0:000:00

0:00

Prawa autorskie: il. Mateusz Mirys / OKO.pressil. Mateusz Mirys / ...

22 listopada przed Sądem Rejonowym Warszawa-Śródmieście odbyła się ostatnia rozprawa w procesie o zniesławienie, który aktywistka i psychoterapeutka Elżbieta Podleśna wytoczyła gwiazdom TVP.

W lutym 2019 roku Magdalena Ogórek i Rafał Ziemkiewicz w programie "W tyle wizji" podważali bezstronność i kompetencje zawodowe Podleśnej. Sugerowali, że wykorzystuje terapię do agitacji politycznej i namawia pacjentów do udziału w antyrządowych manifestacjach.

"Elżbieta Podleśna jest psychologiem, psychoterapeutą, ma pacjentów, przyjmuje i prowadzi regularną praktykę", "Mam wrażenie, iż ich przyprowadza na rozmaite eventy (...) zachowują się, jakby mieli pranie mózgu fachowo zrobione", "Wrażenie takie możemy odnosić i jeżeli jest to wykorzystywanie własnych umiejętności, tutaj de facto quasi-lekarskich, do manipulowania ludzką psychiką, to ja myślę, że (...) czekam cały czas na reakcję Towarzystwa Psychologicznego w takiej sprawie" – mówili na antenie TVP Ogórek i Ziemkiewicz.

Przeczytaj także:

Sprawa przeleżała w sądzie dwa lata, po czym natychmiast została umorzona. Sąd pierwszej instancji uznał, że wolność słowa ma priorytet nad dobrem osobistym powódki. Dopiero we wrześniu 2021 roku Sąd Okręgowy w Warszawie uwzględnił zażalenie Elżbiety Podleśnej i przywrócił sprawę do rozpoznania przed sądem rejonowym.

Przed spotkaniem z pozwanymi na sali sądowej, Podleśna tłumaczyła, że "wolność słowa nie polega na tym, że można o każdym powiedzieć każdą bzdurę i każde świństwo". "Nie pozwalam na bezkarne zniesławianie mnie nawet — a może tym bardziej — osobom, które mają po swojej stronie publiczne media i kompletnie niewspółmierne do moich możliwości oddziaływania".

Anton Ambroziak, OKO.press: Co działo się dziś na sali sądowej?

Elżbieta Podleśna: Na wezwanie sądu pojawili się dziś oskarżeni Magdalena Ogórek i Rafał Ziemkiewicz. I wraz z pełnomocnikami składali wyjaśnienia. Żadne z nich nie przyznało się do winy, wręcz utwierdzili się w swoim stanowisku.

Jak tłumaczyli swoje wypowiedzi?

Przekonywali, że dokonując oceny mojej działalności korzystali z wolności mediów. Zasłaniali się też argumentem lingwistycznym, że całość zarzutów wyrazili w trybie przypuszczającym. Przecież nikt nie powiedział definitywnie, że w moim gabinecie dochodzi do prania mózgu...

Pani Ogórek opowiadała też o poprzednim postępowaniu, w którym się spotkałyśmy, dotyczącym rzekomego ataku na jej samochód. Mimo że w tamtym procesie, wobec braku dowodów, wycofała się z zarzutów o opluwaniu, czy waleniu w maskę samochodu, dziś znów wróciła do udramatycznionej wersji tego, brutalnego w jej opinii, incydentu.

I tamto wydarzenie miało uzasadniać ich zachowanie na antenie publicznej telewizji?

Tak, tamte wydarzenia miały być potwierdzeniem tezy o werbunku pacjentów do działań wymierzonych w TVP i władzę. Pan Ziemkiewicz mówił o mnie per herszt, a uczestników demonstracji nazywał "moimi podwładnymi" lub "bojówkami".

W pewnym sensie za komplement mogę uznać określenie "platformerska Dolores Ibárruri" [red. hiszpańska polityczka baskijskiego pochodzenia, parlamentarzystka i członkini partii komunistycznej, autorka antyfaszystowskiego zawołania "¡No pasarán!"]. Tylko znów, panu Ziemkiewiczowi kłania się risercz, bo gdyby sprawdził dokładniej, wiedziałby, że Ibárruri podziwiam, natomiast mój stosunek do Platformy Obywatelskiej jest co najmniej krytyczny.

Co jeszcze mówili pracownicy TVP?

Magdalena Ogórek, znów w trybie przypuszczającym, stwierdziła, że "gdyby miała wyrazić się dosadnie to powiedziałaby, że jestem osobą zaburzoną". Rzuciła też, że mam obsesję na jej punkcie, bo nieustannie stosuję wobec niej retorsje. Zdziwiło mnie to, bo bardzo dbam o to, żeby oszczędzać sobie tego typu kontaktów.

Czy poza wolnością słowa i prawem do wyrażania krytyki, pełnomocnicy pozwanych podnosili jeszcze jakieś argumenty?

Starali się dodać trochę luzu. Przekonywali, że to był przecież program satyryczny, że formuła wymusza ostrzejszy język, a chodziło przecież o to, żeby się pośmiać.

I co? Było ci do śmiechu?

Tak naprawdę to wszystko jest bardzo smutne. Podczas tamtego programu "W tyle wizji" pokazano skrót mojego postu, w którym opisywałam akcję, podczas której chciałam, żeby oprócz mszy za żołnierzy wyklętych odprawiono w tym samym kościele również mszę za ich ofiary. Dziś na sali sądowej pełnomocnik Magdaleny Ogórek zakpił z mojej akcji, pytając głośnym szeptem, dlaczego w synagogach nie organizuję podobnych, jak to nazwał, happeningów. Wysłuchiwanie takich kuriozalnych, ale i antysemickich uwag, absolutnie mnie nie bawi.

Szczęśliwie, sędzia zamknęła dziś przewód i 6 grudnia usłyszymy wyrok.

Na co liczysz?

Na nic już nie liczę. Słyszę, że chodzi mi o pieniądze, ale komentujący chyba nie wiedzą, jakie odszkodowania zasądzają polskie sądy.

Nie ucieszy cię korzystne rozstrzygnięcie? W końcu czekasz już trzy lata, bo najpierw długo nic się działo potem było umorzenie, uwzględnienie zażalenia i w końcu właściwy proces.

Jestem pewna, że TVP będzie składać apelację.

Jeśli wyrok będzie niekorzystny, to raczej pogodzę się z wyrokiem sędzi, której uzasadnienia w innych sprawach bardzo szanuję. Poza tym, tak jak mówisz, od tamtych wydarzeń minęły już trzy lata i naprawdę chciałabym się uwolnić od wysłuchiwania tych nieścisłości i obelg.

;

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze