53 miesiące. Tyle czasu działa już i wydaje publiczne pieniądze podkomisja, która miała ponownie zbadać przyczyny katastrofy smoleńskiej. Posłowie opozycji żądają informacji, czym zajmuje się to ciało i ile kosztują jego prace. Zniecierpliwieni są też politycy PiS. Jeśli Macierewicz nie pokaże raportu podkomisji, wkrótce może stracić funkcję wiceszefa partii
W czwartek, 30 lipca 2020, działalności podkomisji smoleńskiej chciała przyjrzeć się sejmowa komisja obrony narodowej. Posłowie opozycji, na wniosek których zwołano posiedzenie, pytali Antoniego Macierewicza, na jakim etapie są prace nad raportem podkomisji i kiedy zostanie on opublikowany.
Poseł Maciej Lasek, były członek Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, która w 2011 roku przygotowywała raport o przyczynach katastrofy prezydenckiego TU-154, apelował o zakończenie prac podkomisji, ogłoszenie wyników jej prac i ujawnienie wydatków.
Macierewicz przyjął taktykę na zamęczenie posłów. Najpierw zaprezentował im przeszło godzinny film - tłumaczył, że to załącznik do raportu podkomisji, a towarzyszący mu Kazimierz Nowaczyk dodawał, że to jedyny sposób, żeby pokazać komputerowe symulacje. Potem uciekał od udzielenia jakichkolwiek konkretnych informacji. W końcu, po niemal 4-godzinnych przepychankach
Macierewicz obwieścił, że raport jest gotowy i znajduje się w sejfie podkomisji. Jak mówił - dokument może zostać opublikowany w ciągu kwartału.
Ale podobne deklaracje Macierewicz wygłaszał już kilkakrotnie. Ostatnio - przed 10. rocznicą katastrofy. Zapowiadał wówczas w prorządowych mediach, że opinia publiczna pozna raport właśnie w 10. rocznicę. Nic takiego jednak się stało.
Ministerstwo Obrony Narodowej od odpowiedzialności za prace podkomisji smoleńskiej i decyzji w sprawie jej likwidacji umywa ręce. Reprezentujący resort Wojciech Skurkiewicz przekonywał wczoraj posłów, że podkomisja jest suwerenna, a MON nie ma żadnych możliwości wpływania na jej pracę.
Zarówno opozycja, jak i liczne media od dawna usiłują się dowiedzieć, ile kosztowały dotąd prace komisji i na co wydawała ona pieniądze. Także OKO.press wielokrotnie korespondowało w tej sprawie z MON i podkomisją. Pytaliśmy m.in.:
Ale resort konsekwentnie odsyła po wszelkie informacje do przewodniczącego podkomisji - czyli Macierewicza. A podkomisja zasłania się ochroną informacji niejawnych. Ministerstwo ujawniło jedynie, że
W czerwcu 2020 senator Krzysztof Brejza, zapytał o wydatki podkomisji w latach 2016-2020 Ministerstwo Finansów. Poznaliśmy odpowiedź, którą resort przesłał do Senatu.
„Ministerstwo finansów nie dysponuje danymi umożliwiającymi przedstawienie szczegółowej informacji na temat sumy środków publicznych wydatkowanych na działalność ww. podkomisji nawet w ujęciu rocznym, tj. za lata 2016, 2017, 2018 i 2019” - napisał wiceminister Sebastian Skuza. I odesłał Brejzę do MON.
Osiągnięciem Brejzy jest jednak ustalenie, że na 2020 rok MON zaplanował na wydatki komisji kwotę 2,75 mln złotych. Taką kwotę podał 20 lutego 2020, podczas posiedzenia senackiej komisji obrony, wiceminister obrony Wojciech Skurkiewicz.
Wcześniejsze informacje o wydatkach podkomisji w latach 2016-2019, podawane przez przedstawicieli rządu, są niespójne i niepełne.
W grudniu 2017 ówczesny wiceminister obrony Bartosz Kownacki informował, że w 2016 roku podkomisja smoleńska kosztowała budżet państwa 1,5 mln zł, a w 2017 - 2,6 mln zł.
Ale miesiąc wcześniej drugi z ówczesnych wiceszefów MON - Michał Dworczyk mówił, że na działalność podkomisji w 2017 roku przewidziano aż 6,18 mln zł. I w 2018 - kolejnych 6 mln zł.
W ogóle nie wiadomo, ile podkomisja wydała w 2019 roku, choć Macierewicz zapewniał na posiedzeniu sejmowej komisji obrony, że kwota zostanie podana do publicznej wiadomości do końca 2019 roku.
Jak widać, działalność komisji od 2016 roku mogła pochłonąć już od kilkunastu do ponad 20 mln zł.
Nie sposób również dowiedzieć się, czym dokładnie zajmuje się komisja i na jakim etapie są jej prace. Nie powiodły się podjęte przez posłów opozycji próby, by zdobyć wiedzę u źródła.
27 maja 2020 posłowie Joanna Kluzik-Rostkowska i Maciej Lasek zgłosili się na ulicę Kolską, do siedziby podkomisji smoleńskiej, by w ramach kontroli poselskiej zapoznać się z przygotowywanymi przez podkomisję dokumentami. Spotkali się jednak z niezwykłą reakcją.
„Kiedy przedstawiliśmy się i poprosiliśmy o umożliwienie zapoznania się z raportem wartownik szybko zamknął okienko, żeby skonsultować się co ma zrobić. Po chwili odpowiedział, że musi zapytać »panią Zosię«. Kobieta jednak przekazała, że raportu nie można przeczytać, gdyż go nie ma. Kiedy poprosiliśmy o nazwisko pani Zosi, żołnierz stwierdził, że nie może go podać. Powiedziałam, że muszę wiedzieć, kto jest autorem informacji, więc skoro on ją przekazuje, proszę o jego nazwisko, ale również odmówił jego podania. Na koniec powiedział, że pani Zosia nie istnieje” - relacjonuje posłanka Joanna Kluzik-Rostkowska.
Kilka dni później posłowie spotkali się z wiceministrem Skurkiewiczem, ale nie potrafił powiedzieć, co z raportem podkomisji. „Z dużą bezradnością stwierdził, że nie wie” - mówi Kluzik-Rostkowska.
Posłowie poprosili więc o spotkanie ministra Mariusza Błaszczaka. Wyznaczono im termin, ale gdy przyszli na umówione spotkanie, okazało się, że minister musiał właśnie pojechać na poligon.
„Minister mógł zapytać księgowość, więc chcieliśmy o to wystąpić. Wtedy skierowano nas do kolejnego wiceministra - Sebastiana Chwałki. Ale kiedy poszliśmy do niego, okazało się, że i jego nie ma. Asystent stwierdził, że to pewnie na portierni stwierdzono, że miał być, bo stał jego samochód. To przypomina Paragraf 22”- podsumowuje posłanka.
Podkomisja smoleńska działa od lutego 2016 roku. W styczniu 2018 roku, gdy Antoni Macierewicz został odwołany ze stanowiska szefa MON, jego następca - Mariusz Błaszczak powierzył mu funkcję przewodniczącego podkomisji.
Działania tego ciała są niejawne. Macierewicz nie musi się z nich tłumaczyć, dopóki nie powstanie raport końcowy. A i wówczas to minister obrony zadecyduje, czy dokument zostanie ujawniony.
W marcu 2020 roku Macierewicz zapowiadał w prawicowych mediach, że raport zostanie opublikowany w 10. rocznicę katastrofy. „10 lat to dobry czas, w którym konieczne jest posumowanie, rodzaj raportu pokazującego do czego doszliśmy w tej sprawie, jakie są rzeczywiste powody dramatu, który sprawił, że poległa duża część polskiej elity i dlaczego tak długo nie można było rozpocząć badań” - mówił.
Uchylił też rąbka tajemnicy, co znajdzie się w dokumencie.
„Pierwszy rozdział tego raportu trzeba zacząć od remontu TU-154, który odbywał się nie we Wnukowie k. Moskwy, tak jak przedtem to było robione przez wiele lat, ale w zakładach najbliższego przyjaciela pana Putina, Deripaski, w zakładach Aviacor w Samarze. Analiza pokazuje, że decydowały o tym służby rosyjskie wspierane także przez niektórych ludzi ze służb działających w Polsce. Druga część raportu będzie poświęcona przyczynom technicznym tej katastrofy (…) Jeszcze przedtem będzie koniecznie przeanalizowanie i przedstawienie opinii publicznej jak wyglądało przygotowanie do lotu po stronie polskiej, za które odpowiadał Tomasz Arabski, szef kancelarii pana premiera Donalda Tuska. Należy także przedstawić jak fałszowano materiał dowodowy- jak czyniła to strona rosyjska i jak pozwalała na to strona polska. (…) oraz jak formułowano także prawne postawy do wykreowania kłamstwa smoleńskiego” – mówił 6 marca w specjalnym programie „10.04.2010 Fakty” na antenie TV Republika.
Po wizycie posłów Kluzik-Rostkowskiej i Laska w siedzibie podkomisji, Macierewicz oburzał się, że chcieli oni „obejrzeć warianty raportu”. Posłowie uważają, że może to znaczyć, że członkowie podkomisji będą wariantowo głosować w sprawie przyjęcia poszczególnych części raportu.
„To kuriozum, szczególnie gdy mamy do czynienia z badaniem, które ma mieć podstawy naukowe, a nie być formą konsensusu” - mówi posłanka Kluzik-Rostkowska.
Podchodów Macierewicza i kolejnych wersji „prawdy smoleńskiej” mają dosyć również w PiS. Po wygranych wyborach prezydenckich, partia Kaczyńskiego chce zamknąć ciągnące się za nią niewygodne tematy.
„Nawet prezes Jarosław Kaczyński nie ma już złudzeń, że cokolwiek uda się ustalić i wątpi w teorie Macierewicza” - mówią nasze źródła w PiS.
Wśród koalicjantów krąży informacja, że Kaczyński odcina się od tego, co „badał” Macierewicz i najchętniej zapomniałby o długoletnim dochodzeniu i własnych deklaracjach, że jesteśmy „coraz bliżej prawdy”.
W ostatnich kampaniach wyborczych temat skutecznie wyciszano. Wcześniej zakończono tradycję „miesięcznic”, czyli odbywających się 10 dnia każdego miesiąca przemarszy przez centrum Warszawy. Podczas ostatniej miesięcznicy Kaczyński wyznał nawet, że prawdy o Smoleńsku możemy nigdy nie poznać. Dla działaczy PiS był to jasny sygnał, że prezes nie wierzy w podkomisję Macierewicza.
„Jest już niepotrzebny. Oparcie ma głównie w Klubach »Gazety Polskiej«, najbardziej radykalne postulaty przejmują od niego ludzie Konfederacji oraz Zbigniew Ziobro z Solidarną Polską, a dla młodych ludzi Antoni jest obciachem” - mówią nasi rozmówcy z PiS.
Były szef MON może już liczyć tylko na wsparcie grupy propisowskich mediów kontrolowanych przez Tomasza Sakiewicza, naczelnego tygodnika „Gazety Polskiej”, oraz Radia Maryja. To ostatnie kanały przekazu, które mu pozostały.
„Trudno znaleźć jakiś jego zwolenników. Nie widzę już nikogo, kto byłby z nim związany. Wycięto ich jak salami, jednego po drugim” - przekonują nasi rozmówcy ze Zjednoczonej Prawicy. Według nich,
jeśli Macierewicz nie przedstawi wkrótce sensownego raportu podkomisji, jesienią - podczas kongresu wyborczego PiS - może stracić funkcję wiceprzewodniczącego partii.
Od wiosny 2016 do wiosny 2022 roku wicenaczelna i szefowa zespołu śledczego OKO.press. Wcześniej dziennikarka „Polityki” (2000-13) i krótko „GW”. W konkursie Grand Press 2016 wybrana Dziennikarzem Roku. W 2019 otrzymała Nagrodę Specjalną Radia Zet - Dziennikarz Dekady. Laureatka kilkunastu innych nagród dziennikarskich. Z łódzkich Bałut.
Od wiosny 2016 do wiosny 2022 roku wicenaczelna i szefowa zespołu śledczego OKO.press. Wcześniej dziennikarka „Polityki” (2000-13) i krótko „GW”. W konkursie Grand Press 2016 wybrana Dziennikarzem Roku. W 2019 otrzymała Nagrodę Specjalną Radia Zet - Dziennikarz Dekady. Laureatka kilkunastu innych nagród dziennikarskich. Z łódzkich Bałut.
Pisał m.in. dla "Gazety Wyborczej", "Dziennika" i "Faktu"; współpracuje z kanałem Reset Obywatelski. Autor książki "Hipokryzja. Pedofilia wśród księży i układ, który ją kryje". Od sierpnia 2020 w OKO.press.
Pisał m.in. dla "Gazety Wyborczej", "Dziennika" i "Faktu"; współpracuje z kanałem Reset Obywatelski. Autor książki "Hipokryzja. Pedofilia wśród księży i układ, który ją kryje". Od sierpnia 2020 w OKO.press.
Komentarze