Wydawało się do tej pory, że uczestnictwo w kulturze jest sytuacją uspołeczniającą, a okazało się, że ponad połowa Polaków na co dzień praktykuje ją samotniczo. Co więcej, wiele wskazuje na to, że kultura jest wykorzystywana wręcz do tego, by się od innych separować
„Kultura jest więc jedną z najważniejszych przestrzeni, która nie łączy, ale dzieli i wcale nie jest ona wspólna – przeciwnie stanowi miejsce, w którym niezwykle silnie wyrażają się społeczne różnice i nierówności”.
„Pojęcie dostępności pozwala też zrozumieć nieobecność w instytucjach kultury osób słabiej wykształconych, mniej zamożnych, mieszkających poza dużymi miastami, starszych. Pozwala też dostrzec, iż instytucje kultury adresują swoje przekazy do osób uprzywilejowanych, o wysokich kompetencjach kulturowych” – mówi prof. Marek Krajewski.
Bogna Świątkowska: Zakończony w sobotę 9 listopada współKongres Kultury był okazją do prezentacji wiedzy na temat stanu kultury polskiej. Również ty przedstawiałeś dane o uczestnictwie w kulturze zebrane przez twój zespół badawczy.
[Kontekstowe badania uczestnictwa w kulturze oparte były na dwukrotnie powtarzanym sondażu realizowanym przez Research Collective na reprezentatywnej dla Polski próbie, według koncepcji stworzonej przez Marka Krajewskiego, przy współpracy z Mikołajem Lewickim i Maciejem Frąckowiakiem na potrzeby współKongresu kultury]
W jakim stanie jest kultura? Co z tej analizy wynika?
Prof. Marek Krajewski, socjolog*: Przede wszystkim to, że kultura się dzisiaj rozgrywa poza sektorem kultury, zaś ta jej część, którą administruje Ministerstwo, obejmuje niewielki ułamek aktywności kulturalnych Polek i Polaków.
Wbrew temu, co się mówi o ich bierności w tej sferze, bardzo intensywnie uczestniczą oni w kulturze, ale nie korzystają przy tym z instytucji kultury.
Dzieje się tak oczywiście również dlatego, że w rzeczywistości popandemicznej kultura jest silnie udomowiona, powiązana z mediami społecznościowymi i zanurzona w codzienności. Na jej praktykowanie ludzie nie mają osobnego miejsca ani czasu, ona raczej towarzyszy czynnościom zupełnie prozaicznym jak higiena, dojazdy do pracy, obowiązki domowe, opieka nad innymi.
I to chyba dobrze, bo zmniejsza to zdolność programowania świadomości przez państwo. Jednocześnie wystawia na zupełnie innego rodzaju programowanie, silnie wplecione w kulturę sieciową. Nie chodzi więc o brak aktywności kulturalnej Polaków, ale o to, że ona się rozgrywa poza instytucjami kultury. I jest to pierwsza rzecz.
Druga nas zmartwiła, bo wydawało się do tej pory, że uczestnictwo w kulturze jest sytuacją uspołeczniającą, a okazało się, że ponad połowa Polaków na co dzień praktykuje ją samotniczo, ani nie w obecności innych, ani z innymi. I co więcej, wiele wskazuje na to, że
kultura jest wykorzystywana wręcz do tego, by od innych się separować.
Około 70 proc. osób, mieszkających z rodzicami, krewnymi, czy z osobami niespokrewnionymi we wspólnie wynajmowanych mieszkaniach, praktykuje aktywności kulturalne w pojedynkę i ewidentnie tak, by nie być z innymi, którzy są tuż obok.
I na koniec, trzecia kwestia. Ta, która nas najbardziej zaskoczyła, gdy analizowaliśmy dane Eurostatu na temat uczestnictwa w kulturze instytucjonalnej. Jak się okazało, odsetek osób, które nie biorą w niej udziału od 2006 roku, w Polsce się nie zmienił. To wciąż około 50 proc. populacji.
Czy to dotyczy wszystkich grup wiekowych?
Jest to bardzo zróżnicowane. W najmłodszej grupie od 18 do 24 lat odsetek osób, które nie brały udziału w ostatnich dwunastu miesiącach w żadnym wydarzeniu kulturalnym, wynosi 19 proc. W najstarszej grupie, 60+, 71 proc.
Przepaść pomiędzy tymi kategoriami jest więc ogromna. Podobne różnice występują między osobami najsłabiej i najlepiej wykształconymi, a także między tymi, którzy mają niskie dochody i wysokie dochody, czy też tymi, którzy zamieszkują wieś i miasto.
Kultura jest więc jedną z najważniejszych przestrzeni, która nie łączy, ale dzieli i wcale nie jest ona wspólna – przeciwnie stanowi miejsce, w którym niezwykle silnie wyrażają się społeczne różnice i nierówności.
Wynika też z tego dosyć smutny wniosek, że połowa obywateli i obywatelek nie uczestniczy w kulturze instytucjonalnej, najczęściej o publicznym charakterze. To z kolei oznacza, iż nie mają oni swojej wyraźnej reprezentacji w tej sferze – reprezentacji swoich wartości, przekonań i poglądów.
To zaś musi pociągać za sobą to, iż szukają oni siebie gdzie indziej, w wysoce skomercjalizowanym doświadczeniu medialnym, w antyelitarystycznych przekazach i formach przeżywania kultury. I nie jest to moim zdaniem wyłącznie kwestia tego, że osoby te nie mają pieniędzy, że są wykluczone komunikacyjnie.
Z czego w takim razie ta nieobecność wynika?
Moim zdaniem z tego, że ci ludzie nie znajdują siebie i własnego świata, ich sposobu doświadczania rzeczywistości w ofercie instytucji kultury, w tym, jak są one zorganizowane, jaki rodzaj przeżywania kultury proponują.
Wydaje mi się, że to swoiste niedopasowanie jest ogromnym wyzwaniem dla instytucji kultury. Nie chodzi przy tym o to, żeby wszystkich do uczestnictwa w kulturze zmuszać, ale raczej o to, by nieobecne w instytucjach kultury osoby mogły poczuć, iż te pierwsze coś istotnego mówią też o nich, że je dostrzegają, że uznają, iż są one godne tego, by także o ich świecie opowiadać.
Myślę, że problem, o którym mówię, dobrze wyraża kategoria dostępności. Odnosimy ją do osób z niepełnoprawnościami i pozwala ona dostrzec, iż to nie te osoby powinny się dostosować do instytucji, ale to instytucje powinny uwzględnić ich potrzeby.
Jak się wydaje, pojęcie dostępności pozwala też zrozumieć nieobecność w instytucjach kultury osób słabiej wykształconych, mniej zamożnych, mieszkających poza dużymi miastami, starszych. Pozwala też dostrzec, iż instytucje kultury adresują swoje przekazy do osób uprzywilejowanych, o wysokich kompetencjach kulturowych.
Jaką rolę w tym, jak kultura dzisiaj jest praktykowana, odgrywa przeciążenie czy zmęczenie, które odczuwamy społecznie? Czy ma potencjał terapeutyczny?
Ta teza jest szczególnie prawdziwa w odniesieniu do ludzi mieszkających w największych miastach. Rzeczywiście jest tak, że odsetek osób uczestniczących w kulturze w samotniczy sposób jest najwyższy właśnie w największych miastach, wynosi ona ponad 60 proc.
Wygląda to trochę tak, jakby w codziennych aktywnościach kulturalnych ich mieszkańcy separowali się od zbyt intensywnego doświadczenia społecznego, doświadczenia tłumu, nadmiaru relacji.
Wybierają interesowanie się życiem postaci fikcyjnych lub znanych tylko z ekranu, bowiem ta sytuacja jest pod ich pełną kontrolą. Osoba, która w takie relacje wchodzi, decyduje, na co patrzy, jaki rodzaj doświadczeń do niej dociera.
Z jednej strony ma to więc potencjał terapeutyczny, bo wyposaża w sprawczość, ale z drugiej strony powoduje jednak przyjęcie, że realny codzienny kontakt z innymi jest w jakiś sposób wadliwy i ułomny wobec tego paraspołecznego, bo pożądane relacje to takie, które w pełni kontrolujemy.
Ale przecież na przykład czytelnictwo książek jest taką formą samotniczą. Tego rodzaju praktyki są więc wpisane w uczestnictwo w kulturze, tylko ostatnio one się zintensyfikowały?
Upowszechniły się, bo dzięki dostępnym technologiom otrzymały efektywne i bardzo zdemokratyzowane narzędzia. Ciekawy fragment naszych badań pokazuje, że w wypadku najmłodszej generacji, czyli tej w wieku 18-24 lat, codzienne doświadczanie kultury za pośrednictwem urządzeń jest bardzo intensywne.
95 proc. tej grupy badanych obywa się bez instytucji kultury i uczestniczy w niej wyłącznie w ten sposób. Podstawowym narzędziem realizacji aktywności kulturalnych w tej grupie jest po prostu smartfon albo tablet, notebook, urządzenia z dostępem do WiFi. Warto jednak dostrzec, iż wbrew stereotypom, to wcale nie atomizuje. Jak się okazuje, w tej grupie wiekowej odsetek osób, które korzystają z kultury w pojedynkę, jest najniższy wśród innych grup wiekowych i wynosi 40 proc.
Czyli to doświadczenie medialne jest współdzielone jednak?
Chodzi o wspólne oglądanie, ale też o share'owanie, o tego typu rzeczy. Dostrzeżenie tego pozwala pokazać, jak bardzo nietrafne jest moralizowanie na temat tego, że młody człowiek ze smartfonem w dłoni jest odspołecznionym zombie. Nasze badanie pokazuje, że jedno z drugim nie ma związku – doświadczenie uczestnictwa za pomocą technologii może być bardzo intensywne, nie musi być odspołeczniające.
Badanie dotyczące uczestnictwa w kulturze przeprowadzone w Warszawie w 2017 roku pokazywało, że udział w życiu kulturalnym jest pretekstem do nawiązywania relacji za pośrednictwem kultury. W jakim stopniu to jest aktualne?
Choć tamte badania nie były, jak prowadzone przez nas kontekstowe badania uczestnictwa w kulturze, poświęcone codziennym aktywnościom kulturalnym, a uczestnictwu w kulturze instytucjonalnej, to jednak ta obserwacja jest nadal aktualna. Ale dotyczy raczej właśnie odświętnego, a nie codziennego praktykowania kultury.
W przeprowadzonym przez nas sondażu, opartym na podwójnym pomiarze – raz dotyczącym dnia codziennego, raz weekendu – także można dostrzec, iż kultura raczej odspołecznia na co dzień. Korzystanie z niej ma charakter towarzyszący i samotniczy. Natomiast w czasie wolnym, w weekendy oferta kulturalna instytucji łączy, wytwarza sytuacje, w których aktualizują się więzi społeczne.
Idziemy razem do kina albo wychodzimy razem do galerii czy do muzeum nie po to, by coś razem zobaczyć, ale żeby pobyć razem. Uczestnictwo instytucjonalne jest też akcentem zaznaczającym, że pewne zdarzenia społeczne są istotne, wyjątkowe. Ludzie wychodzą wspólnie do instytucji kultury, żeby coś ważnego uczcić, świętować, podkreślić istotność relacji. Nie jest to zła rola, prawda? Bardzo mocno wpisana w tradycyjne świętowanie, w rytualizm, którego potrzebujemy, żeby wartości mogły się aktualizować, a więzi odtwarzać się w czasie.
Co dalej będzie się działo z wynikami waszego rozpoznania? Do czego posłużą?
Jesteśmy na samym początku dużego projektu, który ma pokazać, jak aktywności kulturalne zagnieżdżone są w codzienności osób mieszkających w Polsce, z kim, w jakich godzinach, przy pomocy czego i gdzie je urzeczywistniają.
Zebraliśmy bardzo dużo informacji niezwykle cennych, bo pokazujący kontekst, w jakim praktykowana jest kultura. Dzięki temu możemy dowiadywać się nie tylko, ile książek się przeczytało, ile razy było się w teatrze, kinie, galerii, ale jaki sens mają tego rodzaju praktyki i po co są podejmowane.
Poniżej cała prezentacja wyników badań zespołu prof. Krajewskiego (od 3 godz. 22 minuty 40 sekundy)
*Prof. Marek Krajewski – socjolog, profesor zwyczajny, zatrudniony na Wydziale Socjologii UAM w Poznaniu. Autor licznych artykułów oraz książek dotyczących współczesnej kultury, sztuki i edukacji kulturowej. Kurator Zewnętrznej Galerii AMS (1998-2004) oraz pomysłodawca projektu „Niewidzialne miasto” (www.niewdzialnemiasto.pl). Współtwórca programu Bardzo Młoda Kultura oraz projektu Archiwum Badań nad Życiem Codziennym (www.archiwum.edu.pl).
Pomysłodawczyni, fundatorka i prezeska zarządu Fundacji Bęc Zmiana, z którą zrealizowała kilkadziesiąt projektów poświęconych przestrzeni publicznej, architekturze, sztuce i projektowaniu, pomysłodawczyni licznych publikacji poświęconych kreatywności, inicjatorka badań potencjałów miejskiej przestrzeni społecznej. Założycielka i redaktorka naczelna czasopisma „Notes na 6 tygodni” poświęconego polskiej kulturze współczesnej
Pomysłodawczyni, fundatorka i prezeska zarządu Fundacji Bęc Zmiana, z którą zrealizowała kilkadziesiąt projektów poświęconych przestrzeni publicznej, architekturze, sztuce i projektowaniu, pomysłodawczyni licznych publikacji poświęconych kreatywności, inicjatorka badań potencjałów miejskiej przestrzeni społecznej. Założycielka i redaktorka naczelna czasopisma „Notes na 6 tygodni” poświęconego polskiej kulturze współczesnej
Komentarze