0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

W środę 8 lipca 2020 Sąd Rejonowy Warszawa Śródmieście uniewinnił pięcioro aktywistów, którzy w styczniu i lutym 2019 roku po zabójstwie Pawła Adamowicza protestowali przed siedzibą TVP.

Policja zarzucała demonstrującym, że 2 lutego utrudniali ruch na drodze publicznej, uniemożliwiając przejazd pracownicy TVP Magdalenie Ogórek (art. 90 kodeksu wykroczeń) oraz nalepili na jej samochodzie naklejki (art. 63a kodeksu wykroczeń).

W styczniu i na początku lutego 2019 roku, po zabójstwie prezydenta Pawła Adamowicza, grupa aktywistów przez kilkanaście dni protestowała przed gmachem TVP. Impulsem do akcji było powszechne przekonanie, że ataki mediów publicznych na opozycję, a zwłaszcza prezydenta Gdańska, pchnęły Stefana W. do jego czynu. Sytuację zaognił dodatkowo sposób, w jaki TVP relacjonowała wydarzenia związane ze śmiercią i pogrzebem Adamowicza.

Przynosili ze sobą banery z napisami „TVoja wina” i „Dosyć szamba”. Wieczorem 2 lutego grupka aktywistów blokowała Magdalenie Ogórek wyjazd z TVP. W stronę prezenterki krzyczano m.in. „sprzedajna kłamczucha”, „sprzedałaś się za pieniądze”, „lubi pani kłamać?”. Cała akcja trwała około 10 minut, ale wzbudziła dużo kontrowersji.

O sprawie pisaliśmy m.in. w tekście: Blokowanie Ogórek. Bodnar: niedopuszczalne. Media: lincz, zbydlęcenie. Aktywistki: Dużo słów na wyrost, Ogórek zeznaje: Kilka dni wcześniej zabito Adamowicza, bałam się, że ktoś z nich może mieć nóż

W związku z tymi wydarzeniami w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Śródmieścia toczyła się sprawa o wykroczenie wniesiona przez policję, w której obwinionymi są Elżbieta Podleśna, Joanna Gzyra-Iskandar, Szymon Kaczanowski, Elżbieta Rosłońska oraz Gabriela Lazarek. Zarzuty to:

  • „utrudnianie ruchu na drodze publicznej w ten sposób, że stali na jezdni, uniemożliwiając przejazd pojazdu BMW” (art. 90 kodeksu wykroczeń);
  • „umieszczenia nalepki na pojeździe BMW bez zgody zarządzającego tym pojazdem” (art. 63a kodeksu wykroczeń).

„Obwinieni przypominają nam, ile mamy wolności”

W sprawie odbyły się w 2019 i 2020 cztery posiedzenia sądowe. Zeznawali obwinieni, policja, a także sama Magdalena Ogórek. Podczas rozprawy 8 lipca miały więc miejsce mowy końcowe.

Obrońca obwinionych, mecenas Michał Zacharski, przypomniał kontekst protestów, które odbywały się przed siedzibą TVP. By wyjaśnić, jaka była ich waga, przywoływał koncepcję starożytnej agory, w której dochodzi do konfrontacji poglądów i ścierania się różnych wartości.

„Sokrates mówił sam o sobie, że był gzem, który kąsał gnuśne Ateny. Ci wszyscy obwinieni to ludzie, którzy nam przypominają, ile jeszcze mamy wolności. Krytykują władzę” - argumentował prawnik.

Krytyka ta dotyczyła napastliwych materiałów prasowych na temat Pawła Adamowicza, która w ich opinii była jedną z przyczyn, dla których doszło do jego zabójstwa.

Z jednej strony mamy więc wolność zgromadzeń i wolność słowa, z drugiej zaś rzekome naruszenie kodeksu wykroczeń poprzez utrudnianie ruchu na drodze publicznej. Rzekome, bo w toku sprawy ustalono, że ruch kołowy i tak był wyłączony przez policję ze względu na odbywające się zgromadzenie.

Zacharski oprócz tego przypomniał, że wbrew rozpowszechnianym początkowo pogłoskom, protest był pokojowy. Nie doszło do żadnego fizycznego blokowania Magdaleny Ogórek, fizycznej konfrontacji, niszczenia mienia.

Obrońca zwrócił też uwagę, że art. 63a kodeksu wykroczeń (bezprawne umieszczenie ogłoszenia lub plakatu) pojawił się w polskim prawie pod koniec stanu wojennego jako narzędzie do walki z opozycją, co sprawia, że władze powinny być szczególnie ostrożne przy stosowaniu tej kwalifikacji.

Przeczytaj także:

TVP szczuje na ludzi

Głos zabrała także jedna Elżbieta Podleśna: „Tych przedstawianych nam zarzutów nie da się zestawić nawet z tym, co działo się na antenie Telewizji Publicznej w roku 2018 i 2017. To nie był protest przeciwko Magdalenie Ogórek, ani atak na kogokolwiek. To był protest przeciwko używaniu mediów publicznych jako narzędzia niszczącego demokrację (...)

Tej telewizji używa się, żeby zaszczuwać. Część z nas straciło pracę, część dobre imię".

Aktywistka nawiązywała do tego, jak TVP w zemście za protesty upubliczniła dane osobowe demonstrujących, ją samą zaś nachodzono w pracy, podważano jej kompetencje jako psycholożki. Przypomniała też, że wiele znanych osób to jej zarzucało, że była „autorką ataku o charakterze linczu”, co było w tej sytuacji dodatkowo dotkliwe.

'Teraz żałuję tylko, że nasz protest nie miał większej skali. Telewizja publiczna tworzy w społeczeństwie podziały, które są niemożliwe do zasypania” - podsumowała Podleśna.

Sędzia Biliński: Protesty to sól demokracji

Uzasadniając wyrok uniewinniający sędzia Łukasz Biliński wyjaśniał, że czyny protestujących przede wszystkim nie miały znamion społecznej szkodliwości. Przeciwnie, celem demonstracji była troska o standardy demokratyczne. Cała sytuacja z kolei miała przełożenie na wizerunek Polski jako kraju, w którym coraz mniej miejsca na wolność słowa.

Biliński przywołał Ranking wolności prasy przygotowywany przez Reporterów bez granic. W 2020 roku Polska spadła w nim aż na 62 pozycję. W uzasadnieniu raportu jako jedną z przyczyn wymieniono szerzącą się w mediach nienawiść, a także podanie przez TVP danych osobowych protestujących przed jej siedzibą osób.

„W demokratycznym państwie prawa protest uliczny jest zjawiskiem pożądanym, wskazuje na prawidłowe funkcjonowanie pluralistycznego społeczeństwa. Protestów, demonstracji nie należy ograniczać, ani do nich zniechęcać. To sól demokracji. Władza powinna dbać o utrzymywanie warunków do prowadzenia takiej debaty. Demokracja to wartość, która nie jest dana raz na zawsze. Trzeba o nią walczyć” - wyjaśniał sędzia Biliński.

I powoływał się na koncepcję demokracji walczącej Karla Loewensteina: „Narzędziem walki demokracji o zachowanie swojej istoty są nie tylko akty wyborcze, ale wolne protesty, demonstracje, wszelka krytyka władz, mediów państwowych i innych organów, które mają przełożenie na społeczeństwo".

Sędzia podkreślał, że protesty pokojowe, nawet jeśli są nieprzyjemne dla adresatów przekazu, muszą podlegać ochronie. Również osoby publiczne muszą akceptować, że przez swoją działalność mogą usłyszeć nawet ostrą krytykę.

Zdaniem sędziego władza nie może ścigać protestujących pod pozorem wykroczeń, bo to systemowe zniechęcanie do protestów, zastraszanie mandatami. Obywatele gromadzili się przed siedzibą TVP, żeby demonstrować, a nie blokować ruch.

Orzeczenie nie jest prawomocne.

;

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze