0:00
0:00

0:00

Sąd we Włodawie uznał 16 września 2022, że wina Podleśnej "nie ulega wątpliwości", bowiem obowiązkiem obywateli jest wykonywanie poleceń służb, a nie ich kontestowanie i wchodzenie z nimi w interakcje.

Kara: 1000 zł grzywny i koszty postępowania wystarcza zdaniem sądu “dla ukształtowania świadomości prawnej oskarżonej".

Wyrok nie jest prawomocny i będzie apelacja.

Sprzeciwiasz się władzy - jesteś chuliganem

“Niestety, sąd zrównał aktywność obywatelską z aktem chuligaństwa. Tylko dlatego, że ta aktywność obywatelska nie podoba się władzy” - mówi OKO.press Elżbieta Podleśna.

“Wina i sprawstwo nie budzą wątpliwości - wyjaśnił w ustnym uzasadnieniu sąd. - Podleśna weszła w interakcję z funkcjonariuszem policji w sposób, który wyczerpuje przestępstwo z art. 226 art. 1 Kodeksu Karnego".

§ 1. Kto znieważa funkcjonariusza publicznego lub osobę do pomocy mu przybraną, podczas i w związku z pełnieniem obowiązków służbowych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.

Na bagnach tonęli ludzie, jedna osoba była w hipotermii

Chodzi o zdarzenia sprzed roku, z 28 września 2021 roku. Na bagnach nad Bugiem, między Okuninką a Tarasiukami, tonęło trzech Syryjczyków: kobieta i dwóch mężczyzn. Grupa Granica powiadomiła służby ratunkowe, ale na miejscu, w ciemnościach strażacy nie wiedzieli, gdzie szukać. Podleśna, która była w okolicy na wakacjach (i dobrze zna okolicę), dostała od aktywistów z Grupy Granica “pinezkę”. Pojechała na miejsce i pokazała straży, gdzie należy szukać — nie nad rzeką, ale w lesie, gdzie za zdradliwym brzozowym laskiem są bagna. “Wchodzisz i się topisz” - mówi Podleśna.

Uchodźców udało się uratować, choć niewiele brakowało — kobieta była już w hipotermii. Zawdzięczają to aktywistom i strażakom — dziś są bezpieczni, najpewniej w Niemczech, bo nie doszło do push-backu na Bialoruś. Podleśna czekała w pobliżu miejsca akcji i transmitowała wszystko komórką. OKO.press to retransmitowało i potem na bieżąco sprawdzało sytuację uratowanych w Straży Granicznej.

Przeczytaj także:

Akcja była nerwowa. A zanim okazało się, że wszystkich uda się uratować, doszło do spięcia Podleśnej z policjantami, którzy w pewnej chwili pojawili się na miejscu. Jeden z nich, ubrany po cywilnemu oskarżył potem Elżbietę Podleśną o użycie wobec niego słów powszechnie uważanych za obelżywe.

Podleśna opisała sądowi to zdarzenie. Mówiła, że obcy mężczyzna w środku lasu krzyknął do niej “Policja”, ale nie chciał się wylegitymować. Próbował za to odepchnąć Podleśną od miejsca akcji ratunkowej, wpychał jej kciuki pod obojczyk. Tymczasem ona w niczym nie przeszkadzała i trzymała się na dystans od ratowników. Z relacji tej wynikało też, że policjanci starali się nie dopuścić do tego, by Podleśna zadała Syryjczykom pytanie, czy szukają ochrony w Polsce. Od tego momentu ewentualny push-back byłyby krzyczącym do nieba pogwałceniem prawa przez funkcjonariuszy, których Podleśna właśnie nagrywała.

“Wtedy push-backi to była stała praktyka“ - przypomina dziś OKO.press Podleśna. “Ale tym razem do tego nie dopuściliśmy”.

Podleśna zeznawała, że w przeciwieństwie do mężczyzny po cywilnemu dwaj mundurowi policjanci zachowywali się poprawnie i zgodnie z procedurą. Potem okazało się, że “cywil” to policjant funkcyjny i ważny we Włodawie — aspirant sztabowy Marek Jaworski, zastępca naczelnika włodawskiego wydziału kryminalnego.

Sąd: Macie się słuchać policji

Sąd uznał jednak, że wszystkie te okoliczności nie tłumaczą Podleśnej. Bo niezależnie z tego, czy występujący po cywilnemu policjant Marek Jaworski w czasie akcji się wylegitymował, czy nie, Podleśna wiedziała, że ma do czynienia z policjantem.

Bo tak jej powiedział.

Podleśna wyrażała się zdaniem sądu z pogardą o formacji policyjnej. Użyła wobec cywila Jaworskiego słów “łazęga”, “zamordysta” i “cham”. Okazała zatem "pogardę podczas i w związku z czynnościami mającymi charakter obowiązków służbowych".

Zwłaszcza “cham” zdaniem sądu "wyraża pogardliwy stosunek emocjonalny do pokrzywdzonego" i choć może to być zrozumiałe w sytuacji, kiedy "osoba emocjonalna" (tak nazwał Podleśną sąd) jest sama w nocy w lesie, w czasie akcji ratunkowej, to nie usprawiedliwia tego.

“Funkcjonariusza publicznego na służbie nie można znieważać, nawet jeśli te czynności się oskarżonej nie podobają. Dotyczy to każdego – czy się nam podobają czynności funkcjonariuszy, czy nie, jesteśmy jako obywatele zobowiązani się im podporządkować” - powiedział sędzia Andrzej Bronisz.

Podleśna: Mamy obywatelski obowiązek sprzeciwu

“Wyrok jest głęboko sprzeczny z moim rozumieniem sprawiedliwości. Sąd postawił w centrum policjanta i jego emocjonalną wrażliwość. Użyłam słów, które w tych okolicznościach nie przekraczały norm. Policjanci w swojej pracy muszą spotykać się z dużo gorszymi reakcjami i jakoś dają sobie radę" — mówi OKO.press Elżbieta Podleśna

"Nie ma we mnie zgody na to, by przyznawać funkcjonariuszowi racji zawsze i w każdych okolicznościach. Jako obywatelka uważam, że mam prawo i obowiązek reagować, gdy funkcjonariusz państwa nagina prawo i krzywdzi ludzi. To, że sąd zrównał aktywność obywatelską z działaniem chuligańskim, jest dla mnie trudne do pojęcia”.

Nie o każdym mówią na odprawach

Jak sprawa o słowa “łazęga”, “zamordysta” i “cham” skierowane do mężczyzny po cywilnemu, który krzyczy “POLICJA!” w ciemnym lesie, w czasie dramatycznej akcji ratunkowej, mogły w ogóle trafić do sądu w 2022 roku w Polsce?

OKO.press przyglądało się tej sprawie, bo Elżbieta Podleśna jest znaną aktywistką, atakowaną przez władzę PiS od 2018 roku.

Ma za sobą atak TVP — oskarżenie o rzekome zaatakowanie pracowniczki stacji Magdaleny Ogórek. Zarzuty te zostały przed sądem obalone.

TVP zorganizowała wtedy atak m.in. na Podleśną: ujawniła w “Wiadomościach” wizerunek Podleśnej i podała jej ówczesne miejsce pracy. Za komentarze na swój temat Podleśna wytoczyła potem proces Magdalenie Ogórek i Rafałowi Ziemkiewiczowi — w czwartek 15 września we Warszawie oboje nie przyszli na rozprawę z powodu "pilnych obowiązków redakcyjnych", zeznawała za to Podleśna. Kolejna rozprawa, już ze stawiennictwem obowiązkowym, ma się odbyć 21 listopada.

Wiosną 2018 roku Elżbieta Podleśna została świtem aresztowana za umieszczenie w Płocku plakatów z Tęczową Maryjka (Matką Boską w tęczowej aureoli – w reakcji na okrutny, homofobiczny wystrój wielkanocnego “grobu pańskiego” w płockim kościele). Sprawa zakończyła się w 2022 roku prawomocnym wyrokiem uniewinniającym.

Dwie sprawy o napisy na biurach posłów PiS – w Sierpcu i w Wąbrzeźnie też zakończyły się uniewinnieniem, przy czym ta druga sprawa otarła się o Sąd Najwyższy.

To sprawy dla ruchu obywatelskiego o tyle ważne, że to w ich trakcie Podleśna usłyszała od policjantów “mamy na panią zlecenie z Warszawy”.

W ten sposób władza ujawniła mechanizm represji — ściga się nie czyny (bo te są drobne i raczej nieszkodliwe społecznie, więc nawet nie podlegają ściganiu), ale osoby. Liderów oporu wobec nadużyć władz PiS.

Aktywistom tym OKO.press poświęciło swój cykl NA CELOWNIKU — zbierając i analizując dane o państwowym nacisku, którego celem jest wypchnięcie obywateli z przestrzeni publicznej i zmuszenie ich do milczenia w sprawach publicznych.

Sprawa we Włodawie też ma taki charakter. Policjanci pod Włodawą kilka dni po akcji z uchodźcami zatrzymali Podleśną bez wyraźnego powodu, a proszeni o wyjaśnienie powiedzieli: „Jest pani osobą szczególną. Nie o każdym mówią na odprawach”.

“Nie prowadzę teraz działalności, za którą mogliby mnie ścigać — jeśli chcą mi dopiec, to tylko w taki sposób jak we Włodawie. Martwi mnie, że włodawski sędzia zignorował to, że policjant Jaworski zeznawał nieprawdę — jakoby się przede mną legitymował. Nagranie potwierdza prawdziwość moich słów: nie zrobił tego, miałam więc prawo mu się nie podporządkować”.

Na rozprawie przed tygodniem, kiedy sąd przesłuchał policjantów i obejrzał nagrania z akcji, ci sugerowali, że nadbużańska sprawa Podleśnej na tym się nie skończy. Bo skąd niby mieszkanka Warszawy tak dobrze zna lasy koło Włodawy? A może wcale nie przyjechała z pinezką, tylko brała udział w przemycie ludzi?

Obrażony policjant Jaworski mówił, że to “wymaga sprawdzenia”.

“Dziś nie prowadzę aktywności, za którą mogliby mnie dopaść. Jeśli więc chcą mnie dręczyć, to tylko w ten sposób”.

Tekst ten powstał w ramach projektu „Na celowniku”, który OKO.press prowadzi razem Archiwum Osiatyńskiego. Dokumentujemy działania osób zaangażowanych w obronę praworządności i praw jednostki w Polsce po 2015 r. Staramy się opisać represje, jakim zostali poddani aktywiści. A także to, jak państwo stara się wypchnąć ich ze sfery publicznej i zniechęcić do zabierania głosu.

Projekt prowadzimy od 2021 r. Początkowo wspierała nas w tym norweska Fundacja Rafto; od 2022 r. - amerykański German Marshall Fund.

Materiały zebrane w 2021 r. podsumowaliśmy raporcie opublikowanym na początku 2022.

;
Na zdjęciu Agnieszka Jędrzejczyk
Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)

Komentarze