PiS wycofał się z pomysłu, by roznosić pakiety wyborcze już od 4 maja. Pocztowcy czekają na czwartkowe głosowanie w Sejmie i sygnał Jacka "PKW" Sasina. "Pan minister jest cwaniakiem. Poczta nie zawarła jeszcze żadnej umowy z Ministerstwem Aktywów Państwowych" - opowiada związkowiec
Jeszcze przed weekendem majowym politycy PiS twardo obstawali przy dacie wyborów 10 maja. Zgodnie z kalendarzem wyborczym pochodzącym z tzw. ustawy kopertowej Poczta Polska miała zacząć dystrybuować pakiety wyborcze na siedem dni przed datą głosowania.
Wicepremier Jacek Sasin, którego premier Morawiecki upoważnił do zorganizowania wyborów pocztowych, zapowiadał, że pakiety pod adresy, które poczta uzyskała z rejestru PESEL przekazanego przez ministra cyfryzacji, mogą trafić do uprawnionych już w poniedziałek 4 maja.
Tymczasem w poniedziałek ktoś rozrzucił na ulicach Głogowa kartki wyglądające jak karty wyborcze. We wtorek do skrzynek pocztowych mieszkańców Szczecina trafiły z kolei „pakiety wyborcze". Wyglądały jak pakiety opisywane w ustawie „kopertowej”, ale okazało się, że to żart. W instrukcji głosowania zapisano, że należy je odesłać na adres Ministerstwa Aktywów Państwowych, a w razie wątpliwości kontaktować się telefonicznie. Numer, który podano należał do centrali PiS przy Nowogrodzkiej.
Wzór kart do głosowania i pakietu wyciekł już w zeszłym tygodniu. Podczas konferencji prasowej ujawnił je jeden z kandydatów na prezydenta Stanisław Żółtek. Poczta Polska zgłosiła sprawę Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Ale to nie koniec incydentów.
We wtorek okazało się, że ktoś zamieścił w internecie wzór kart wyborczych w jakości poligraficznej, wykorzystując domenę regionalną.
PiS zamieszczając w ustawie kopertowej (a także w tzw. ustawie antycovidowej) zapisy o udostępnianiu rejestrów PESEL ubezpieczał się przed odmową przekazania spisu wyborców przez samorządy. Od początku zamysłem więc było dostarczanie pakietów wyborczych wyborcom.
Potwierdzał to Jacek Sasin w wywiadzie z 23 kwietnia. Pytany o dostarczanie przed 10 maja odpowiedział: „Tak, musimy to zrobić. Dla pewności, że Polacy dostaną pakiety wyborcze. Działamy w oparciu o regulacje prawne, które wynikają z tarczy antykryzysowej i decyzji premiera".
Ale Poczta pakietów nie doręcza choć do 10 maja już tylko 5 dni.
„Pakiety wyborcze zostały już dostarczone do tzw. WER-ów, czyli węzłów ekspedycyjno-rozdzielczych Poczty Polskiej, ale na razie nie są roznoszone wyborcom. Kierownictwo czeka na sygnał od Jacka Sasina, który ma podjąć ostateczną decyzję w czwartek po głosowaniu nad ustawą w Sejmie” - wyjaśnia OKO.press Piotr Moniuszko, Przewodniczący Zarządu Wolnego Związku Zawodowego Pracowników Poczty.
W czwartek 7 maja Sejm ma głosować nad (prawdopodobnym) wnioskiem Senatu o odrzucenie ustawy kopertowej, ale z powodu buntu Jarosława Gowina i posłów jego partii Porozumienie może nie mieć większości potrzebnej, by wniosek Senatu odrzucić.
W poniedziałkowym wywiadzie w „Sieciach” słowa Moniuszki o czekaniu na sygnał Sasina potwierdza nowy Prezes PP Tomasz Zdzikot. Pytany o to, po co Poczcie dane z rejestru PESEL, odpowiada: „To są dane, które umożliwiają podjęcie przygotowań takich jak wskazanie węzłów logistycznych, podział wyborców na poszczególne urzędy pocztowe, ustalenie rejonów doręczeń, wyważenie obciążenia pracą, kwestie transportu, ochrony. To wszystko przygotowujemy, ale cały proces ruszy rzecz jasna dopiero po decyzji Sejmu".
Zdzikot podkreślił także w innym miejscu, że nikt pod adres z rejestru PESEL pakietów doręczać nie będzie: „Zgodnie z procedowaną ustawą będą to przesyłki nierejestrowane i zostaną dostarczone według spisu wyborców, prowadzonych przez gminy w ramach zadań zleconych".
To nagłe wstrzymanie się całej operacji nie wynika z obawy przed działaniem bez podstawy prawnej, co zdaje się sugerować Tomasz Zdzikot. Poczta, prowadząc przygotowania wyborów korespondencyjnych, już dokonuje działań bez oparcia o literę prawa, bo nie jest jeszcze tzw. operatorem wyznaczonym (ustanawia ją takim operatorem ustawa, która jeszcze nie weszła w życie).
Niezależnie od tego, czy ustawa w czwartek zostanie przez Sejm przyjęta, czy odrzucona, dotychczasowe działania ministra Sasina i zarządu poczty są przekraczaniem uprawnień.
Podobnie wygląda kwestia dystrybuowania pakietów wyborczych przed 7 maja. Upadek ustawy w czwartek oznaczałby, że wszystkie pakiety, które poczta by rozniosła (zdążyłaby roznieść do tego czasu ok. 20 mln), byłyby do wyrzucenia.
Wejście ustawy w życie oznaczałoby z kolei, że samorządy zaczęłyby przekazywać spisy wyborców, a wtedy okazałoby się, że nawet kilka milionów pakietów mogło trafić pod zły adres.
Wstrzymanie doręczeń jest zatem jedynym sensownym wyjściem. Ale i utrudniającym logistycznie całą operację.
Sejm może najwcześniej odrzucić negatywną decyzję Senatu w czwartek rano. Poczta ma wtedy niecałe trzy dni na przeprowadzenie całej operacji, a i to nie bez przeszkód, bo samorządy będą prawnie zobligowane do przekazania spisu wyborców dopiero w piątek, gdy ustawa weszłaby w życie.
O napięte terminy spytano prezesa Zdzikota w „Sieciach". „Jeśli będziemy mieli kompletny spis wyborców ze wszystkich gmin, to tak, damy radę. Poczta Polska dystrybuuje dziennie 6 mln przesyłek, a w okresach świątecznych znacznie więcej. Te 30 mln pakietów nie stanowi więc istotnego problemu. Szacujemy, że na przeprowadzenie całej akcji kolportażu wszystkich pakietów potrzebujemy trzech dni".
Wydolność Poczty Polskiej w oczach i chęciach polityków PiS rośnie z tygodnia na tydzień. Jeszcze 23 kwietnia Jacek Sasin deklarował: „W zeszłym roku poczta dostarczyła 1,6 mld sztuk przesyłek. Tygodniowo to ponad 33 mln, więc liczby, o których mówię, nie budzą niepokoju. Tym bardziej że dystrybucję przesyłek chcemy zacząć na siedem dni przed datą wyborów".
Nietrudno zatem zauważyć, że nagle doszło do dwukrotnego wzrostu wydajności.
Tomasz Zdzikot nie traci jednak dobrego humoru i ogłasza w wywiadzie, że wykreślił ze słownika sformułowanie „nie da się". „Przy odpowiednim nastawieniu i ciężkiej pracy można osiągnąć bardzo wiele. A ja w pracę, którą wykonuję, i w Poczcie, i w innych miejscach, wkładam zawsze całe serce. Dlatego jestem przekonany, że damy radę. Poczta Polska da radę” - poucza prezes.
Jak wygląda to realnie? Czy listonosze dadzą radę?
„To zależy od rejonu. W miastach doręczanie dużej ilości przesyłek nie jest aż takim problemem jak w małych miejscowościach i na wsiach, gdzie odległości między zabudowaniami potrafią być naprawdę duże” - wyjaśnia związkowiec listonosz Piotr Moniuszko. „Szanse powodzenia tego przedsięwzięcia oceniam na 70 proc. i to oczywiście zakładając, że zespoły doręczeniowe będą pracować od rana do wieczora".
Na materiały zabezpieczające - według relacji Zdzikota - Poczta wydała w marcu i kwietniu 50 milionów złotych.
Same wybory to dla poczty ogromny wydatek. Pakiety dostarczać mają bowiem zespoły dwójkowe, w których jedna osoba jest listonoszem, a druga pracownikiem poczty. Z pracownikami zawierane będą dodatkowe umowy zlecenia, listonosze mogą liczyć na premie.
Poczta za pracę przy wyborach obiecała wszystkim dodatkowe wynagrodzenie, które najprawdopodobniej określone będzie w kwocie brutto za każdy dostarczony pakiet. Kwota ta waha się między 1,50 zł a 2 zł od pakietu. Łatwo policzyć, że same premie pakietowe mogą wynieść 120 milionów złotych.
Dodatkowym obciążeniem będzie wyłączenie poczty z normalnego funkcjonowania na dni obsługi wyborów, co generuje straty. Nie bez znaczenie były również dotychczasowe przygotowania.
A zgodnie z prawem pakiety wyborcze zwolnione są z opłaty pocztowej.
Jeszcze na początku kwietnia politycy PiS z zadowoleniem deklarowali, że na wyborach korespondencyjnych „poczta sobie zarobi”, ale bardzo szybko stało się oczywiste, że cała operacja to przepis na finansową katastrofę spółki.
Rząd oczywiście deklaruje, że Poczta Polska dostanie środki z budżetu, ale...
"Pan minister Sasin jest cwaniakiem. Poczta Polska nie zawarła jeszcze żadnej umowy z Ministerstwem Aktywów Państwowych.
Dlatego na kilka dni przed wyborami nie wiadomo nawet, ile pieniędzy może zaoferować za doręczanie pakietów” - wyjaśnia Piotr Moniuszko.
„Czekam z niecierpliwością na rozwój wydarzeń. Jeżeli ta ustawa jednak wyląduje w koszu, to będę jednym z pierwszych, który będzie bardzo głośno zadawał pytania kierownictwu spółki, dlaczego działali na szkodę przedsiębiorstwa?".
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze