Politycy PiS przyzwyczaili do negowania katastrofy klimatycznej. Takie wypowiedzi trafiały się m.in. Andrzejowi Dudzie czy Henrykowi Kowalczykowi, byłemu ministrowi środowiska. Teraz do tego grona dołączył Marek Pęk, polityk PiS, wicemarszałek Senatu.
Najpierw na Twitterze w sobotę 30 maja wyraził wątpliwość, czy globalne ocieplenie istnieje, bo – jak przekonywał – mamy wyjątkowo zimy maj:
Dwa dni poźniej, w poniedziałek 1 czerwca, w wywiadzie dla Radia Zet, odnosząc się do krytycznych wpisów internautów po tłitem powiedział, że „sprawa globalnego ocieplenia nie jest tak oczywista i jednoznaczna w oczach opinii publicznej”. I dodał:
Są fakty, które mogą wskazywać, że w tym zakresie [globalnego ocieplenia] mamy do czynienia z różnymi hipotezami.
fałsz. Nauka stoi na stanowisku, że globalne ocieplenie jest realne, powodowane przez ludzi i niebezpieczne
„Kiedy mówię o wyjątkowo zimnym maju w sposób żartobliwy, to wszyscy mi mówią, że nie wiem jaka jest różnica między klimatem a pogodą. No więc wiem – klimat to uśredniony stan pogody, badany z perspektywy wieloletniej. Klimat ma związek z pogodą” – dodał.
Owszem, klimat ma związek z pogodą, ale ta ostatnia to po prostu stan atmosfery w pewnym okresie czasu.
Po tym, że w danym roku mamy raczej chłodny maj, nie można wnioskować o tym, że nie zachodzi globalne ocieplenie.
„Lokalne i chwilowe fluktuacje to rzecz normalna – pogoda nakłada na długofalowy trend ocieplenia gwałtowne górki i dołki. Owszem, dni wyjątkowo zimne wciąż występują, tyle że rzadziej. Za to rośnie ilość dni rekordowo ciepłych. W ciągu ostatniej dekady dzienne rekordy ciepła pojawiały się 2 razy częściej niż rekordy zimna” – czytamy w serwisie „Nauka o Klimacie”, współprowadzonym przez prof. Szymona Malinowskiego, fizyka atmosfery.
To, co jest najważniejsze – a czego wydaje się kompletnie nie rozumieć senator Pęk – polega na globalnym wzroście temperatury.
Ta wzrosła o ok. 1,1 st. C od tzw. okresu przedprzemysłowego. Ten „moment startowy” w literaturze naukowej przedmiotu określa się na przełom XVIII i XIX albo na ok. połowę XIX w. Dzisiejsze starania – określone w tzw. Porozumieniu Paryskim – koncentrują się na zatrzymaniu wzrostu temperatury poniżej 1,5 st. C.
Już dziś odczuwamy skutki zmiany klimatu, takie jak ekstremalne zjawiska pogodowe, czy topnienie lodowców. Ale przekroczenie krytycznego punktu na globalnym termometrze może prowadzić do konsekwencji, które finalnie będą w stanie zagrozić przetrwaniu naszego gatunku.
Społeczeństwo jest podzielone
Czy jest tak, jak mówi senator Pęk, że „sprawa globalnego ocieplenia nie jest tak oczywista i jednoznaczna w oczach opinii publicznej”? I tu polityk PiS ma rację – faktycznie, w społeczeństwie zdania są podzielone.
W sierpniu 2019 roku IPSOS na zlecenie OKO.press pytał Polaków, czy w ogóle wierzą w realność katastrofy klimatycznej.
Czy Pana/Pani zdaniem w najbliższych dekadach światu grozi katastrofa wynikająca z globalnego ocieplenia czy też taka opinia jest przesadzona?
Niewielka większość (52 proc.) zdawała sobie sprawę z tego, że katastrofa nadchodzi, ale tylko 19 proc. wyrażało to „zdecydowanie”. Aż 45 proc. uważało, że mówienie o kryzysie to przesada.
Mimo to, świadomość ekologiczna w tym względzie rośnie.
W grudniu 2018 roku w sondażu IPSOS zadaliśmy to samo pytanie. Wtedy 44 proc. pytanych twierdziło, że katastrofa klimatyczna jest zagrożeniem, ale aż 51 proc. uznało, że mówienie o katastrofie to przesada.
Co prawda, różnice między grudniem 2018 a sierpniem 2019 są kilkupunktowe, ale proporcje odpowiedzi odwróciły się. W grudniu 2018 „przesada” przeważała o 7 pkt proc., w sierpniu 2019 o tyle samo przegrywa ze świadomością zagrożenia.
Nauka stawia sprawę jasno
Można jednak zapytać: co z tego, że opinie Polaków na temat globalnego ocieplenia i katastrofy klimatycznej są podzielone? Przecież to nie odbiera realności tym zjawiskom.
Bo nie jest tak, jak mówi senator Pęk, że „są fakty, które mogą wskazywać, że w tym zakresie mamy do czynienia z różnymi hipotezami”. Pomijając już to, że polityk nie podaje, co to za fakty, to
naukowcy na świecie powszechnie akceptują realność globalnego ocieplenia, jego antropogeniczny charakter i zdają sobie sprawę z katastrofalnych zagrożeń, jakie wiążą się z tym procesem.
Jak podał portal „Nauka o Klimacie”, ponad 97 proc. prac naukowych mówiących o przyczynach zmian klimatu dowodzi, że to człowiek odpowiada na globalne ocieplenie. Takiego zdania są również wszystkie liczące się organizacje naukowe – takie jak American Meteorological Society czy Royal Meteorological Society – zajmujące się badaniem klimatu. A także akademie nauk 80 krajów.
Kwestionowanie zmian klimatycznych jest głupie. Równie głupie jest jednak sugerowanie, że zjawisko to pojawiło się równolegle z uprzemysłowieniem naszych gospodarek.
.
Co do naukowego consensusu w sprawie antropogenicznego charakteru dzisiejszych zmian sprawa jest co najmniej nieoczywista.
.
Dzisiejsza nauka jest skrajnie nietolerancyjna i promuje intelektualny komformizm. Bywa, że badacze mający inne opinie niż większość są skazywani na ostracyzm i relegowani z uczelni.
.
Nie bez znaczenia pozostaje również brutalna, czasem wręcz bojówkarska presja spoleczna wywierana na nieprawomyślnych naukowców. Smutną ilustrację takiego schematu dostarczył nam kilka miesięcy temu – skądinąd bardzo sympatyczny i szanowany przeze mnie – pan Dawid Myśliwiec z popularnego na polskim youtube kanału popularnonaukowego. Przy okazji swojego materiału na temat stanowiska PAN, które kwestionowało oczywistość antropogenicznego charakteru zmian klimatycznych namówił tysiące swoich widzów by zalali spamem adresy mailowe tej instytucji. Sprawa była jeszcze bardziej kuriozalna, bo pan Dawid zrobił błędny research i następnego dnia błagał swoich widzów, by zakończyli akcję, bo pokazano mu nowsze stanowisko Akademii odpowiednio już akcentujące wpływ człowieka na te sprawy.
.
Smutna i symboliczna ilustracja tego z jaką naturą naukowego "consensusu" w sprawach klimatu mamy dziś do czynienia.
.
Pozdrawiam
"badacze mający inne opinie niż większość są skazywani na ostracyzm"
I tu jest pies pogrzebany, masz błędne wyobrażenie o funkcjonowaniu badań naukowych. Myślisz, że każdy naukowiec może sobie wyjść przed szereg, palnąć dowolną wyimaginowaną bzdurę i bronić jej w taki sposób, że ma prawo do własnej opinii? Nic podobnego. Nauka bazuje na wynikach obserwacji empirycznych, a nie prywatnych opiniach. A z danych wynika, że klimat się ociepla i jest to skutkiem wzrostu koncentracji gazów cieplarnianych w atmosferze, pochodzących ze spalania paliw kopalnych i częściowo, ze zmian użytkowania terenu (wylesiania), które też ma antropogeniczne podłoże. To wynika z twardych danych obserwacyjnych, a cała reszta dyskusji na ten temat to są czyjeś opinie bazujące na interesach lub ukierunkowaniu polityczno-ideologicznym.
Nauka nie jest demokratyczna, jest tyranią wyników obserwacji. Jeśli któryś naukowiec ma inne zdanie niż mainstream danej dziedziny, to musi je uzasadnić dowodami naukowymi, a nie przepychanką słowną. Obserwacje muszą być klarowne, poprawne metodycznie i udokumentowane tak, żeby inne zespoły mogły je powtórzyć i zweryfikować stawianą hipotezę. Nikt jeszcze nikogo nie skazał na ostracyzm z powodu innych rezultatów niż dotychczas przyjęte jako stan wiedzy, wręcz przeciwnie – nowe hipotezy, które są udokumentowane badaniami, szybko znajdują chętnych naśladowców, którzy chcą zweryfikować dane i opublikować prace naukowe z informacją: "sprawdziliśmy to doświadczalnie i autor X ma rację". Tak właśnie działają standardy we współczesnej nauce.
Problem w tym, że przy tak arcyzłożonych mechanizmach jak klimat twarda empiria jest skazana na przenikanie się z miękkim wnioskowaniem i opiniami. Związki przyczynowo-skutkowe nie są tak oczywiste jak chcielibyśmy je widzieć, a pełen kontekst nie jest znany.
.
Dodatkowo wszelkie estymacje czynione dzisiaj są obarczone nieunikalnym i ogromnym marginesem braku możliwości przewidzenia przyszłości. W Stanach był gość, który opublikował pracę naukową na temat nieuchronnego problemu końskiego łajna, które miało zalać amerykańskie miasta bodajże w latach 50. minionego wieku. W swoich prekognicjach nie uwzględnił "jedynie" wynalezienia samochodu. Wszelkie radykalne pomysły na jutro nie uwzględniają niestety tego aspektu, bo nie mogą.
.
Zresztą problemów jest dużo więcej, ale zwolennicy (nie mylić z naukowcami) teorii o prymacie antropogenicznego charakteru zmian klimatycznych starają się ich nie zauważać. Paradoks wspólnego pastwiska albo brak należytego uwzględnienia konsekwencji gospodarczych radykalnych proklimatycznych kroków to tylko pierwsze z brzegu przykłady.
.
Uprzejmie dziękuję za głos w sprawie. Pozdrawiam.
Faktycznie, jeśli chodzi o tak szerokie zagadnienie jak "zmiany klimatu" występują miejsca, gdzie twarda empiria przenika się z miękkim wnioskowaniem i opiniami; ale jeśli pozostajemy na obszarze samych zjawisk i ich przyczyn, to do miękkiego wnioskowania i opinii jest bardzo daleko.
Na przykład to, że obserwowane globalne ocieplenie pojawiło się wskutek działalności przemysłowej człowieka nie jest opinią, tylko jest to wniosek oparty o szereg różnych badań z dziedziny fizyki atmosfery i klimatologii fizycznej z ostatnich kilkudziesięciu lat. Badania te były na tyle przekonujące, że dzisiaj wniosek ten jest przez specjalistów powszechnie uznawany jako prawdziwy.
Gdyby tylko była możliwość jego obalenia, jestem pewien że zakończyłoby się nagrodą Nobla z fizyki, a rządy wielu państw, w tym Polski, ustawiałyby się w kolejce żeby uhonorować takiego geniusza wielomilionowymi nagrodami za to, że uratował status quo i oparte o paliwa kopalne gospodarki. To, że do tej pory to się nikomu nie udało, może ci sugerować, że konsensus naukowy ma więcej wspólnego z akceptacją faktów (nawet jeśli są one czasem niewygodne), niż z konformizmem.
Co do braku możliwości przewidzenia przyszłości, myślę że po prostu nie rozumiesz na czym polega prognozowanie zmian klimatu. Opiera się ono o konstrukcję scenariuszy w postaci "jeśli zajdą warunki takie i takie, wynik będzie taki i taki". Możesz wziąć instrukcję obsługi samochodu i wywnioskować z niej, co się stanie jeśli wrzucisz bieg i skręcisz kierownicę, nawet jeśli nie potrafisz przewidzieć, co zrobi kierowca. Możesz też, opierając się o wiedzę z zakresu fizyki, przewidzieć co się stanie jeśli wjedziesz samochodem w betonową ścianę.
W tej analogii kierowcą jest kolektywnie cała ludzkość, kręcenie kierownicą to decyzję dotyczące konsumpcji zasobów, funkcjonowania gospodarki i systemu energetycznego, a instrukcja obsługi to nasza wiedza dotycząca fizyki systemu klimatycznego. W oparciu o tę wiedzę możemy więc przewidzieć, co się stanie jeśli będziemy kontynuować emisję gazów cieplarnianych do atmosfery.
Pokazuje to zresztą nawet twoja anegdotka o końskim łajnie (która, nawiasem mówiąc, jest anachroniczna, i prawie na pewno została wymyślona współcześnie). Problem końskiego łajna byłby "nieuchronny" tylko wtedy, gdyby transport wciąż opierał się o zwierzęta pociągowe, i gdyby liczba tych zwierząt wciąż przyrastała. Oczywistym rozwiązaniem byłoby zastąpienie zwierząt takim rodzajem transportu, który łajna nie produkuje, oraz ograniczenie wzrostu tego transportu. Analogicznie, rozwiązaniem problemu globalnego ocieplenia jest zastąpienie emisyjnych źródeł energii bezemisyjnymi, oraz redukcja zapotrzebowania na energię. W obu przypadkach problem nie rozwiąże się jednak spontanicznie, wymaga inwestycji w R&D i infrastrukturę, zmian społecznych, politycznych, ekonomicznych i behawioralnych, itd.
kolejny mądrala
Epatowanie tym, że ponad 97% prac, czy naukowców stoi murem za globalnym antropogenicznym ociepleniem można porównać z tym, że 100% profesorów teologii stoi murem za tym, że jakieś 2000 lat temu jakaś żydówka dziewica urodziła syna, którego wprawdzie zabito, ale on sobie z tego nic nie robił, wylazł z grobu, a potem odleciał w kosmos, czyli do nieba.
Naprawdę można? Współczuję.
Kilka tygodni temu pisaliście artykuł, w którym rekordowo ciepły marzec miał być potwierdzeniem ocieplania się klimatu. Czemu się zatem dziwicie, że rekordowo zimny maj staje się pretekstem do podważenia tej teorii? Tak na prawdę ani jedno ani drugie nie potwierdza ani nie zaprzecza teorii ocieplenia klimatu, możecie zatem podać sobie z posłem ręce i uznać remis.
Różnica polega na tym, że chodziło o rekordowo ciepły globalnie kwiecień. Rekordowo, czyli co najmniej od 150 lat, globalnie, czyli uśredniając zmiany temperatury na całej planecie. Zjawisko takie byłoby bardzo mało prawdopodobne, gdyby klimat się nie ocieplił, zatem faktycznie może być uważany za jego potwierdzenie (a precyzyjniej: może być użyty do falsyfikacji hipotezy mówiącej, że do ocieplenia klimatu nie doszło).
Maj natomiast był po pierwsze zimny w Polsce (której powierzchnia to tylko 0.06% powierzchni planety), po drugie nawet nie był rekordowo zimny, tylko najzimniejszy od 1991 roku. Nie jest to więc na tyle nieprawdopodobne zdarzenie, aby mogło sfalsyfikować hipotezę o ocieplaniu się klimatu (zarówno Polski, jak i globalnego).