0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. z archiwum Ewy KozdrajFot. z archiwum Ewy ...

Przyjechałam z daleka. Dominika, Ewa i Karolina

Dominika Saran z Opola Lubelskiego: Rok 2020 był dla mnie rokiem trudnym, doświadczyłam kryzysu. Podczas rutynowego zabiegu chirurgicznego doszło u mnie do nagłego zatrzymania krążenia. Byłam w śpiączce, lekarze walczyli o moje życie, a potem o zdrowie. Nie wychodziłam z domu. Nie byłam w stanie pracować, nawet myśleć o pracy.

Byłam wyłączona społecznie, zawodowo. Rozpadłam się na kawałki. Mnie po prostu nie było.

Wtedy odezwała się Karolina Suska, ówczesna dyrektorka naszej biblioteki w Łaziskach: "Domi, jest dla ciebie świetny projekt”.

Zaczęłyśmy w grudniu 2021 roku

Karolina Suska, aktywistka z gminy Łaziska: Wróciłam do Łazisk pod Opole Lubelskie z Krakowa, kiedy pojawiła się oferta pracy w bibliotece. Bo chciałam tu pracować w instytucji kultury i działać m.in. na rzecz kobiet – przeciwko ich wykluczeniu i stereotypizacji.

Zależało mi bardzo na tym, by odkryć i pokazać potencjał kobiet wiejskich, które żyją w tej społeczności.

I tak powstał nasz Klub Kobiet Aktywnych w Łaziskach. Razem szukałyśmy pomysłów na działania. A chodziło o to, by były one mocno otwierające głowy. Na świat, na ludzi i na to, co jest trochę inne.

Spotkałyśmy się ze Stowarzyszenie Dla Ziemi, w którym działa Ewa Kozdraj, bo od 2014 r. mają swój projekt spotkań wielokulturowych: uchodźczynie, migrantki, kobiety z Polski.

Ewa Kozdraj, Stowarzyszenie Dla Ziemi z Bratnika pod Lubartowem: Jesteśmy grupą osiedleńców z miasta na lubelskiej wsi. Mieszkamy tam ponad 30 lat, ale jesteśmy i zawsze będziemy tylko przybyszami.

Zaczynaliśmy w naszej wsi od organizowania ekologicznych upraw. Założyliśmy stowarzyszenie – Stowarzyszenie Dla Ziemi – żeby mieć traktor do tego. Fabryka w Ursusie dała nam go do testowania. Po dwóch latach sytuacja się zmieniła i musieliśmy oddać traktor. Ale organizacja została. Wtedy rozejrzeliśmy się wokół. Uświadomiliśmy sobie, że mamy zasoby – są wśród nas artyści, reżyserzy, więc możemy robić proste programy grantowe – np. uczyć dzieci filmowania. Organizowaliśmy wymiany szkolne z Francją.

Skrzykiwaliśmy się do sprzątania lasu, robiliśmy warsztaty antydyskryminacyjne w szkołach i o prawach człowieka.

Zbieraliśmy informacje o przeszłości tych ziem, robiliśmy konkurs dla szkół, w ramach którego uczniowie pytali dziadków o tych, którzy tu kiedyś mieszkali. A byli to i Żydzi i Romowie, i Ukraińcy.

Włączone

Ewę Kozdraj poznałam w listopadzie w Warszawie na międzynarodowej konferencji dla organizacji pozarządowych działających na rzecz osób doświadczających migracji i uchodźstwa (“CSOs at the forefront of refugees support – common challenges and solutions").

Opowiadała o ostatnim projekcie, w którym brało udział jej Stowarzyszenie.

To w sprawie tego projektu Karolina Suska zadzwoniła do Dominiki Saran.

Projekt “Włączone”, realizowany od 2021 roku do lata 2023, polegał na wspólnym działaniu sześciu kobiet z gminy Łaziska i sześciu uchodźczyń z Ośrodka dla Cudzoziemców w Łukowie. Jedną z tej dwunastki została właśnie Dominika Saran po tym, jak cudem wróciła do zdrowia.

Grupa kobiet pozuje do zdjęcia na tle drzew
Fot. z archiwum Ewy Kozdraj

Kobiety poznawały się, razem szkoliły. Pojechały na wizytę studyjną do Norwegii zobaczyć, jak działa tamtejsza polityka migracyjna. Razem wymyśliły, jak mogą utrzymać swoją wspólnotę. Pomysłów na produkt promujący Włączone było kilka, wśród nich m.in. naturalne mydełka w bawełnianych woreczkach z ziołami (na zdjęciu na samej górze). I z tym “produktem” – jak mówią – ruszyły na spotkania do kobiecych organizacji działających na Lubelszczyźnie.

Droga była już przetarta, bo już wcześniej Stowarzyszenie Dla Ziemi organizowało takie spotkania

Przyjeżdżały z migrantkami mieszkającymi w ośrodku na spotkania w kobiecych wiejskich klubach. Żeby się poznać, pogadać.

Teraz jednak na jednym spotkaniu się nie skończyło.

Dwanaście kobiet wciągnęło do rozmowy o tym, czym jest migracja i jak to jest zaczynać od nowa, kilkaset a może więcej osób.

Przy czym okazało się, że zaczynanie życia od nowa nie jest tym, co zdarza się tylko uchodźczyniom. Ale można się od nich dowiedzieć, jak przez tę próbę przejść.

Lubelszczyzna. Dwie granice

Projekt “Włączone” ma więc znaczenie uniwersalne. Pokazuje, jak powinna wyglądać nasza rozmowa o migracjach. Rozmowa, którą powinniśmy odbyć jako mieszkańcy bogatego Zachodu i bezpiecznej Północy.

Jak mówił OKO.press Kuba Wygnański, prezes Fundacji Stocznia, “tu nie chodzi tylko o kwestie bieżące. To nie jest tylko operacja »filtracyjna«. Stoimy nie tylko jako Polacy czy mieszkańcy Europy, ale jako ludzkość przez olbrzymim wyzwaniem. Katastrofy łodzi z migrantami na Morzu Śródziemnym, straszliwe pożary na świecie z powodu rosnącej temperatury Ziemi – wszystko to pokazuje skalę problemu, przed którym stoimy”.

Przeczytaj także:

Ewa Kozdraj ze Stowarzyszenia Dla Ziemi ma na to wyzwanie swój patent: “Pracujemy nad włączaniem głównie uchodźczyń i migrantek oraz dzieci, w życie lokalnych społeczności. Jesteśmy na samym dole, najbardziej jak można. Zainspirowała nas działalność Stowarzyszenia Bona Fides z Lublina, organizacji, która utworzyła Kluby Kobiet Aktywnych na Lubelszczyźnie. Nawiązałyśmy z nimi współpracę i zaczęłyśmy jeździć do Klubów wraz z uchodźczyniami i migrantkami z różnych państw, m.in. z Czeczenii, Gruzji, Syrii i Ukrainy”.

I dodaje:

"W 2015 roku zareagowaliśmy na ten jednostronny przekaz PiS dotyczący migracji. Postawiłyśmy na osobisty kontakt. W klubach wiejskich zbierają się niesamowite osoby, młodsze i starsze, przedsiębiorczynie, nauczycielki, emerytki, rolniczki, pracowniczki socjalne. Liderki lokalnych społeczności, które próbują włączyć kobiety w normalne życie. By nie były wykluczone, postrzegane poprzez stereotypowe myślenie o kobietach na wsi.

Uchodźczynie też należą do osób wykluczonych tylko inaczej. Straciły swoje domy, są w kraju o innej w innej kulturze, w nowym miejscu. Więc po spotkaniu Polki wracały do swoich domów, uchodźczynie z Ukrainy – do wynajętych mieszkań, a uchodźczynie z Czeczenii i Kurdyjki – do ośrodka”.

Lubelszczyzna jest miejscem szczególnym

Bo tu są dwie granice.

Na północy – ta z Białorusią. Straszna. Dworzec w Brześciu i bagna w lasach pod Włodawą, gdzie topili się ludzie. Dla Czeczenek i Kurdyjek – są push-backi i ośrodki dla cudzoziemców. Luksusowy Łuków, bo w mieście, ośrodek Horbowie koło Włodawy i w Bezwoli koło Radzynia – koszary w lesie. Ekstremalnie trudne do życia.

Na południu – jest granica z Ukrainą. Otwarta i przyjazna. Przez którą Ukrainki z dziećmi przechodzą i znajdują schronienie wśród ludzi. I wsparcie lokalnych społeczności oraz całego państwa. A i tak nie jest im łatwo.

Na Lubelszczyźnie są od dawna Czeczenki, Kurdyjki i Ukrainki.

To doświadczenie kształtuje nie tylko migrantów i uchodźców, ale i lokalne społeczności. Aktywistki to zobaczyły i zrozumiały, że to wymaga rozmowy. Przepracowania, usłyszenia się, zrozumienia. Żeby nie było “prześnione”, by użyć słowa z tytułu książki Andrzeja Ledera.

Posłuchaj mnie, a ja posłucham ciebie

Ten stan gotowości i otwartości do działania wyłapała ówczesna dyrektorka łaziskiej biblioteki i domu kultury Karolina Suska. Zaproponowała w Klubie Kobiet Aktywnych, że wejdą w program spotkań z migrantkami zaproponowany przez Stowarzyszenie Dla Ziemi. Na samym początku usłyszała: “Jeszcze tylko uchodźców nam tu brakowało". Odpowiedziała:

“Tak, właśnie tak. Dlatego trzeba to zmienić. Potrzebujemy tych spotkań. Potrzebujemy poznania tych ludzi”.

Dosyć szybko wyszło na jaw to, co powinno być dla wszystkich oczywiste: że sami w Polsce nie opowiedzieliśmy sobie swego doświadczenia migracji. Bo nawet jeśli mieszkamy w tej samej miejscowości, to nie wygląda ona już tak jak za czasów dziadków i rodziców. I ich doświadczenie na niewiele się przyda.

My też jesteśmy obcy, zmagamy się z poczuciem wykluczenia, ale o tym nie rozmawiamy.

Ewa Kozdraj, Dominika Saran i Karolina Suska już to wiedziały.

Powstaje kolektyw

Udział w projekcie “Włączone” był dla uczestniczek poważnym zobowiązaniem, bo oznaczał, że jak rodzina liczy, że ugotujesz, ogarniesz wnuki, zrobisz zakupy – a ty masz spotkanie projektowe, to musisz powiedzieć “Przepraszam, jestem zajęta”.

Dominika Saran: Pomyślałam, OK, spróbuję. Miałyśmy pierwsze wspólne warsztaty w Kazimierzu Dolnym. Trzy dni. Drugiego dnia uznałam, że nie dam rady. Przez całe dotychczasowe życie zawodowe to ja pomagałam innym. W Łaziskach pracowałam w pomocy społecznej. A nagle stałam się tą osobą, która potrzebuje pomocy i musi o nią prosić. Nie byłam na to gotowa. Ale zdecydowałam się opowiedzieć o sobie.

Wtedy okazało się, że nikt mnie nie ocenia negatywnie, nie krytykuje. Mimo, że nie pracuję i zachorowałam.

Okazało się, że my wszystkie i te z Łazisk, i z Ośrodka z Łukowa doświadczałyśmy życiowych kryzysów, związanych z utratą pracy, chorobą, żałobą, samotnym macierzyństwem, brakiem pieniędzy, przebijaniem się przez męski świat.

Miałam dom...

Zrozumiałyśmy to, kiedy dziewczyny z Ośrodka w Łukowie zaczęły opowiadać: “miałam dom, ale go straciłam…”. “Trudno mi wyjść na ulicę, bo mnie oceniają”. “Bo wyglądam inaczej, bo słabo mówię po polsku – i jak mam pojechać na wywiadówkę do szkoły dziecka?”.

Wydaje się, że to są inne trudności, ale emocje jak najbardziej podobne. I tak bardzo dobrze się rozumiałyśmy – mówi Dominika Saran. – Bo pragnienia i marzenia mamy podobne. Chcemy być bezpieczne, wolne, chcemy podróżować, lubimy morze, kwiaty, robótki ręczne. Tego nie widać, dopóki człowiek w kryzysie się nie otworzy i nie usłyszy zobaczy czegoś więcej niż tylko swoje nieszczęście.

Zalina wychodzi z ośrodka, Dominika zmienia pracę

Ewa Kozdraj: Jest taki moment w czasie każdego spotkania, nie tylko w ramach projektu “Włączone”, kiedy kobiety z ośrodka dla cudzoziemców wyciągają zdjęcia i pokazują: “W kuchni miałam takie kafelki. A tu widać balony na przyjęciu urodzinowym dziecka. Mąż miał firmę, na dole domu był sklep”.

A potem mówią “Nie wiedziałam, że Polki też mają problemy”. A w końcu słyszysz: „Nie wiedziałam, nie miałam pojęcia, jaka jesteś dzielna. Podziwiam cię, że dałaś radę”.

„Okazujemy się do siebie podobne, dzielimy podobne wartości” – mówi Ewa Kozdraj. – „I po każdym spotkaniu coś zostaje. Każde jest ważne i niszcząca stereotypy. Na sto procent”.

Dominika Saran: To było niesłychane, że Zaira, Zalina i Ajna po tym, co przeszły, nie narzekały, okazywały radość i empatię. Ale i u nas, jak się okazało, są takie kobiety. Potrzebujemy wsparcia drugiego człowieka, choć tak świetnie dajemy sobie radę.

Wzmocniona projektem, postanowiłam poszukać nowej pracy… i znalazłam. Normalnie. Bez presji. Zobaczyłam ogłoszenie, zgłosiłam się. I pracuję teraz w Wiosce Dziecięcej w Kraśniku. Pracuję z dziećmi, robię coś, z czego jestem dumna i co ma znaczenie dla innych – mówi Dominika.

Karolina podejmuje ryzyko

Projekt “Włączone” był obarczony ryzykiem. Nie tylko ze względu na obszerny program, ale i właśnie ze względu na siłę emocji, które ujawniał.

“Nieformalna grupa kobiet aktywnych z Łazisk działa już dziesięć lat i kiedy skontaktowała się z nami Ewa Kozdraj, pomyślałam, spróbujemy. Ale gwarancji sukcesu nie było” – opowiada Karolina Suska. W naszym łaziskim klubie jest 26 pań. Wybrałyśmy z naszego grona szóstkę do projektu – z różnymi doświadczeniami życiowymi. Żeby mogły to przepracować. I żeby nie tylko coś zyskały, ale żeby mogły innym dać”.

Lucyna, Teresa, Aneta, Kasia, Dominika i Anna. Od 35. do 75. roku życia.

Najpierw było trzydniowe – przełomowe, jak zaświadcza Dominika Saran – spotkanie w Kazimierzu. 12 różnych emocji.

Potem były warsztaty wendo w Łukowie, nauka angielskiego i wyjazd studyjny do Norwegii

Dominika Saran: Świetne trzy dni. Dla osoby takiej jak ja, z doświadczeniem pracy w pomocy społecznej, to było niesłychanie ważne doświadczenie zobaczyć, jak działa norweski system.

Norweżki też nas bardzo miło przyjęły i słuchały nas uważnie. Były ciekawe tego, że u nas jest inaczej. Potem przyjechały na koniec projektu “Włączone" i były zdumione, ile zrobiłyśmy.

Bałam się o mój angielski, bo nigdy się go nie nauczyłam. Ale pamiętam, jak uchodźczyni z Bliskiego Wschodu powiedziała mi tam, w Norwegii, po angielsku, że to niesamowite, jak Polska pomaga Ukrainie. To było w marcu 2022 roku, zaraz po rozpoczęciu agresji Rosji na Ukrainę. I ja – nie wiem, czy do końca poprawnie – ale odpowiedziałam, że dziękuje jej za te słowa, bo to dla nas ważne.

I widziałam, że zrozumiała.

Ukrainki schodzą na dół

Co było potem?

Dwie pracowniczki ASP z Krakowa zatrudnione w ramach projektu wsparły kolektyw na warsztatach w Lublinie w wymyślaniu produktu, który kolektyw mógłby wspólnie tworzyć – i dzięki sprzedaży zarabiać na swoje działania, podróże, spotkania i warsztaty.

Wymyśliły naturalne mydełka z ziołami, w ozdobnych bawełnianych woreczkach. Mydełka powstawały w Łaziskach, a woreczki – w Ośrodku dla uchodźców w Łukowie.

Karolina Suska:

“Urosło w Łaziskach – uszyto w Łukowie”.

Takie hasło wymyśliły kobiety na warsztatach z promocji.

"Produkt” dobrze się sprzedawał na różnych lokalnych imprezach i na spotkaniach w sieci kobiecych klubów. Były też pretekstem do rozmów i spotykania kolejnych osób.

bawełniane woreczki związane różowymi wstążkami
Fot. z archiwum Ewy Kozdraj

Karolina Suska: Mam szczególnie w pamięci spotkanie w gminie Radecznica w przestrzeni instytucji kultury. Tam w sali na górze mieszkały uchodźczynie z Ukrainy. Nikt wcześniej ich na żadne spotkanie nie zapraszał. A my je zaprosiłyśmy. Kilka pań z Ukrainy zeszło, były łzy – do dziś mam ciarki na wspomnienie. I panie z lokalnego koła zobaczyły, że mogą się spotykać, coś robić wspólnie. Że nie trzeba wiele.

Sieć kolektywu

Ile w zasadzie osób otarło się o Wasz projekt? – pytam

Dominika Saran: W mniejszych miejscowościach ludzi interesował sam nasz produkt. Ale spotykałyśmy też osoby, które były świetnie zorientowane w działaniach na rzecz uchodźców, tym, co robi Stowarzyszenie Dla Ziemi.

My się przedstawiałyśmy, że część z nas jest z Polski, z terenów wiejskich, a część to uchodźczynie. Mówiłyśmy, że to są nasze wspólne działania. Zainteresowanie było duże i ludzie pozytywnie się do tego odnosili.

Karolina Suska: “Kolektyw spotykał się w różnych miejscach na Lubelszczyźnie. I przychodziło tam zawsze dużo ludzi. A ponieważ jeździłyśmy na spotkania po wsiach, to było za każdym razem było bardzo dużo mieszkanek wsi. Doskonale wiem, że ze wsi dojechać na spotkanie do innej, większej miejscowości, jest trudno.

Potem były jeszcze wystawy, reportaż radiowy. W wakacje w 2023 roku wyruszyłyśmy w trasę po festiwalach na Lubelszczyźnie promując nasz produkt. I znowu spotkałyśmy się z miłym przyjęciem. Na przykład – pamiętam – w Siennicy Różanej bardzo dużo ludzi kupiło nasze mydełka właśnie po to, byśmy mogły działać dalej. Byli ciekawi, okazywali wsparcie.

Wcześniej się bali, myśleli, że uchodźcy są groźni, że kontakt z nimi jest ryzykowny

U nas w klubie też były takie obawy i rozmawiałyśmy o tym. Wiele pań ma u nas doświadczenie z pracą za granicą, ale na początku mówiły, że to co innego niż migracja. Jakoś nam jednak wyszło, że nasz los jest podobny.

Dominika Saran: Jak było podsumowanie projektu, to powiedziałam, że to widać po nas – po twarzach, ubiorach, sposobie rozmawiania, jak bardzo się zmieniłyśmy. Jak się zacznie, to już nie jest takie trudne. Chcemy się spotykać, brakuje nam siebie. Ale żeby zacząć, potrzebny jest taki ktoś jak Karolina i Ewa, charyzmatyczna motywatorka z konkretną wizją.

Ewa Kozdraj: Tak, być może przyjezdnym łatwiej jest zrobić pierwszy krok. Ale zmiana zachodzi dzięki sile lokalnych organizacji. Bo kiedy zainicjuje się spotkania, osoby reagują pozytywnie. Raz nam się tylko zdarzyło, że na spotkaniu na widok gościń w chustach jedna pani wyszła, trzaskając drzwiami. Jedna na 10 lat.

I co teraz będzie?

Karolina Suska: Mamy kojenie spotkanie w poniedziałek. Uczestniczki potrzebują tych spotkań. Mamy produkt, mamy przestrzeń w Lublinie, w siedzibie Stowarzyszenia Dla Ziemi, mamy też salę na wsi, w domu jednej z uczestniczek. Nawet nam się nie śniło, że można mieć takie możliwości do działania i tyle chęci, by pomimo oficjalnego zakończenia projektu spotykać się nadal.

Ewa Kozdraj: Żeby zmienić podejście do osób uchodźczych w Polsce, potrzebna jest zmiana pokoleniowa, zwłaszcza przez tę ostatnią paskudną polityczną narrację. Młodzi znają świat i oni go w końcu zmienią. Nasze projekty to za mało. Ale liczy się każde działanie. Edukacja i czas.

O projekcie “Włączone”

Projekt “Włączone” finansowany w ramach Programu Aktywni Obywatele – Fundusz Regionalny był finansowany z Funduszy EOG przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię. Stowarzyszenie Dla Ziemi i Biblioteka Publiczna w Łaziskach współpracowały z organizacją Vintage Baby Social Enterprise z norweskiego Sandefjord.

Z projektu zostały wspomnienia i wiedza z warsztatów w Łukowie i w Lublinie, pamięć o zorganizowanych wspólnie wydarzeniach artystycznych (przedstawieniach, koncertach i wystawach) oraz broszura i “Jak działać wspólnie?".

;
Na zdjęciu Agnieszka Jędrzejczyk
Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)

Komentarze