0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: "Wiesti" 8.09.2024 / A.Jędrzejczyk"Wiesti" 8.09.2024 /...

Jak wiadomo, oficjalnie Putin napadł Ukrainę 24 lutego 2022 roku, by “bronić mieszkańców Donbasu”. Część zachodniej opinii publicznej takie tłumaczenia nawet kupowała. Że niby ludziom mówiącym po rosyjsku działa się tam krzywda – dlatego należało ich domy zrównać z ziemią. Ale gdyby starczyło tejże opinii publicznej cierpliwości i uwagi, to właśnie teraz dowiedziałaby się, że to wszystko było jedną wielką ściemą.

Putin w kilometrach kwadratowych

Putin – twierdzi jego propaganda – odniósł oszałamiający sukces. Bo ukraińska ofensywa w obwodzie kurskim nie tylko nie zatrzymała, ale „wręcz przyspieszyła” ofensywę rosyjską w Donbasie.

„Na przykład przedwczoraj grupa Wostok zdobyła w jednym uderzeniu trójkąt o długości siedmiu na pięć kilometrów w kierunku Doniecka, Pokrowska. Tam również przejęcia liczy się nie w setkach metrów kwadratowych, ale w kilometrach kwadratowych, cztery na pięć, trzy na pięć i tak dalej” – pochwalił się Putin 5 września.

„Armia rosyjska kontroluje nie obszary o powierzchni 200–300 metrów, ale kilometry kwadratowe” – powiedział zaś dzieciom 2 września podczas lekcji na początek roku szkolnego.

Co jakiś czas w propagandzie przelatuje zdanie o ochronie “ludności cywilnej”, ale jest ono sformułowane w języku imperium: „Chronimy zarówno tych, którzy mieszkają w Donbasie, jak i naszą wspólną przyszłość, przyszłość Rosji, bo nie możemy sobie pozwolić na tworzenie w pobliżu nas wrogich struktur” – objaśnił Putin dzieci w szkole.

Przeczytaj także:

Tymczasem do ludzi strzelają

Jak się ma do tego Kursk?

Tam się toczy normalna wojna i choćby Ukraińcy się nie wiem jak starali, to nie ochronią wszystkich cywili, którzy zostali pod ukraińską okupacją („w szarej strefie”, jak mawia propaganda Kremla, bo nie przejdzie je przez gardło, że Ukraina mogła coś na Putinie zdobyć).

Zresztą propaganda Putina nie pozostawia złudzeń i to jest tło do opowieści Putina o „kilometrach kwadratowych” oraz „wrogich strukturach w przyszłości”. Telewizja codziennie pokazuje, jak rosyjska armia „odpiera ataki” Ukrainy w obwodzie kurskim. Polega to na równaniu wszystkiego z ziemią przy pomocy artylerii i lotnictwa. „Świętym obowiązkiem rosyjskiej armii jest zrobić wszystko, aby wyrzucić wroga z naszego terytorium” – oświadczył Putin.

Telewizyjne dzienniki poświęcają temu świętemu obowiązkowi po kilkanaście minut dziennie. Zawsze z perspektywy armat.

Rozkoszują się też szczegółami zdobycznego sprzętu. Słowami propaganda opisuje to tak: “Koncentracje siły roboczej i sprzętu wroga zostały ziszczone w rejonie wsi Apanasowka, Borki, Wiszniewka, Wniezapnoje, Gujewo, Kozacza Łoknia, Ljubimowka, Małaja Łoknia, Martynowka, Nowaja Soroczina, Nowoiwanowka, Obuchowka, Swerdlikowo i Snagost w obwodzie kurskim".

Tam wszędzie zostali ludzie, obywatele Rosji. Sto, dwieście tysięcy uciekło, ale wielu zostało (w samej Sudży wedle oficjalnych danych w piwnicach chowa się tysiąc osób). Propaganda tego nie ukrywa. Tylko lekko sugeruje, że może sami są sobie winni, bo nie chcieli uciec, zostawiając bez opieki gospodarskie zwierzęta, albo są za starzy, chorzy, nie mają samochodów. I nikt na nich nie czeka. A armia Putina traktuje ich jak „żywe tarcze”, którymi chronią się Ukraińcy. Więc należy do nich strzelać.

„Kiedy jechaliśmy przez wioski, próbowaliśmy wyjaśnić sytuację, niebezpieczeństwo. Niektórzy się zgodzili, ale tak naprawdę było wielu ludzi, którzy stanowczo odmawiali wyjazdu. Trzeba zrozumieć, że to teren wiejski, wielu mieszkańców ma zwierzęta, gospodarstwa domowe i nie rozumieli, jak będą je karmić, poić i kto będzie się nimi opiekował, a oni pozostali na swoich miejscach, stanowczo odmawiali wyjazdu niezależnie od tego, jak bardzo ich przekonamy” – potwierdza nasze ponure przypuszczenia kurski poseł do Dumy Aleksiej Zołotariew.

Putin wie, ale ma szerszą perspektywę

W tej sprawie propaganda ma do powiedzenia tylko tyle, że sytuacja pod Kurskiem to „bolesna rana”, która naprawdę przysparza cierpienia Putinowi, choć „publicznie tego nie okazuje” (telewizyjne „Wiesti Niedieli”, 8 września).

Nieujawnianie cierpienia wygląda u Putina tak:

„Ludzie doświadczają i przechodzą trudne próby, zwłaszcza w obwodzie kurskim. Ale głównym zadaniem, jakie postawił sobie wróg, było powstrzymanie naszych ofensywą w Donbasie”.

Putin mówi więc Lordem Farquadem ze Shreka („Zapewne wielu z was zginie, ale jest to poświęcenie, na które jestem gotów”), a propaganda tylko trochę próbuje łagodzić jego okrucieństwo („Putin wie o sprawie, ale musi patrzeć na sytuację szerzej i skupić się doprowadzeniu do zakończenia konfliktu” – opowiada gospodarz trzygodzinnych niedzielnych „Wiestiach Niedieli” Dmitrij Kisielow).

Zdjęcie na samej górze pokazuje esencję propagandowego przekazu: Kisielow stoi w studio na tle ekranu z napisem „Bolesny punkt”. Bowiem obwód kurski to tylko punkt, a jeśli coś tam jest ważne, to artyleryjski ostrzał.

Rosyjska mapka atakowanej Ukrainy z zaznaczeniem obowu kurskiego po stronie rosyjskiej
Inna forma minimalizowania "problemu kurskiego"; obwód kurski pokazywany w "Wiestiach" na tle całego frontu w Ukranie, 7 września 2024

O ludziach, którym wojna „w obronie mieszkańców Donbasu” rozwala w najlepszym razie domy, a tak naprawdę – życie, nie ma praktycznie słowa.

Jeszcze przed tygodniem propaganda przyznawała, że cywile giną: „pogibli mirnyje żytieli” (zginęli cywile), „pogibła semja” (zginęła rodzina). Czasem trafi się rytualna opowieść w typie “legendy o krwi„, które narrator/ka stylizuje na znane opowieści o zbrodniach wojennych. (”Uciekinierka z przygranicznej wsi Koreniewo powiedziała agencji RIA Nowosti, że żołnierze Ukraińskich Sił Zbrojnych dopuścili się okrucieństw w okupowanych kurskich wioskach – strzelali do cywilów, obcinali głowy starcom, torturowali dzieci"). Propaganda rzuca taki horror, a potem o tym zapomina. Nie musimy nawet się zastanawiać, czy to prawda, bo zaraz jest kolejny reportaż o strzelającej armacie albo czołgu.

Charakterystyczne, że częściej można się dowiedzieć, że ktoś “pogib” na terenach okupowanej przez Rosję Ukrainy, ale nie zajętym przez Ukraińców obwodzie biełgorodzkim, czy nawet pod Moskwą, w wyniku ataku dronów. Te śmierci uzasadniają po prostu “wyzwolicielską” akcję Putina albo są incydentami.

Lekcja, że jest się nikim

Przejmujące było, że tym informacjom nigdy nie towarzyszyła żadna ciekawość, kim byli ci ludzie, jak żyli, o czym marzyli. Propaganda Kremla nigdy się tym nie zajmuje. Poległym żołnierzom wymyśla, owszem nowe, bohaterskie biografie. Bohater nie mógł bowiem prowadzić niedoskonałego życia. Jak się zastanowić, to jest dodatkowy element represji wobec ludzi w Rosji.

Wyobraźmy sobie szkołę gdzieś w głębi kraju. Jej absolwent zginął w Ukrainie, więc zgodnie z wojennym rytuałem dyrekcja szkoły stawia mu „partu gieroja” (ławkę bohatera), poświęconą wymyślonemu życiu (i śmierci) człowieka, którego tam wszyscy znali. Czy to nie świetna lekcja tego, że jest się nikim?

Ignorując los cywili pod Kurskiem i zajmując się cierpieniem Putina, propaganda przekracza jednak kolejną granicę. I nie chodzi tu o ludzkie współczucie – ale o reguły wojny w świecie mediów społecznościowych.

