0:000:00

0:00

Nagranie występu Piotra Szubarczyka, pracownika oddziału IPN w Gdańsku, zrobiło w internecie furorę. Na publicznym spotkaniu w miejscowości Czarne zwyzywał publiczność. „Swołocz, kanalie, jebał was pies” - reagował pracownik IPN na sugestie, że być może postawienie pomnika „wyklętych” nie jest zasadne. Przypomniano mu również zbrodnie na cywilach popełnione przez oddział Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”.

Występ Szubarczyka najlepiej obejrzeć samemu – jeśli ktoś go jeszcze nie widział. Na YouTube zebrał już 90 tys. wyświetleń. Sprawa odbiła się także szerokim echem w mediach – pisał o niej np. portal naTemat.

Szubarczyk miał później napisać, że mieszkańcy Czarnego „wyjątkowa swołocz” oraz „tchórzliwe kanalie”. Ale po kilku dniach przeprosił na Facebooku.

Kiedy wczytamy się w jego przeprosiny, można jednak dojść do wniosku, że Szubarczykowi nie jest przesadnie przykro.

"Broniłem wartości patriotycznych, broniłem dobrej sławy Żołnierzy Wyklętych, zwłaszcza atakowanego bez pardonu majora »Łupaszki«, ale forma tej obrony była wysoce niewłaściwa, co stwierdzam z ubolewaniem".

Przełóżmy to na prostszy język: "chciałem dobrze, ale mnie poniosło". Pracodawca Szubarczyka, oddział IPN w Gdańsku, także przez chwilę się zastanawiał, co zrobić.

Za wulgarne obelgi nagana

„Władze Oddziału IPN w Gdańsku podjęły decyzję o wszczęciu postępowania wyjaśniającego, w tym w szczególności przyczyn i powodów zachowania pracownika Oddziału pana Piotra Szubarczyka” - napisano 11 kwietnia (jak gdyby przyczyny i powody takiego zachowania mogły wpłynąć znacząco na jego ocenę).

Dzień później Oddział IPN w Gdańsku wydał komunikat, informując o karze „nagany na piśmie”. Łagodną karę tłumaczono „długoletnią pracą w IPN” oraz fakt, że Szubarczyk jest na rok przed emeryturą.

Za krytykę żołnierzy wyklętych grozi wyrzucenie

Tyle fakty. W tej sprawie napisał do OKO.press rozgoryczony pracownik IPN:

"W przypadku Macieja Sobieraja już nie było takich dylematów. [...] zakwestionował w sposób merytoryczny, po godzinach pracy i nie reprezentując IPN, zasadność nadania lubelskiej ulicy imienia Leonarda Zub-Zdanowicza, oficera AK, cichociemnego, który zdezerterował do NSZ i splamił się współpracą z Niemcami jako szef sztabu Brygady Świętokrzyskiej. Macieja trzeba było ratować. Udało się... A co będzie z Adamem Puławskim?

Rzeczywiście, dysproporcja w wymierzonych karach jest uderzająca. Zwolnienie grozi w IPN nie za kompromitację, ale za nieprawomyślność.

W marcu 2017 roku w obronie Macieja Sobieraja, historyka i dawnego działacza opozycji, inni naukowcy napisali list otwarty. Sobieraj, dodajmy, nikogo nie obraził, tylko powiedział prawdę – faktycznie Zub-Zdanowicz współpracował z Niemcami.

Dyrektor lubelskiego oddziału IPN zarzucił Sobierajowi „nieetyczne zachowanie”, mówił, że utracił do niego zaufanie. Ale po protestach środowiska historyków wycofał się. Ostatecznie Maciej Sobieraj przeszedł na emeryturę.

Z kolei historyk dr Adam Puławski, pracownik tego samego lubelskiego IPN, został odsunięty od badań naukowych, a wydanie jego książki zablokowano – dlatego (chociaż nikt wprost tego nie powiedział), że wyniki jego badań dotyczących stosunków polsko-żydowskich w czasie wojny nie były zgodne z linią IPN. O sprawie pisaliśmy w OKO.press w marcu 2018 roku.

Być może kluczem do niesłychanej wyrozumiałości IPN w sprawie Szubarczyka jest jego biografia. To były nauczyciel, od wielu lat specjalizuje się w pisaniu tekstów popularyzatorskich, w których idealizuje „wyklętych”. W 2007 roku, za pierwszych rządów PiS, był konsultantem przy produkcji spektaklu telewizyjnego „Inka 1946” w reżyserii Wojciecha Tomczyka. Od wielu lat publikuje w „Naszym Dzienniku”, piśmie wydawanym przez koncern o. Rydzyka. W archiwum „ND” można znaleźć ponad 500 artykułów Szubarczyka, poświęconych niemal wyłącznie „wyklętym”.

IPN ma także innych pracowników związanych ze skrajną prawicą, których nie usuwa - mimo skandali, które wywołują i które obciążają instytucję. Dr hab. Tomasz Panfil we wrześniu 2017 opublikował w „Gazecie Polskiej” artykuł, w którym m.in. pisał, że po rozpoczęciu okupacji niemieckiej w 1939 roku „sytuacja Żydów nie wyglądała źle” (analizowaliśmy go tutaj).

Przypomnijmy na zakończenie, że kompromitacja w Czarnem to nie pierwsza sytuacja, w której pracownicy IPN zachowują się publicznie fatalnie. W kwietniu 2012 roku Sąd Okręgowy w Koszalinie musiał odroczyć rozprawę lustracyjną byłego posła PO Jana Kuriaty, ponieważ dwaj biegli przysłani z IPN (w tym znany historyk dr hab. Patryk Pleskot) cierpieli na „psychofizyczną niedyspozycję”.

"Jeden miał utytłany w błocie płaszcz, spodnie i buty. Drugi w ciągu 40 minut zdążył trzy razy prosić sąd o pójście do toalety. Od obu panów czuć było silnie alkohol"

mówił TVN24 oburzony były poseł. Obaj pracownicy IPN ponieśli wówczas konsekwencje służbowe, chociaż ich nie zwolniono.

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze