Senator PO Stanisław Gawłowski umieścił na Twitterze grafikę z hasłem: "Cena państwa. Ile płacimy haraczu?" W rozmowie z OKO.press Gawłowski mówi, że wcale nie uważa podatków za haracz, a jedynie podał dalej interesujące dane. Niefrasobliwość senatora pokazuje głębszy problem
Czy podatki to haracz? Tak wynika z grafiki, którą 27 grudnia umieścił na Twitterze senator Stanisław Gawłowski.
Gawłowski był posłem PO od V do VIII kadencji Sejmu. Od 2019 jest senatorem. Do Senatu dostał się z własnego komitetu, ale wciąż jest członkiem PO. Nie jest więc internetowym anonimem z korwinistycznej niszy - to tam najczęściej można zetknąć się z takim językiem mówienia o podatkach - tylko doświadczonym politykiem największej partii opozycyjnej.
Zapytaliśmy senatora, dlaczego uważa, że podatki są haraczem.
„Nie uważam, że podatki to haracz. Tam jest znak zapytania, a on nie oznacza, że ja coś uważam" - tłumaczy Gawłowski.
I mówi: "Grafikę znalazłem w internecie, ona mówi, jak są wydawane pieniądze na różnego rodzaju rzeczy związane z funkcjonowaniem państwa. Państwo kosztuje, na to idą pieniądze, czy nam się to podoba, czy nie. Ono może być tańsze lub droższe i tyle. Państwo socjalne będzie droższe. Ktoś napisał słowo haracz, dopisał znak zapytania. Jeśli ktoś pyta, czy w nocy jest dzień, to nie oznacza, że tak jest faktycznie”.
Zamieszczenie grafiki przez senatora, choć jest twitterowym incydentem, o którym wszyscy jutro zapomną, pokazuje jednak głębszy problem.
Antypodatkowa narracja jest w polskiej debacie tak rozpowszechniona, że dla wielu stała się całkiem przezroczysta. Tymczasem jej konsekwencje bywają fatalne.
Na początek warto przyjrzeć się dokładniej grafice udostępnionej przez senatora. Można ją znaleźć na kilku serwisach z memami, takich jak wiocha.pl. Pojawiła się już w 2012 roku i - jak często bywa w sieci - zaczęła żyć swoim życiem. 8 lat później, pod koniec grudnia 2020 roku, wylądowała na profilu senatora RP Stanisława Gawłowskiego.
Na starszych wersjach mamy dopisek „procentowy udział wydatków państwowych w podatkach przeciętnego Polaka w 2011”. Z wersji, którą udostępnił Stanisław Gawłowski, dopisek zniknął - postać na grafice przeznacza 100 proc. swojej krwawicy na nieokreślony "haracz". Źródłem danych do grafiki są wyliczenia Instytutu Globalizacji, cytowane w 2011 roku przez serwis bankier.pl.
Instytut Globalizacji to założony w 2006 roku think tank, którego celem jest walka „na rzecz obrony wolności, praw własności i tradycyjnych wartości chrześcijańskich”. Jego współzałożycielem jest Tomasz Sommer. Dziś Sommer jest redaktorem „Najwyższego Czasu”, pisma ideologicznie bliskiego kolejnym partiom Janusza Korwina-Mikkego.
W ten sposób od nitki dotarliśmy do kłębka, a wszystko składa się w całość jak nie najgorsza teoria spiskowa. Nie chodzi nam oczywiście o udowodnienie, że wyobraźnią senatora Gawłowskiego sterują korwiniści, ale o pokazanie, jak w internecie rozchodzą się informacje opakowane w atrakcyjną demagogiczną formę.
Mamy więc przestarzałe i nieopisane dane. Co jednak z samym słowem haracz? Czy jego użycie jest uprawnione?
Słownik Języka Polskiego PWN wymienia trzy znaczenia tego słowa:
Haracz jest pobierany przez kogoś nam wrogiego i ani grosz z pieniędzy z haraczu do nas nie wróci. Nawet najbardziej nielubiany przez nas rząd nie może czegoś takiego zrobić. Obecna władza nadużywa instytucji publicznych do partyjnych celów - czego skrajnym przykładem jest TVP - ale drogi, przedszkola, szkoły czy placówki ochrony zdrowia wciąż służą wszystkim z nas, bez względu na poglądy i sympatie partyjne. Nawet najbardziej niechętnym podatkom wyborcom Konfederacji.
Tego rodzaju dyskurs na temat podatków – że to kradzież i bandycki haracz - jest w Polsce rozpowszechniony od lat. Dlatego senatorowi Gawłowskiemu to słowo wydało się przezroczyste, neutralne.
O podatku jako o „haraczu” piszą najpoczytniejsze media w kraju.
Taki język ma niestety swoje konsekwencje.
W czasie pandemii Polska szczególnie boleśnie doświadcza konsekwencji długoletniego niedofinansowania ochrony zdrowia. Jak przypomniała w OKO.press Elżbieta Cichocka, dwadzieścia lat temu, gdy Jerzy Buzek przymierzał się do przestawienia systemu zdrowia z budżetowego na ubezpieczeniowy, eksperci oszacowali, że składka na powszechne ubezpieczenie zdrowotne powinna wynieść 11 proc. Nie zgodził się na to ówczesny wicepremier Leszek Balcerowicz. W 2002 roku za rządów SLD-UP składka wzrosła z 7,5 do 9 proc. Od tego czasu nic się nie zmieniło, a Polska wciąż ma absurdalnie niską składkę zdrowotną na tle innych państw.
Ale nawet ta dalece niewystarczająca składka regularnie jest nazywana haraczem. W takim klimacie trudno o polityków, którzy mieliby dość odwagi, by rozwiązać ten problem.
"Jest to język, w którym każdy podatek jest złem, narzucanym przez złą, opresyjną władzę. Język skrajnej prawicy, reprezentowanej przez takie formacje jak Tea Party w Stanach, a u nas Janusza Korwin-Mikkego" - pisał w liście do "Gazety Wyborczej" ekonomista i działacz lewicowy Leszek Kraszyna, po tym jak gazeta używał słowa "haracz" w tytule tekstu o podatkach.
"Otóż wydaje mi się, że istnieje konsensus, akceptowany przez liberałów, konserwatystów i socjaldemokratów, w którym podatki są potrzebne, żeby realizować różne istotne cele państwa - a przedmiotem dyskusji jest tylko ich wysokość i jakie cele mają być realizowane" - pisał Kraszyna.
I konkludował: "Oczywiście nie mam złudzeń, że PiS wyda zgromadzone w budżecie większe środki w sposób sensowny. Ale PiS kiedyś przestanie rządzić, a język, w którym podatki są »haraczem«, pozostanie i będzie dalej niszczył państwo polskie".
Dziennikarz OKO.press od 2018 roku. Publikował też m.in. w Res Publice Nowej, Miesięczniku ZNAK i magazynie „Kontakt”. Absolwent Polskiej Szkoły Reportażu, arabistyki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu i historii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Autor reportażu historycznego "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022) o powojennych rozliczeniach wewnątrz polskiej społeczności żydowskiej. W OKO.press pisze głównie o gospodarce i polityce międzynarodowej oraz Bliskim Wschodzie.
Dziennikarz OKO.press od 2018 roku. Publikował też m.in. w Res Publice Nowej, Miesięczniku ZNAK i magazynie „Kontakt”. Absolwent Polskiej Szkoły Reportażu, arabistyki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu i historii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Autor reportażu historycznego "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022) o powojennych rozliczeniach wewnątrz polskiej społeczności żydowskiej. W OKO.press pisze głównie o gospodarce i polityce międzynarodowej oraz Bliskim Wschodzie.
Komentarze