinna mieć prawo do dokonania aborcji na życzenie, natomiast jeśli decyduje się na urodzenie dziecka, powinna mieć wsparcie państwa. Jesteśmy społeczeństwem i powinniśmy się wspierać. To jest, moim zdaniem, wyznacznikiem społeczeństwa obywatelskiego i demokratycznego. Społeczeństwa, które rozumie, że dziecko z zespołem Downa wymaga większej opieki, tym samym wymaga od rodzica ograniczenia pracy zarobkowej, ma świadomość, że tzw. pomoc społeczna powinna pomóc (w cywilizowanym państwie powinna pomóc). Oczywiście, jako wyznawca kapitalizmu i "nachapaczostwa" pewnie będziesz głosił, że nie widzisz powodu, żeby takiemu rodzicowi pomóc, ale pamiętaj, że niekoniecznie do końca życia będziesz sprawny i w pełni świadomy. Życzę Ci więc, żebyś nie zdążył dokonać racjonalnego samobójstwa i żebyś, będąc zależnym od kogoś, trafił na ludzi o Twoim światopoglądzie. W mojej opinii jesteś po prostu podłym człowiekiem i osobiście nie chciałbym kogoś takiego znać, ani mieć w swoim otoczeniu. Oczywiście aż tak podły nie jestem. Życzę i Tobie (na starość), i rodzicom dzieci z zespołem Downa (oraz innymi chorobami wymagającymi większej opieki) odpowiedniej pomocy od państwa. Jeśli wydaje Ci się, że zabezpieczyłeś się na starość i do końca życia będziesz niezależny, to naprawdę gratuluję optymizmu…
W kraju jest totalne bagno. Dlaczego? Bo politycy i partie które wygrywają wybory nie obawiają się że wyborcy po wyborach w trakcie ich kadencji mogą ich odwołać. Polacy nie mają prawnego instrumentu który by na to pozwolił. Takim instrumentem mógłby być zapis w Konstytucji o prawie Polaków do referendum które dałoby Polakom prawo rozwiązania Sejmu, Senatu i odwołania Prezydenta oraz ogłoszenia nowych wyborów. Niestety żadna partia tego nie ma w programie bo każda partia a szczególnie ich mocodawcy chcą mieć spokojną głowę że po wyborach jeśli wygrają mogą robić co chcą bez obawy że wyborca się zdenerwuje na ich bezprawie i bezczelność i przegłosuje w referendum nowe wybory. Na pociechę jest to, że tak jest na całym świecie bo wszędzie chcą być przy korycie i nie przejmować się wyborcami w trakcie kadencji tylko na kilka tygodni przed wyborami. Tylko dlaczego nie można próbować to zmienić?
Zapraszam mamę Bartka do wstawienia tego postu na jakiejś grupie prolife, a szybko uzbiera te kilkaset złotych na kardiloga, kolejne kilkaset na rehabilitację itd. Najwyraźniej nie miała w znajomych zbyt wielu osób pro-life. Sama zachwilę wpłacę, ile będę mogła na pomoc temu chłopcu. Środowiska pro-life prowadzą zbiórki i fundacje na rzecz dzieciaków niepełnosprawnych. Tak samo kościoły. Za to nie widziałam nigdy np pani Spurek, zaciekłej feministki "walczącej" o lepszy byt kobiet, żeby zbierała pieniądze na realną pomoc kobietom, np takim jak mama Bartka. A tak na marginesie – mama Bartka mówi, że miała możliwość dokonania aborcji, a jednak tego nie zrobiła, więc dlaczego teraz ma pretensje do osób pro-life? Przecież to nie one zmusiły ją do urodzenia Bartka. Brawo dla Pani za dobre serce i życzę by znalazło się jaknajwięcej osób chętnych do pomocy.