0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Jedrzej Nowicki / Agencja GazetaJedrzej Nowicki / Ag...

„Oczekiwałbym komunikatu ze strony przełożonych funkcjonariuszy, którzy interweniowali w czasie protestu kobiet, że sprawa zostanie szybko wyjaśniona i jeśli doszło do naruszenia przepisów, winni zostaną ukarani. Problem w tym, że dziś policja jest pod butem Kamińskiego [Mariusza, szefa MSWiA - przyp. red.] i nie wiadomo, na ile to ona obmyśla taktykę działań, na ile jest to scenariusz polityczny” - mówi w rozmowie z OKO.press Paweł Wojtunik, były szef Centralnego Biura Śledczego, a później również CBA.

Generał Janusz Wikariak, niegdyś zastępca Komendanta Głównego Policji odpowiedzialny za prewencję: „Działania policji były dalekie od profesjonalizmu. Stwarzały zagrożenie zarówno dla protestujących, jak i dla policjantów. Komuś zabrakło wyobraźni i wiedzy o zachowaniu tłumu. Szczęście, że skończyło się tylko na tym, na czym się skończyło”.

Przypomnijmy. W środę 18 listopada, w centrum Warszawy, zwarte oddziały policji otoczyły kordonem kilkuset uczestników protestu organizowanego przez Strajk Kobiet - głównie kobiet i młodych ludzi. Wewnątrz kordonu, w osaczonym tłumie interweniowali kilkakrotnie nieumundurowani funkcjonariusze. Zgromadzeni brali ich początkowo za pseudokibiców lub narodowców (dwa tygodnie wcześniej marsz kobiet został kilkakrotnie zaatakowany przez kiboli Legii).

Tajniacy:

  • wyciągali z tłumu ludzi i zabierali ich ze sobą,
  • używali gazu łzawiącego, pałek teleskopowych i chwytów obezwładniających.

A wszystko to robili

  • nie informując w trakcie interwencji, że są z policji (albo komunikując to zbyt późno i niezrozumiale)
  • i nie ostrzegając, że użyją środków przymusu bezpośredniego.

Według wysokiego stopniem funkcjonariusza, który do dziś zajmuje się zabezpieczaniem zgromadzeń i z tego względu chce pozostać anonimowy, wątpliwości budzą co najmniej trzy zajścia z udziałem nieumundurowanych funkcjonariuszy:

  • wyciągnięcie z tłumu jednej z protestujących osób i przepychanki z innymi - które stworzyły zagrożenie dla obu stron (przez to, że policjantów brano początkowo za kiboli),
  • pobicie przez jednego z tajniaków człowieka z tłumu (jak się okazało - fotoreportera) pałką teleskopową,
  • „potraktowanie” gazem łzawiącym posłanki Lewicy Magdaleny Biejat, gdy apelowała do funkcjonariuszy o powstrzymanie się od przemocy.

Zdaniem naszego rozmówcy, zbadane powinny zostać również wszystkie inne przypadki użycia w środę środków przymusu bezpośredniego przez nieumundurowanych i nieoznakowanych policjantów. Jak ujawniło radio RMF, byli to funkcjonariusze z Centralnego Pododdziału Kontrterrorystycznego Policji "BOA".

Z informacji „Gazety Wyborczej” wynika, że w ramach protestu przeciwko użyciu do zabezpieczenia protestów funkcjonariuszy BOA, do dymisji chce się podać szef tej jednostki - insp. Dariusz Zięba.

Przeczytaj także:

„Gdzie jest policja?!”

W środowy wieczór, po przemarszu przez centrum Warszawy, uczestnicy protestu Strajku Kobiet docierają na Plac Powstańców Warszawy. Spodziewają się, że wkrótce marsz się zakończy i - tak jak po wcześniejszych protestach - wszyscy rozejdą się do domów. Ale policja stopniowo odgradza kolejne ulice prowadzące do placu, aż w końcu okrąża go prawie całkowicie (potem okaże się, że niektórym udało się wyjść z „kotła” przez podwórza kamienic, które otwierali im mieszkańcy).

Na Placu Powstańców Warszawy, od strony gmachu TVP zostały ustawione barierki; za nimi stał szpaler policji. Policja ustawiła też dosyć szybko szpaler po przeciwnej stronie placu, za pomnikiem Napoleona, na wysokości hotelu Gromada.

Początkowo niezablokowana była jednak ulica Warecka, którą zgromadzeni weszli na plac. Policji nie było też w przejściu pod filarami, przez siedzibę UOKiK-u, która prowadzi na ulicę Sienkiewicza. Wydawało się więc, że policja odcina po prostu protestujących od największych arterii.

Po jakimś czasie oddziały pojawiły się jednak i pod filarami przy UOKiK.

Policjanci zdawali się nastawieni pokojowo. Mieli na sobie zwykłe mundury i czapki. Ci ustawieni w szpalerach oddzielających przejścia, nie mieli hełmów, tarcz i pałek. Niektórzy protestujący podchodzili do nich rozmawiali, nawet żartowali. Ale były też przypadki dość ostrych, niewybrednych zaczepek.

Potem zza szpalerów padł komunikat, że policja przystąpi do czynności, którym należy się im poddać. I że policja prosi o zachowanie się zgodne z prawem.

Na plac zaczęły wchodzić mniejsze grupy umundurowanych funkcjonariuszy - część w hełmach, część bez. Podchodzili do pojedynczych osób i zapraszali je za szpaler, gdzie spisywali ich dane.

To "zapraszanie" za szpaler zaczęło budzić niepokój zgromadzonych. Nie wiedzieli, czy wychodzące z tłumu osoby nie zostaną zatrzymane

(dopiero później policja w komunikatach mówiła, że po wylegitymowaniu zgromadzeni są zwalniani do domów). Zaczęli więc gromadzić się wokół policjantów, którzy zabierali protestujących do wylegitymowania.

W pewnym momencie policja pod pomnikiem Napoleona utworzyła dwustronny kordon, weszła w tłum ludzi z tarczami. Zrobiło się zamieszanie, ludzie ich otoczyli. Padło hasło, że policja zatrzymała kogoś w środku tego kordonu - trudno stwierdzić, czy była to prawda.

Wtedy jedna z organizatorek zaczęła przemawiać do kordonu: “Jesteśmy tu dla was, dla waszych córek, dla waszych żon, dla waszych sióstr, jak wam nie wstyd?”. Ze szpaleru wychylił się jeden z policjantów i powiedział: “zapraszam panią”. Odpowiedziała mu: “wypierdalaj, nigdzie nie idę”. Wtedy z kordonu wyskoczył kolejny policjant, złapał ją i próbował wciągać do środka. Ludzie zaczęli napierać, krzyczeć “zostaw ją”. Udało jej się wyszarpać policjantom, ale złapali jakieś inne osoby, wciągnęli w kordon i wycofali się spod pomnika za szpaler policjantów blokujących plac.

Między 21:00 a 22:00 zgromadzeni ruszyli ulicą Warecką w kierunku Nowego Światu. Ale okazało się, że u wylotu Warecka jest również zablokowana. I znów wszyscy wycofali się na plac.

Stało się jasne, że policja odcięła wszystkie drogi i najwyraźniej ma plan, żeby wylegitymować kilkaset osób.

Małe patrole policyjne, a potem dziwnie sformowane kordony “wyciągały” kolejnych uczestników protestu za szpaler. Zgromadzeni poczuli się osaczeni i wyłapywani jak na polowaniu.

Duża grupa osób zaczęła wtedy napierać na kordon policji blokujący wyjście z placu, na wysokości Hotelu Gromada. Krzyczeli "wypuście nas". Z jednej strony udało się przez pierwszy szpaler przebić platformie z nagłośnieniem, ale zatrzymała się przy drugim szpalerze.

Ludzie napierali mocno, zrobił się kocioł. Wtedy policja z kordonu użyła gazu. Lali go dużo. Z pomocą ludziom ruszyli ratownicy.

Po tej akcji wszyscy odsunęli się od szpalerów, porozchodzili po placu. Policja zaczęła nadawać komunikaty, że plac można opuścić po wylegitymowaniu i że należy przygotować dokumenty. Mówili też, że osoby, które zostaną wylegitymowane, zostaną od razu zwolnione. Ludzie byli jednak przekonani, że to pułapka - że policja wyśle ich dane do sądu i sanepidu, co będzie oznaczało mandaty i wielotysięczne kary.

Wśród tych, którzy zostali w okrążeniu, emocje szybko rosną. I w tych okolicznościach interwencję w tłumie podejmują nieumundurowani funkcjonariusze.

Około 22:00 pomiędzy ludzi zgromadzonych na placu wpada grupa młodych mężczyzn. W kilku łapią i zaczynają ciągnąć ze sobą kogoś z protestujących. Torują sobie drogę przez tłum, pryskając gazem łzawiącym i zasłaniając się pałkami.

Zgromadzeni są przekonani, że to napad pseudokibiców albo narodowców. Krzyczą: „Ratunku!” „Gdzie jest policja?”.

Ktoś próbuje odpierać atak flagą. Ktoś usiłuje wyrwać zatrzymaną osobę z rąk „napastników”. Ktoś głośno piszczy. Na filmie udostępnionym przez dziennikarza Onetu, wśród tych pisków słychać, jak jeden z grupy mężczyzn mówi: „policja”. Nie wiadomo jednak, czy ktoś na placu to słyszał.

Tak naprawdę, głośniej o tym, że to tajniacy mówi Włodek Ciejka, który od kilku lat relacjonuje protesty na swoim kanale na FB i kilkoro protestujących.

Podczas „wypadu” w tłum i przepychanek z protestującymi, grupa mężczyzn nie ma żadnych oznaczeń, które mogłyby wskazywać, że są funkcjonariuszami. Dopiero po tej akcji, gdy w tłumie narasta złość, część z nich zakłada na ramiona odblaskowe opaski z napisem: „policja”.

Widać to wszystko na wielu opublikowanych w mediach filmikach. Rzecznik KSP Sylwester Marczak będzie jednak przekonywał potem OKO.press, że „interweniujący policjanci mówili, że są funkcjonariuszami i mieli do tego opaski naramienne z napisem »Policja«”.

Dlaczego tajniacy wyglądali i zachowywali się jak kibole?

Janusz Wikariak, Paweł Wojtunik i nasz trzeci, anonimowy rozmówca z policji zgodnie podkreślają, że nie ma nic dziwnego w tym, że w tłumie protestujących byli nieumundurowani funkcjonariusze. Tak samo jest podczas innych protestów, dużych imprez masowych, meczy itd.

„Ich główne zadanie to obserwować, co się dzieje i przekazywać dowódcom operacji informacje o sytuacji i planach zgromadzonych osób. Czasami mogą mimochodem zrobić zdjęcie osobie, które narusza prawo. Ale interwencję powinni podejmować tylko w zupełnie wyjątkowych przypadkach - zagrożenia zdrowia lub życia policjanta lub innych osób”

- tłumaczy nam wspomniany wcześniej funkcjonariusz, od lat uczestniczący w zabezpieczeniach zgromadzeń.

Taka konieczność interwencji tajniaków pojawiła się podczas ostatnich zgromadzeń kilkakrotnie.

  • 30 października wyłapywali kiboli, którzy przy Rondzie de Gaulle'a zaatakowali uczestniczki marszu kobiet - wpadali w tłum, waląc na oślep pałkami.
  • 11 listopada, w tym samym miejscu, a potem także na stacji PKP Stadion Narodowy, zatrzymywali narodowców i pseudokibiców, którzy atakowali kordony umundurowanych funkcjonariuszy, rzucając w nie hulajnogami, płonącymi racami, koszami, kostką brukową itd.

Rzecznik KSP insp. Sylwester Marczak przekonuje w rozmowie z OKO.press, że podczas środowego protestu kobiet musieli wyławiać z tłumu osoby, które naruszyły nietykalność policjantów. Opisaną wcześniej interwencję podjęli, by zatrzymać kogoś, kto „atakował policjantów w kordonie i później schował się w tłumie”. A chodziło o to, by zapobiec eskalacji przemocy.

Zdaniem Pawła Wojtunika i gen. Janusza Wikariaka efekt mógł być odwrotny.

„Skąd zgromadzeni mieli wiedzieć, że wkraczający w tłum zamaskowani mężczyźni w bejzbolówkach czy kapturach, z metalowymi pałkami, to policjanci?

Naturalne jest, że ktoś, kto czuje się zaatakowany, próbuje się bronić” - mówi Wojtunik.

„Sytuacja mogła być niebezpieczna nie tylko dla protestujących, ale też dla samych policjantów. Gdy policjant w cywilu uderza czy ciągnie kogoś, inni mogą odpowiedzieć agresją. W tłumie nie sposób nad tym zapanować, bo tłum jest nieobliczalny. Dlatego

trzeba unikać wszelkich zachowań, które mogłyby zaogniać sytuację, sprawiać, że tłum stanie się bardziej agresywny. Policjanci powinni o tym wiedzieć” - dodaje Wikariak.

Zapytaliśmy rzecznika KSP, dlaczego nieumundurowani funkcjonariusze, którzy zabezpieczali protest kobiet, wyglądali jak kibole.

„Ocena ubioru policjanta to jedynie subiektywna opinia. (...) Prywatny strój policjanta skupia się na funkcjonalności, a nie na estetyce” - odpisał.

Według naszego anonimowego rozmówcy z policji, to totalna bzdura. „Oni po prostu byli niewłaściwie przygotowani do tej operacji. Poszli tam poubierani jak na zabezpieczenie meczu. A jeśli chcieli wtapiać się w tłum, by ze środka obserwować sytuację, powinni dostosować się strojem do tego, jak wyglądają ludzie na tych protestach” - mówi.

Generał Wikariak obrazuje: „Jeśli wchodzę w krawaty, to nie w dresie - bo od razu wszyscy będą zwracali na mnie uwagę”.

Według Wojtunika, ten brak przygotowania i dostosowania do okoliczności, mógł być celowy: „Pytanie, jaki cel postawiono policjantom po cywilnemu - czy bycie obserwatorami, czy pałkarzami, który mają zastraszyć zgromadzonych” - mówi.

Pytania OKO.press

Szanowni Państwo,

W związku z przygotowywaną przez nas publikacją, bardzo proszę o udzielenie odpowiedzi na poniższe pytania, dotyczące wczorajszego zabezpieczenia protestu kobiet:

  1. Z jakiej jednostki policji z jakich wydziałów są funkcjonariusze policji, którzy interweniowali wczoraj jako nieumundurowani?
  2. Dlaczego nieumundurowani funkcjonariusze "wtapiają" się w tłum protestujących ze Strajku Kobiet i osób wspierających Strajk, w strojach sugerujących, że są pseudokibicami?
  3. Czy w policji nie ma funkcjonariuszek, które mogłyby pracować w takim tłumie, nie wywołując negatywnych emocji i nie budząc podejrzeń?
  4. Jeśli nie ma takich funkcjonariuszek - czy nieumundurowani funkcjonariusze nie dysponują strojami, które u protestujących nie budziłyby podejrzeń, że mają do czynienia z pseudokibicami?
  5. Jaka była podstawa interwencji nieumundurowanych policjantów w tłumie otoczonym kordonem umundurowanej policji?
  6. Dlaczego podejmując czynności udokumentowane na załączonym filmie, policjanci nie informowali, że są z policji? Dlaczego w momencie interwencji nie mieli żadnych oznaczeń informujących, że są z policji? https://mobile.twitter.com/ObywateleRP/status/1329193622693158913
  7. Skąd uczestnicy protestów mieli wiedzieć, że to funkcjonariusze, a nie np. zamaskowani pseudokibice czy neofaszyści, którzy atakowali wcześniejsze protesty kobiet?
  8. Jaki był powód ataku funkcjonariusza z użyciem pałki teleskopowej na poniższym filmie? https://mobile.twitter.com/BartStaszewski/status/1329183121410060288
  9. Czy nieumundurowany funkcjonariusz może użyć pałki nie informując wcześniej, że jest z policji?
  10. Czy nieumundurowany funkcjonariusz może użyć gazu nie ostrzegając wcześniej o użyciu środków przymusu bezpośredniego i nie informując, że jest z policji?

Bardzo proszę o udzielenie odpowiedzi do godziny 15.

Z poważaniem

Bianka Mikołajewska

Redakcja OKO.press

Odpowiedzi rzecznika KSP

Szanowna Pani Redaktor,

Przy naszych działaniach biorą udział policjanci wszystkich pionów od prewencji po logistykę i pion kryminalny. Wsparcie w tym zabezpieczeniu otrzymaliśmy również z innych garnizonów.

Działania policjantów nieumundurowanych skupiają się na zatrzymywaniu osób najbardziej agresywnych. W ten sposób zabezpieczano też wcześniejsze zgromadzenia.

Ocena ubioru policjanta to jedynie subiektywna opinia. Zapewniam Panią że z agresją ze strony tłumu spotykają się funkcjonariusze wszystkich płci. Prywatny strój policjanta skupia się na funkcjonalności a nie na estetyce.

Przyczyną interwencji jest zawsze popełnienie czynu zabronionego przez prawo.

Interweniujący policjanci mówili, że są funkcjonariuszami i mieli do tego opaski naramienne z napisem Policja.

W przypadku wskazanych linków pokazują one tylko fragment zdarzenia tylko taki, jak chce osoba która go publikuje. Nie mając pełnego obrazu całości ciężko podjąć się oceny takiego materiału.

W przypadku ostatnich pytań przepisy zezwalają na użycie ŚPB o czym mówi art. 34 ustawy o środkach przymusu bezpośredniego i broni palnej.

z poważaniem nadkom. Sylwester Marczak Rzecznik Prasowy KSP

Atak pałką teleskopową

Gdy kilku mężczyzn, którzy wyciągnęli kogoś z tłumu wycofuje się w kierunku budynków, część ich grupy pozostaje pomiędzy protestującymi. Wśród nich jest barczysty mężczyzna, ubrany w dwurzędową kurtkę, czarną czapkę i czarną maseczkę. Wygląda, jakby oceniał, jak przebiegła akcja i czy wszyscy się już wycofali.

Filmuje go wówczas m.in. kamera OKO.press. Mężczyzna odwraca się do niej tyłem, wykonuje gest jakby chciał otrzepać rękę -

na filmie w zwolnionym tempie widać, że rozkłada teleskopową, metalową pałkę, nazywaną przez policjantów „batonem”.

Ten ruch dostrzega stojący za jego plecami Wojciech Wójtowicz, fotograf z Warszawy. Jest przekonany, że ma do czynienia z kibolem czy narodowcem, który chce zaatakować tłum. Łapie za pałkę i próbuje ją zabrać mężczyźnie. Ten błyskawicznie odwraca się frontem do Wójtowicza i nie rozglądając się, dwukrotnie, z dużym zamachem uderza go pałką w głowę.

To z kolei zauważa kobieta w czerwonym kapeluszu i ceglanej kurtce, która kręci się w tłumie robiąc zdjęcia. Ona również myśli, ze mężczyzna w dwurzędówce to jakiś bandyta. Chwyta go za koszulę i próbuje odciągnąć, powstrzymać atak na fotoreportera.

Mężczyzna „podhacza” ją i przewraca na ziemię. W tym czasie jego kolega pryska w kierunku ludzi gazem.

Atak widać w relacji OKO.press - od minuty 17:28 do 18:09.

Policjant nie może atakować bez ostrzeżenia

Jak ustalili dziennikarze radia RMF FM, funkcjonariusze, którzy po cywilnemu interweniowali podczas protestu kobiet są z Centralnego Pododdziału Kontrterrorystycznego Policji "BOA". To jednostka zajmująca się przeciwdziałaniem terroryzmowi, zwalczaniem przestępczości zorganizowanej oraz zatrzymaniami i konwojami najgroźniejszych przestępców.

Według ustaleń OKO.press, antyterrorystą jest także mężczyzna, który zaatakował pałką fotoreportera i przewrócił kobietę. Kilka lat temu miał problemy z prawem - miał złamać komuś nos, domagając się - w imieniu innej osoby - zwrotu pieniędzy.

Według Pawła Wojtunika, antyterroryści nie powinni brać udziału w zabezpieczaniu pokojowych manifestacji: „Oni są szkoleni inaczej niż prewencja. Nie do pokojowego rozwiązywania konfliktów, lecz do działań inwazyjnych, do walki”.

Nasz anonimowy rozmówca dodaje, że elementem szkolenia antyterrorystów jest wyrobienie odruchu obrony. „Po prostu muszą być szybsi niż ci, którzy chcieliby ich zaatakować.

To absurd i skandal, że ktoś taki ma się konfrontować na ulicy z kobietami. Nie mówiąc już o tym, że to marnowanie sił wyszkolonych do czego innego policjantów i narażenie ich na pełną dekonspirację, podczas gdy powinni oni pozostać anonimowi” - mówi.

Wojtunik: „To trochę tak, jakby w zatrzymaniach kieszonkowców wykorzystywać jednostkę Grom.”

Użycie antyterrorystów do zabezpieczenia protestów, pociągnęło za sobą także użycie bardziej radykalnych środków przymusu bezpośredniego. „Pałka teleskopowa »baton« to jest metalowy, ciężki pręt. Bardzo niebezpieczny, inwazyjny środek przymusu bezpośredniego. Kto nie dostał tym w głowę, nie wie, jak to boli.

Uderzenie może spowodować ciężkie obrażenia ciała. Kiedyś »baton« był zarezerwowany dla antyterrorystów i dla grup realizacyjnych Centralnego Biura Śledczego” - tłumaczy Wojtunik.

Według gen. Wikariaka, całkowicie niedopuszczalne jest użycie przez policjantów takich pałek czy gazu łzawiącego, bez uprzedniej informacji, że są z policji i ostrzeżenia, że użyją środków przymusu bezpośredniego.

„Nie może być tak, że nieumundurowany policjant, bez ostrzeżenia, uderza na oślep pałką, traktując to jako paniczną próbę ratowania skóry” - dodaje Wojtunik.

Gazem w twarz posłance

Gdy na Placu Powstańców Warszawy doszło do zamieszek, próbę załagodzenia sytuacji podjęło kilkoro posłów opozycji.

Z jednej strony, widząc akcję mężczyzn, wyciągających kogoś z tłumu i słysząc krzyki „gdzie jest policja?”, także krzyczą do zebranych - że właśnie to są policjanci i żeby nie wdawać się z nimi w bójki. Z drugiej - próbują interweniować u policjantów, by ograniczyli agresywne działania.

Posłanka Magdalena Biejat z Partii Razem podchodzi do policjantów z wyciągniętą legitymacją poselską. Prosi, by nie używali siły i nie eskalowali sytuacji. W tym momencie nieumundurowany funkcjonariusz pryska jej gazem prosto w twarz.

Według gen. Wikariaka, policjant będzie się prawdopodobnie tłumaczyć, wskazując na to, że nie miał pewności, kim jest kobieta, która do niego podchodziła i czy nie zamierza użyć broni. Ale jeśli świadkowie potwierdzą, że mówiła że jest posłem i chroni ją immunitet - powinien ponieść poważne konsekwencje.

Według Pawła Wojtunika to, czy przełożeni wyciągną wobec niego takie konsekwencje, zależy od tego, jakie dyspozycje dostali policjanci przed operacją i jakie w ogóle mają dziś wytyczne. „Może być zalecenie odgórne, polityczne że w razie konfrontacji policja ma użyć wszelkich możliwych środków, łącznie z pałkami, gazami. Takie rzeczy się zawsze omawia na odprawach. Określa się skalę i zakres użycia środków przymusu. Wszyscy uczestniczący w operacji wiedzą, czy deeskalujemy, czy idziemy »na ostro«” - mówi. I dodaje:

„Jeśli z góry idzie sygnał, że jest przyzwolenie na używanie przemocy - uczestnicy zgromadzeń nie mogą się czuć bezpieczni.

Policja zawsze będzie miała tendencję do brutalizacji działań, bo na co dzień używa siły. Politycy powinni tę brutalizację powstrzymywać, a nie podsycać. A funkcjonariusze powinni pamiętać, że politycy szybko odchodzą. Nikt, kto służył w ZOMO nie spodziewał się, że kiedyś system się skończy i będzie musiał odpowiadać za swoje działania. Jeśli nie dziś, to kiedyś i te obecne działania zostaną szczegółowo zbadane.”

;
Na zdjęciu Dominika Sitnicka
Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Na zdjęciu Bianka Mikołajewska
Bianka Mikołajewska

Od wiosny 2016 do wiosny 2022 roku wicenaczelna i szefowa zespołu śledczego OKO.press. Wcześniej dziennikarka „Polityki” (2000-13) i krótko „GW”. W konkursie Grand Press 2016 wybrana Dziennikarzem Roku. W 2019 otrzymała Nagrodę Specjalną Radia Zet - Dziennikarz Dekady. Laureatka kilkunastu innych nagród dziennikarskich. Z łódzkich Bałut.

Komentarze