0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Franciszek Mazur / Agencja GazetaFranciszek Mazur / A...

W Polsce to biedni są procentowo obciążeni bardziej niż bogaci w stosunku do swoich zarobków. To szczególnie duży problem dla ludzi o najniższych dochodach, ale ostatecznie także dla olbrzymiej większości społeczeństwa – państwo utrzymywane przez niezamożnych jest po prostu słabe i nie stać go na spełnianie podstawowych funkcji.

W Polsce mówienie o podwyższaniu podatków uważane jest jednak za polityczne tabu – a wprowadzenie progresji wymaga podwyższenia stawek dla bogatych. W naszym kraju podatek dochodowy dotychczas jedynie obniżano.

Czy ta sytuacja ma szansę się zmienić? Raczej nie – wciąż chcemy płacić mniej. Ale z internetowego sondażu Polskiego Instytutu Ekonomicznego na próbie 1200 osób dowiadujemy się czegoś jeszcze. Wyniki sugerują, że Polacy oczekują większej progresji podatkowej.

Bogatsi oskładkowani niżej

To nie znaczy, że chcą podniesienia podatków. Z badania wynika, że nawet w grupie najwyżej zarabiających Polacy oczekują obniżenia stawek podatkowych.

Warto podkreślić, że badane były tylko stawki podatku dochodowego. A to tylko jeden ze składników systemu podatkowego. Polskie podatki są degresywne właśnie przez inne daniny. Nominalnie mamy przecież dwie stawki PIT – 17 proc. i 32 proc. Ale mamy też 19-procentowy podatek liniowy dla przedsiębiorców, przez co nawet niektórzy zamożni przedsiębiorcy (często jednoosobowi) płacą mniej niż mniej od nich zarabiający pracownicy. Problemem jest także to, że VAT silniej obciąża biedniejszych, dramatycznie niska kwota wolna od podatku, silniejsze obciążenie biedniejszych składkami zdrowotnymi.

Przeczytaj także:

„Tak niskie oskładkowanie najbogatszych wynika z dwóch głównych powodów. Pierwszym z nich jest relatywnie płaski podatek dochodowy, mający aktualnie jedynie 2 progi – 17 proc. i 32 proc. Drugą przyczyną jest mnogość dostępnych form zatrudnienia o różnym poziomie oskładkowania i opodatkowania, które dla lepiej zarabiających są furtką do optymalizacji podatkowej. Fakt ten ilustrują dane MF. Podatnicy zatrudnieni w oparciu o standardową umowę o pracę obciążeni są klinem podatkowym w wysokości 36,6 proc. W tym samym czasie pracownicy zatrudnieni na umowy cywilnoprawne płacą jedynie 23,5 proc. danin publicznych, podobnie jak osoby prowadzące działalność gospodarczą, wśród których większość to jednoosobowe działalności oferujące swoje usługi na zasadach B2B” – komentuje w opracowaniu badania kierownik zespołu makroekonomii PIE Jakub Sawulski.

Jak opodatkować Polaków?

PIE zapytał ankietowanych o następujące dochody:

  • 2 600 zł - płaca minimalna,
  • 5 300 zł - średnie wynagrodzenie,
  • 7 100 zł - wynagrodzenie przekraczające drugi próg podatkowy,
  • 10 600 zł - dwukrotność średniego wynagrodzenia,
  • 21 200 zł - czterokrotność średniego wynagrodzenia.

W każdym z tych przypadków ankietowany mógł wybrać jedną z sześciu proponowanych stawek:

  • 0 proc.;
  • 10 proc.;
  • 17 proc.;
  • 20 proc.;
  • 25 proc.;
  • 32 proc. lub więcej.

Wśród badanych panuje konsensus, że osoby zarabiające pensję minimalną powinny płacić niższe podatki. 44 proc. badanych opowiedziało się tutaj za zerowym podatkiem, kolejne 42 proc. wybrało 10 proc. Pełne wyniki można prześledzić tutaj:

Na tym schemacie w oczy rzucają się dwie podstawowe konkluzje: badani chcą większej progresji podatkowej i obniżenia podatków wszystkim.

Nawet w wypadku czterokrotności średniej pensji, zaledwie co czwarty badany (dokładnie 26 proc.) wybrał opcję obecnej 32-procentowej stawki lub wyższej. Pozostałe trzy czwarte wolałyby, żeby najbogatsi pracownicy płacili mniejsze podatki. Tymczasem pod względem zarobków taka kwota jest już w absolutnym czubie. Według struktury zarobków GUS za 2018 rok (to wciąż najnowsze dane, jakimi dysponujemy), powyżej 20 tys. złotych miesięcznie zarabiało mniej niż 1 proc. zatrudnionych. To niecałe 80 tys. osób.

Podwyższać? Raczej nie

Zwolenników podwyższania podatków jest niewiele. Gdy zsumujemy wyniki, gdzie ankietowani wymienili wyższy podatek niż obecny, dla poszczególnych grup dochodowych prezentuje się to tak:

  • 2 600 zł - 5 proc.;
  • 5 300 zł - 12 proc.;
  • 7 100 zł - 32 proc.;
  • 10 600 zł - 27 proc.;
  • 21 200 zł - 26 proc.

Na pierwszy rzut oka interesujące może się wydawać, że w przypadku osób zarabiających na granicy drugiego progu podatkowego zwolenników zwiększenia obciążeń podatkowych jest najwięcej. Ale różnica z dwoma kolejnymi grupami jest niewielka, bliska błędowi statystycznemu. Pamiętajmy, że trzy ostatnie grupy to zdecydowana mniejszość. W drugi próg podatkowy wpada zaledwie około 5 proc. podatników. Dla większości Polaków trzy ostatnie grupy należą więc zapewne do jednego zbioru. I zwolenników zwiększenia wysokości opodatkowania w tych grupach jest mniej więcej tyle samo. Sumując odpowiedzi powyżej, odnosimy się do efektywnych stawek podatkowych, o których więcej w kolejnym akapicie.

Progresja, ale niżej

Gdy uśrednimy wyniki w każdej grupie dochodowej i tak uzyskane wyniki uznamy za „oczekiwaną stawkę podatkową”, otrzymujemy obraz oczekiwanego systemu podatkowego. Dokładnie tak zrobił PIE w swojej analizie wyników:

Z badania wynika więc, że:

  • Polacy chcą silniejszej progresji podatkowej;
  • Polacy uważają, że wszystkie grupy dochodowe powinny płacić niższe podatki.

Warto też zwrócić uwagę na wykresie na obecne stawki podatkowe dla osób zarabiających dwukrotność i czterokrotność średniej pensji. Chociaż najwyższa stawka podatkowa wielu wydaje się przerażająca, to nie oznacza ona, że po przekroczeniu progu 7 100 złotych miesięcznie automatycznie płacimy od naszego dochodu 32 proc. podatku. Wyższa stawka płacona jest jedynie od nadwyżki ponad kwotę progową. A dla osoby zarabiającej dwukrotność średniej płacy efektywnie oznacza to 22 proc., dla zarabiającego czterokrotność średniej – 27 proc.

Dwa progi bez zmian w dekadzie wzrostu

Polacy zauważają więc, że zmiany w systemie podatkowym są konieczne. A system jest przestarzały. Pogląd Polaków, że podatki należy tylko obniżać nawet najbogatszym, jest niezmienny. Dla zarabiających mniej może to być wyraz aspiracji – chcą dążyć do najwyższych grup dochodowych. Społeczeństwo, w którym zaledwie jeden procent zarabia więcej niż 20 tys. złotych miesięcznie, a co drugi z nas zarabia 4 tys. złotych lub mniej nie może nazwać siebie zamożnym.

Niemniej, podatki służą finansowaniu usług publicznych – a nie tego, czy innego rządu. Choć oczywiście rządzący mają spore możliwości w zarządzaniu publicznymi pieniędzmi tak, żeby się osobiście wzbogacić. To też część niechęci do wyższych podatków w Polsce.

Ustawa o podatku dochodowym obowiązuje od 1992 roku. Początkowo mieliśmy trzy progi: 20, 30 i 40 proc. Pierwsza zmiana to rok 1994 i podwyżka wszystkich progów do 21, 33 i 45 proc.

Dalej podatek już tylko cięto.

W 1997 roku na 20, 32 i 44 proc., a rok później na 19, 30 i 40. Takie stawki utrzymały się do końca rządów AWS-UW, przetrzymały rząd SLD-PSL. W 2009 roku zaczęły obowiązywać nowe stawki PIT uchwalone jeszcze za pierwszych rządów PiS – 18 proc. dla większości, 32 proc. dla najbogatszych (od nadwyżki ponad 85 tys. 528 zł dochodu rocznie – ta kwota nie była zmieniana do dziś, co jest jedyną, ukrytą formą podwyższania podatku dochodowego dla części ludzi o wysokich dochodach).

W tym roku PiS obniżył niższą stawkę do 17 proc.

Najwyższa stawka podatkowa wynosi więc 32 proc. od 11 lat. W 2009 roku średnia pensja wynosiła 3 103 złote, w 2019 roku 4 918. To wzrost o prawie 60 proc. W 2010 roku powyżej 20 tys. złotych brutto zarabiało 0,41 proc. zatrudnionych. W 2018 – 0,94 proc. To ponad dwukrotny wzrost. Przez ostatnią dekadę – w której rządami po równo podzieliła się PO z PiS – Polska się zmieniła i wzbogaciła. Nikt nie podjął natomiast żadnego kroku, żeby system podatkowy uczynić bardziej sprawiedliwym.

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze