W Polsce to biedni są procentowo obciążeni bardziej niż bogaci w stosunku do swoich zarobków. To szczególnie duży problem dla ludzi o najniższych dochodach, ale ostatecznie także dla olbrzymiej większości społeczeństwa – państwo utrzymywane przez niezamożnych jest po prostu słabe i nie stać go na spełnianie podstawowych funkcji.
W Polsce mówienie o podwyższaniu podatków uważane jest jednak za polityczne tabu – a wprowadzenie progresji wymaga podwyższenia stawek dla bogatych. W naszym kraju podatek dochodowy dotychczas jedynie obniżano.
Czy ta sytuacja ma szansę się zmienić? Raczej nie – wciąż chcemy płacić mniej. Ale z internetowego sondażu Polskiego Instytutu Ekonomicznego na próbie 1200 osób dowiadujemy się czegoś jeszcze. Wyniki sugerują, że Polacy oczekują większej progresji podatkowej.
Bogatsi oskładkowani niżej
To nie znaczy, że chcą podniesienia podatków. Z badania wynika, że nawet w grupie najwyżej zarabiających Polacy oczekują obniżenia stawek podatkowych.
Warto podkreślić, że badane były tylko stawki podatku dochodowego. A to tylko jeden ze składników systemu podatkowego. Polskie podatki są degresywne właśnie przez inne daniny. Nominalnie mamy przecież dwie stawki PIT – 17 proc. i 32 proc. Ale mamy też 19-procentowy podatek liniowy dla przedsiębiorców, przez co nawet niektórzy zamożni przedsiębiorcy (często jednoosobowi) płacą mniej niż mniej od nich zarabiający pracownicy. Problemem jest także to, że VAT silniej obciąża biedniejszych, dramatycznie niska kwota wolna od podatku, silniejsze obciążenie biedniejszych składkami zdrowotnymi.
„Tak niskie oskładkowanie najbogatszych wynika z dwóch głównych powodów. Pierwszym z nich jest relatywnie płaski podatek dochodowy, mający aktualnie jedynie 2 progi – 17 proc. i 32 proc. Drugą przyczyną jest mnogość dostępnych form zatrudnienia o różnym poziomie oskładkowania i opodatkowania, które dla lepiej zarabiających są furtką do optymalizacji podatkowej. Fakt ten ilustrują dane MF. Podatnicy zatrudnieni w oparciu o standardową umowę o pracę obciążeni są klinem podatkowym w wysokości 36,6 proc. W tym samym czasie pracownicy zatrudnieni na umowy cywilnoprawne płacą jedynie 23,5 proc. danin publicznych, podobnie jak osoby prowadzące działalność gospodarczą, wśród których większość to jednoosobowe działalności oferujące swoje usługi na zasadach B2B” – komentuje w opracowaniu badania kierownik zespołu makroekonomii PIE Jakub Sawulski.
Jak opodatkować Polaków?
PIE zapytał ankietowanych o następujące dochody:
- 2 600 zł – płaca minimalna,
- 5 300 zł – średnie wynagrodzenie,
- 7 100 zł – wynagrodzenie przekraczające drugi próg podatkowy,
- 10 600 zł – dwukrotność średniego wynagrodzenia,
- 21 200 zł – czterokrotność średniego wynagrodzenia.
W każdym z tych przypadków ankietowany mógł wybrać jedną z sześciu proponowanych stawek:
- 0 proc.;
- 10 proc.;
- 17 proc.;
- 20 proc.;
- 25 proc.;
- 32 proc. lub więcej.
Wśród badanych panuje konsensus, że osoby zarabiające pensję minimalną powinny płacić niższe podatki. 44 proc. badanych opowiedziało się tutaj za zerowym podatkiem, kolejne 42 proc. wybrało 10 proc. Pełne wyniki można prześledzić tutaj:
Na tym schemacie w oczy rzucają się dwie podstawowe konkluzje: badani chcą większej progresji podatkowej i obniżenia podatków wszystkim.
Nawet w wypadku czterokrotności średniej pensji, zaledwie co czwarty badany (dokładnie 26 proc.) wybrał opcję obecnej 32-procentowej stawki lub wyższej. Pozostałe trzy czwarte wolałyby, żeby najbogatsi pracownicy płacili mniejsze podatki. Tymczasem pod względem zarobków taka kwota jest już w absolutnym czubie. Według struktury zarobków GUS za 2018 rok (to wciąż najnowsze dane, jakimi dysponujemy), powyżej 20 tys. złotych miesięcznie zarabiało mniej niż 1 proc. zatrudnionych. To niecałe 80 tys. osób.
Podwyższać? Raczej nie
Zwolenników podwyższania podatków jest niewiele. Gdy zsumujemy wyniki, gdzie ankietowani wymienili wyższy podatek niż obecny, dla poszczególnych grup dochodowych prezentuje się to tak:
- 2 600 zł – 5 proc.;
- 5 300 zł – 12 proc.;
- 7 100 zł – 32 proc.;
- 10 600 zł – 27 proc.;
- 21 200 zł – 26 proc.
Na pierwszy rzut oka interesujące może się wydawać, że w przypadku osób zarabiających na granicy drugiego progu podatkowego zwolenników zwiększenia obciążeń podatkowych jest najwięcej. Ale różnica z dwoma kolejnymi grupami jest niewielka, bliska błędowi statystycznemu. Pamiętajmy, że trzy ostatnie grupy to zdecydowana mniejszość. W drugi próg podatkowy wpada zaledwie około 5 proc. podatników. Dla większości Polaków trzy ostatnie grupy należą więc zapewne do jednego zbioru. I zwolenników zwiększenia wysokości opodatkowania w tych grupach jest mniej więcej tyle samo. Sumując odpowiedzi powyżej, odnosimy się do efektywnych stawek podatkowych, o których więcej w kolejnym akapicie.
Progresja, ale niżej
Gdy uśrednimy wyniki w każdej grupie dochodowej i tak uzyskane wyniki uznamy za „oczekiwaną stawkę podatkową”, otrzymujemy obraz oczekiwanego systemu podatkowego. Dokładnie tak zrobił PIE w swojej analizie wyników:
Z badania wynika więc, że:
- Polacy chcą silniejszej progresji podatkowej;
- Polacy uważają, że wszystkie grupy dochodowe powinny płacić niższe podatki.
Warto też zwrócić uwagę na wykresie na obecne stawki podatkowe dla osób zarabiających dwukrotność i czterokrotność średniej pensji. Chociaż najwyższa stawka podatkowa wielu wydaje się przerażająca, to nie oznacza ona, że po przekroczeniu progu 7 100 złotych miesięcznie automatycznie płacimy od naszego dochodu 32 proc. podatku. Wyższa stawka płacona jest jedynie od nadwyżki ponad kwotę progową. A dla osoby zarabiającej dwukrotność średniej płacy efektywnie oznacza to 22 proc., dla zarabiającego czterokrotność średniej – 27 proc.
Dwa progi bez zmian w dekadzie wzrostu
Polacy zauważają więc, że zmiany w systemie podatkowym są konieczne. A system jest przestarzały. Pogląd Polaków, że podatki należy tylko obniżać nawet najbogatszym, jest niezmienny. Dla zarabiających mniej może to być wyraz aspiracji – chcą dążyć do najwyższych grup dochodowych. Społeczeństwo, w którym zaledwie jeden procent zarabia więcej niż 20 tys. złotych miesięcznie, a co drugi z nas zarabia 4 tys. złotych lub mniej nie może nazwać siebie zamożnym.
Niemniej, podatki służą finansowaniu usług publicznych – a nie tego, czy innego rządu. Choć oczywiście rządzący mają spore możliwości w zarządzaniu publicznymi pieniędzmi tak, żeby się osobiście wzbogacić. To też część niechęci do wyższych podatków w Polsce.
Ustawa o podatku dochodowym obowiązuje od 1992 roku. Początkowo mieliśmy trzy progi: 20, 30 i 40 proc. Pierwsza zmiana to rok 1994 i podwyżka wszystkich progów do 21, 33 i 45 proc.
Dalej podatek już tylko cięto.
W 1997 roku na 20, 32 i 44 proc., a rok później na 19, 30 i 40. Takie stawki utrzymały się do końca rządów AWS-UW, przetrzymały rząd SLD-PSL. W 2009 roku zaczęły obowiązywać nowe stawki PIT uchwalone jeszcze za pierwszych rządów PiS – 18 proc. dla większości, 32 proc. dla najbogatszych (od nadwyżki ponad 85 tys. 528 zł dochodu rocznie – ta kwota nie była zmieniana do dziś, co jest jedyną, ukrytą formą podwyższania podatku dochodowego dla części ludzi o wysokich dochodach).
W tym roku PiS obniżył niższą stawkę do 17 proc.
Najwyższa stawka podatkowa wynosi więc 32 proc. od 11 lat. W 2009 roku średnia pensja wynosiła 3 103 złote, w 2019 roku 4 918. To wzrost o prawie 60 proc. W 2010 roku powyżej 20 tys. złotych brutto zarabiało 0,41 proc. zatrudnionych. W 2018 – 0,94 proc. To ponad dwukrotny wzrost. Przez ostatnią dekadę – w której rządami po równo podzieliła się PO z PiS – Polska się zmieniła i wzbogaciła. Nikt nie podjął natomiast żadnego kroku, żeby system podatkowy uczynić bardziej sprawiedliwym.
Takiego steku bzdur, idiotyzmów i nieprawd dawno nie czytałem. Przykład: 19% to podatek dla przedsiębiorców. Nieprawda. 19% to podatek od dochodu przedsiębiorstwa z osobowością prawną. Wspólnicy, przeznaczając dochód na własne (osobiste) potrzeby od pobranej kwoty (dywidendę) płacą podatek dochodowy. Autor nie rozróżnia obciążenia relatywnego, procentowego od rzeczywistego, kwotowego. Nie rozumie na czym polega podatek VAT. Nie będę pisał artykułu na temat dalszych bzdur oferowanych internautom przez redaktora i Instytut. Artykuły red Szymczyka to są przygrywki wspierające matoła Morawieckiego w podnoszeniu lub wymyślaniu nowych podatków. Właśnie ujawnił zamiar wprowadzenia podatku handlowego. W krajach dotkliwie obciążonych pandemią obniżany jest podatek dochodowy, podatek VAT. W Polsce odwrotnie, ignorując inflację, drożyznę, zatory płatnicze itp. Może pan red + Instytut wyjaśni internautom dlaczego mamy powyższe zjawiska? Ale koniec. Słusznie piszą tu internauci, że z PiSowskimi trollami nie dyskutuje się.
Jak podatek progresywny ma być sprawiedliwy? Dlaczego mam być "karany" za to, że więcej zarabiam?
Powinien być jeden podatek dochodowy dla wszystkich (np. 17%) oraz kwota wolna od podatku uzależniona od najniższej krajowej, np. 10-12 krotność najniższego uposażenia.
unia to może mi skoczyć na kancik
W artykule nie uwzględnioono, że ci bogatsi zazwyczaj mają własne firmy i niektóre prywatne koszty wrzucają w koszty firmy. W ten sposób obniżają dochód i tym samym podatek dochodowy, ale to również powoduje obniżenie płaconego VAT-u. Czyli bogatsi mogą unikać płacenia podatku.
Może nie uwzględniono, ponieważ "biedni" też mają firmy i wrzucają w koszty co się da. I w ten sposób unikają płacenia podatku.
W artykule nie uwzględniono też, że na umowie o pracę można mieć autorskie koszty uzyskania przychodu, rozliczać się wspólnie z małżonkiem, korzystać z ulg na internet, dzieci, itp. co skutkować może znacznie niższym realnie płaconym podatkiem.
Te bzdury są naprawdę ciężkie do przełknięcia. "Mamy 19% podatek liniowy dla przedsiębiorców, przez co niektórzy z nich płacą mniej niż mniej od nich zarabiający pracownicy". W jakiej konfiguracji 19% to mniej niż 17%? Tylko w takiej, w której przedsiębiorca zarabia mniej od swojego pracownika, co jest raczej mało realne. Żeby to było możliwe, pracownik musiałby się łapać na drugi próg podatkowy, a jego pracodawca zarabiać zaledwie ok 9% więcej od swojego pracownika.
Zwiększenie progresji podatkowej nie uczyni systemu podatkowego bardziej sprawiedliwym, bo progresja podatkowa nie jest sprawiedliwa.
Podatek dochodowy od osób fizycznych, bo chyba o tym mówimy. Może być progresywny lub liniowy. Zgodnie z tradycyjnym poczuciem sprawiedliwości – pogaci mogą płacić więcej – przeważa progresywny. Problemem są stawki (stopy). Obecne polskie wydają się rozsądne. Podwyższenie to krok ku szarej strefie. Uważam, że ważniejszym jest problem kwoty wolnej. Logicznym jest, aby była powiązana z minimum socjalnym, liczebnością wspólnego gospodarstwa i liczbą pracujących jego członków. W Polsce jest zaprzeczeniem logiki.
Przy wyliczaniu podatku dla przedsiębiorców, niestety nawet OKO zapomina, że poza podatkiem dochodowym, jeśli nie dotyczy ich zwolnienie, płacą oni również VAT. Tak, wiem, że w teorii VAT płaci tylko klient końcowy, ale teoria iż jednoosobowa działalność gospodarcza płaci na daniny tylko 23.5% mija się bardzo mocno z prawdą. Przykładowy przedsiębiorca – vatowiec świadczący usługi (a więc bez kosztów zakupu towarów) wystawiający fakturę na 10tys. zł brutto musi z tego zapłacić: 1870zł VAT, 1030zł podatku dochodowego oraz 1431zł na ZUS. Z 10 tys. brutto zostaje 5668zł na rękę, "trochę" mniej niż gdyby płacili 23.5% danin.
Ma Pan słabe pojęcie o podatku VAT. Jest do zapłacenia, gdy VAT od sprzedaży w danym miesiącu jest wyższy od VAT od zakupów. Dotyczy tylko płatników tego podatku, ponadto od powyższego jest szereg odstępstw, ulg, zwolnień itp. Biblia podatku VAT, która posługują się księgowi, doradcy i urzędy skarbowe liczy sobie około 1000 stron. Podobnie z pańskim wywodem dotyczącym podatku dochodowego. To nie jest podatek od sprzedaży. Składki ZUS osoby fizycznej, prowadzącej dz gospodarczą nie mają nic wspólnego ze sprzedażą lub dochodem.
Tak biedni, jak i bogaci "wrzucają" w koszty co się da. Polskie przepisy odnośnie kosztów uzyskania przychodów są tak uznaniowe i dyskusyjne, że rzeczywiście bogaci ryzykują więcej. Mają pieniądze na opłacenie doradców podatkowych i wygrywanie spraw sądowych.
Problem stary jak świat. Jedyne rozwiązanie – maksymalnie uprościć podatki, dla firm podatek przychodowy 1%
unia to może mi skoczyć na kancik
Odwalcie się proszę od mojego portfela. Ja wam w portfel nie zaglądam. Progresja podatkowa to czyste złodziejstwo (zwane ładnie przez niektórych "redystrybucją"). Podatek liniowy jest sprawiedliwy bo każdy jest tak samo traktowany przez system. Biedny płaci mniej, bogaty płaci więcej ale proporcjonalnie tyle samo. Jak naprawdę chcecie pomagać ludziom biednym, to zamiast okradać tych, którzy ciężko pracują, załóżcie fundację i określcie cel. Być może dostaniecie te pieniądze dobrowolnie. Pamiętajcie, drodzy "pożyteczni idioci"! Pomoc bliźniemu ma wartość humanitarną wtedy i tylko wtedy, kiedy jest DOBROWOLNA a nie przymusowa. Okradanie ludzi bogatych tylko po to, by biednym rzucić z tego jakiś ochłap a resztę samemu przepieprzyć nie ma z pomocą bliżniemu nic wspólnego – to zwykłe złodziejstwo, które trzeba tępić.
Oburzeniem nadęty utyskiwacz Ebenezer Scrooge vel Miron Słonimski. Już mu żyłka dupna anorezmy dostała i uciska. Nic dziwnego, jego wersja "Opowieści Wigilijnej"-Dickensa, czasowo akurat pasuje.
Radzi: \"…załóżcie fundację i określcie cel \".
Zakładają fundacje i określają cel, państwowi i lefebrystyczni (czyli już prawie państwowi) lobbyści.
Legalne robi się to w odwrotnej kolejności, już w fazie planowania i tworzenia finansowo-logistycznej.
Musi, M. Słoma wzbogacił się na państwowych odwrotnościach…
Podatki nie są kradzieżą. Progresja jest sprawiedliwa – sama w sobie jest pomocą dla najuboższych. Żeby zachować dochody budżetu na dotychczasowym poziomie, przy rezygnacji z progresji trzeba by uboższym podatki podnieść. Problem jest tego typu, że najuboższym brakuje często na elementarne potrzeby. "Cierpienia" bogatych to dwa samochody zamiast trzech, albo obiad w restauracji dwugwiazdkowej zamiast trzygwiazdkowej. Dlaczego spójność społeczna jest ważniejsza niż "sprawiedliwość" pojmowana na poziomie przedszkolnym, nie da się krótko wytłumaczyć. Idea pomocy wyłącznie dobrowolnej jest piękna na papierze, w praktyce nigdy w historii nie działała. To znaczy nie chroniła najuboższych przed nędza i upokorzeniem.
Podatki nie są złodziejstwem, jeżeli są adekwatne do utrzymania państwa i sprawiedliwie rozłożone na WSZYSTKICH obywateli bez dyskryminacji poszczególnych grup społecznych. Progresja którą tak zachwalasz dyskryminuje bogatych. Dyskryminuje podwójnie, bo nie dość że proporcjonalnie musza płacić więcej, niż biedniejsi (przypominam że nie są to kwoty bezwzględne – biedniejsi wg stawki liniowej płacą odpowiednio i adekwatnie mniej), do tego i tak odprowadzają podatki wyższe. To też nie jest sprawiedliwe, bo zwykle bogaci nie korzystają z infrastruktury państwa jak biedniejsi – posyłają dzieci do prywatnych szkół, korzystają z prywatnej ochrony zdrowia nie obciążając sektora publicznego. Zdzieranie z nich pieniędzy to po prostu kradzież – taka sama jak z Żydów w czasie wojny – skoro można to dlaczego nie? Takie złodziejstwo zwane "progresją podatkową" jest dodatkowo szkodliwe, bo zachęca ludzi ambitnych i pracowitych do unikania tego opodatkowania – albo do zaprzestania czy zmniejszenia działalności ("po co mam się wysilać jak mi ukradną, popracuję mniej – na chleb mi wystarczy") albo też kombinacji podatkowych (a że są inteligentniejsi, to z pewnością coś wykombinują :))) bądź też po prostu do wyjazdu do kraju, który ich okradał nie będzie.
Dysponowanie swoją własnością jest podstawowym prawem człowieka więc jeżeli mam 100 śledzi, które są moje własne, to nikomu nic do tego, czy rozdam je ubogim, czy je zjem wszystkie aż pęknę, czy zakopię żeby zgniły. Moje prawo, moja własność.
Powtarzam – chcecie pomagać ubogim – załóżcie fundację, określcie cel – być może będę pierwszą osobą która DOBROWOLNIE da wam na to pieniądze. Pomoc DOBROWOLNA to wartość humanitarna, zabieranie pieniędzy pod płaszczykiem ideologii to kradzież po prostu i dorabianie ideologii do zwykłego gówna.
Zresztą – prawdziwą biedę można zobaczyć w Afryce i krajach trzeciego świata. W Polsce nie słyszałem o dziecku z wodobrzuszem które od tygodnia nie miało nic w ustach, chyba Polakom się trochę we łbach przewraca, odnoszę wrażenie.
———————————–—————
I jeszcze jedno – jeżeli oko.press będzie notorycznie zamieszczał peany na temat progresji podatkowej, to wstrzymam wam finansowanie.
Pracownik na etacie w zwykłej firmie i jednoosobowa działalność, to dzisiaj niestety najbardziej obciążane podatkowo grupy. Podatek dochodowy, vat, składki ZUS. Do tego niestety zasada pracuj tak długo jak możesz, bo i tak za wiele nie dostniesz.
Podatek liniowy czy progresywny, to tylko część większej całości. Zależy, którą opcje się wybierze, to trzeba dostosować do tego pozostałe daniny. Tak żeby ci mało zarabiający zawsze mieli do kolejnej wypłaty i nie bali sie o jutro. Dzięki czemu nię będą potrzebować pomocy społecznej. Z drugiej strony ci co zarabiają dużo nie czuli się skubani na utrzymywanie wszystkich wokół, a mogli się cieszyć efektami ciężkiej pracy.
Pierwsze od czego trzeba zacząć, to skończyć z mnogością rozwiązań. Każdy pracuje tak samo długo do emerytury i płaci według takich samych stawek. Inaczej zmiany nie mają sensu, bo dalej wspomniane dwie grupy bęďą łożyć na KRUS, górników, policjantów, sędziów, kościół itd. Zmienimy szyld, a problem pozostanie, a patrząc po przedstawionych danych, nie o to nam chodzi.
Znów spóźniony zapłon chęci.