Opisywanie cywilnych ofiar tak, by strata każdego ludzkiego życia sprawiała odbiorcom wiadomości ból, jest elementem współczesnej opowieści o wojnie. Jest w zasadzie częścią współczesnej wojny – czy to w Gazie, czy w Ukrainie.

Ale nie w Rosji.

Tu władza nie chce, nie umie, ale przede wszystkim nie może opowiadać o ofiarach wojny Putina tak, jakby były ważne. Bo wtedy padłoby pytanie o odpowiedzialność za to władcy.

Internet żyje w Kursku

Tymczasem o istnieniu w Rosji, w tym pod Kurskiem, komunikacji sieciowej, takiej jak na całym świecie, świadczy ta oto historyjka.

Kurski urzędnik postanowił się wykazać i zamiast zajmować się cywilami, zamówił plakaty wzywające do obrony ojczyzny i służby kontraktowej w wojsku.

Tak się jednak złożyło, że na plakacie żołnierz chroniący dziecko jest... żołnierzem ukraińskim.

Co dosyć szybko zostało wykryte. „Pomylili się. Zdjęcie zostało pobrane z internetu”. W ogólnym bałaganie urzędnik za to odpowiedzialny nie został jednak skazany na wieloletnie więzienie za dyskredytację armii rosyjskiej – dostał tylko naganę z wpisem do akt.

Fragmnet strony internetowej RIA Nowosti z plakatem przedstawiającym ukraińskiego żołnierza i dziecko, z rosyjskim napisem "za naszych"
Produkcja państwa Putina w ostrzeliwanym Kursku, do którego uciekają tysiące cywili: plakat z dwuznacznym, jak się okazało, napisem "Za naszych". Screen strony RIA Nowosti, 9 września 2024

Do czego służy poddany?

Żyjących w obwodzie kurskim propaganda też nie traktuje lepiej. Liczą się tylko wtedy, kiedy przydają się na wojnie Putina. W tym na wojnie propagandowej.

  • Po pierwsze – mają opowiadać w telewizji, jak bardzo wierzą w zwycięstwo („ostateczne zwycięstwo”), bo „nasi ich pogonią”.
  • Po drugie – mają zapewniać w telewizji, że się nie boją. Bo Rosjanie są nadludźmi. A poza tym wieść o dobrym stanie emocjonalnym ostrzeliwanych na pewno ulży w cierpieniu Putina.
Tęga kobieta w kuchni
Ta pani opowiada reporterce, że ewakuować się nie zamierza, bo ma do opieki 10 psów i koty. I niczego się nie boi. "Wiesti", 8 września 2024.
  • Po trzecie – służą do tego, by głośno i wyraźnie odczuwać wsparcie władzy. Jako że władza mówi, że wspiera, a Putin nawet osobiście się interesuje, a nawet wysyła w teren wicepremiera.
  • I po czwarte – mają władzę popierać. I proszę: w wyborach lokalnych, które w Rosji odbyły się w ten weekend, obwód kurski pobił rekord we frekwencji wyborczej rejonów przygranicznych, a i przegonił wiele niebombardowanych obwodów w Rosji (61,56 proc. głosujących – dla porównania w Polsce w tegorocznych wyborach samorządowych bez ostrzału mieliśmy 52-proc. frekwencję).

Proszę sobie wyobrazić. Niespełna milionowy region jest ostrzeliwany, każdego dnia kilkakrotnie ogłaszane są alarmy rakietowe. 200 tys. ludzi uciekło z domów, często bez jakichkolwiek dokumentów, bo nie zostali ostrzeżeni na czas. Wiele rodzin się pogubiło, wiele tysięcy jest w “szarej strefie”, gdzie niewątpliwie żadnego głosowania nie będzie. A władza im opowiadała, że aż 538 117 z nich zagłosowało. Zaś gubernator, który odpowiada za brak ewakuacji i chaos, dostał 65,28 proc. głosów.

Pozostaje nam pytanie: czy Rosja Putina jest tak odrębnym światem, że takie rzeczy można ludziom bezkarnie robić, a radość życia czerpać będą z radosnych wiadomości telewizyjnych o zbombardowaniu centrum Lwowa albo Połtawy. Czy Putin ostatecznie przegnie i się na tym przejedzie?

Faktem jest, że nawet oficjalnie badane zaufanie do Putina bardzo ostatnio spadło.

***

Od początku pełnoskalowej napaści Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?

UWAGA, niektóre z linków wklejanych do tekstu mogą być dostępne tylko przy włączonym VPN.

Grafika: rozbłysk a w srodku oko (Saurona?)
Rosyjska propaganda: rys. Weronika Syrkowska/OKO.press
;
Na zdjęciu Agnieszka Jędrzejczyk
Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)

Komentarze