0:00
0:00

0:00

10 kwietnia 2020 roku minęło 10 lat od katastrofy samolotu prezydenckiego pod Smoleńskiem, w której zginęło 96 osób, wszyscy pasażerowie i cała załoga, w tym ówczesnym prezydent Lech Kaczyński, politycy wszystkich opcji, kombatanci, duchowni oraz wyżsi dowódcy wojskowi.

Politycy PiS nie uznali wyników badania katastrofy przez Komisję Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego (szczegóły ustaleń Komisji niżej) i twierdzili, że był zamach, był trotyl, sztuczna mgła, był wybuch, dwa wybuchy, trzy wybuchy, była bomba termobaryczna - trudno wszystko wymienić. Oraz że prezydent Kaczyński poległ pod Smoleńskiem.

Głównym propagatorem spiskowych teorii stał się wiceprzewodniczący PiS Antoni Macierewicz i jego niewiarygodna podkomisja smoleńska. Minęło 10 lat a podkomisja w nowym kształcie, już pod skrzydłami MON i z potężnym budżetem ciągle bada. Kilka miesięcy temu Macierewicz zapowiadał ostateczny raport na 10 rocznicę. Ale los nie jest dla podkomisji łaskawy, tym razem Wielkanoc i koronawirus stanęły na przeszkodzie.

Macierewicz - wybuchy były

Antoni Macierewicz musiał więc wziąć na siebie trud wytłumaczenia ustaleń podkomisji. I zrobił to 10 kwietnia rano w Polskim Radiu 24. Niestety nic nowego.

„Nie było pancernej brzozy, nie było pijanego generała, nie było prezydenta, który wymuszał lądowanie. Nie było polskich niedouczonych, brawurowych, nieodpowiedzialnych pilotów. To wszystko nieprawda” - mówił były minister obrony narodowej, dziś poseł PiS i przewodniczący powołanej przez siebie podkomisji smoleńskiej.

"Był materiał wybuchowy, była eksplozja w skrzydle, była eksplozja w centropłacie. Było zniszczenie samolotu na skutek wybuchu" - dodał.

Macierewicz (po raz kolejny) zapowiadał publikację ostatecznego raportu podkomisji smoleńskiej. Dzień wcześniej (9 kwietnia) w TV „Trwam” u ojca Rydzyka zapewniał, że raport jest gotowy, ale zostanie opublikowany „troszeczkę później” - bo Wielkanoc i epidemia koronawirusa. Jednak jego wypowiedzi sugerują, że

z raportu nie dowiemy się wiele więcej ponad to, co już słyszeliśmy.

A te rewelacje nie interesują już chyba nawet samego Jarosława Kaczyńskiego, który przestał zapowiadać, że „zbliżamy się do prawdy". Macierewicz ze swoją spiskową smoleńską narracją znalazł się na marginesie PiS.

W OKO.press poświęciliśmy rewelacjom Antoniego Macierewicza, opiniom na ten temat polityków PiS i Jarosława Kaczyńskiego, oraz 120 miesięcznicom smoleńskim blisko 100 tekstów.

Ale skoro Macierewicz zabrał głos, to nie ma wyjścia.

Przeczytaj także:

Jak ucięte brzytwą

W rozmowie z Polskim Radiem 24 Macierewicz podkreślał, że raport podkomisji smoleńskiej powstał m.in. w oparciu o inny raport, przygotowany przez Krajowy Instytutu Badań Lotniczych w Stanach Zjednoczonych w Wichita (National Institute for Aviation Research Wichita State University).

Opracowanie amerykańskich badaczy rzekomo obala teorię tzw. "pancernej brzozy", czyli że skrzydło Tupolewa został odcięte przez stojącą brzozę. Zderzenie z drzewem - zgodnie z ustalonym przez rządową komisję Millera przebiegiem zdarzeń - było bezpośrednią przyczyną katastrofy w tym sensie, że samolot stracił sterowność, zaczął się obracać wokół własnej osi i się roztrzaskał.

Nie jest prawdą, że to brzoza zniszczyła samolot. Gdyby w ogóle – a tak się nie stało – samolot uderzył w brzozę, to nie ma wątpliwości, że skrzydło przecięłoby tę brzozę, a nie brzoza skrzydło.

Polskie Radio 24,10 kwietnia 2020

Sprawdziliśmy

Brzoza mogła przeciąć skrzydło i to zrobiła

„Jesteśmy w posiadaniu pieczołowitych badań, eksperymentów i symulacji, jakie w tej sprawie zrobiono” - dodał.

Zanim się okaże, że to kolejna smoleńska fantazja Macierewicza, warto przypomnieć, co ustaliła Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego zwana komisją Millera od nazwiska jej przewodniczącego Jerzego Millera, ówczesnego ministra spraw wewnętrznych:

  • brzoza została przełamana przez lewe skrzydło na wysokości ok. 5,1 m;
  • końcówka skrzydła została odcięta w odległości ok. 10,8 m od kadłuba samolotu;
  • po odcięciu, fragment skrzydła został wyrzucony na odległość ok. 100 m, co potwierdziło modelowanie matematyczne;
  • na przeciętym skrzydle nie znaleziono żadnych śladów osmaleń, które mogłyby wskazywać, że był to wybuch.

Kiedy spojrzymy na zdjęcia, to zobaczymy, że skrzydło wygląda na przecięte:

Źródło: http://faktysmolensk.niezniknelo.com

Brzoza nie musiała być pancerna

Warto przypomnieć, że

taki scenariusz potwierdzali również eksperci niezależni od komisji Millera.

„Ponieważ uderzenie nastąpiło w zewnętrzną część skrzydła, która jest dosyć słaba, stało się to, co się stało. Gdyby brzoza uderzyła w podstawę skrzydła - tam gdzie jest ono zamocowane przy kadłubie - sprawa mogłaby się potoczyć inaczej. Tam skrzydło jest dużo bardziej wytrzymałe” - mówił w 2012 roku TVN24 fizyk z Uniwersytetu w Toronto prof. Paweł Artymowicz.

A tak wyjaśniał to w 2014 roku w rozmowie z PAP prof. Krzysztof Sibilski z Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych i Politechniki Wrocławskiej:

„Uderzając w brzozę, samolot leciał z prędkością ok. 270 kilometrów na godzinę. Przednia krawędź skrzydła przeszła przez pień o średnicy około 40 centymetrów w ciągu 5-6 tysięcznych sekundy. [...] W przekroju poprzecznym skrzydło dzieli się więc na trzy przestrzenie - [...] to tzw. obwody wytrzymałościowe albo inaczej kesony. [...] Jednak, gdy obwód zostanie rozerwany, zostaje już tylko wytrzymałość blachy, a ta ma grubość kilku milimetrów. [...] Rozerwane zostały dwa kesony. Trzeci musiał utrzymać całe obciążenie siłami aerodynamicznymi działających na końcówkę skrzydła, ale nie był w stanie".

Są również zeznania świadków, którzy widzieli, że samolot uderza skrzydłem w brzozę.

„Zobaczyłem samolot lecący nisko, który szedł równolegle do ziemi na wysokości mniej niż 10 metrów. [...] Przelatując nade mną tenże samolot włączył dopalanie. Od tego jak samolot włączył dopalacz, od strumienia powietrza wydostającego się z turbiny, upadłem obok swojego samochodu. [...] Po czym zobaczyłem, jak ten samolot, wg mnie lewym skrzydłem, zahaczył o pień brzozy. [...] Od uderzenia skrzydłem samolotu, pień drzewa przerąbało na dwie części i wierzchnia część drzewa upadła w kierunku wschodnim” - relacjonował jeden z nich.

Eksplozje w centropłacie i skrzydle

Jednak Antoni Macierewicz od lat jest innego zdania, choć nie zaprezentował na to żadnego przekonywającego argumentu.

Był materiał wybuchowy, była eksplozja w skrzydle, była eksplozja w centropłacie. Było zniszczenie samolotu na skutek wybuchu.

Polskie Radio 24,10 kwietnia 2020

Sprawdziliśmy

Nie ma dowodów na eksplozję

Coś podobnego słyszeliśmy już w 2017 r.oku, po pierwszym raporcie podkomisji. Wtedy też mowa była o eksplozjach w skrzydle i centropłacie, które miały wywołać trzy ładunki wybuchowe.

Raport Millera wyklucza jednak wybuch:

  • gdyby samolot wybuchł w powietrzu, to pod miejscem eksplozji zostałaby rozrzucona duża liczba szczątków a przed punktem zderzenia z pierwszymi drzewami nie znaleziono żadnych szczątków samolotu;
  • przed miejscem, w którym samolot uderzył o ziemię, nie było szczątków z wnętrza kadłuba - byłyby, gdyby wyrzuciła je eksplozja;
  • osmalenie centropłata było efektem pożaru, który zapłonął na części pola katastrofy.

Warto też zauważyć, że większość okien w samolocie przetrwała katastrofę. A tak by nie było, gdyby doszło do eksplozji.

Macierewicz nie podaje natomiast typu ładunku, jaki rzekomo został wykorzystany do wysadzenia samolotu.

W rozmowie z portalem niezalezna.pl mówił jedynie o „śladach materiałów wybuchowych".

To gdzie ta bomba?

Zaskakuje za to odpowiedź Macierewicza na pytanie o, to kiedy ładunki zostały w samolocie zamieszczone:

Na to pytanie będzie musiała odpowiedzieć prokuratura, my zajmujemy się badaniem okoliczności i bezpośrednich przyczyn tego dramatu.

Polskie Radio 24,10 kwietnia 2020

Sprawdziliśmy

Wcześniej podkomisja nie miała problemów ze snuciem spekulacji na ten temat miejsca i czasu podłożenia ładunków

Jest to o tyle dziwne, że wcześniej ani Macierewicz, ani członkowie jego podkomisji smoleńskiej nie mieli problemów ze spekulowaniem na ten temat.

Przykładowo, prof. Wiesław Binienda mówił 10 kwietnia 2018 roku, że ładunek wybuchowy mógł zostać podłożony w Rosji, w czasie remontu TU 154 M w zakładach Aviakor w Samarze (pisaliśmy o tym tu).

Minęła 10. rocznica bez ostatecznego raportu Macierewicza. Życzymy, by udało się raport skończyć na 11. rocznicę, no najdalej na 12.

;
Na zdjęciu Robert Jurszo
Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze