0:00
0:00

0:00

OKO.press rozmawia z prof. Szymonem Malinowskim, fizykiem atmosfery, wykładowcą na Wydziale Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego i współautorem - razem z Aleksandrą Kardaś i Marcinem Popkiewiczem - „Nauki o klimacie”, pierwszej polskiej książki o globalnym ociepleniu.

Prof. Malinowski jest bohaterem filmu dokumentalnego Jonathana L. Ramseya „Można panikować”, który będzie można obejrzeć na kanale Ramseya na YouTube od 1 do 7 czerwca 2020. W dokumencie prof. Malinowski opowiada o swojej pracy naukowej i misji przekazywania naukowej wiedzy na temat zmian klimatycznych. W Polsce to wciąż orka na ugorze - rzetelna wiedza o zmianach klimatycznych przegrywa z niekompetentnymi mediami i spiskowymi teoriami szerzonymi w mediach społecznościowych.

Wojciech Kość: Powinienem panikować z powodu zmian klimatycznych?

Prof. Szymon Malinowski: Należy panikować! Nie ma już czasu, by odkładać działania na później. Trzeba działać na wszystkich możliwych frontach i na wielką skalę, bo zagrożenie jest bardzo duże. Ale nie należy dać się sparaliżować strachem.

A ja się boję, że, gdy zaczniemy panikować, to nie będzie żadnego działania. Wpadniemy w korkociąg, z którego nie będzie szans wyjść. Będą wojny o wodę i politycy budujący faszyzm na strachu przed uchodźcami klimatycznymi...

Wszystko jest możliwe.

Ale?

Zazwyczaj jest tak, że przez chwilę człowiek jest sparaliżowany strachem, a potem zaczyna działać. Mamy teraz pandemię koronawirusa. Komplikuje nam życie, ale dla większości ludzi w dłuższej perspektywie sytuacja nie jest i nie będzie dramatyczna. Natomiast zmiany klimatyczne to zagrożenie totalne.

Musimy zacząć przeciwdziałać globalnemu ociepleniu tak, jak teraz podjęliśmy walkę z koronawirusem – o którym przed chwilą nie wiedzieliśmy nic lub prawie nic. O zmianach klimatu wiemy dużo więcej.

Czy wychodzenie z pandemii SARS-COV-2 może być szansą na przestawienie gospodarki na nowe tory i wprowadzenie zmian korzystnych dla klimatu i środowiska?

To jest bardzo trudny punkt wyjścia. Naturalna będzie chęć powrotu do tego, co było przedtem. Oczywiście pandemia jest pewną „szansą”, bo daje nam trochę oddechu od tego codziennego zabiegania i widzimy, że można żyć troszeczkę inaczej. Z drugiej strony chęć powrotu do „starych dobrych czasów” będzie bardzo duża.

Chce pan powiedzieć, że nie zanosi się na odejście od filozofii rozwoju opartego na - mówiąc skrótowo – ciągłym wzroście? W filmie widzimy reklamy SUV-ów puszczane między newsami o zmianach klimatycznych…

Proszę posłuchać polityków w mediach teraz, gdy mowa o wychodzeniu z kryzysu gospodarczego spowodowanego pandemią. Cały czas słyszymy, że wzrost PKB musi wrócić, produkcja musi się rozkręcić i tak dalej. Całe planowanie wyjścia z pandemii ma być w zasadzie powrotem do starego porządku.

Mogą sobie mówić, ale zmiany są nieuniknione. Budżet węglowy na względnie bezpieczne ocieplenie o 1,5°C jest już właściwie wyczerpany, następny próg to 2°C. Może nie marnujmy sił na udawanie, że 1,5°C jest do osiągnięcia i skupmy się na tych 2°C – będzie gorzej, ale bez złudzeń?

Najważniejsze jest, by zmienić krzywą wzrostu emisji. Progi 1,5°C i 2°C są troszeczkę mylące, bo nie mówią o tym, co powinniśmy robić. A jest to dekarbonizacja przy zachowaniu czy wręcz poprawie bioróżnorodności. Dekarbonizacja – czyli pozbycie się węgla, dodawanego w CO2 do atmosfery. Podobnie innych gazów cieplarnianych: metanu, tlenku azotu i tak dalej.

Tak więc - dekarbonizacja ponad wszystko. I jeszcze bioróżnorodność ponad wszystko. A co mamy? Limity wzrostu temperatury do roku 2100. To są cele zbyt abstrakcyjne i odległe.

Pomówmy jednak o roku 2100… Co mówią nam najnowsze badania na temat czułości klimatu – innymi słowy, jaki będzie wzrost temperatury do końca XXI wieku?

Dokładnie nie wiemy, bo nie wiemy, ile CO2 wyemitujemy do atmosfery do tego czasu. Czułość klimatu to jest parametr, który mówi, o ile wzrośnie średnia temperatura globu po podwojeniu koncentracji dwutlenku węgla w atmosferze.

Przeczytaj także:

W poprzednim raporcie IPCC z 2013 roku ocenialiśmy, że jest to ok. 3°C. Oczywiście z bardzo dużym zakresem błędu. W tej chwili wygląda na to, że nasze oceny czułości klimatu wzrosły. Czyli, że każdy kilogram CO2, który wpuszczamy do atmosfery, ma większe znaczenie niż do niedawna myśleliśmy. Wszystkie znane mi prace mówią, że wzrost temperatury może być większy niż 3°C, ale z podaniem możliwego zakresu wzrostu zaczekajmy na końcową ocenę tych prac i kolejny raport IPCC.

Niedawno furorę zrobił pogląd, że najbardziej pesymistyczny scenariusz wzrostu emisji, w którym beztrosko pompujemy kolejne miliardy ton CO2 do atmosfery, staje się coraz mniej prawdopodobny na skutek wpływu – niedoskonałych, ale jakoś tam realizowanych - polityk klimatycznych i ogólnie rosnącej świadomości, czym są i czym grożą zmiany klimatyczne. Czy rzeczywiście tak jest?

Mam dobrą i złą wiadomość. Rzeczywiście wygląda na to, że zeszliśmy z tej ścieżki. Mamy trochę mniejszy wzrost emisji niż w scenariuszu „business as usual”.

Mówiąc językiem pandemicznym – krzywa zaczyna się wypłaszczać, może nawet opadać. Zła wiadomość jest taka, że pewne progi czułości klimatu mogą znajdować się bliżej, niż nam się wydawało.

Co stanie się, gdy cały klimatyczny system ziemski zacznie pracować inaczej, szybciej? Węgiel, który był zgromadzony w wiecznej zmarzlinie, w drzewach lub w glebie będzie coraz szybciej uwalniany do atmosfery, a coraz słabiej pochłaniany przez oceany. Możemy sobie wypłaszczać czy zaginać w dół krzywą wzrostu emisji, a natura i tak nam powie: za późno! Ja wam teraz dołożę…

Gdy płonęły lasy Amazonii, sporo mówiono o tzw. tipping points - punktach krytycznych, przekroczenie których spowoduje nieodwracalne przyspieszenie negatywnych zmian. Utrata Amazonii byłaby jednym z takich punktów krytycznych dla całej planety. Jakie są inne?

Amazonia jest oczywiście takim punktem krytycznym dla całej Ziemi, ponieważ jest to olbrzymi zasobnik węgla i jeśli to pójdzie z dymem i zostanie zastąpione polami, to cały ten węgiel pójdzie do atmosfery. Poza tym Amazonia jest ważna dla globalnej cyrkulacji atmosfery i obiegu wody. Przepływy atmosferyczne transportują parę wodną z oceanów nad ląd. Gdy zabraknie mokrych lasów takich jak Amazonia, co zatrzyma wodę nad lądem? Zacznie się pustynnienie, jak dziś w Europie południowej – tam kiedyś też były lasy, ale je wykarczowaliśmy…

Kolejny punkt krytyczny to wieczna zmarzlina i węgiel w niej uwięziony, a teraz powoli uwalniany. No i kwestia topnienia lądolodów i pokrywy lodowej w Arktyce. Topniejące i zsuwające się do oceanu kawałki lądolodu podnoszą poziom morza. Co do lodu w Arktyce – jeśli zimą się rozbuduje i dotrwa do lata, promieniowanie słoneczne odbija się od niego i Arktyka nie nagrzewa się. Natomiast jeśli lodu jest mało i szybciej się topi, to odsłania ciemną powierzchnię oceanu, która pochłania energię słoneczną, przyspieszając ocieplenie.

Jest jeszcze tzw. cyrkulacja termohalinowa, która redystrybuuje ciepło po powierzchni globu. Szybkie topnienie lodu może ją spowolnić, a to będzie mieć potężny wpływ na pogodę na całym świecie. Każdy z tych punktów krytycznych wpływa na zmianę temperatury, a także na zmianę wszystkich obiegów w przyrodzie. Przede wszystkim obiegu ciepła i wody, które podtrzymują warunki życiowe. Jeśli te warunki gwałtownie się zmienią, zacznie się wymieranie. Tak było zawsze w dziejach Ziemi.

Boję się pytać dalej… Mówimy o Amazonii i Arktyce, a tymczasem jesteśmy w Polsce. Pamiętam, jak przez lata mówiono w mediach, że Polska - kraj, o którym w podręcznikach do geografii czytamy, że ma klimat tzw. umiarkowany, ani tu szczególnie gorąco, ani szczególnie zimno - nie poniesie wielkich strat z powodu rosnącej temperatury. Tymczasem mamy dotkliwą suszę, nawalne deszcze i bezśnieżne zimy - to wszystko namacalne skutki globalnych zmian klimatycznych w naszym kraju?

Rozumowanie, że nasza chata z kraja, jest całkowicie fałszywe. Zakłada, że cała nasza działalność jest oderwana od globalnych zmian. Oczywiście tak nie jest. Od skutków tych zmian zależne są podstawy naszego bytu, np. produkcja żywności i dostawy energii.

Nie chcę straszyć, ale trzytygodniowe fale upałów z temperaturami dochodzącymi do 40°C to będzie wyzwanie dla polskich miast nieporównywalne z obecną pandemią czy ze smogiem. To, co kiedyś było nieprawdopodobne, teraz staje się prawdopodobne, a w przyszłym klimacie - częste.

Prof. Katharine Hayhoe powiedziała mi w zeszłym roku - również w wywiadzie dla OKO.press - że najważniejsze, co możemy zrobić w sprawie kryzysu klimatycznego to… rozmawiać o nim. Tymczasem mam wrażenie, że rozmawiamy i rozmawiamy, a działań nie ma, lub są zbyt nieśmiałe, powolne itd. Co więc robić?

Rozmowa jest bardzo ważna, dlatego, że pozwala nam zwiększać świadomość. Działanie jest oczywiście najważniejsze, ale bardzo trudno jest działać, gdy nie ma świadomości i ludzie nie widzą potrzeby działania. Chcemy działać, ale napotykamy na wielkie przeszkody w postaci bezwładności i braku zrozumienia.

No i pozamykaliśmy się w bańkach. Jedna bańka rozmawia tylko o kryzysie klimatycznym, ale co z tego, skoro nic nie wychodzi poza nią? Co próbowaliśmy zrobić w tym filmie, a co było dla mnie bardzo trudne, to porozmawiać o tym inaczej, by dotrzeć do ludzi spoza mojej bańki.

W jednej z debat telewizyjnych przed wyborami parlamentarnymi w 2019 roku, obecny poseł Lewicy Andrzej Rozenek posłużył się „Nauką o klimacie” - książką, której jest pan współautorem - jako pomocą w dyskusji. Czy polska polityka zmienia podejście do zmian klimatycznych?

Rzeczywiście do niektórych polityków coś zaczyna docierać. Cały czas jest ich mniejszość, na szczęście są z różnych opcji. Jeszcze rok-dwa-trzy lata temu pełno było prześmiewczych czy kompletnie ignoranckich wypowiedzi polityków na temat zmian klimatycznych. W tej chwili mamy wypowiedzi lekceważące, albo omijające problem, ale nie ma już otwartego zaprzeczania i drwin.

Zbigniew Ziobro i jego „dwutlenek węgla nie może być szkodliwy, skoro spożywamy go w napojach gazowanych”…

Tego już prawie nie ma. Niewielka, ale dobra zmiana.

Oprócz pana jest w Polsce trochę ludzi zajmujących się naukowo zmianami klimatycznymi. Czy mamy zaplecze instytucjonalne, by np. oferować politykom oparte na nauce rekomendacje polityki wodnej, energetycznej, lub żywnościowej?

Z polityką opartą na danych [evidence-based policy] było i jest w Polsce źle. Nie wyrobiliśmy sobie kultury doradczej, budowania czy organizacji państwowych i naukowych grup eksperckich. W PRL-u tego prawie nie było, a potem zaczęła się wiara w działanie projektowe – jest potrzeba, wykładamy pieniądze i grupa ludzi przygotuje raport na dany temat. Taki raport z reguły kończył na półce, swoją drogą.

Myślenie projektowe przy braku struktur i organizacji działających w perspektywie dłuższej niż kilka lat spowodował uwiąd tego, co istniało i kompletny brak rozwoju nowego zaplecza instytucjonalnego do odpowiedzialnego doradztwa. Nie ma ciągłości instytucjonalnej i prób budowy zaplecza eksperckiego. Walą się podstawy: przede wszystkim kształcenie. Nie ma w Polsce żadnej uczelni czy żadnego kierunku studiów, które w sposób zorganizowany i długookresowy kształciłyby specjalistów od klimatu. Nie ma żadnej instytucji, która świadczyłaby usługi klimatyczne. Leży też polityka komunikacyjna i budowy świadomości społecznej.

Niestety, w Polsce nauka potrzebna jest do tego, żeby wdrażać innowacje w firmach, i dominuje myślenie życzeniowe, żeby Polska miała swojego iPhone’a albo samochody elektryczne.

