W zabezpieczaniu pokojowych protestów nie powinni brać udziału antyterroryści, bo nie są szkoleni do pokojowego załatwiania konfliktów, lecz do walki - mówią nam byli szefowie policji i wieloletni policjanci
„Oczekiwałbym komunikatu ze strony przełożonych funkcjonariuszy, którzy interweniowali w czasie protestu kobiet, że sprawa zostanie szybko wyjaśniona i jeśli doszło do naruszenia przepisów, winni zostaną ukarani. Problem w tym, że dziś policja jest pod butem Kamińskiego [Mariusza, szefa MSWiA - przyp. red.] i nie wiadomo, na ile to ona obmyśla taktykę działań, na ile jest to scenariusz polityczny” - mówi w rozmowie z OKO.press Paweł Wojtunik, były szef Centralnego Biura Śledczego, a później również CBA.
Generał Janusz Wikariak, niegdyś zastępca Komendanta Głównego Policji odpowiedzialny za prewencję: „Działania policji były dalekie od profesjonalizmu. Stwarzały zagrożenie zarówno dla protestujących, jak i dla policjantów. Komuś zabrakło wyobraźni i wiedzy o zachowaniu tłumu. Szczęście, że skończyło się tylko na tym, na czym się skończyło”.
Przypomnijmy. W środę 18 listopada, w centrum Warszawy, zwarte oddziały policji otoczyły kordonem kilkuset uczestników protestu organizowanego przez Strajk Kobiet - głównie kobiet i młodych ludzi. Wewnątrz kordonu, w osaczonym tłumie interweniowali kilkakrotnie nieumundurowani funkcjonariusze. Zgromadzeni brali ich początkowo za pseudokibiców lub narodowców (dwa tygodnie wcześniej marsz kobiet został kilkakrotnie zaatakowany przez kiboli Legii).
Tajniacy:
A wszystko to robili
Według wysokiego stopniem funkcjonariusza, który do dziś zajmuje się zabezpieczaniem zgromadzeń i z tego względu chce pozostać anonimowy, wątpliwości budzą co najmniej trzy zajścia z udziałem nieumundurowanych funkcjonariuszy:
Zdaniem naszego rozmówcy, zbadane powinny zostać również wszystkie inne przypadki użycia w środę środków przymusu bezpośredniego przez nieumundurowanych i nieoznakowanych policjantów. Jak ujawniło radio RMF, byli to funkcjonariusze z Centralnego Pododdziału Kontrterrorystycznego Policji "BOA".
Z informacji „Gazety Wyborczej” wynika, że w ramach protestu przeciwko użyciu do zabezpieczenia protestów funkcjonariuszy BOA, do dymisji chce się podać szef tej jednostki - insp. Dariusz Zięba.
W środowy wieczór, po przemarszu przez centrum Warszawy, uczestnicy protestu Strajku Kobiet docierają na Plac Powstańców Warszawy. Spodziewają się, że wkrótce marsz się zakończy i - tak jak po wcześniejszych protestach - wszyscy rozejdą się do domów. Ale policja stopniowo odgradza kolejne ulice prowadzące do placu, aż w końcu okrąża go prawie całkowicie (potem okaże się, że niektórym udało się wyjść z „kotła” przez podwórza kamienic, które otwierali im mieszkańcy).
Wśród tych, którzy zostali w okrążeniu, emocje szybko rosną. I w tych okolicznościach interwencję w tłumie podejmują nieumundurowani funkcjonariusze.
Około 22:00 pomiędzy ludzi zgromadzonych na placu wpada grupa młodych mężczyzn. W kilku łapią i zaczynają ciągnąć ze sobą kogoś z protestujących. Torują sobie drogę przez tłum, pryskając gazem łzawiącym i zasłaniając się pałkami.
Zgromadzeni są przekonani, że to napad pseudokibiców albo narodowców. Krzyczą: „Ratunku!” „Gdzie jest policja?”.
Ktoś próbuje odpierać atak flagą. Ktoś usiłuje wyrwać zatrzymaną osobę z rąk „napastników”. Ktoś głośno piszczy. Na filmie udostępnionym przez dziennikarza Onetu, wśród tych pisków słychać, jak jeden z grupy mężczyzn mówi: „policja”. Nie wiadomo jednak, czy ktoś na placu to słyszał.
Tak naprawdę, głośniej o tym, że to tajniacy mówi Włodek Ciejka, który od kilku lat relacjonuje protesty na swoim kanale na FB i kilkoro protestujących.
Podczas „wypadu” w tłum i przepychanek z protestującymi, grupa mężczyzn nie ma żadnych oznaczeń, które mogłyby wskazywać, że są funkcjonariuszami. Dopiero po tej akcji, gdy w tłumie narasta złość, część z nich zakłada na ramiona odblaskowe opaski z napisem: „policja”.
Widać to wszystko na wielu opublikowanych w mediach filmikach. Rzecznik KSP Sylwester Marczak będzie jednak przekonywał potem OKO.press, że „interweniujący policjanci mówili, że są funkcjonariuszami i mieli do tego opaski naramienne z napisem »Policja«”.
Janusz Wikariak, Paweł Wojtunik i nasz trzeci, anonimowy rozmówca z policji zgodnie podkreślają, że nie ma nic dziwnego w tym, że w tłumie protestujących byli nieumundurowani funkcjonariusze. Tak samo jest podczas innych protestów, dużych imprez masowych, meczy itd.
„Ich główne zadanie to obserwować, co się dzieje i przekazywać dowódcom operacji informacje o sytuacji i planach zgromadzonych osób. Czasami mogą mimochodem zrobić zdjęcie osobie, które narusza prawo. Ale interwencję powinni podejmować tylko w zupełnie wyjątkowych przypadkach - zagrożenia zdrowia lub życia policjanta lub innych osób”
- tłumaczy nam wspomniany wcześniej funkcjonariusz, od lat uczestniczący w zabezpieczeniach zgromadzeń.
Taka konieczność interwencji tajniaków pojawiła się podczas ostatnich zgromadzeń kilkakrotnie.
Rzecznik KSP insp. Sylwester Marczak przekonuje w rozmowie z OKO.press, że podczas środowego protestu kobiet musieli wyławiać z tłumu osoby, które naruszyły nietykalność policjantów. Opisaną wcześniej interwencję podjęli, by zatrzymać kogoś, kto „atakował policjantów w kordonie i później schował się w tłumie”. A chodziło o to, by zapobiec eskalacji przemocy.
Zdaniem Pawła Wojtunika i gen. Janusza Wikariaka efekt mógł być odwrotny.
„Skąd zgromadzeni mieli wiedzieć, że wkraczający w tłum zamaskowani mężczyźni w bejzbolówkach czy kapturach, z metalowymi pałkami, to policjanci?
Naturalne jest, że ktoś, kto czuje się zaatakowany, próbuje się bronić” - mówi Wojtunik.
„Sytuacja mogła być niebezpieczna nie tylko dla protestujących, ale też dla samych policjantów. Gdy policjant w cywilu uderza czy ciągnie kogoś, inni mogą odpowiedzieć agresją. W tłumie nie sposób nad tym zapanować, bo tłum jest nieobliczalny. Dlatego
trzeba unikać wszelkich zachowań, które mogłyby zaogniać sytuację, sprawiać, że tłum stanie się bardziej agresywny. Policjanci powinni o tym wiedzieć” - dodaje Wikariak.
Zapytaliśmy rzecznika KSP, dlaczego nieumundurowani funkcjonariusze, którzy zabezpieczali protest kobiet, wyglądali jak kibole.
„Ocena ubioru policjanta to jedynie subiektywna opinia. (...) Prywatny strój policjanta skupia się na funkcjonalności, a nie na estetyce” - odpisał.
Według naszego anonimowego rozmówcy z policji, to totalna bzdura. „Oni po prostu byli niewłaściwie przygotowani do tej operacji. Poszli tam poubierani jak na zabezpieczenie meczu. A jeśli chcieli wtapiać się w tłum, by ze środka obserwować sytuację, powinni dostosować się strojem do tego, jak wyglądają ludzie na tych protestach” - mówi.
Generał Wikariak obrazuje: „Jeśli wchodzę w krawaty, to nie w dresie - bo od razu wszyscy będą zwracali na mnie uwagę”.
Według Wojtunika, ten brak przygotowania i dostosowania do okoliczności, mógł być celowy: „Pytanie, jaki cel postawiono policjantom po cywilnemu - czy bycie obserwatorami, czy pałkarzami, który mają zastraszyć zgromadzonych” - mówi.
Gdy kilku mężczyzn, którzy wyciągnęli kogoś z tłumu wycofuje się w kierunku budynków, część ich grupy pozostaje pomiędzy protestującymi. Wśród nich jest barczysty mężczyzna, ubrany w dwurzędową kurtkę, czarną czapkę i czarną maseczkę. Wygląda, jakby oceniał, jak przebiegła akcja i czy wszyscy się już wycofali.
Filmuje go wówczas m.in. kamera OKO.press. Mężczyzna odwraca się do niej tyłem, wykonuje gest jakby chciał otrzepać rękę -
na filmie w zwolnionym tempie widać, że rozkłada teleskopową, metalową pałkę, nazywaną przez policjantów „batonem”.
Ten ruch dostrzega stojący za jego plecami Wojciech Wójtowicz, fotograf z Warszawy. Jest przekonany, że ma do czynienia z kibolem czy narodowcem, który chce zaatakować tłum. Łapie za pałkę i próbuje ją zabrać mężczyźnie. Ten błyskawicznie odwraca się frontem do Wójtowicza i nie rozglądając się, dwukrotnie, z dużym zamachem uderza go pałką w głowę.
To z kolei zauważa kobieta w czerwonym kapeluszu i ceglanej kurtce, która kręci się w tłumie robiąc zdjęcia. Ona również myśli, ze mężczyzna w dwurzędówce to jakiś bandyta. Chwyta go za koszulę i próbuje odciągnąć, powstrzymać atak na fotoreportera.
Mężczyzna „podhacza” ją i przewraca na ziemię. W tym czasie jego kolega pryska w kierunku ludzi gazem.
Atak widać w relacji OKO.press - od minuty 17:28 do 18:09.
Jak ustalili dziennikarze radia RMF FM, funkcjonariusze, którzy po cywilnemu interweniowali podczas protestu kobiet są z Centralnego Pododdziału Kontrterrorystycznego Policji "BOA". To jednostka zajmująca się przeciwdziałaniem terroryzmowi, zwalczaniem przestępczości zorganizowanej oraz zatrzymaniami i konwojami najgroźniejszych przestępców.
Według ustaleń OKO.press, antyterrorystą jest także mężczyzna, który zaatakował pałką fotoreportera i przewrócił kobietę. Kilka lat temu miał problemy z prawem - miał złamać komuś nos, domagając się - w imieniu innej osoby - zwrotu pieniędzy.
Według Pawła Wojtunika, antyterroryści nie powinni brać udziału w zabezpieczaniu pokojowych manifestacji: „Oni są szkoleni inaczej niż prewencja. Nie do pokojowego rozwiązywania konfliktów, lecz do działań inwazyjnych, do walki”.
Nasz anonimowy rozmówca dodaje, że elementem szkolenia antyterrorystów jest wyrobienie odruchu obrony. „Po prostu muszą być szybsi niż ci, którzy chcieliby ich zaatakować.
To absurd i skandal, że ktoś taki ma się konfrontować na ulicy z kobietami. Nie mówiąc już o tym, że to marnowanie sił wyszkolonych do czego innego policjantów i narażenie ich na pełną dekonspirację, podczas gdy powinni oni pozostać anonimowi” - mówi.
Wojtunik: „To trochę tak, jakby w zatrzymaniach kieszonkowców wykorzystywać jednostkę Grom.”
Użycie antyterrorystów do zabezpieczenia protestów, pociągnęło za sobą także użycie bardziej radykalnych środków przymusu bezpośredniego. „Pałka teleskopowa »baton« to jest metalowy, ciężki pręt. Bardzo niebezpieczny, inwazyjny środek przymusu bezpośredniego. Kto nie dostał tym w głowę, nie wie, jak to boli.
Uderzenie może spowodować ciężkie obrażenia ciała. Kiedyś »baton« był zarezerwowany dla antyterrorystów i dla grup realizacyjnych Centralnego Biura Śledczego” - tłumaczy Wojtunik.
Według gen. Wikariaka, całkowicie niedopuszczalne jest użycie przez policjantów takich pałek czy gazu łzawiącego, bez uprzedniej informacji, że są z policji i ostrzeżenia, że użyją środków przymusu bezpośredniego.
„Nie może być tak, że nieumundurowany policjant, bez ostrzeżenia, uderza na oślep pałką, traktując to jako paniczną próbę ratowania skóry” - dodaje Wojtunik.
Gdy na Placu Powstańców Warszawy doszło do zamieszek, próbę załagodzenia sytuacji podjęło kilkoro posłów opozycji.
Z jednej strony, widząc akcję mężczyzn, wyciągających kogoś z tłumu i słysząc krzyki „gdzie jest policja?”, także krzyczą do zebranych - że właśnie to są policjanci i żeby nie wdawać się z nimi w bójki. Z drugiej - próbują interweniować u policjantów, by ograniczyli agresywne działania.
Posłanka Magdalena Biejat z Partii Razem podchodzi do policjantów z wyciągniętą legitymacją poselską. Prosi, by nie używali siły i nie eskalowali sytuacji. W tym momencie nieumundurowany funkcjonariusz pryska jej gazem prosto w twarz.
Według gen. Wikariaka, policjant będzie się prawdopodobnie tłumaczyć, wskazując na to, że nie miał pewności, kim jest kobieta, która do niego podchodziła i czy nie zamierza użyć broni. Ale jeśli świadkowie potwierdzą, że mówiła że jest posłem i chroni ją immunitet - powinien ponieść poważne konsekwencje.
Według Pawła Wojtunika to, czy przełożeni wyciągną wobec niego takie konsekwencje, zależy od tego, jakie dyspozycje dostali policjanci przed operacją i jakie w ogóle mają dziś wytyczne. „Może być zalecenie odgórne, polityczne że w razie konfrontacji policja ma użyć wszelkich możliwych środków, łącznie z pałkami, gazami. Takie rzeczy się zawsze omawia na odprawach. Określa się skalę i zakres użycia środków przymusu. Wszyscy uczestniczący w operacji wiedzą, czy deeskalujemy, czy idziemy »na ostro«” - mówi. I dodaje:
„Jeśli z góry idzie sygnał, że jest przyzwolenie na używanie przemocy - uczestnicy zgromadzeń nie mogą się czuć bezpieczni.
Policja zawsze będzie miała tendencję do brutalizacji działań, bo na co dzień używa siły. Politycy powinni tę brutalizację powstrzymywać, a nie podsycać. A funkcjonariusze powinni pamiętać, że politycy szybko odchodzą. Nikt, kto służył w ZOMO nie spodziewał się, że kiedyś system się skończy i będzie musiał odpowiadać za swoje działania. Jeśli nie dziś, to kiedyś i te obecne działania zostaną szczegółowo zbadane.”
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Od wiosny 2016 do wiosny 2022 roku wicenaczelna i szefowa zespołu śledczego OKO.press. Wcześniej dziennikarka „Polityki” (2000-13) i krótko „GW”. W konkursie Grand Press 2016 wybrana Dziennikarzem Roku. W 2019 otrzymała Nagrodę Specjalną Radia Zet - Dziennikarz Dekady. Laureatka kilkunastu innych nagród dziennikarskich. Z łódzkich Bałut.
Od wiosny 2016 do wiosny 2022 roku wicenaczelna i szefowa zespołu śledczego OKO.press. Wcześniej dziennikarka „Polityki” (2000-13) i krótko „GW”. W konkursie Grand Press 2016 wybrana Dziennikarzem Roku. W 2019 otrzymała Nagrodę Specjalną Radia Zet - Dziennikarz Dekady. Laureatka kilkunastu innych nagród dziennikarskich. Z łódzkich Bałut.
Komentarze