Moment, przecież na końcu łańcuszka, który – w teorii – zaczyna się na uczelni, na której pracują specjaliści od klimatu, też są konkrety? Nie samochody lub iPhone’y, ale konkretne rozwiązania dla rolnictwa albo energetyki na czasy kryzysu klimatycznego.

Tak, to są konkrety. Tylko że w ich sprawie zbierają się nie zespoły interdyscyplinarne, tylko radzimy się specjalisty od rolnictwa. Taki pojedynczy ekspert nie zobaczy, że to, nad czym ma pracować, wiąże się z mnóstwem innych spraw. Nie ma spojrzenia systemowego.

Zajmuje się Pan m. in. fizyką chmur i opadów oraz modelowaniem numerycznym procesów atmosferycznych. Czym jest i co bada fizyka chmur?

Trudno jest odpowiedzieć prosto na to pytanie. Chmury są szalenie złożone. Moje zadanie to zrozumieć procesy zachodzące w chmurach, które prowadzą do powstawania opadu oraz jak chmura działa w całym systemie klimatycznym. Na dnie tego wszystkiego jest taki prawie kompletnie na świecie zapomniany dział fizyki, który przez wszystkich wielkich fizyków był uznawany za największą nierozwiązaną zagadkę fizyki klasycznej. Chodzi o zrozumienie turbulencji, burzliwych przepływów powietrza czy wody.

fala upałów polska

Prof. Szymon Malinowski, zdjęcie z materiałów producenta filmu "Można panikować"

Tego typu zaczepienie pozwala mi na inne spojrzenie, bo siedzę w laboratorium i modeluję numerycznie, ale też próbuję coś mierzyć w naturze. Nie jestem dobry w żadnym z klasycznych działów fizyki, natomiast potrafię wykorzystać elementy termodynamiki, fizyki statystycznej czy mechaniki płynów – jestem na poziomie średnioeksperckim w każdej z tych dziedzin. Ale jak połączę te wszystkie elementy, to mogę jakąś wartość dodaną czasem wyprodukować.

Na czym polega trudność w badaniu chmur i dlaczego chmury są ważne w kontekście klimatu?

Jest kilka trudności. Jedną z nich jest fakt, ze duża rolę w fizyce chmur odgrywa turbulencja, której do końca nie rozumiemy. Druga to wielkoskalowość procesów. Wszystko jest ważne: od składu i rozmiarów jąder kondensacji po strumienie promieniowania. Generalnie fizyka jest sztuką uproszczeń, znajdowania jednego najważniejszego oddziaływania. Z chmurami problem polega nie na tym, by znaleźć jedno najważniejsze oddziaływanie, ale żeby odziaływania które występują w chmurach opisać w ten sposób, by uchwycić najważniejsze powiązania.

Chmury są sercem najważniejszych sprzężeń w systemie klimatycznym. Gdy zaistnieją jakieś wymuszenia, np. antropogeniczne emisje gazów cieplarnianych czy zmiany w dopływie energii ze słońca, zmienia się natychmiast zawartość pary wodnej w atmosferze i zmieniają się chmury. Chmury mogą podnosić lub obniżać średnią temperaturę globu. Mogą wpływać na transport wody na bliższe lub dalsze odległości. Mogą dostarczać wodę w postaci ulewy lub drobnego deszczu. I tak dalej. Chmury są w centrum systemu klimatycznego.

Skąd wzięło się Pana zainteresowanie nauką, fizyką i wreszcie – klimatem?

Na początku chciałem zajmować się astrofizyką. Ale zacząłem uprawiać żeglarstwo. I stwierdziłem, że chcę zrozumieć, jak wieje wiatr. I żeby zrozumieć, jak wieje wiatr, to zacząłem studiować fizykę atmosfery. Na fizyce atmosfery była nas bardzo mała grupka. Nasz szef - prof. Krzysztof Haman - zajmował się chmurami i tak zostałem wciągnięty w kilka projektów naukowych z nimi związanych. No i dzięki tej wiedzy lepiej żegluję!

W filmie zobaczymy prof. Szymona Malinowskiego czyli kogo?

Potraktowałem ten projekt dość utylitarnie. Oczywiście jestem w tym filmie prawdziwy i mówię prawdziwe rzeczy o sobie i o świecie. Chodzi mi o to, by zbudować inny przekaz, niż normalnie buduję jako naukowiec na wykładach. I pokazać człowieka, który za tym stoi. Uważam, że trzeba robić swoje.

Nie znamy przyszłości, ale potrafimy zrozumieć pewne związki przyczynowo-skutkowe i to nam powinno dać do myślenia. I staram się, żeby dawało. Możemy jeszcze wiele, tylko musimy się ogarnąć. Nie wiem, czy zdążymy coś zrobić, zanim przyspieszą zmiany naturalne. Ale staram się działać tak, byśmy mieli szansę.

;
Wojciech Kość

W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc

Komentarze